30 września 2019

Od Keiry cd Hardina

– Problem w tym, że nie wzięłam stroju. Nie powiedziałeś gdzie jedziemy - westchnęła zeskakując z krzesła.
– Przecież to nie problem. Oprócz nas nikogo tutaj nie ma - wzruszył ramionami. Dziewczyna przewróciła oczami.
– Powiem tak. Będzie o jedną osobę za dużo - palcem dotknęła jego nosa. - I mam nadzieje, że wiesz o kogo chodzi.
– Nie mam pojęcia - oczywiście żartował. Dokładnie wiedział o kogo jej chodzi. Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą.
– Jest tu gdzieś w okolicy jakiś sklep gdzie kupię strój?
– Na moje szczęście nie - na jej twarzy szybko pojawił się grymas niezadowolenia. – No już już. Ubierzesz sobie koszulkę i spodenki. Będzie dobrze?
– Yhm...
– Miło robi się z panią interesy.
– Daj mi pół godziny. Przebiegnę się i możemy iść. Ogarnij w tym czasie wszystko co trzeba - cmoknęło go w policzek. To była wymówka żeby mogła sprawdzić czym były głosy z poprzedniego dnia. Nie dawało jej to spokoju.
– Pójdę z tobą.
– Nie nie. Możesz przygotować nam jakiś lunch! - pobiegła na górę szybko się przebrać. To było coś czym musiała zająć się sama. Nim Hardin zdążył się obejrzeć jej nie było już w domku.
– Na dole... nad jeziorem - znowu ten sam głos. Wiedziały, że ich szuka. - Czekamy na ciebie... - nie czekając dłużej dziewczyna znalazła najszybszą drogę żeby znaleźć się przy brzegu.
– Gdzie jesteście? - rozejrzała się nie widząc nikogo.
– Tutaj - w wody wyłoniły się dwie kobiety. Ciecz zasłaniała ich nogi. – Mamy coś dla ciebie Keiro - jedna z nich wyciągnęła rękę do dziewczyny. – Chodź z nami, a dowiesz się prawdy - dziewczyna bez zastanowienia podała jej rękę i momentalnie została wciągnięta w głąb zbiornika. - Głupie dziecko - piękne kobiety zmieniły się w obrzydliwe nimfy. Wbiły szpony w ciało dziewczyny i zaczęły ściągać ją na dno. Szarpała się, próbowała uwolnić jednak były zbyt silne.
– Keira! Keira nie poddawaj się - głos Przewodniczki ocucił ją kiedy zaczynała tracić siły. Kiedy była już na dnie poczuła ostre kły wbijające się w jej ramię. Bezgłośnie krzyknęła. – Weź się w garść! Użyj swoich mocy! - oczy białowłosej zaczęły świecić. Wokół niej pojawiło się pole siłowe, które odepchnęło wrogów.
– Kim ty jesteś?! - wrzasnęła jedna z syren kiedy w jej dłoniach pojawił się trójząb. Keira unosiła się w wodzie tak jakby lewitowała. Patrzyła na nie jednak jej wzrok wydawał się być pusty. - Zabiję cię smarkulo! - zaczęła płynąć w jej stronę z zawrotną prędkością. Chciała przebić ją swoją bronią jednak nim to zrobiła lodowa igła przebiła jej brzuch na wylot. Pierwszy trup zaczął wypływać na powierzchnię. Pozostałe chciały uciec. Keira wyciągnęła ręce przed siebie. Zaczęła zaciskać dłonie, a syreny nie mogły oddychać. Zaczęły się dusić. Kilka sekund później dołączyły do koleżanki. Białowłosa straciła przytomność, a woda wyniosła ją na brzeg. Była cała poraniona. Z ran po uryzieniach i zadrapaniach sączyła się krew.
Rada magów obserwowała jej poczynania przez kulę wizji. Po tym co się wydarzyło na sali zrobiło się głośno. Czarodzieje w czarnych płaszczach dyskutowali o zaistniałej sytuacji.
– Cisza! - przewodniczący krzyknął. Każdy zamilkł. Jedyne co było słychać to oddechy członków zgromadzenia. – Prawdą jest, że dziewczyna nie jest jeszcze gotowa jednakże jeśli nie przyspieszymy jej rozwoju świat może czekać klęska.
– Mistrzu co jeśli magia ją przytłoczy? Co jeśli przejmie nad nią kontrolę?
– Wtedy będziemy modlić się o ocalenie. Koniec zebrania! - mężczyzna odszedł od kuli w stronę swojej Komnaty.

<Hardin?>

29 września 2019

Od Namkyuna CD Shakäste

Antybohater w innym świetle. Czy KV to jednak złoczyńca?
Dzisiaj o godzinie trzeciej nad ranem policja znalazła ciało pana L., który tydzień temu zamordował swoją żonę i córkę. Patrząc na obrażenia można powiedzieć, że sprawcą jest KV. Ale pojawiło się coś nowego. Na szyi martwego dostrzeżono ślad po ugryzieniu, wielkość i rodzaj wskazują na wampira. Jak wiadomo, KV jest wampirem, przez co sporo osób, w tym policja, uznało, że to on pozostawił ślad. Miał karać złoczyńców i przestępców dla dobra świata, ale najwidoczniej powoli zaczyna działać dla własnych potrzeb...
- Co?
Namkyun przeleciał wzrokiem resztę artykułu, coraz szerzej otwierając oczy. Z każdą czytaną linijką jego zdziwienie narastało, a na końcu pojawiło się coś w rodzaju irytacji. Zwilżył językiem dolną wargę, zamykając usta, które dotychczas miał otwarte, przestąpił z nogi na nogę. Jak coś takiego się stało? Tamten człowiek... Namkyun nie wypił jego krwi, nawet jednej kropli. Fakt, to on go zabił, ale nie ugryzł ani razu. Nie robił przecież takich rzeczy, wiedział, że picie ludzkiej krwi przez wampiry ludzie często odbierają jako coś złego, więc nawet jeśli myślał na początku o zabiciu dwóch ptaków jednym kamieniem, ostatecznie zrezygnował. A teraz osoby, które nawet nie były świadkami zdarzenia, przypisywali mu tak radykalne czyny. W ogóle skąd się wziął tamten ślad? To z pewnością nie był on, więc ktoś inny musiał to zrobić.
Wtem poczuł napływającą złość. Wspaniale, ktoś mądry wykorzystał sytuację i napił się krwi, zwalając winę na niego. Wow. Wow. Woooow. Niektórzy naprawdę nie mają serca.
Usłyszał pikanie. Podniósł wzrok znad komórki, spojrzał na półeczkę automatu, na której czekał kubek gorącej kawy. Widząc go pospiesznie wrzucił smartfona do kieszeni kitla, po czym wziął do rąk napój. Założył pokrywkę, czując przyjemny aromat, w ustach zebrała się ślina. Jak bardzo chciałby móc się napić takiej kawy bez żadnego problemu i nie musieć potem jej zwrócić! Wtedy nic by się nie zmarnowało, a udawanie normalnego człowieka szłoby mu znacznie łatwiej. Westchnął ciężko. Może w przyszłym życiu mu się bardziej poszczęści. Albo ktoś w końcu wymyśli sposób, by wampir mógł normalnie jeść. Na to drugie chyba było więcej szans, ponieważ wampirze życie należało do tych bardzo długich.
Kawa nie była dla niego. Kupił ją specjalnie dla koleżanki z pracy, Olivii. Ostatnio kobieta mu pomogła z pewną osobą, więc postanowił jej dać kawę, którą kupowała każdego dnia zaraz po przyjściu do ośrodka. Taki drobny gest, kosztujący go trzy dziewięćdziesiąt.
Skończył z wchłanianiem tego przyjemnego zapachu, nie chciał się bowiem do niego przywiązać. Odwrócił się na pięcie, po czym ruszył korytarzem. Szedł chwilę, gdy wtem natknął się na średniego wzrostu mężczyznę w okularach. Gdy obaj wymienili się spojrzeniami, Namkyun uśmiechnął się do niego szeroko.
- Dzień dobry, panie Woods - rzekł wesoło, podchodząc do niego.
- O, dzień dobry, Namkyun - odparł tamten, jednak nie odwzajemniając uśmiechu, jak to miał w zwyczaju.
Namkyun od razu zauważył, że lekarz nie jest w humorze. Uniósł jedną brew, zmierzył go wzrokiem z góry na dół. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się wstrzymał. Pomyślał, że może doktor Woods nie chce mówić, co się stało, dlatego zdecydował się z samego rana go o to nie wypytywać.
Przełożył kubek do lewej ręki, prawą zaś schował do kieszeni kitla. Wziął nieco głębszy wdech.
- Wie pan może, czy Olivia Clark przyszła do pracy?
Słysząc nazwisko kobiety, pan Woods wzdrygnął się. Uciekł wzrokiem gdzieś na bok, przez dobrą chwilę nie mógł spojrzeć w oczy Namkyuna. Koreańczyka zdziwiło to zachowanie. Popatrzył na mężczyznę podejrzliwie. Dobra, coś się stało. Coś, czego chyba nie mógł ignorować.
Wreszcie lekarz spojrzał na niego. Chwilę stał bez ruchu, po czym wziął głęboki wdech, wyglądając przy tym, jakby próbował zachować spokój. Jakoś specjalnie dobrze to mu nie wychodziło.
- Namkyun, posłuchaj - zaczął - muszę ci coś powiedzieć.
Namkyun przyjrzał się jego twarzy.
- Chodzi o Olivię - to brzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Tak. Olivia - na chwilę zamilkł - nie żyje.
Oczy Koreańczyka otworzyły się szeroko, brwi powędrowały ku górze. Stanął nieruchomo, przez krótką chwilę wyglądał niczym figura woskowa. Wpatrywał się w pana Woodsa, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Olivia nie żyje? Przecież jeszcze wczoraj po pracy wracała do domu uśmiechnięta, odwiozła mnie pod dom i nawet spytała, czy może nie wyjdziemy kiedyś się napić. Jak? Jak?
- Jak to? - zapytał wolno. - Nie żyje?



Stał trochę dalej niż reszta i spoglądał na trumnę, którą nieśli karawaniarze. Na twarzach wszystkich ludzi widniał ogromny smutek, ci z najbliższej rodziny zmarłej zalewali się łzami. Namkyun spuścił nieco głowę. Nie był osobą wierzącą w jakiekolwiek bóstwo, ale przyszedł na pogrzeb, ponieważ chciał ostatni raz spojrzeć na Olivię. Nie mógł uwierzyć, że kobieta popełniła samobójstwo. Choć wszystko wskazywało na to, że tak było, on w to nie wierzył. Znał całkiem dobrze Olivię, kilka lat ze sobą pracowali, nawet uczyli się na tym samym uniwersytecie, do tego był psychiatrą i nie dostrzegł u niej niczego, co wskazywałoby na depresję czy inny czynnik mogący zmusić ją do pozbawienia siebie życia. Uważał, że to wszystko było podejrzane, nawet jeśli mógł się mylić.
W którymś momencie myślami nie był już na cmentarzu wśród żałobników. Zastanawiał się, co się mogło naprawdę stać, gdy nagle poczuł nieprzyjemne pieczenie na twarzy. Podniósł głowę, zmrużył oczy, cicho sycząc. Tak nagle ciemne chmury się rozeszły, promienie słoneczne wylazły, brutalnie uderzając w jego suchą skórę. Dyskretnie odwrócił się tyłem do słońca, spuścił głowę i zasłonił twarz ręką, jakby zaraz miał zacząć płakać. Cholera, nie wziąłem kapelusza, bo żaden nie pasował do okoliczności! I co teraz?
Chwila.
Krem!
Przypomniał sobie, że na wszelki wypadek wziął ze sobą małe aluminiowe pudełeczko, do którego schował trochę kremu dla wampirów na promienie słoneczne. Jak dobrze, że się przygotował, mimo że pogoda pokazywała cały tydzień pochmurny i deszczowy. Inaczej teraz musiałby uciec gdzieś do cienia, co mogłoby wzbudzić mieszane emocje wśród innych. A tak to nic się nie stanie.
Czym prędzej, ale dalej dyskretnie wsunął wolną dłoń do kieszeni marynarki. I nagle zamarł. Nie znalazł kremu. Pospiesznie sprawdził w drugiej. Też nic. Momentalnie ogarnął go stres. Onieonieonieonieonie, co mam teraz zrobić? Wziął głęboki wdech. Spokój. Z pewnością go wziąłem ze sobą, jak dotarłem na cmentarz, sprawdziłem i wtedy krem jeszcze był. To znaczy, że jakimś magicznym trafem wypadł przed chwilą i gdzieś tu jest. Zaczął błądzić wzrokiem po cmentarzu. Przez chwilę czuł się jak bohater pewnej historii, jaką niedawno czytał - tamten zgubił ważny dla niego pierścień, a on krem - potrząsnął jednak głową, odtrącając zbędne myśli. Nie jestem jak on, nie gubię ciągle ważnych rzeczy. Ja tylko je zostawiam w niecodziennych miejscach.
Ostrożnie się odwrócił, w jego twarz znowu uderzyły promienie słoneczne. Zrobił z ręki daszek, ale teraz grzbiet jego dłoni piekł. Zaczął się dokładnie rozglądać, gdy nagle poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Odwrócił głowę, jego oczom ukazał się stojący pod drzewem pewien mężczyzna z papierosem w ręku. Zmierzył go wzrokiem, na dosłownie sekundę ich spojrzenia się spotkały, lecz tamten zgrabnie popatrzył na trumnę, właśnie spuszczaną do wykopanego wcześniej dołu. Namkyun jeszcze chwilę na niego spoglądał.
Wtem kątem oka dostrzegł błysk. Spuścił wzrok na trawę w pobliżu drzewa. Coś na ziemi odbijało promienie słoneczne, którym udawało się przedrzeć przez gałęzie i liście. Spojrzał na przedmiot, otworzył szeroko oczy. Jest! Znalazłem cię! W duchu odetchnął z ulgą. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie, lecz szybko opadły, gdy tylko poczuł narastające pieczenie. Skrzywił się, spojrzał na dłoń.
- No nie - szepnął do siebie.
Na grzbiecie pojawił się widoczny ślad. Wiedział, że tak szybko nie zniknie mimo wampirzej regeneracji. Zaklął cicho pod nosem. Gdyby tylko rękaw jego marynarki był na tyle długi, by móc zakryć dłoń. Wziął głęboki wdech. Nie zwlekając już, cofnął się o trzy kroki, by wyjść z rzędu ludzi, po czym udał się w stronę drzewa. Popatrzył na stojącego tam mężczyznę, który zaczął wpatrywać się w małe pudełeczko, przyspieszył. Gdy tamten już miał się po nie schylić, Namkyun wypadł zza żałobnika i zwinnym ruchem zgarnął je. Mężczyzna na chwilę zastygł bez ruchu, po czym spojrzał na niego, w oczach dało się dostrzec swego rodzaju ciekawość. Koreańczyk wyprostował się, poprawił garnitur. Jednym krokiem skrył się w cieniu drzewa, którego gałęzie zaczęły falować od wiatru. Wciąż czując na sobie spojrzenie tamtego, na chwilę zrezygnował z posmarowania się kremem. Popatrzył na trumnę. Schował pudełeczko do kieszeni, następnie przestąpił z nogi na nogę, biorąc głęboki wdech.
- Odeszła - westchnął, próbując odwrócić uwagę mężczyzny od tego, co przed chwilą się wydarzyło. - Na zawsze. - Spuścił głowę. - Jak to mogło się stać?
Nie wiedział, czy między nimi rozpocznie się konwersacja, ale gdzieś tam w duchu miał na to nadzieję.

Shakäste?

Rachel Emily Murray

Autor zdjęcia: Ann Kuleshova
Login:  kkrokusinski@gmail.com  
"Mój Boże, jakie wszystko jest dzisiaj dziwne. A wczoraj jeszcze żyło się zupełnie normalnie. Czy aby nocą nie zmieniono mnie w kogoś innego? Bo, prawdę mówiąc, czuję się jakoś inaczej. Ale jeśli nie jestem sobą, to w takim razie kim jestem?" Lewis Carroll
Imię i nazwisko: Rachel Emily Murray
Pseudonim: Rae - Rae nadany jej przez starszego brata oraz alter ego - Alice Wonderland - znany w kryminalnym półświatku.
Pochodzenie: Wielka Brytania
Płeć: Kobieta
Orientacja: Biseksualna
Praca: Bezrobotna
Data urodzenia: 31. 01.
Wiek: 20 lat
Cechy zewnętrzne: Oko nieznajomego uznało by Rae - Rae za dosyć pociągającą siedemnastolatkę, ze względu na jej twarz o nieco dziecinnych rysach, oraz drobną sylwetkę. Podbródek jest ostro zarysowany, tak samo jak wysokie kości policzkowe. Na jej bladej twarzy brak piegów, można za to doświadczyć dużych, nieco bardziej różowych niż twarz ust oraz prostego nosa o rozszerzonych skrzydełkach. Całości dopełniają duże, wzbudzające zaufanie jasnoniebieskie, niemal szare oczy. Atrakcyjnym atutem są również długie, czarne włosy opadające swobodnie na plecy.
Nieznajomy jednak nie zwróciłby uwagi na delikatne mięśnie ramion i nóg, które odznaczają się na tym chudym ciele. Dziewczyna lubi je ukrywać pod warstwą workowatych, czarnych ubrań. Zwykle też nie zakłada biżuterii (oprócz małych, złotych kolczyków otrzymanych w dzieciństwie od babci i które nosi codziennie) czy sukienek, by nie wyróżniać się z tłumu. Chyba, że poluje. Jeśli tak jest, nieznajomy ma spore kłopoty.
Kostium: Można powiedzieć, że jej kostiumem jest maska niezrównoważonej i okrutnej Alice, którą zakłada zawsze wtedy, gdy poczuje zew krwi. Fizycznie twarzy zasłaniać nie musi, bo nigdy nie zostawia świadków przy życiu.
Sława: Rachel, a raczej Alice ma na swoim koncie kilka okrutnych morderstw, o których głośno jest tylko na niektórych komisariatach. Detektywi nie znają jeszcze jej tożsamości oprócz imienia, jakie sobie nadała. Mieszkańcy mają jedynie dostęp do mętnych plotek, z których większość jest nieprawdziwa.
Osiągnięcia: Kilka zabójstw.
Umiejętności:
Inteligencja 635
Siła 162
Zdolności manualne 332
Zwinność 508
Szybkość 423
Umiejętności fizyczne: Rachel nie posiada specjalnych umiejętności, oprócz dźgania nożem, drapania i gryzienia w ostateczności. Siły dodaje jej zdecydowanie morderczy szał, w jaki wpada w trakcie aktu zabijania. Gdyby musiała salwować się ucieczką, jest wystarczająco szczupła i lekka, by mogła schować się w każdej dziurze lub biec dostatecznie szybko, by umknąć goniącemu.
Charakter: Cechy psychiczne Rachel można by podzielić równo na dwie osoby, tak jak dokonała tego ona sama, separując pozytywne cechy charakteru od tych negatywnych. Sama w sobie nie jest świadoma tego podziału i gorąco wierzy, że Alice jest kompletnie oddzielnym człowiekiem. Gdyby pewnego dnia sobie to uświadomiła, szok mógłby spowodować u niej utratę zmysłów. Trzeba jednak pamiętać, że wciąż jest to jedna osoba, a wyobrażenia Rachel o Alice istnieją jedynie w jej głowie. Przeprowadzając badania, lekarze gładko odseparowali Rachel oraz osobowość - Alice. Przy czym przypadek Rachel - Alice nie jest przypadkiem typowego rozdwojenia jaźni, ponieważ obie mogą funkcjonować jednocześnie. Może to wyjaśniać schizofrenia, na którą również cierpi Rachel, a omamy powodują, że druga osobowość staje się dla niej jak najbardziej realnym człowiekiem.
Rachel, która posiada większość władzy fizycznej i umysłowej, sprawia wrażenie zdrowej psychicznie i poukładanej dziewczyny. Czasami ma skłonność do bujania w chmurach, również niewiele się odzywa i podczas rozmowy nie patrzy ludziom w oczy. Jej nieśmiałość oraz bezradność skłaniają do opieki nad nią... lub wręcz przeciwnie. Biada tym, którzy zdecydowali się ją wykorzystać. Dziewczyna nie ma również, na pozór, własnego zdania, a wszystkie rozkazy przyjmuje od Alice, która wydaje się mądrzejsza i jest zdecydowanie bardziej pewna siebie. Potyczki słowne Rachel może prowadzić tylko z nią lub z osobą, którą dobrze zna. Dla ludzi woków jest miła i uczynna.
Sprawa ma się inaczej z Alice, która fizyczną kontrolę może przejąć tylko wtedy, gdy Rachel spojrzy w lustro. Dziewczyna zwykle nie pamięta epizodów, podczas których kontrolę przejmuje Alice, oraz czasu sprzed. Jeśli chodzi o umysł, oprócz rozmowy poprzez lustro, może przemawiać do niej w myślach. Rachel może podejmować wolne decyzje, ale gdy dotyczą one czegoś poważniejszego, do akcji wkracza Alice. A Alice jest nieobliczalna, arogancka i żądna krwi. Jest osobowością dominującą psychicznie nad Rachel, którą uważa za głupią i naiwną. Jak toksyczny przyjaciel, powoli uzależniała ją od siebie, aż Rachel nie była w stanie funkcjonować samotnie. Łatwo się wścieka, gdy coś idzie nie po jej myśli i natychmiast opanowują ją mordercze zamiary. A gdy zdecyduje się kogoś zabić, można być pewnym, że to zrobi. Nie interesują jej błagania czy prośby. Nie jest litościwa i nie obchodzą jej uczucia innych .Uważa się za lepszą od reszty ludzi, co czasem ją gubi. Umie planować i jest przebiegła.
Historia: W dzieciństwie Rae - Rae nic nie wskazywało na to, że z dziewczynką dzieje się coś złego. Pochodziła z bogatej, angielskiej rodziny, która, gdy Rachel miała trzy lata, postanowiła przeprowadzić się do Los Angeles. Nowe miejsce i mieszkanie na przedmieściach z dala od rówieśników uczyniło ją samotniczką. Matka, by zadośćuczynić jej ten stan, czytała jej ulubioną książkę - "Alicję w Krainie Czarów". Jakiś czas później dziewczynka zaczęła bawić się z wyimaginowaną przyjaciółką, którą nazwała Alice. Rodziców specjalnie ten fakt nie zmartwił. "Wyrośnie z tego", mówili. Nie wyrosła.
Dzwonkiem alarmowym powinno być już zdarzenie, gdy Rachel miała sześć lat i zaczęła chodzić do przedszkola. "Epizod z nożyczkami", jak je ochrzczono, zostało rozwiązane za pomocą pieniądza i zgrabnie zamiecione pod dywan. Przecież bogata i szanowana rodzina Murray'ów nie mogła pozwolić sobie na taki skandal. Gdy ją zapytano, a zapytano ją jedynie raz Rachel odpowiedziała: "To nie ja! Alice to zrobiła, nie ja!"
Wraz z wiekiem Rachel coraz rzadziej wspominała o Alice, aż przestała wspominać o niej wcale. Aż do pewnego jesiennego popołudnia, kiedy rodzice ponownie o niej usłyszeli, ale nie z ust zainteresowanej. Tego dnia ze szkoły prywatnej dla dziewcząt w Los Angeles pogotowie zabrało Rachel oraz jej koleżankę z klasy. Rachel na oddział psychiatryczny, a jej koleżankę na chirurgię.
"Obawiam się, że pańska córka może cierpieć na zaburzenia osobowości", tymi słowami doktor Newlow zapoczątkował pięcioletni pobyt Rachel w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym. Pieniądze znów pozwoliły dziewczynie uniknąć odpowiedzialności karnej, ale na tym rodzicielska pobłażliwość się skończyła. Gdy w końcu opuściła szpital nie mogła już liczyć na ich wsparcie czy chociaż dach nad głową. Wtedy o pomoc zwróciła się do starszego brata, który po przejęciu rodzinnej firmy nie skąpił jej grosza.
Rodzina: 
William Murray Junior - starszy brat Rachel, chociaż od sławetnego "epizodu z nożyczkami" był niejako odseparowywany przez rodziców od siostry, bardzo się o nią troszczy i stara się zapewnić jej byt. Nie wie o Alice. Pieszczotliwie nazywany Bill.
Camilla Murray - matka Rachel i Willa, żona Williama Seniora.
William Murray Senior - ojciec Rachel i Willa, mąż Camilli Murray.
Relacje: 
Doktor Newlow - psychiatra Rachel, który przez wiele lat badał i opisywał jej przypadek. Kiedy umarł, dziewczyna uzyskała zwolnienie ze szpitala, a wszystkie dokumenty a nią związane zniknęły.
Zauroczenie: Imię
Partner/ka: Brak
Miejsce zamieszkania: Rachel mieszka w kupionym dla niej przez brata lofcie, który mieści się w wieżowcu niedaleko centrum Los Angeles. Dziewczyna nie jest typem pedantycznym, więc nie zawsze panuje w nim porządek.
Pojazd: Rachel nie zrobiła prawa jazdy, więc porusza się pieszo albo komunikacją miejską.
Fundusze: Rachel nie posiada własnych zarobków, wszystko co ma, dostaje od brata, a dostaje naprawdę dużo, jeśli wziąć pod uwagę, jak dobrze kręci się rodzinny biznes Murray'ów.
Inne informacje: 
~ Rachel cierpi na anemię, schizofrenię oraz rozdwojenie jaźni. Zbiór tych chorób sprawia, że jej przypadek jest niecodzienny.
~ Lubi tańczyć, gdy nikt nie widzi.
~ Jej ulubiona książka to "Alicja w Krainie Czarów" Lewisa Carrolla.
~ Raz, gdy pokłóciła się z osobowością Alice, potłukła wszystkie lustra w mieszkaniu. Brat znalazł ją zakrwawioną i zapłakaną przy odłamkach.
~ Jeśli Rachel nie jest posłuszna Alice, ta może posunąć się do aktów autoagresji.
~ Alice preferuje polować na mężczyzn. Są dla niej pewnym odzwierciedleniem zła. 

Percival Rowe

Autor zdjęcia: Jake Gyllenhaal [na zdjęciu]
Login: morrigan#2772 [discord] Ceresowa [hw/dg]
"Never been a perfect soul, but I will not apologize"
Imię i nazwisko: Przedstawił mi się jako Percival Rowe. Z tym swoim okropnie słodkim uśmiechem. Ale nie, przecież tutaj nie jest znany pod tym imieniem. Może przy mnie się pomylił albo myślał, że go rozpoznam, jak się tak przedstawi; że od razu za nim pójdę? [odchrząknięcie, w nagraniu odzywa się inny głos] "Detektyw śledczy Samatha Cooper. Osobnik znany w Wielkiej Brytanii jako Gideon Frasier został powiązany z dokumentami podpisanymi następującymi imionami: Percival Rowe w Ameryce, Daniel Harbour w Szwajcarii, Arthur Galahad w Monako i Jonathan Bennet w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Brak informacji na temat autentyzmu jakiegokolwiek z tych imion." 
Pseudonim: [głos poszkodowanej] Pani wymieniła jego wszystkie inne nazwiska, chyba to się liczy, jako pseudonim, co? Ale mi kazał na siebie mówić Percival, ostrzegał, że nie toleruje skrótów. Jak- [niezrozumiałe] to groził mi, że złamie mi palec. Znaczy, że będzie mi kazał. Ale tego nie zrobił. Zapamiętałam. Boże, ale Eloise... [odzywa się głos detektyw Cooper] "Wspomniałaś, że Percival Rowe to według ciebie ta sama osoba, którą media nazywają Dogder. Co o tym słyszałaś?" [odzywa się głos przesłuchiwanej] Szczerze mówiąc, nie za dużo. Oni też. Trafne przezwisko, co? Omija wszystkie wiadomości, niby jest i ktoś tam wie o jego istnieniu, ale tak naprawdę działa incognito i nikt nie wie, kim jest. Zresztą wciąż nie wiadomo, czy Dodger to na pewno on, prawda? Ale myślę, że tak. Choć mógł to wszystko ustawić, bo cwaniak z niego jest. No, mówiłam, nazwa pasuje. 
Pochodzenie:  Z tym jego akcentem musi być stąd, prawda? Czysty Brytyjczyk. Strzelam, że pochodzi gdzieś z Yorkshire. Próbował przy mnie udawać Amerykański akcent. Brzmiałoby przekonująco, gdyby nie to, że w tym samym czasie pił bawarkę. 
Gatunek: Chyba jest człowiekiem. Prawda? Ale z tą jego "mocą"... Nie, nie może być człowiekiem. To niemożliwe. Może demon? Mutant? Coś złego. Normalny człowiek nie mógłby robić tego, co on. Błagam, powiedzcie mi, że to nienormalne, że to nie ja. Musi być inny, to nie moja wina, to nie moja wina...[szloch]
Płeć: Dla mnie mężczyzna. Dla wszystkich innych chyba też. Ale mnie nie dotknął, nie ważył się, więc nie wiem tak naprawdę. Twarz i głos mówi mężczyzna. Tyle wystarcza, co?
Orientacja: Trudno mi powiedzieć. Mówiłam - mnie ani innych, którzy mu byli potrzebni przy akcji na Sparkhill, nie dotykał, więc nie jestem pewna. Ale flirtuje ze wszystkimi, więc może panseksualny?
Praca: No, to chyba wiecie. Percival Rowe jest biznesmenem, ma swoją firmę. Scylla zajmuje się produkcją samochodów elektronicznych i tych z tym silnikiem wodorowym, czy coś. Podobno oni pierwsi zrobili patent na samojeżdżące auta, ale Tesla szybko ściągnęła pomysł. Był na to zły, mówił nam. Kieruje też Rowe Inc., kancelarią prawniczą. Nie mówił, skąd żadna z tych firm się wzięła, jeżeli chce pani o to zapytać. On to mógłby dostać i całe SpaceX, gdyby chciał. Ale Scylla chyba mu wystarcza. Pieniędzy mu nie braknie. Ale jak z tymi innymi nazwiskami, które pani podała, to ja nie wiem.
Data urodzenia: Szesnasty lipca. Trzy dni przed Sparkhill. Dał nam wolną wolę, chyba w podzięce, czy coś takiego. Harry prawie zadzwonił na policję, ale Percival kazał mu zeskoczyć z balkonu, na którym wykręcał numer, gdy się dowiedział. Cud, że Harry wyszedł z tego tylko ze złamaną nogą i ręką. Mówiłam mu, żeby dał spokój, mówiłam, ale on był uparty... [szloch] Po tamtym wybryku nie puszczał nas ze smyczy aż do Sparkhill. Pewnie trzymałby dłużej, gdyby nie komplikacje.
Wiek: Nie powiedział mi wprost. Ale on mało rzeczy mówi wprost. Oprócz rozkazów. Powiedziałabym, że około trzydziestu. [odzywa się głos detektyw Cooper] "Zielona karta Percivala Rowe'a podaje rok urodzenia jako 2037, Wikipedia określa rok 2038, prawo jazdy ukazuje rok 2036. Dokumenty o innych nazwiskach podają daty w podobnym zakresie."
Cechy zewnętrzne: Gdyby nie ten jego obrzydliwy charakter, wcale nie byłby aż tak zły. Może mieć coś ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, na pewno nie mniej. Nie wygląda jak jakiś atleta albo kulturysta, co to, to nie. Ale jakieś tam mięśnie ma, wysportowany jest. Wąska talia, spore dłonie, ramiona nie jakoś bardzo szerokie, ale nieco szersze niż biodra. Wagę ma odpowiednią do wzrostu i sylwetki, nie wiem, nie znam się na tym aż tak dobrze.
Brązowe, może orzechowe włosy, krócej ścięte po bokach i z tyłu, z odrobinę dłuższą grzywką, zaczesaną na prawo. Dość krótka broda, nie na tyle krótka, by mogła być nazwana kilkudniowym zarostem, ale też nie jest to pełna broda, tylko taki o, krótki zarost.
Oczy. Oczy ma niebieskie, mocno niebieskie. Taki mają bardzo zimny kolor, ale wciąż niebieski. Trochę jak takie blade niebo, odrobina szarości, ale błękit. Wydają się jeszcze bardziej niebieskie, jak się patrzy na jego twarz ogółem, z tymi jego ciemnymi włosami i ciemnym zarostem. I ma pieprzyk na lewej kości policzkowej. Wąskie usta. Rzadko kiedy te jego ciemne brwi są rozluźnione. Nie rumieni się, ale za to blednie, jak coś nie idzie po jego myśli. No, to chyba tyle z twarzy.
Ubiera się dość... poważnie? Nie wiem, jak to nazwać. W każdym razie nosi koszule, chyba nie widziałam go w t-shircie. Spodnie też takie bardziej wyjściowe, chociaż dżinsy też mu się zdarzają. Często do tego marynarka. Nie zawsze czarna, nie ma problemu z kolorami. Chociaż koszule z reguły są białe albo w stonowanych odcieniach. Krawaty i muszki nosi rzadziej, najczęściej to po prostu garnitur z jasną koszulą. Czasem i kamizelką. Buty nosi wygodniejsze, oprócz lakierków ma też trampki i inne takie, ale ja tam nie wiem, nie przyglądałam się jego garderobie zbytnio.
Z cech charakterystycznych, to ma tę cienką bliznę przecinającą palce lewej ręki, jakby ktoś go ciachnął czymś ostrym dawno temu, bo jest całkowicie zagojona. Nie mówił, skąd jest. Ma też tatuaż na prawym uchem, przynajmniej tak mi się wydaje. Coś na kształt litery X, ale nie wiem, nie wpatrywałam się w niego. Chciałam przeżyć, wie pani.
Kostium:  Przy Sparkhill nie miał żadnego, domyślam się, że teraz też nie ma. On nie działa własną ręką przy tych sytuacjach, tylko je nadzoruje. Czeka, aż inni zrobią wszystko za niego. Nie lubi komiksowych superbohaterów i złoczyńców, uważa ich za żarty. Lubi garnitury, ale to inna sprawa. Poza tym Percivala, Dodgera, czy jak go chce pani nazwać, nie widać, o nim tylko słychać. A ludzie z reguły i tak nie wierzą. Chcą twarzy, prawda? Coś, co można wcisnąć do tabloidów. A nie cichego szeptu i jego przerażonych słuchaczy.
Sława: Tak jak mówiłam, bardziej znany jest jako Percival Rowe, biznesmen, filantrop, przedsiębiorca, niż jakiś... złoczyńca. Podobno daje milion rocznie na sadzenie drzew i funduje wybitnie utalentowanym dzieciom z biednych rodzin studia. No to znany jest głównie z tego. Też z tego, że jest założycielem i prezesem Scylli, a jego kancelaria prawnicza ma frakcje chyba na całym świecie. Pojawia się na różnych galach, jeśli go zaproszą i tak dalej. Generalnie, jeżeli powiesz „Percival Rowe”, to ludzie wiedzą, o kogo chodzi. Chyba że mieszkają pod kamieniem.
No tak, trochę też było słychać o tym tajemniczym Dodgerze w wiadomościach, u nas i za oceanem też. Ostatnio więcej, tak słyszałam. Widocznie znudziło mu się życie bogatego człowieka biznesu. No, ale nikt nie łączy tych dwóch osób razem, a jak już to robi, to wszyscy uważają go za świra. Pani pewnie też tak myśli o mnie. [śmiech, po niecałej minucie przeradza się w szloch]
Osiągnięcia: [głos detektyw Cooper] "Percival Rowe w wieku dwudziestu jeden lat skończył studia w London School of Economics. Tego samego roku przeniósł się do Stanów Zjednoczonych i założył Rowe Inc. Firma zyskała sławę i po dwóch latach Percival Rowe założył Scyllę. Do innych dokumentowanych nazwisk przypisane są renomowane kancelarie prawnicze, Gideon Frasier jest również właścicielem pól golfowych na wschód od Sheffield, Summer Springs. Co do osobnika nazywanego przez media Dodgerem...
Znane są dwa napady na bank - w Sparkhill, Birmingham i niecały trymestr temu w San Francisco; jeden incydent z trzygwiazdkową według przewodnika Michelin restauracją w Chicago, gdzie w jednej chwili wszyscy goście opuścili lokal, nie potrafiąc powiedzieć dlaczego, a jeden z kucharzy tego samego wieczoru popełnił samobójstwo. Oprócz tego sytuacja w mediach nazywana Trójkątem Channel Islands, kiedy to prywatny superyacht nagle zboczył z kursu na Panamę, by popłynąć na Bora Bora (gdzie tego samego wieczoru został wynajęty jeden z nadwodnych bungalowów przez kogoś, kogo obsługa zaczęła nazywać Złotoustym) a następie ruszyć na otwarte morze. Odmrożeni członkowie załogi znalezieni po pięciu dniach przy Półwyspie Czukockim nie byli w stanie powiedzieć, czemu zmienili kurs i jakim cudem wszystkie alkohole zniknęły z baru, chociaż nikt nie wypił ani kropli."
[głos przesłuchiwanej] Ja mogę najwięcej opowiedzieć o Sparkhill. I chyba tylko o tym. Zebrał kilka osób pracujących w banku, zabrał nas do siebie i przez kilka dni planował, jak zabrać pieniądze. Udało mu się. Kazał nam zebrać się w budynku obok, odebrał pieniądze przez pośrednika. Tylko że wszystko szło odrobinę za wolno i ktoś z zewnątrz powiadomił policję. Pośrednik zdążył uciec z pieniędzmi, ale policja złapała nas, czyli tych, którzy działali przy banku. Byliśmy o kilka sekund, może setnych za wolno. Gdyby nie to, pewnie wciąż byłabym przy nim. Wszyscy bylibyśmy.
Moce: To jest coś, czemu nie możesz się oprzeć. Jego rozkaz jest czymś, czego po prostu nie możesz zignorować. Może być to mała rzecz, na przykład "Chodź ze mną". Może być większa. Jak mówiłam, Harry'emu kazał skoczyć z balkonu. Eloise raz nazwała go Percy. Pamiętam to. Przerwał jedzenie, popatrzył się jej prosto w oczy. Całkowita cisza w restauracji. Wynajął wtedy całe Simpsons, jako kolację przed tryumfalnym napadem. W każdym razie Eloise chyba zapytała się go, jak mu smakuje.Zawsze była przy nim taka kulturalna... On nie odrywając od niej wzroku,   powolnym głosem powiedział : "Eloise, złam sobie trzy palce dominującej ręki."
[po ok. pięciu minutach ciszy odzywa się głos detektyw Cooper] "Zrobiła to? Jak długo działa jego moc? Na jaką odległość?" [głos poszkodowanej] Tak, złamała te palce. Jej krzyk wciąż mam w pamięci. Ja- [niezrozumiałe] Wydaje mi się, że jego rozkazy wytrzymują całą dobę. Jak zrobisz coś wcześniej, to oczywiście jesteś wolny. Ale jeśli na przykład będzie ci kazał pójść pieszo na drugi koniec świata, to zanim to zrobisz, miną dwadzieścia cztery godziny, prawda? Wtedy tylko czujesz lekki pociąg do zrobienia tego, co ci kazał, ale nie jesteś zmuszony.
Odległość... Z tego, co pamiętam, to szukał jakiegoś wyspecjalizowanego naukowca, co by mógł mu promień jego mocy powiększyć, bo, cytuję "Pięćdziesiąt kilometrów to o wiele za mało, do jasnej cholery." Czyli pięćdziesiąt kilometrów. Ile to, coś ponad 30 mil? Jak się odsuniesz od niego na taką odległość w czasie jego rozkazu, będzie podobnie, jak z tymi godzinami. Ale z reguły jak on czegoś chce, to trzyma wszystkich blisko. Nie za blisko, żeby go rozpoznali i w ogóle, ale na tyle blisko, żeby wszystko działało. No i powtarza rozkazy co kilka godzin, jeśli to coś długotrwałego i ważnego.
Podobno, jeśli zadzwoni do ciebie przez telefon, nawet jak będziesz oddalony nawet i o tysiąc kilometrów, to jego rozkazy działają. Tylko wtedy musi mieć wciąż kontakt głosowy z tą osobą. Bo jak jego głos ucichnie, połączenie się przerwie, to rozkaz traci moc. Chodzi o ten problem odległości chyba. Bo jak ktoś jest w zasięgu tych pięćdziesięciu kilometrów, to nie musi z nim rozmawiać, wystarczy, że on zadzwoni i rozkaże. I wtedy działa dobę. [niesłyszalne] Nie, smsy i maile od niego tak nie działają.
No i to musi być wyraźny rozkaz. Nie „chciałabyś, czy możesz”, tylko tryb rozkazujący, „wpuścisz mnie, zrobisz to, zrobisz tamto” i tak dalej.
Z reguły nie ma problemu z oddzielaniem zwykłej rozmowy od rozkazów, przypadkiem zdarzyło mu się ze dwa razy rozkazać coś niecelowo. Od razu cofnął i zaczął przepraszać. Prawie, jakby miał sumienie i duszę. Prawie.
Zawsze jak wyda polecenie, to każe tej osobie o sobie zapomnieć. Nie wiem, jak to działa, ale ludzie faktycznie zapominają, jakby zniknął, jakby wymył im fragment dnia z głowy, wyciął kawałek kartki, wymazał ołówek. W najlepszym dla nas a najgorszym dla niego wypadku mogą powiedzieć, że ktoś kazał im coś zrobić, ale kto? Nie wiedzą, twarz jest rozmazana, nierozpoznawalna. Z nami pewnie też chciał tak zrobić, tylko wszystko się posypało.
Umiejętności:
Inteligencja: 530
Siła: 350
Panowanie nad mocami: 675
Zwinność: 275
Szybkość: 295
Umiejętności fizyczne: Nie jest jakiś bardzo wybitny z czegokolwiek, z tego, co wiem. Owszem, podczas trzymania nas zdarzało mu się biegać na bieżni, robił to codziennie rano i teraz pewnie też to robi. Potrafi coś tam podnieść (widziałam, jak sam ciągnie trzy walizki przez apartament dzień przed Sparkhill, pewnie był gotowy zniknąć. W końcu i tak zniknął, nie?). Wspominał, że w dzieciństwie trenował szermierkę i że trzyma stary floret nad kominkiem. Więc lepiej uważać z bronią białą. Coś też mówił o jeździe konnej i łażeniu na protesty, gdzie się bił z policją. Takie bogate dzieciaki to mają wszystko. Pewnie też grał w dzieciństwie w polo i krykieta. [niezrozumiałe] -więc wytrzymałość ma najlepszą, tak strzelam. Na ścianach w apartamencie wisiały ze dwa zdjęcia, które wyglądały jak zrobione na wypadzie narciarskim do Alp, czy gdzie tacy bogacze latają. Coś tam ze sportem ma związanego, nic wielkiego, ale coś. W każdym razie potrafi cię dogonić i przycisnąć do ściany, jak tego potrzeba.
Nie wiem, czy można to nazwać umiejętnością fizyczną, ale oprócz tego, że zna kilka języków na mniej więcej dobrym poziomie (oprócz angielskiego słyszałam, jak rozmawia po hiszpańsku, francusku, niemiecku i rosyjsku też (migać też potrafi. Podobno przynajmniej), oprócz tego zdążył pochwalić się chyba ze trzy razy, że spokojnie mógłby z kimś pogadać w polari, ale to bardziej slang niż język, więc nie wiem czy się liczy), to jeszcze umie udawać tysiąc różnych akcentów i robi to naprawdę dobrze. Nie wiem, po co mu to, chyba, tylko żeby zdezorientować kolejną osobę, której coś powie. Przepraszam, rozkaże.
Charakter: Nie wiem, czy mi pani uwierzy, ale nie nazwałabym go stuprocentowo złym. Głupio to brzmi po tym, co powiedziałam. Wciąż uważam, że jest dupkiem, ale nie jest jakimś... arcyprzestępcą czy coś.
Mam po prostu wrażenie, że jest zagubiony. Ustawia wszystko pod siebie, stawia swoje potrzeby na pierwszym miejscu. Ale to chyba oczywiste, co? Jakby ktoś miał moc układania wszystkiego pod siebie, to by to robił.
Wszystko związane z Percivalem ma swoją cenę. Nie ma w naturze działania z dobroci serca. Oko za oko, ząb za ząb. Choć nie, z nim to jest tak – oko, oko, ząb, ząb, wszystko idzie do niego. No i ma tendencję do mszczenia się za nawet najmniejszą niekorzyść, przypadkową czy nie. Jak z tym kiwi i kucharzem.
Ma niezwykle krótką cierpliwość. Nie wiem, jak to działa, że nawet jedno źle zaakcentowane słowo może obrócić jego samopoczucie o sto osiemdziesiąt stopni. Tak, jest bardzo humorzasty. I trudno mu opanować te wszystkie emocje, szybko wpada z jednej emocji w drugą. W dodatku widać to po jego mimice, ciele. Jak się cieszy, to cały się szczerzy, ma taki podskok w kroku, a jak się wścieknie to jak nie rzuci czymś o ścianę... No, najgorzej jest chyba właśnie ze złością, bo agresywny potrafi zrobić się bardzo szybko. Traci cierpliwość w tempie ekspresowym i od razu można zobaczyć po jego twarzy, jak ktoś działa mu na nerwy. Ewidentnie nie lubi, jak coś nie idzie po jego myśli. Ale to śmieszna sprawa, bo na tych wszystkich wywiadach i wykładach jest taki opanowany... Może to jakaś sztuka poskromienia temperamentu czy coś.
Chyba nigdy nie spotkałam aż tak impulsywnej osoby. Mało kiedy podejmuje decyzje, nad którymi się zastanawia. Z reguły wszystko z nim leci jak z karabinu. Daje ponieść się emocjom, nie myśląc o konsekwencjach, nie zastanawia się i podejmuje decyzje nagle. Domyślam się, że dla niego konsekwencje nie istnieją. No, ale jakby bardziej obmyślił Sparkhill, to by mu się udało. Dobrze dla nas, co?
Uwielbia mieć kontrolę, chyba nawet ośmielę się powiedzieć, że tego potrzebuje. Jakby nigdy niczego nie kontrolował wcześniej. Wszystko ma mieć pod ręką, ustawione pod niego. Taki paranoik, jakby o tym pomyśleć. Oczywiście w mediach to z niego jest oaza spokoju.
Charyzmy ma chyba za pięćdziesięciu. Jak nie jest tym paranoikiem, którego ukrywa przed ludźmi, to wszyscy jedzą mu z ręki. Do tego bajerant. Wie co powiedzieć i kiedy. Manipulator do granic, zrobi wszystko, żeby stanęli po jego stronie. Ale co ja mogę mówić, sama tak właśnie wpadłam w jego sidła. [śmiech]
Trochę jest, jakby to powiedzieć... oddalony od rzeczywistości? Śmieszą go rzeczy, które powinny przerażać, trochę jakby nie odczuwał odpowiednich emocji. Jakby nie miał takiej moralności jak wszyscy, jakby brakło mu empatii. Zaraz, czy to nie są przypadkiem cechy socjopaty? Coś o tym czytałam. Ale mam wrażenie, że czuje poczucie winy. Tylko po prostu bardzo rzadko i mało tego poczucia winy czuje, jak na ilość, którą powinien czuć po tych wszystkich rzeczach, które zrobił.
Kłamie. Dość często. Domyślam się, że jak chce dostać coś od kogoś, to rzuca samymi kłamstwami. W końcu nie bez powodu ma kilkanaście aliasów, co? Kłamanie też nie idzie mu źle. Samo przekonywanie osoby do jego strony konfliktu przychodzi mu łatwo i gładko, z tego, co słyszałam od innych osób ze Sparkhill. Trzeba ważyć każde jego słowo, bo trudno odróżnić prawdę od fałszu. [niezrozumiałe] –więc opryskliwy oczywiście jest z tym swoim sarkazmem, ale potrafi kulturalnie odpowiedzieć, jak mu na tym zależy.  No i oczywiście, że pójdzie po trupach do celu. Uparty jest, musi stawić na swoim, ale to ma chyba związek też z tym że ma potrzebę kontrolowania każdej sytuacji.
Ma swój punkt widzenia, którego trzyma się, jak tonący deski. Możesz próbować wbić mu do głowy inną opinię, cokolwiek, on jedynie pokręci głową, pewnie wyśmieje. To jego opinia i nic jej nie zmieni. Poza tym, po co mu poglądy innych, skoro w ciągu kilku sekund można namówić ich na swój własny?
Uważa się za odpowiednią osobę do dzielenia winy. Tak, myśli, że jest o wiele lepszy, niż jest. Narcyz z niego. Jakby to on był katem i tym, co oddzielał dobrych od złych. Mówiłam o tych protestach, nie? Wspominał, że z chęcią kazał się powiesić jakimś radykalnym nacjonalistom czy coś. Nie wierzę, że to mówię, ale... To by znaczyło, że nie jest zły do kości i ja myślę, że gdyby ktoś go dobrze pokierował, to on nie byłby ani trochę zły. Po prostu chyba zboczył z odpowiedniej drogi...
Historia: [głos detektyw Cooper] "Biografia Percivala Rowe'a została porównana z życiorysem Gideona Frasiera i zostały zauważone zbieżności. Oboje urodzili się w Wielkiej Brytanii, kolejno w Londynie i Sheffield. Tam również ukończyli naukę na poziomie magisterskim, w tym Rowe w London School of Economics na kierunku management i ekonomia, a Frasier na Uniwersytecie Oksfordzkim na kierunku prawo cywilne.
Wikipedia podaje, że Percival Rowe udał się po otrzymaniu dyplomu do Stanów Zjednoczonych i tam założył kancelarię Rowe Inc, uprzednio otrzymując magistrat z prawa na Uniwersytecie Kalifornijskim.
Gdy miał dwadzieścia trzy lata, był świadkiem i członkiem wypadku samochodowego, w którym zmarli jego rodzice. Informacje podane przez koronera mówią jednak, że wszyscy pasażerowie Mercedesa nie przeżyli wypadku. Mimo to, po pół roku Percival Rowe wyszedł ze szpitala i kontynuował pracę, jakby nic się nie stało. Rodzina podała informację, że przed wypadkiem Rowe miał brązowe oczy, które prawdopodobnie wskutek silnego uderzenia straciły kolor."
[głos przesłuchiwanej] Nic nam o tym wypadku nie wspominał. Ktoś tam wiedział, bo czytali Wikipedię czy coś, ale on nic nie mówił. Nie miał też problemu z jazdą samochodem. Jakby tamto go nie ruszyło. Może zapomniał? Dziwne, wydawałoby się, że taki wypadek odbiłby piętno na kimś. A on, jakby nic się nie stało. Jakby rodzice nie umarli, ale nie też, żeby się zachowywał, jakby żyli. Po prostu jakby nigdy ich nie było, jakby nigdy nie istnieli.
[odchrząknięcie, głos detektyw Cooper] "Rok później została założona Scylla, która zyskała światową sławę w przeciągu półtora roku. Percival Rowe zamieszkał w Los Angeles, gdzie również mieszczą się główne siedziby jego firm. Prowadzi wykłady na uniwersytetach, na które jest zapraszany, samotnie zajmuje się kierowaniem Scylli i jest jednym z tych nazwisk, które znają wszyscy."
[głos przesłuchiwanej] Strzelam, że nie miał dobrego dzieciństwa. Żaden ze mnie psycholog, ale skoro tak bardzo otacza się pieniędzmi i bogactwem, to coś musiało być nie tak. Może jego rodzina była uboga albo rodzice go bili. Niby wszędzie piszą, że dorastał w bogactwie, w końcu miał niezwykle bogatych rodziców, nie? Ale coś jest nie tak. To by tłumaczyło, czemu on sam ma takie zapędy, burzliwy temperament, jak to pani chce nazwać.
Rodzina: [głos detektyw Cooper] „Matka, Genevieve Sutton-Rowe, znana chirurg plastyczna, wielokrotnie nagradzana i polecana przez znane nazwiska. Prowadziła prywatną klinikę w Londynie przed tragiczną śmiercią w wypadku samochodowym. Arthur Rowe, reżyser odznaczony OBE, znany z kontrowersyjnych filmów (Oscarowy «Spritz» i nagrodzony trzema Złotymi Globami «Piąty Sierpnia») oraz pięciu małżeństw. Zginął w tym samym wypadku, co jego żona.
Dane rodziny Gideona Frasiera nie są jawne, znane są tylko ich imiona - Adam i Laura.
Koroner prowadzący śledztwo w sprawie wypadku Rowe’ów (M. J. Slater) dotąd jest pewien, że Percival Rowe również nie przeżył kolizji.” [głos przesłuchiwanej] Był pewien, chciała pani powiedzieć. Zmarł rok temu, czytałam o tym. Przedawkowanie środków nasennych czy coś. W każdym razie teraz już nikt nie wie, kto powinien być martwy a kto żywy.
Relacje:  [głos detektyw Cooper] „Tabloidy donoszą, że Percival Rowe jest ostatnio często widywany w towarzystwie Felicity Taylor-Jones (31) i Rogera Thompsona (27). Dodatkowo dołącza do nich również czasami Ophelia Jones (33), menedżer PR Scylli.” [głos przesłuchiwanej] Nam wspominał o jakimś Gordonie i kimś, kogo nazywał Mikey. Ale może to ta sama osoba?
Zauroczenie: A kto wie, co w jego pokręconej głowie siedzi.
Partner/ka:  Z tego, co wiem, to nikogo nie ma. Wtedy nie miał, a domyślam się, że trudno mu znaleźć kogoś, kto by go na długo zainteresował. No i musi uważać na te swoje rozkazy. Nie to, żebym mu współczuła, o nie.
Miejsce zamieszkania: [głos detektyw Cooper] „Z nazwiskiem Rowe powiązana jest działka na wzgórzach Beverly Hills, na której znajduje się nowoczesna willa z basenem. Oprócz tego posiada nieruchomości w Nowym Jorku, Londynie, Sheffield i Dubaju.” [głos przesłuchiwanej] Nas trzymał w ogromnym apartamencie pod Birmingham, ale chyba było na nazwisko Frasier, bo tak nawet mówił na niego szofer. Tak, tam miał szofera.
Pojazd: Oczywiście, że ma samochód swojej firmy. Taka granatowa Scylla, kabriolet z wysuwanym dachem. W środku trochę wygląda bardziej jak jacuzzi z tymi światłami niż jak samochód.
Fundusze: To, że dużo zarabia to chyba za mało powiedziane. Spokojnie może mieć kilka milionów pod ręką. Może i więcej. W końcu daje ze dwa na cele dobroczynne co roku, przynajmniej tak mówią, prawda? W każdym razie i Scylla i ta jego kancelaria na pewno daje mu masę kasy, tyle że bez problemu mógłby posiadać prywatny jet. Pewnie taki ma. No i nawet gdyby mu pieniędzy brakowało, zawsze może kazać komuś przynieść mu więcej. Jak z nami przy Sparkhill...
Głos: Arctic Monkeys 
Pupil: 

Pewnie wciąż ją ma ze sobą. Traktował ją jak jakiegoś pieska czy innego futrzaka, a nie... węża. Ma jakiś metr, na imię Persefona i jest pytonem królewskim. Lubił paradować z nią na ramieniu.
Czytałam kiedyś, że pytony z natury są nieśmiałe. Persefona to inna bajka, bez problemu Rowe mógł robić z nią wszystko, od tego, że sunęła po jego ramieniu, gdy omawiał sprawy biznesowe do tego, że przesiadywał z nią na trawie w ogródku albo leżała mu na kolanach, gdy oglądał wieczorem jakiś film czy wiadomości. Dziwnie mocno do niego przywiązana jak na gada. Może to wina tych jego mocy?
Traktował ją jak oczko w głowie. Pewnie wciąż traktuje.
Inne informacje:
□   Pali jak tylko złapie go większy stres albo straci kontrolę nad gniewem. Często drżą mu przy tym ręce.
□   Ma mocną głowę, przynajmniej tym się chwalił. Ale staje się bardzo gadatliwy po którymś, może bardziej -nastym, drinku. No, bo ewidentnie pije za dużo.
□   Mówił, że trzyma rewolwer pod łóżkiem. Tak w razie czego. Chociaż wiele razy dumnie oznajmiał, jak to jest przeciwko temu, żeby każdy Amerykanin miał dostęp do broni.
□   Cierpi na bezsenność. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo całymi nocami tylko się pałętał po apartamencie. Raz nawet wstałam, chciałam zobaczyć, co robi. Łykał jakieś tabletki, popijał czymś, co wyglądało jak whiskey. Ręce wtedy mu się trzęsły. Możliwe, że też przez to zbyt dużo pije. Żeby zmusić się do snu. Czy coś.
□   Chyba ma jakiegoś kręćka na temat mitologii Greckiej. No bo czemu jego firma nazywa się Scylla, ma węża imieniem Persefona, no i zdarza mu się rzucać w rozmowie porównania do tych mitów, czy postaci?
□   Ma alergię na kiwi i nie potrafi wypić gorzkiej kawy, tym bardziej takiej bez mleka. Wiem, bo dostało się za to kucharzowi, którego trzymał wtedy w apartamencie. Stracił ucho.
Zdjęcia dodatkowe:

28 września 2019

Od Katy CD Castiela

Znudzona już dawno przestałam słuchać rozmowy Maxa z nauczycielem, to było głupie i tak nie mamy wyboru i musimy jutro to pisać a ten głupek myśli, że coś ugra, niech próbuje.
W czasie gdy moi towarzysze rozmawiali z nauczycielem. Ja szybko poprawiłam daty wypisane na tablicy, jeśli wejdzie tu inna klasa i zobaczy te błędy, na dobre zostaniemy ośmieszeni, bądź co bądź na to się nie zgodzę.
- Co ty robisz? - Słysząc głosy przyjaciółki, odwróciłam się w jej stronę, wzruszając ramionami.
- Poprawiam karygodne błędy - Mruknęłam, podchodząc do dwójki głupków, toczących wewnętrzną wojnę sam na sam ze sobą.
- Napiszemy to jutro po południu, nauczymy się wszystkiego. Zobaczycie, będzie super - Odparłam, na co moja przyjaciółka zmrużone oczy patrząc na mnie pytająco. - Nie mamy wyboru, więc przestań Max narzekać, dziś trochę was pomęczę, a jutro zdacie to na piątkę - Stwierdziłam pewna swego. Jak to ja zawsze postawie na swoim.
- To niemożliwe - Burknął chłopak, na co nawet nauczyciel uniósł brew, patrząc na mnie zaciekawiony. Cóż jak zwykle muszę wszystko dokładnie tłumaczyć.
- Możliwe, bo za każdy błąd popełniony przez was będziecie mi płacić, powiedzmy około dolara, a później przy kolejnych błędach będę mnożyć to razy dwa i tak zostaniecie biedni, jeśli nie załapiecie - Odparłam, ze złośliwym uśmiechem na ustach.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie zaskoczeni, po czym usłyszałam, że to straszne, ale ze względu na brak wyboru muszą się na to zgodzić, tak więc zamieniliśmy jeszcze kilka słów, z naszym nauczycielem wychodząc następnie z sali, idą na wspólny obiad, aby następnie wszyscy razem, udać się do mojego domu gdzie na szczęście nikogo nie było więc w świętym spokoju, mogliśmy zabrać się do nauki, która wcale tak łatwo im nie wchodziła, ale co zrobić zgodziłam się, to nie mam wyboru.

***

Następnego dnia, gdy zebraliśmy się w szkole, wysłuchiwałam ich zmartwień, bardzo się bali, że nie zdadzą, choć w domu za którymś razem w końcu załapali, gdy wydali trochę kasy, nie może być aż tak źle. Ja tam czuje się gotowa i oni też nie powinni, zamartwiając się, sami kopią sobie niepotrzebny dołek.
- Luz będzie dobrze - Mruknęłam do nich w końcu, gdy przyszedł czas na poprawkę, jak zawsze pewna swego weszłam do sali, usiadłam na krześle wybrane przez nauczyciela, w końcu trzeba było nas rozdzielić, abyśmy nie ściągali, a dopiero potem zostały nam rozdane kartki. Pytania były średnie, nie za trudne nie za łatwe takie w sam raz teraz tylko każde z nas musi przypomnieć sobie wczorajsze wspólne lekcje i gotowe.
- Powodzenia - Usłyszeliśmy, zabierając się do pisania, które nie było specjalnie skomplikowane, jak mówiłam nie za łatwe nie za trudne takie w sam raz. Powiedzmy, że było na tyle proste, abym już po kilkunastu minutach mogła oddać kartkę nauczycielowi, zadowolona z tego, co napisałam, w końcu nie miałam czego się wstydzić lub o co martwić wie, że dobrze to napisałam więc mam święty spokój.
- Jesteś pewna, że już oddajesz? - Cichy głos nauczyciela przerwał ciszę, na co lekkim kiwnięciem głowy dałam mu znak, że nie mam już co pisać, tak więc pozostało mi wyjść z sali i poczekać na moich towarzyszy z nadzieją, że jutro na zajęciach każde z nas będzie miało dobre oceny. Chyba że zapomni przez prezentacje, które ma każdy z nas przygotować na jutro i tak wątpię, że wszyscy zdążą, na jednych zajęciach z resztą wszystko okaże się jutro. 

<Castiel? xD>

Namkyun Choi

Autor zdjęcia: Na zdjęciu Kim Namjoon
Login: keiem#5665 (Discord)
"Życie się toczy."
Imię i nazwisko: Namkyun Choi. Zdaje sobie sprawę, że niejedna osoba ma problemy z poprawną wymową jego imienia (chociaż w jego przypadku nie jest ono jakieś skomplikowane), dlatego wybrał sobie takie ,,zagraniczne" imię, Royel. Z tego powodu część osób zna go bardziej jako Royel Choi.
Pseudonim: W kostiumie skacze pod pseudonimem KV.
Pochodzenie: Korea Południowa
Gatunek: Wampir
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Demiseksualna
Praca: Psychiatra sądowy
Data urodzenia: 30.03.2039 (a przynajmniej to jest zapisane w jego danych osobowych)
Wiek: 29 wiosenek pokazują dokumenty, to samo podaje osobom, które nie wiedzą, czym jest. W rzeczywistości ma znacznie większe ,,życiowe doświadczenie", jednak z drugiej strony stary to on za bardzo nie jest - ktoś może oczekiwać, że za nim już wieki, podczas gdy Namkyun ma tylko 99 lat.
Cechy zewnętrzne: Namkyun to mierzący 179 cm mężczyzna o szczupłej, wyprostowanej, całkiem dobrze umięśnionej sylwetce.  Nie trzeba mu się nie wiadomo jak długo przyglądać, by stwierdzić, że pochodzi z Dalekiego Wschodu, ktoś interesujący się tamtymi stronami mógłby nawet zgadnąć jego dokładną narodowość. Posiada typową azjatycką cerę (chociaż jest ona nieznacznie jaśniejsza od większości Azjatów). Nawet jeśli skośnoocy dla wielu zlewają się ze sobą, tzn. wyglądają tak samo, Namkyun to taki typ, którego najszybciej zaczniesz wyróżniać z tłumu. Jego uroda mimo wszystko jest trochę specyficzna. Najbardziej charakterystyczne są dołeczki towarzyszące uśmiechowi.
Ciemne włosy są praktycznie tego samego koloru co oczy... chociaż prawa tęczówka ma barwę trochę jaśniejszą niż lewa, ale nie na tyle, by każdy od razu mógł to zauważyć. Namkyun jakoś szczególnie nie dba o nie, aczkolwiek stara się je codziennie rozczesywać i choć odrobinę wystylizować. Podobnie się odnosi do ubioru. Nie przepada za bardzo eleganckimi ubraniami, głównie mu zależy na tym, by czuć się komfortowo oraz by dobrze wyglądać dla siebie, nie innych. Jakoś nie ma konkretnego stylu, jedynie można powiedzieć, że zdecydowanie częściej nosi ubrania luźne niż przylegające do ciała oraz że nie jest wielbicielem intensywnych kolorów. Nie należy do fanów biżuterii, aczkolwiek kolczyki niekiedy nosi; są to srebrne kółka. Gdy już musi wyjść z domu w słoneczny dzień, bez kaptura i czapki z daszkiem (też specjalnego kremu ochronnego) ani rusz.
Wampirza forma nie różni się niczym od ludzkiej poza długimi kłami - te dolne tylko się trochę zaostrzają - oraz krwistoczerwonymi oczami. Pojawia się ona przy korzystaniu z niektórych zdolności, gdy Namkyun jest stanie krytycznym i oczywiście na życzenie.
Kostium: 
Nie jest to typowy lateksowy, obcisły kostium. Strój inspirowany jest ubiorem koreańskich wojowników sprzed lat, choć pewne elementy zostały nieco zmienione. Na początku wyglądał on trochę inaczej, przede wszystkim kolory były znacznie jaśniejsze: na miejscu czerni i szarości była biel, a fioletu błękit. Odkąd jednak KV powrócił jako antybohater, barwy uległy zmianie. Palce rękawic są zakończone matowymi blaszkami imitującymi pazury (i w sumie działającymi jak pazury). Charakterystyczna jest jego broń - zgrabnie ukryta przy lewym udzie, zwykle zwisający materiał go ładnie zakrywa, więc dopóki KV nie rusza się zbyt dużo, jej obecność można pominąć. Na końcu drewnianej pochwy oraz w jelcu są dosyć silne magnesy. Ze zwykłą siłą trochę ciężko wyjąć miecz, jednakże z drugiej strony broń schowana w pochwie tworzy coś, czym można się posługiwać niczym kijem baseballowym. KV nieczęsto z tego korzysta, dla niego liczy się jak najszybsze pozbycie się celu, ale jak już będzie musiał komuś przyłożyć, to uwaga: zaboli. Bardzo.
Sława: Są tacy, którzy go lubią i popierają jego poglądy, ale raczej większość nie przepada za technikami, jakie obecnie stosuje (niektórzy nawet chcieliby go dorwać, ale dotychczas nikomu nie udało się poznać jego prawdziwej tożsamości). Z powodu tego konfliktu najłatwiej określić go antybohaterem.
Osiągnięcia: Pokonał niejednego złoczyńcę, niejednego przestępcę - trochę tego jest, choć z pewnością nie tak dużo jak u tych znanych superbohaterów. Nie ma cały czas przy sobie stroju ani nie potrafi go przywołać, więc nie rzuci się w każdy ogień, jaki zauważy. Też nie będzie skakał po budynkach i walczył w biały dzień.
Moce:
Samoregeneracja - zdolność działająca bardzo szybko, rany znikają po niedługim czasie. Pierwsza rana goi się praktycznie na oczach, każda kolejna potrzebuje więcej czasu niż poprzednia. Moc stanowi dla przeciwnika nie lada problem, dopóki nie wykorzysta któregoś z dwóch haczyków:

  1.  Promienie słoneczne - po kilku minutach powodują na skórze poparzenia, które goją się dość długo, nawet kilka tygodni. W odpowiednim miejscu mogą nieźle osłabić Namkyuna.
  2.  Światło ultrafioletowe - podobnie jak słońce, wywołuje poparzenia. Ponadto, skierowanie go prosto na ranę sprawia, że ta potem dłużej się goi, nawet do tygodnia.
Wampirzy ,,boost" - siła, szybkość, wytrzymałość, zwinność... ogólnie jego umiejętności fizyczne zostają zwiększone do niebotycznego poziomu, co czyni Namkyuna naprawdę trudnym przeciwnikiem, zwłaszcza że on polega nie tylko na mocach, ale też technice, stylu. Na co dzień nie używa tej zdolności, ale w każdej chwili ma możliwość skorzystania z niej (chociaż gdy jest ciężko ranny efekt nie zadziwia). Niestety, tutaj słońce i promienie UV również potrafią osłabić Namkyuna, a poważniejsze rany go spowalniają, dopóki się nie zagoją. Używając tej zdolności ukazują się jego kły i krwistoczerwone oczy, czy tego chce, czy nie.
Przemiana w wampira - specyficzna zdolność, powodująca, że wypicie jego krwi przemieni daną osobę w wampira. Cała transformacja trwa do trzech dni. Efektu nie można odwrócić, gdy osoba już jest wampirem, można w jakiś sposób zapobiec przemianie, ale Namkyun nie pamięta, jak, więc... w chwili obecnej co najwyżej może pomóc w oswojeniu się z nowym życiem.
Usuwanie obecności - Namkyun może stać się niewykrywalny w żaden sposób dla innych, jednak warunkiem użycia tej zdolności jest przebywanie w jednej pozycji i praktycznie nieporuszanie się. Osoby wokół nie zdają sobie wtedy sprawy z jego obecności, mogą spojrzeć jakby wprost na niego, a i tak go nie zauważą. Niestety dotknięcie go jest już możliwe.
Paraliż - kiedy już wbije kły w ofiarę, do jej układu krwionośnego zostaje wprowadzona substancja paraliżująca (żeby ułatwić Namkyunowi picie). Człowiek praktycznie od razu staje się bezbronny, z istotami nadnaturalnymi bywa już różnie - zależnie od ich zdolności i cech mogą zostać tylko częściowo osłabione lub z pewnym opóźnieniem. Dotychczas Namkyun nie spotkał się jeszcze z osobą, która całkowicie oparłaby się tej zdolności, działa nawet na wampiry, a przynajmniej na jego rodzinę i niego samego (ta, były momenty, kiedy ojciec kąsał jego i brata, by się uspokoili).
Umiejętności:
Inteligencja: 579
Siła: 379
Panowanie nad mocami: 580
Zwinność: 428
Szybkość: 429
Umiejętności fizyczne: Przez długi czas sport nie był czymś, co go interesowało, ruszał się niewiele, a podczas kryzysu egzystencjalnego to praktycznie cały czas spędzał w trzech pozycjach. Odkąd jednak wrócił do siebie, zaczął szukać jakichś zajęć. Najpierw zajął się baseballem - szło mu naprawdę dobrze, był jednym z najlepszych pałkarzy, ale po kilku latach porzucił ten sport, ponieważ nie czuł ,,tego czegoś". Potem skończył na treningach taekwondo - ta, zdobył czarny pas, co prawda długo mu to zajęło (ponieważ nie używał swoich wampirzych zdolności), ale się udało. Walka idzie mu całkiem dobrze, zarówno mieczem jak i wręcz, choć przy tym drugim łatwiej mu się odnaleźć (ucząc się używać broni skupił się bardziej na zadaniu jednego, a porządnego ciosu niż parowaniu i machaniu na wszystkie strony). Do tego jest bardzo wygimnastykowany, można też u niego dostrzec zdolności akrobatyczne. Dobry jest w śledzeniu, potrafi cicho się poruszać. Poza tym umie się wspinać na mury, płoty itp. (o ile obiekt nie jest zbyt wysoki), świetnie nurkuje, ale to już taki szczegół. Ma bardzo dobry refleks, co prawda nie jest nadnaturalnie wzmocniony ani nie można go nazwać ,,szóstym zmysłem", więc nie pozwoli Namkyunowi całkiem uniknąć zagrożenia, jednakże uda mu się ograniczyć obrażenia na tyle, by nie zaszkodziły w szczególny sposób.
Charakter: Ludzie, którzy pierwszy raz go widzą, mówią, że ma inteligentne, przyjazne spojrzenie. I to nie jest tylko spojrzenie. Namkyun to dobry chłopak, zawsze na początku zachowuje się kulturalnie i przyjaźnie wobec drugiej osoby. Wierzy, że pierwsze wrażenie może zaważyć o dalszych stosunkach, dlatego stara się jak może, by podpaść jak najmniejszej ilości osób. Uśmiech, podanie ręki, zero nieodpowiednich słów, bardziej formalna mowa bez skrótów i slangu. Pomocny, bez problemu wykonuje dobre uczynki, czy to pomożenie komuś, czy najzwyklejsze otwarcie przed innymi drzwi.
Pewny siebie, nie boi się podejść do nieznajomego i o coś zapytać czy poprosić, jednocześnie asertywny; bez większego problemu wyraża swoje zdanie, nie ulegając innym, jeśli jest pewien, że dobrze myśli. Czasami może być trochę uparty. Niezbyt ufny, nawet jeśli wydaje się, że jest się jego dobrym kolegą, tak naprawdę Namkyun nie ufa drugiemu do końca. Stara się nie kłamać, dopóki nie chodzi o ważną dla niego sprawę, co go czyni osobą dość szczerą. W jego przypadku to zaleta, jak również wada, bowiem poda szczerą opinię, ale nie zawsze będzie ona przyjemna dla ucha, za co potem przeprasza - chyba że zrobił to świadomie/specjalnie. Ta, wbrew pozorom stać go na to gorsze zachowanie. Potrafi kogoś obrazić, powiedzieć coś złego, coś, co nieźle zaboli. Może być sarkastyczny, może komuś pojechać. Na swoją obronę ma tylko tyle, że takie zachowanie jest usprawiedliwione. Namkyun żyje zasadą: ,,Jak ty komu, tak on tobie", a raczej nieco przekształconą przez niego wersją: ,,Jak ty mi, tak ja tobie" - czyli nawet, jeśli na początku dla każdego jest miły, gdy dana osoba zachowuje się wobec niego złośliwie lub podle, nie ma przebacz.
Wesoły, a jednocześnie spokojny, nietrudno go rozśmieszyć, ale nieczęsto śmieje się na cały głos. Potrafi się odpowiednio zachować zależnie od sytuacji, nie robi niepotrzebnych scen. Jest typem obserwatora, co znaczy, że dużo przygląda się ludziom. Szybko wyłapuje drobne, lecz charakterystyczne ruchy, zmiany w mimice, łatwo mu więc odkryć emocje drugiej osoby, co wykorzystuje na różne sposoby. Nierzadko dostosowuje się do zachowania drugiej osoby, wie co robić i mówić przy danej osobie. Myśli racjonalnie, jako KV zwykle pokazuje tylko jedną emocję - powagę. Czasami towarzyszą jeszcze złość i determinacja. Będąc antybohaterem stara się nic nie mówić, a jak już, to zniżonym mocno głosem. Ogólnie robi wszystko, by nikt go potem nie rozpoznał.
Lubi rozmawiać z innymi, z drugiej strony nie będąc gadułą. Wysłucha każdego i wszystkiego z uwagą, przytakiwaniem głową i krótkimi komentarzami w odpowiednim momencie daje znać, że słucha. On sam niewiele mówi o sobie, nie opowie o swojej rodzinie, pracy czy rasie, ale udzieli się na każdy temat niepowiązany z nim bezpośrednio. Jemu można się wygadać, wyżalić z czegokolwiek - choć Namkyun ma bardzo dobrą pamięć, nikomu nie powie ani nie wykorzysta żadnych z tych informacji (no chyba że będą mu w jakiś sposób potrzebne, ale to pomińmy).
Choć zdobycie jego zaufania nie jest łatwe, Namkyun jako przyjaciel lub prawdziwy sojusznik to coś bardzo dobrego - pomoże w potrzebie, obroni, nawet, jeśli będzie musiał się trochę poświęcić. Namkyun nie wyda przyjaciela, nie zrobi mu krzywdy, nie odwróci się do niego plecami... nie w przenośni. 
Historia: Urodził się w rodzinie wampirów, nie miał jakiegoś trudnego dzieciństwa. Po szkole celował w studia medyczne. Udało mu się, ukończył je jako jeden z lepszych, trafił do naprawdę dobrego szpitala. Niestety, długo się nie nacieszył, ponieważ siedem lat później stracił swoją licencję.
Zajął się prawem. Choć początki były naprawdę ciężkie, ostatecznie zdał wszystkie egzaminy i ktoś go przyjął na praktyki. Został dobrym prokuratorem, wygrał wiele rozpraw bez posyłania nieodpowiedniej osoby za kratki. W tym zawodzie siedział najdłużej, ponieważ 15 lat.
Skończył z prokuraturą z tylko sobie znanych powodów. Po tym wydarzeniu nastąpił ,,kryzys egzystencjalny". Przez naprawdę długi czas sunął się po domu niczym duch, rzadko opuszczał swój pokój, nie wspominając o wychodzeniu z domu. Niczym szczególnym się nie zajmował, nie pracował. Po prostu istniał. W końcu jednak wrócił do siebie. Zaczął na nowo żyć, wyjechał w podróż po kraju, a potem postanowił polecieć za granicę. Zwiedził kilka państw - na początku podróżował z matką, ale w Rzymie się rozdzielili, każdy poszedł w swoją stronę. W którymś momencie postanowił zamieszkać w Stanach Zjednoczonych. Wpierw osiedlił się w Nowym Jorku, spędził tam pięć lat, a potem przeprowadził się do Los Angeles, gdzie rozpoczął kolejne życie.
Gdy już zaaklimatyzował się w wielkim mieście, poznał Alana. Bardzo szybko się z nim zaprzyjaźnił, do tego stopnia, że mężczyzna stał się pierwszą osobą od ponad trzydziestu lat, której powiedział o tym, że jest wampirem. I która to bez problemu zaakceptowała. To Alan wpadł na pomysł, by obydwoje zostali superbohaterami. Na początku Namkyun odmawiał, jednak uległ namowom przyjaciela. Obydwoje przywdziali kostiumy, jakie sami stworzyli i zabrali się do roboty. Mimo że nie zdobyli szczególnej sławy, ale byli ludzie, którzy ich polubili. Działali we dwójkę, znani jako N.A. Team lub dokładniej Techguy i KV.
Przez prawie rok byli superbohaterami, a potem nagle przerwali swoją działalność, ślad po nich zaginął. Ludzi martwiło ich zniknięcie, ale gdy minął ponad rok, całkiem zapomnieli o N.A. Team. I wtedy KV powrócił. Nie zrobił wielkiego wejścia - przez siedem miesięcy nikt nie wiedział, że wznowił działalność - ale gdy już się zjawił, ludzie zareagowali... cóż... tak, jak się reaguje na kogoś, kto kiedyś ratował innych, a teraz zabija. Nikt nie ma pojęcia, co się stało, ale gdzieś tam w którymś momencie z bohatera KV zrobił się antybohater. Antybohater, którego do dzisiaj nie złapano.
Rodzina:
Joonwon Choi - ojciec, pełnokrwisty wampir, liczący 868 lat. Strasznie stereotypowy krwiopijca wielbiący styl z dawnych lat, co widać wyraźnie po jego ubiorze i posiadanych przez niego kilku rezydencjach w różnych zakątkach świata (jedna z nich znajduje się gdzieś w lesie na północ od Los Angeles). Preferuje samotny styl życia, jedyna jego aktywność poza domem to przemieszczanie się między rezydencjami, wychodzenie na polowanie i ewentualne spotykanie się ze swoimi, równie bogatymi i ,,starodawnymi" co on, znajomymi.
Soojin Anna Kim - matka, również wampir, ale przemieniona przez Joonwona. Młodsza od męża o 346 lat, ale jej to w ogóle nie przeszkadza. Kobieta rządna przygód, gdy tylko Namkyun postanowił wyjechać z Korei, spakowała się, po czym wyruszyła w podróż po całym świecie z zamiarem zaliczenia każdego kraju i możliwie jak najwięcej atrakcji, jakie dane państwo ma do zaoferowania. Nie utrzymuje za bardzo kontaktu z synem, jedynie wysyła mu zdjęcia i czasem coś napisze.
Seongkyun Lewis Choi - starszy o sto siedem lat przyrodni brat. Namkyun jest z nim w takiej trochę specyficznej relacji: raz rozmawiają ze sobą jak dobrzy przyjaciele, trochę później używają wobec siebie sarkazmu i niemiłych słów, a zaraz potem są gotowi do walki na śmierć i życie. Obecnie raczej nie dochodzi do potyczek, nie są głupcami, nie pobiją się o byle co. Kiedy już dojdzie do starcia, zazwyczaj ojciec ich rozdziela, gdy go jednak nie ma, trochę się dzieje. Brat, choć robi wycieczki za granicę, ostatecznie woli przebywać w Korei Południowej.
Mari Choi - kuzynka ojca, czyli ciocia Namkyuna. Jest starsza od Joonwona o 13 lat, dla wampirów naprawdę niewiele, ale ona wykorzystuje to na potęgę. Mieszka w LA razem ze swoją dziewczyną, czasami widuje się z Namkyunem. Zawsze wtedy go zagaduje, pyta, jak życie itp., w skrócie bardziej się nim interesuje niż jego własny ojciec.
Ta bliższa rodzina, z którą się spotyka przynajmniej kilka razy w roku liczy znacznie więcej osób, aczkolwiek reszty nie ma co na chwilę obecną wymieniać.
Relacje:
Alan Jacob Chadwick - członek nieistniejącego już duetu N.A. Team, o czym jednak wiedzieli tylko Namkyun i Hilary. Był najlepszym przyjacielem Namkyuna, spędzali ze sobą ogrom czasu. Świetnie się dogadywali, mimo że wiele ich różniło. Nie przeszkadzał mu wampiryzm przyjaciela, wręcz cieszył się, że mógł z kimś takim się zaprzyjaźnić. Był wielkim fanem technologii, bardzo dużo czasu poświęcał na konstruowanie najprzeróżniejszych urządzeń, co kochał bardziej niż swoją pracę (a był właścicielem restauracji odziedziczonej po rodzicach). Miał wielkie plany na przyszłość, jego autorytetem był Tony Stark, chciał być taki jak on. Ale się nie udało.
Hilary Julia Chadwick - córka Alana Chadwicka. Po śmierci ojca trafiła do domu surowej ciotki, choć ona na początku wolała, żeby zajął się nią Namkyun. Obecnie szesnastolatka jest w dość nieciekawych stosunkach z Koreańczykiem, poniekąd jego obwinia za śmierć ojca. Przez ciotkę podupadła na zdrowiu psychicznym, jednak ukrywa swoje problemy, nie bierze żadnych leków ani nie chodzi do psychologa czy psychiatry.
Nicola Young - przyjaciółka Hilary. Twarda z niej kobieta, chłopczyca nieosiągająca zbyt dobrych wyników w szkole, z którą się nie zadziera. Jeśli ktoś jednak zasłuży, może mieć ją za dobrą kumpelę. W przeciwieństwie do Hilary, Nicola ma dobre kontakty z Namkyunem. Nie uważa go za kogoś złego, nawet po tym, co opowiedziała przyjaciółka, próbuje jej to powiedzieć, ale woli przemilczeć sytuację. Przy Hilary jest zupełnie poważna, prawie nic nie mówi, ale gdy jej nie ma, swobodnie rozmawia z Namkyunem.
Paul Jameson - trzydziestoczteroletni, ciemnoskóry detektyw, lubiany przez wielu policjantów i ludzi z dzielnicy, w której pracuje. Ten gigant, wyglądający bardziej jak koszykarz niż amerykański glina, to dobry kolega Namkyuna. Nie wie, że Namkyun jest wampirem, ale podejrzewa, że nie należy on do rasy ludzkiej.
Kate McGarden - syrena wynajmująca mieszkanie Namkyuna, które on kiedyś kupił. Młoda kobieta, trochę zadziorna, może z łatwością kogoś obrazić, ale z Namkyunem w miarę się dogaduje. Czasem chodzą razem pływać w oceanie. Kate nigdy go osobiście nie spytała, ale wierzy, że Koreańczyk ma wodne korzenie (ponieważ tak długo może wytrzymać pod wodą).
Zauroczenie: Na chwilę obecną nikt mu nie wpadł pod tym względem w oko.
Partner/ka: -
Miejsce zamieszkania: Jest właścicielem przestrzennego mieszkania w stylu industrialnym, położonego w bloku niedaleko centrum, ale w całkiem spokojnej dzielnicy. Mieści się ono w zasadzie w piwnicy i nie ma okien, ale sąsiedzi nie wnikają, ponieważ trzy piętra wyżej wprowadził się dosyć potężny demon i to on robi ,,furorę".
Pojazd: Nawet jeśli ma prawo jazdy (kategorii A i B jakby ktoś chciał wiedzieć), nawet jeśli stać go na porządny samochód czy motor, nie posiada żadnego, a ma trzy rowery - górski, jeden miejski z koszykiem oraz drugi miejski, ale mniejszy i bez koszyka.
Fundusze: Kiedyś oszczędzanie było dla niego niczym piwo dla alkoholika, dzięki czemu na jego koncie bankowym zebrała się całkiem pokaźna suma. Nie znaczy to, że teraz wywala pieniądze na co tylko może, wbrew pozorom nie nosi bardzo drogich ubrań ani nie mieszka w nowoczesnym, ociekającym technologią domku jednorodzinnym. Dalej prowadzi oszczędny tryb życia, choć obecnie znacznie mniej.
Pupil: 
Vincent to pięcioletni kocur, znaleziony całkiem niedawno przez Namkyuna. Wampir na początku pomyślał, że do kogoś należy, tylko sobie chodzi po okolicy, ale od pewnej osoby dowiedział się, że zwierzak został porzucony. Postanowił zabrać go pod swój dach i zaopiekować się nim. Weterynarz powiedział, że kot powinien schudnąć, inaczej będzie miał poważne problemy zdrowotne, z jego pomocą Koreańczyk wprowadził dietę i stara się zapewnić zwierzakowi odpowiedni ruch. Vincent zdążył się już zakolegować z nowym właścicielem. Lubi być przez niego głaskany, znajdować się w jego pobliżu. Jest całkiem przyjazny, nie reaguje źle na innych, choć mimo wszystko nie będzie chciał od razu znajdować się blisko nowo poznanej osoby.

Inne informacje:
• Ma bardziej rozwinięte zmysły niż zwykły człowiek, aczkolwiek nie tak bardzo, jak np. wilkołak. Chociaż... krew potrafi wyczuć z całkiem sporej odległości.
• Używa specjalnych perfum, pachnących specyficznie, bowiem liśćmi herbaty, ale jednocześnie nadających mu ludzki zapach, co myli wiele osób o naprawdę wyostrzonym węchu.
• Lubi brać prysznic i kąpać się, nawet jeśli w sumie nie musi (ponieważ się nie poci ani nie wydziela łoju), a pływanie sprawia mu przyjemność, szczególnie nurkowanie.
• Oburęczny, kiedyś pisał jedynie lewą ręką, ale to zmienił, ponieważ zawsze musiał gdzieś rozmazać tekst.
• Prócz angielskiego i swojego ojczystego języka, którym jest język koreański, zna jeszcze japoński, mandaryński oraz po części niemiecki (gdzieś w którymś momencie stracił zapał i nie nauczył się wszystkiego).
• Nie lubi się przyznawać do bycia wampirem. W przeszłości wiele osób się od niego odwróciło tylko dlatego, że jest wampirem, a on chciałby chociaż życie codzienne mieć w miarę normalne, więc ukrywa swój wampiryzm najlepiej jak potrafi, dopóki nie wyda się lub zobaczy, że drugą osobę by to nie zraziło w żaden sposób.
• Jako pełnokrwisty wampir nie ma zapotrzebowania ani na żywność, ani na wodę, ani na sen, ani nawet na korzystanie z toalety. Do życia w zasadzie potrzebna mu jest tylko krew. Czy to dobrze? Dla niego nie do końca. Ubolewa nad faktem, że nie może jeść jak normalni ludzie, a po niewielkiej ilości jakiegokolwiek jedzenia musi udać się do łazienki, by je zwrócić.
• Lubi jeździć sobie po mieście na rowerze, niekiedy wsadza do koszyka Vincenta (oczywiście z poduszką pod łapki i pupę). Kotu się to podoba, czasami zasypia podczas jazdy. Niejedna osoba spogląda na niego z ciekawością, niektórzy zaczepiają Koreańczyka i pytają, czy mogą pogłaskać kota lub nawet zrobić zdjęcie. Namkyun nie jest taką złą istotą i się zgadza, bo w sumie czemu miałby nie pozwolić?
• Nie przepada za dziećmi, ale to nie znaczy, że się nie uśmiechnie do żadnego i będzie obrażał każde napotkane dziecko. Dopóki one mu nie zajdą za skórę, potrafi je znieść, a nawet być dla nich miły.
• Bardzo lubi muzykę, często chodzi ze słuchawkami w uszach albo włącza ją w domu (oczywiście nie ,,na fulla"). Nie ma jakiegoś ulubionego gatunku, po prostu słucha tego, co mu wpadnie w ucho, aczkolwiek zazwyczaj nie są to utwory, które zna ponad pół świata, o ile nie cały.
• Ma tendencję do gubienia różnych przedmiotów lub zostawiania ich w niecodziennych miejscach. Nikt nie wie, jak to robi, nawet on sam.
Zdjęcia dodatkowe:

Od Petera CD Tony

Patrzyłem uważnie na mężczyznę, czując lekką gęsią skórkę na dźwięk jego słów. Dał mi jasno do zrozumienia, że muszę się postarać i udowodnić mu, że mimo młodego wieku, to mogę się do czegoś przydać. Nie chcę zawieźć i bardzo mi zależy na stażu w tej firmie. Po tym jak pan Stark skończył mówić, przeniosłem swój wzrok na kartki, które mi wręczył. Domyśliłem się, że są na nich zawarte informacje, które powinienem jak najszybciej przyswoić. Nie był to dla mnie żaden problem. Szybko wchodziły mi do głowy nowe wiadomości, więc i z tym nie powinno być większego problemu. Uśmiechnąłem się delikatnie po przeczytaniu wszystkiego, po czym postanowiłem schować te dokumenty do plecaka, aby później w domu jeszcze bardziej zgłębić ich treść. Teraz jednak skupiłem się na mężczyźnie, który miał mnie wprowadzić w to wszystko i powiedzieć czym mam się zająć. Słuchałem uważnie pana Al'a, starając się każde jego pojedyncze słowo. Wciąż byłem świadom obecności pana Starka, jednak zgodnie z jego słowami, starałem się nie zwracać na niego zbytniej uwagi i po prostu skupiłem się na pracy. Nie było to łatwe, gdyż czułem na sobie jego wzrok, co mnie trochę zaczynało peszyć. 
- Peter przynieś mi proszę z archiwum folder z rachunkami z zeszłego roku - mężczyzna znalazła dla mnie pierwsze zadanie, a ja bez marudzenia od razu skierowałem się do archiwum, którego na szczęście położenie już znałem. Przynajmniej teraz nie czułem na sobie wzroku pana Starka, choć coś mi się wydaje, że przez te wszystkie kamery rozmieszczone w budynku widzi więcej niż mi może się wydawać. Mimo to szybko wszedłem do archiwum i sprawnie odnalazłem odpowiedni regał, gdzie znajdowały się dokumenty dotyczące rachunków. Odszukałem odpowiednią etykietę i już po chwili wracałem do biura Al'a z obładowany folderami z ważnymi papierami. Nie spodziewałem się, że będzie tego aż tyle, ale nie miałem na co narzekać. Przyniosłem wskazane przez mężczyznę dokumenty i ułożyłem je na jego biurku. 
- Dzięki, jeszcze mógłbyś skoczyć po kawę dla mnie - spojrzał na mnie kątem oka, zbyt zajęty wpisywaniem czegoś w komputer. Skinąłem głową, czując się przez chwilę, jak chłopiec na posyłki. Uważałem, że stać mnie na coś więcej niż zwykłe przynoszenie kawy lub dokumentów. Jednak nie mam zamiaru narzekać, gdyż sam staż w tej formie nieważne jaki, jest dla mnie bardzo ważny. Dlatego szybko wywiązałem się z mojego zadania i przyniosłem mojemu "opiekunowi" kubek gorącej kawy. Ten jednak wskazał na krzesło przed swoim biurkiem, na co zaskoczony usiadłem na nim niepewnie. 
- Teraz możemy przejść do konkretów - uśmiechnął się do mnie tajemniczo, po czym nagle przed moimi oczami wyświetlił się interakcyjny panel. Będąc pod wielkim wrażeniem, uchyliłem delikatnie usta, podziwiając te wszystkie liczby na nowoczesnym ekranie.
- Co mam dokładnie zrobić? - zwróciłem się do Al'a, nie za bardzo wiedząc czego ode mnie oczekuje. 
- Chcę sprawdzić czy sobie poradzisz w znalezieniu błędu w tym kodzie - odparł spokojnie, przez chwilę bawiąc się swoimi palcami. Zrozumiałem, że jest to swego rodzaju test dla mnie. Wziąłem głębszy wdech i niepewnie zerknąłem za siebie, zauważając Tony'ego Starka, który w dalszym ciągu nas obserwował. Przegryzłem lekko dolną wargę, po czym wziąłem się do roboty. Na początku musiałem przejrzeć cały kod, aby sprawdzić, w którym miejscu został popełniony błąd. Potem trzeba go rozpracować i na jego miejsce wpisać poprawną sekwencje liczb. Tak więc potraktowałem swoje zadanie całkowicie poważnie i w ciszy, próbowałem rozwiązać swego rodzaju zagadkę.
- Myślę, że teraz jest wszystko prawidłowo - odezwałem się po niecałych trzydziestu minutach. Miałem nadzieję, że dobrze wykonałem swoje zadanie, a jak nie, to chciałbym, żeby chociaż wskazali moment, w którym się potknąłem. Mimo wszystko wydawało mi się, że zrobiłem wszystko dobrze.

Tony? XD

27 września 2019

Od Tony'ego CD Petera

Peter wyszedł z mojego biura, pozostawiając mnie samego sobie. W tej chwili zacząłem się zastanawiać czy to dobrze, że postanowiłem go przyjąć, oczywiście wydawał się bardzo mądrym chłopaczkiem o wybitnym sprycie, ale ile z tego prawdy zobaczymy sami, gdy w końcu przetestuję go na pierwszym dniu próbnym, wtedy wszystko się okaże.
- Tony? - Do gabinetu weszła spokojnie Pepper, zamykając za sobą drzwi, podchodząc do mojego biurka. - Nie wiem, czy to dobry pomysł, aby przyjmować dziecko do pracy, wiesz jak na to, zazwyczaj ludzie patrzą - Kobieta już zaczęła się martwić, a przecież nic nie miałem zamiaru mu zrobić niby czemu i po co? Przecież to tylko zwykły szczaw nie dotknąłbym go, nawet palcem więc o co jej chodzi? Pojęcia nie mam.
Westchnąłem, głośno wzruszając ramionami, nie przejmując się za bardzo tym, że przyjąłem do pracy dziecko, w końcu to żaden grzech z resztą nie ma żadnego zakazu prócz tego, że nie może być do osiemnastego roku życia przyjęty na umowę o pracę. Jednak są inne umowy, które pozwalają mu na pracę tymczasową u mnie tak jak właśnie praktyki lub umowa zlecenie.
- Daj spokój kobieto, chłopak został przyjęty na praktyki, z tego powodu nie będziemy mieli problemu ani my, ani tym bardziej on - Uspokoiłem ją, nie chcąc, aby się martwiła mam mózg i zawsze z niego korzystam, więc wiem. Co mogę, a czego nie mogę robić.
- Nie powinieneś przyjmować dzieci to poważna firma a co jeśli wybuchnie skandal? Ludzie pomyślą, że dziecko przyjąłeś, aby je wykorzystać - Nie wiem skąd u niej takie myśli, ale czasem mnie przeraża naprawdę czy ja wyglądam jak jakiś zwyrol? No może trochę tak wyglądam dla niektórych ludzi, ale to nie powód, aby od razu mnie tu obrażać lub porównywać nie wiadomo do kogo. Pepper naprawdę potrafi czasem dowalić.
Przewróciłem oczami, biorą do rąk dokumenty, dotyczące młodzieńca unosząc po kilku chwilach oczy ku górze.
- Ten chłopak jest więcej, wart niż uważasz - Zapewniłem, uśmiechając się tajemniczo.
- Coś o nim wiesz prawda? - Spytała, unosząc pytająco brew.
- Może - Po tych słowach odłożyłem dokument na bok, postanawiając się zabrać do pracy, na co moja droga towarzyszka kiwnęła głową, spokojnie wychodząc z mojego biura.

***

Następnego dnia, kiedy to dzień pełen pracy rozpoczął się na dobre. Zadowolony przyszedłem do pracy, gdzie wyjątkowo nie miałem nic do roboty, to znaczy, gdybym chciał, na pewno bym coś sobie znalazł, jednak wyjątkowo nie miałem na to ochoty, zamiast tego czekałem na chłopaka, który zjawił się punktualnie, dobrze to też ważne punkt pracy u mnie punktualność bez niej ni ma co liczyć na jakieś plusy z mojej strony.
- Dobrze, że już jesteś, dziś Al się tobą zajmie a ja przez pierwszą godzinę będę z wami, obserwował pracuj tak jak by mnie nie było muszę się upewnić, że jesteś wart dzieciaku tej pracy - Odparłem, podając mu notatki, których będzie musiał się nauczyć na przyszłość, aby wiedzieć co gdzie i dlaczego. - Mam nadzieję, że sobie ze wszystkim poradzisz obyś tylko mnie nie zawiódł - Dodałem, poważnym tonem nie chcąc potem po nim niczego poprawiać to kolejna niepotrzebna praca.

<Peter? xD>