6 września 2020

Od Jacksona CD Gabriela

Ostatnie miesiące nie były dla mnie wcale takie łatwe. Owszem pozbyłem się z umysłu głosu Gabriela, jednak, to nie dawało mi całkowitego ukojenia. Nie czułem z tego satysfakcji, kiedy nic nie mówiąc po prostu wyjechałem. Podróżowałem z Derekiem, który był skarbnicą wiedzy, dzięki, której wiem mniej więcej na czym w końcu stoję, wiem, że lód po którym stąpam jest bardzo cienki, a ja jednak chciałbym przeżyć jeszcze kilka lat w spokoju. Ostatni raz Gabriela widziałem, kiedy ten wybiegł mi przed maskę samochodu. Wyjechałem głównie po to aby odpocząć od wrzasków, błagań, czy nachodzenia mnie w pracy, bądź w domu. Potrzebowałem przerwy, potrzebowałem tego co normalni ludzi. Po prostu chwili wytchnienia. Nie potrzebowałem gonić za pracą, czy pieniędzmi, na ten moment liczył się dla mnie tylko spokój, którego mi tak cholernie brakowało. Jak to mówią niektórzy? Coś się kończy, coś się zaczyna. Ja w tej chwili zaczynam żyć na nowo, zaczynam prowadzić takie życie, które zadowoli nie tylko mnie, ale i tych na których mi najbardziej zależy. i mam nadzieję, że w końcu wszystko się ułoży..
- Jackson, tylko nie wjeb się w jakiś popierdolony układ - rzekł mój towarzysz, opierając się o dach zaparkowanego, przed nim pojazdu.
- Ja tego nie zrobię, ale to cholerstwo, wybrało i raczej nie mam odwrotu - westchnąłem ciężko, spoglądając na niego - jak się w coś wpakuje, to nie narażaj skóry za mnie, po prostu mnie zignoruj..
- Chcesz dzisiaj wyjechać? - zignorował moje słowa. Cóż, wiedziałem, że tak będzie, jednak wolę mieć pewność, że je wypowiedziałem, aby następnie rzec "A nie mówiłem".
- Tak, Derek, wiem, że jutro jest zaćmienie, ale dam sobie radę, okey? Nie mam pięciu lat, przeżyłem pełnie będąc tutaj, to zaćmienie zdzierżę, nie jedno już przeżyłem, to dlaczego miałbym nie przeżyć tego? - lekko się uśmiechnąłem, klepiąc go po ramieniu. - Trzymaj się stary pryku, do zobaczenia - rzekłem wsiadając do pojazdu, gdzie następnie włożyłem okulary przeciwsłoneczne na nos.
Nie zwlekając, po prostu nadusiłem gaz i ruszyłem w stronę domu, z nadzieją, że nic mnie tam nie zaskoczy.
Dojechałem na miejsce około godziny dziesiątej w nocy, więc wchodząc do mieszkania, sprawdziłem tyko co u Tuptusia, którym opiekowała się moja znajoma z zoologicznego, a następnie poszedłem pod prysznic, gdyż tego mi potrzeba, to tylu godzinach, spędzonych w samochodzie.
Wchodząc pod natrysk, miałem w głowie myśli, które chciały mnie pognać, do Gabriela, chociażby go powiadomić, że jestem, jednak odrzucałem je od razu, potrzebowałem się od tego urwać, a nie od razu po przyjeździe biec do niego, niczym wierny pies. Z resztą, kanima jest wiernym psem, ale nie ja.
***
Następnego dnia, otwierając swoje zmęczone oczy, dostałem wiadomość od trenera, czy chciałbym dzisiaj zagrać, gdyż wykruszyła mu się jedna z lepszych osób na boisku, więc chce się dowiedzieć, czy mógłbym go zastąpić. Cóż, dawno nie trenowałem, jednak, może to nie będzie wcale taki głupi pomysł? W końcu trzeba się wyluzować, odepchnąć myśli i zacząć ponownie uczestniczyć, w tym co się dzieje dookoła. Po krótkiej chwili, odpisałem. Odpowiedź była twierdząca, jednak dopisałem tam, że niech nie spodziewa się spektakularnych wyników, gdyż opuszczałem treningi.
Otrzymując zwrotnego smsa, zauważyłem dopiero, o której godzinie ma odbyć się owy mecz. Nie była to pora, która byłaby mi na rękę, jednak jeśli powiedziało się już A, trzeba powiedzieć B.
Nie zwlekając dłużej, postanowiłem zjeść śniadanie, a następnie ubrać się w odpowiednie rzeczy, gdyż czeka mnie bieganie po pracy. Wzdychając, przetarłem dłonią twarz.
- Mam nadzieję, że ten mecz szybko minie..
Ruszyłem do szafy, skąd wyjąłem torbę z rzeczami potrzebnymi do lacrossa, a następnie wyniosłem ją do bagażnika pojazdu.
***
Godziny mijały nie ubłagalnie, a z każdą kolejną minutą, na dworze zaczynało coraz mocniej padać, więc jadąc samochodem, nie widziałem praktycznie świata. Jeśli zobaczę piłkę w tym deszczu to będzie cud. Dojechałem na parking, po czym wyjmując potrzebne mi rzeczy pognałem do szatni, gdzie czekała już reszta drużyny. Świetnie, Jackson. Jesteś spóźniony.
- Hayes! Co to za spóźnienie?! - zza pleców usłyszałem głos trenera.
- Musiałem się przedostać przez ten deszcz.. - warknąłem w odpowiedzi.
- W sumie racja... ale to nie zmienia faktu, że jesteś spóźniony.
- Raczej się nic nie stało, bo nawet mecz się nie zaczął.. - powiedziałem wyciągając ochraniacze.
- No tak.. czekamy, aż pogoda się trochę uspokoi.
Kurwa, czekanie.. Nienawidzę czekać, szczególnie w taki dzień. Na niebie widoczne są tylko chmury, a co za tym idzie? Nie mam bladego pojęcia kiedy zenitu sięgnie zaćmienie..
Minęło dobre czterdzieści minut, a na zegarze, pojawiła się godzina dwudziesta pierwsza.
Chodziłem po szatni, zdenerwowany, nie wiedziałem, gdzie mam włożyć ręce, więc oparłem sobie kij o kark i trzymałem go po obu stronach.
- Zaczniemy w końcu? - rzekłem wkurzony.
- Możemy zaczynać, nie pada tak mocno, a najwyżej będzie więcej kontuzji.
Nasz trener jest po prostu nie do przebicia. Dla niego liczy się mecz, a nie to, że ktoś może wyjść ze złamaną piszczelą, ale co ja tam wiem. Jestem tylko zawodnikiem.
Wyszliśmy na boisko i zaczęliśmy w końcu mecz, który był strasznie wyrównany, nikt się nie wybijał, ludzie się ślizgali na trawie, faulowali. Normalny mecz, jakby grały dzieciaki na dzieciaki. Bramka za bramkę, faul za faul, oklepanie mordy, za oklepanie mordy. Proste.
Nasze umiejętności w tym meczu, były gorsze niż inwalidów wojennych. Nikt nie dawał z siebie stu procent, jednak w ostatnich minutach, udało nam się trafić w bramkę i zakończyć tę katorgę, która trwała półtora godziny. Tak w tej chwili, mamy wpół do jedenastej.
Wszyscy zaczęli się cieszyć, jednak ja wolałem się już ulotnić, więc zdejmując kask, udałem się do szatni, gdzie następnie pozbyłem się ochraniaczy i koszulki. Jednak, kiedy uniosłem wzrok zobaczyłem zamaskowaną postać, która po chwili wyjęła kuszę, po czym bez zastanowienia strzeliła mi w brzuch, następnie uciekając.
Kurwa..
Upadłem na kolana, próbując jak najszybciej pozbyć się ciała obcego, jednak to na nic się nie zdało. Organizm zaczął się tak szybko regenerować, że pochłonął grot, a ja starając się wyrwać bełt, zostałem z kawałkiem drewna w ręku. Usłyszałem za sobą, głos zawodników, więc nie myśląc długo, wyskoczyłem przez okno i zacząłem uciekać. Chciałem dotrzeć chociaż do samochodu, jednak zobaczyłem tam jedynie światła latarek. Kurwa, kurwa kurwa..
W pewnej chwili, miałem dość biegu. Ból, jaki zaczął się rozchodzić po ciele był tak mocny, że nie umiem tego opisać. Mieszanka pożaru w organizmie, wraz z przejechaniem przez czołg.. może to naprowadzi kogoś na trop. Spojrzałem na miejsce, gdzie powinien być grot, jednak kiedy zobaczyłem odchodzące od tego miejsca czarne żyły, wiedziałem, że nie mam dużo czasu..
Podniosłem się, przy pomocy drzewa, aby następnie ruszyć przed siebie, jednak kiedy przekładałem powoli nogi oberwałem pociskiem w ramię. Stało się z nim to samo co z grotem, a ja wiedziałem, że jeśli oberwę, jeszcze jedną taką strzałą, pociskiem czy czymkolwiek, po prostu zginę. Teraz nic mnie już nie obchodziło, musiałem pozbyć się tego z ciała, a jedyna myśl, która chodziła mi po głowie to Gabriel.
Tak też zrobiłem, zbierając resztki sił, starałem się biec do jego mieszkania. Oczywiście po drodze parę razy prawie się przewracając.. Pomocą były jedynie drzewa, o które się opierałem ręką, ale to nie było zbyt pomocne..
Docierając na miejsce, zacząłem walić w drzwi, jednak odpowiedziała mi tylko cisza. Ja za to się nie poddawałem. Zjechałem plecami po drewnianej powłoce na posadzkę i oczekiwałem na śmierć.
Po paru chwilach, kiedy spoglądałem na czarne ślady, usłyszałem kroki, więc leniwie podniosłem głowę do góry. Moim oczom ukazał się Gabriel ze swoim psem.
- Pomóż.. proszę.. - rzekłem cicho, licząc na pomoc, gdyż jeśli mordownik dojdzie do serca, po prostu zginę..
Mam nadzieję, że ten się zlituje, nad przemoczonym, ledwo żywym człowiekiem..
- Z.. zać.. zaćmienie.. jeśli nie pozbędę się tego z organizmu przed całkowitym.. zginę.. - rzekłem cicho, a następnie, poczułem jak moje ciało opada z sił i osuwa się w bok...

Gaaabriel? 
Ta łajza zasługuje na pomoc? 
1255 (all pkt w panowanie) 



5 września 2020

Od Cassandry cd. Gabriela - Grupa 2

Cassandra szła przez środek miasta. Nie zdarzało się to często, jako że prawie nigdy nie wychodziła z terenu jej szkoły. Jednak w internacie zalało całe piętro i trzeba było wymienić rurę, a więc nie mogła tam przebywać, aż do wieczora. Chodziła bez celu po centrum, bo nie miała miejsca by zniknąć. Wtopiła się w tłum i szła gdzie ją poniesie. Czuła się bezpieczniej będąc częścią gromady. W pewnym momencie usłyszała syreny. Nie przejmowała się nimi. Przecież w tak dużym mieście co chwilę słychać karetki, alarmy banków i tym podobne. A jednak jej instynkt mówił jej, że coś jest nie tak. Postanowiła zignorować ten głosik w głowie, sądząc, że to tylko jej paranoia. Dźwięki jednak nie ustawały.

Nagle wszyscy ludzie zaczęli biec i krzyczeć. Kierowcy wychodzili z samochodów i dołączali do nich. To przed czymkolwiek uciekali znajdowało się za nią. Nie chciała się odwracać. Na prawdę nie chciała. Ale musiała. Zobaczyła co było źródłem paniki tłumu. Zamarła. Dwunastrometrowe monstrum z nieproporcjonalnie długimi kończynami. Zamiast głowy miało słup z głośnikami wydającymi ten sam alarm, który słyszała wcześniej. Potwór powolnie zbliżał się do niej, a z każdym jego krokiem trzęsła się ziemia. Susan wiedziała, że powinna uciekać, ale coś ją zatrzymało. Syreny wydały inne dźwięki, przypominające ludzkie. Krzyki. Mimo woli, dziewczyna nie ruszała się i wsłuchiwała w głosy. Czy były to wrzaski przerażenia ludzi, których wcześniej zabił? Jeśli był na wolności tak długo, jak jego sygnały brzmiały nad miastem, to musiał mieć wiele ofiar. Znaczyłoby to też, że policja nie była w stanie go zatrzymać. Siren Head zamachnął się na nią, a jego łapsko miało zaraz ją dosięgnąć.

- UCIEKAJ! – usłyszała krzyk niepochodzący od olbrzyma.

To przebudziło ją. Mocą wstrzymywania zatrzymała znajdującą się tuż przed nią rękę bestii. Miała jednak ograniczone pole widzenia, więc druga kończyna poleciała prosto w jej stronę. Przywołała tarczę. Z jednej strony ulicy zobaczyła dwie sylwetki biegnące w jej stronę. Pewnie jedna z nich była źródłem wcześniejszego ostrzeżenia. Ale dziewczyna nie miała czasu się na nich skupiać.

Musiała podjąć wybór. Uciekać czy walczyć? Siren Head był gigantycznym niebezpieczeństwem, więc najlepiej by było go wyeliminować. Ale jak? Nie mogła liczyć na Impuls ponieważ (co było dość ironiczne) nie czuła się wystarczająco zagrożona. To dlatego, że mogła uciec. Na razie. Przecież skoro do tej pory nikt nie powstrzymał potwora, mogło to oznaczać, że nie zostanie powstrzymany. Chodziłby po mieście siejąc terror, aż do czasu gdy jakiś bohater by go zgładzi. Tylko czemu jeszcze tego nie zrobił? Nie mogła kontynuować swojego codziennego życia, wiedząc, że to coś jest na wolności. Mocą przewidywania, przeglądnęła wszystkie możliwe scenariusze. Czegokolwiek nie zrobi, póki chroni ją jej tarcza, nie umrze. Postanowiła walczyć z monstrum, a przynajmniej spróbować.

Podczas gdy No prowadziła wewnętrzną debatę, dwie postacie, które widziała wcześniej, znalazły się przy humanoidzie. Wydawało jej się, że widziała ogień pochodzący od pierwszej z nich, a druga była dwa razy większa od normalnego mężczyzny. Zdecydowała się przeznaczyć całą swoją uwagę na Siren Headzie. Skupiła wzrok na jego kablach. Kreatura nachyliła się w bok by ją uderzyć, ale kable (zamrożone w czasie) zostały w tyle, rwąc się. To uszkodziło jedną z jego syren. Zaczęła powtarzać proces z innymi częściami ciała olbrzyma.

Cassandra tak skoncentrowała się na kaleczeniu potwora, że nie zauważyła, że dwie postacie z wcześniej robiły to samo (oczywiście na swoje sposoby). Nie wiedziała kim są, ale miała się wkrótce dowiedzieć.

 

<Gabriel?>

2 września 2020

Od Viktora cd. Petera - Grupa 1

You can take advantage of everything.

15 sierpnia
Viktor siedział na środku jeszcze nie do końca powstałego budynku. Przyszedł trochę wcześniej by zapoznać się z otoczeniem. Osoba na którą czekał miała przyjść już za chwilę. Aleksander Morozova. Właściciel korporacji Life Foundation. Kierownik w Centrum Nadzoru Rakiet i Przestrzeni Kosmicznej w CIA. Ale był kimś więcej. Miał moce, jak Viktor, ale zupełnie inne. Jego służyły do przechytrzania wroga drogą umysłową, a griszy do bezpośredniego starcia. Jednak obydwoje myśleli w ten sam sposób. Przynajmniej w większości tematów.
Aleksander zjawił się punktualnie.
- Dowiedziałeś się czegoś nowego? – zapytał wprost.
Viktor miał przygotowany w głowie raport z przesłuchania Morley. Miał otworzyć usta, gdy zabrzmiał alarm. Dochodził z miasta. To nie był zwyczajny alarm. Wtedy by nie zwrócił na niego uwagi. Poczuł, że ten alarm był formą komunikacji niezrozumiałej dla ludzi. Mimo niezliczonej ciekawości, postanowił najpierw zrobić to po co przyszedł. Jednak na wszelki wypadek pobrał dane z satelity i zlokalizował źródło odgłosu. Wysokość dwunastu metrów? Jego zainteresowanie wzrosło jeszcze bardziej. A głośność syren zmalała. To coś się przemieszczało.
- Zgadza się – odpowiedział Aleksandrowi, lekko rozkojarzony.
Ten zauważył to i skinął. Wysłał coś na zwiady. Viktor musiał przyznać, że poczuł ich obecność, gdy Morozova wszedł do budynku, ale założył, że to przez jego magię. Teraz miał pewność, że obserwowały go. Co? Nie było to ważne. Ważne, że były posłuszne Aleksandrowi. Po chwili poznali źródło syreny. Ponadprzeciętnie wysoka, smukła istota o humanoidalnej posturze. Jej wątłe ciało uwydatniał wewnętrzny szkielet, który posiadał jedynie szczątkowe fragmenty „mięsa”. Najbardziej charakterystyczną cechą wizualną kreatury było dwie zardzewiałe syreny, przypięte do metalowego słupa, które posiadał on w miejscu głowy. Sam jej wygląd budził grozę w duszach ludzi. Viktor był zafascynowany. Chciał wiedzić jak to powstało, jakim cudem żyje, jaki jest jego cel.
- Powinniśmy zająć się źródłem tej irytującej syreny – powiedział czarnoksiężnik.
„Zająć się?” To dość agresywne określenie. Jego celem było jego przestudiowanie. Gdy uzyska wystarczająco informacji postanowi co zrobi dalej. Idąc wolnym krokiem w kierunek miasta przeszukiwał tysiące baz danych pod obraz przesłany przez zwiadowców Morozova. W międzyczasie ze wszytkich stron zaczęła zjawiać się świta Aleksandra. Rozmawiali, ale Sokołow był zbyt zajęty by ich słuchać. Jego system napotykał liczne przeszkody w formie programistów organizacji z których pobierał dane. Nie znalazł żadnych wyników.
W tym czasie zdążyli zbliżyć się do potwora. Syreny stały się głośniejsze i wyraźniejsze. Wtedy Viktor poczuł, że oddziałują one na jego program. Fale radiowe wysyłane przez Siren Heada wywoływały małe błędy w systemie pół androida. Uniemożliwiło mu to kontynuowanie szukania informacji o nim. Mógł temu zapobiec, ale zaprogramowanie blokady sygnałowej zajęłoby mu dłuższą chwilę. Na szczęście częstotliwość była słaba dzięki czemu tylko część jego zdolności była przyćmiona. Dotarli do ulicy na której stał ów humanoid.
Z krótkofalówki członka drużyny Aleksandra wydobył się głos:
-Jestem na miejscu, bez odbioru.
Po chwili syreny giganta przed nimi wydały dźwięk:
Jes...tem...na...miejscu...bez...odbioru
To stworzenie potrafiło wyłapywać dźwięki i je powtarzać. Dwudziestolatek był zachwycony. Mężczyzna stojący u boku Aleksandra (jeśli dobrze pamiętał to miał na imię Vladimir) przyłożył krótkofalówkę do twarzy i powiedział:
- Wraith, powiedz dokładnie to, co ci teraz przekażę: "Jestem debilem i nie wiem co tutaj robię".
Monstrum powtórzyło i tą wiadomość. To znaczyło, że nie miało świadomości. Gdyby miało poczucie celu mógłby nim pokierować. Obecnie było bezużyteczne, a nawet szkodliwe. Jednak mógł wykorzystać jego niedoskonałą formę, by stworzyć jego lepszą, możliwą do kontroli wersję. Ale miał za mało informacji. To nasuwało pytanie: Czy ten potwór miał pamięć? Jeśli tak Viktor mógłby dowiedzieć się skąd pochodzi, a wtedy miałby wszystkie informacje których potrzebował. Przeanalizował wszystkie za i przeciw a potem wysłowił swój plan:
- Mam zamiar nad tym zapanować.
- Zdolności parapsychiczne z kategorii kontroli? - zapytał Vlad.
- Powiedzmy – odpowiedział spokojnie Sokołow. Odwrócił się do griszy ciemności – Aleksandrze?
- Oczywiście – wiedział co miał zamiar zrobić Viktor. W połączeniu swojej telekinezy i jego kontroli umysłu byliby w stanie unieszkodliwić Siren Heada.
Podeszli do wysokiego stwora. Udawał powolnego i słabego. Ale nie był taki. Udawał spokojnego, by zwabić ofiary, w czym nie był zbyt orginalny. Morozova otoczył ich troje ścianą ciemności. Po chwili zbliżył się do humanoida, który w sekundę ożył i zaatakował. Grisza odparł atak, a monstrum upadło. W tym momencie Viktor wszedł do jego „umysłu”, a raczej tego, co kierowało jego ruchami. Część skupienia przekazał na trzymanie go przy ziemi, a resztę do wyłapywania jego pamięci. Oczywiście nie były to wspomnienia dotyczące otoczenia, żadnych obrazów. Polegały na zapamiętywaniu ruchów, obrotów i kroków, dzięki czemu Sokołow był w stanie wyznaczyć trasę, którą szło. Rozpoczynała się w laboratorium otoczonym lasem.
W tym momencie Siren Head zmienił częstotliwość wysyłanych sygnałów. Na pół sekundy Viktor stracił przytomność. Fale radiowe wysyłane przez syreny uszkodziły jego pierwszy generator, ale na szczęście miał ich więcej. Jednak ta chwila braku koncentracji wystarczyła by przeciwnik wstał. Viktor nie był pewien co stało się potem, jako że był jeszcze w procesie ponownego uruchamiania. Został otoczony przez istoty ciemności. Zaczęło padać. Usłyszał krzyk z góry. Kątem oka zauważył jak Siren Heada atakuje stado Aleksandra. Po chwili humanoid upadł martwy. Jeszcze nie całkowicie świadomy podszedł do Morozova, który mruknął:
- Wygraliśmy bitwę, ale nie wojnę.
W oddali usłyszeli więcej syren, przez co Viktor się przebudził. Było ich więcej. Ale najważniejsze było laboratorium. Wiedział gdzie jest.
- W umyśle tego czegoś znalazłem wspomnienia dotyczące laboratorium, w jakim go stworzono – poinformował wszystkich. - Mógłbym się tam udać, korzystając z tego, że policja raczej jeszcze nie wpadła na ten trop.
- Dobra, należy też wspomnieć, że jeden z bohaterów ma całkiem spory problem - Lightning pokazał im filmik na telefonie, na którym Spider Man próbuje samodzielnie powstrzymać dwóch Siren Head na raz.
- Na południu macie jeszcze takie trzy dziwne, wyjące słupy. Północ jest dziwna, bo cały czas się rusza, podejrzewam, że to tam rozgrywa się jakaś inna bitwa. Wschód i zachód na razie po jednym, z tym, iż są bardziej na przedmieściach. Ten wasz i północne zaszły najdalej - zrelacjonowała Wraith, korzystając z zapadłej ciszy na linii. 
- Wschód czy zachód jest bliżej? - zapytał szybko ciemnowłosy.
- Wschód - stwierdziła Wraith.
- Nikołaj, poprowadzisz wszystkie moje siły na południe. Lightning, Wraith i Bukavac zajmiecie się najpierw wschodem, potem zachodem. Jerry ma wam potem zrobić dostawę tego, czego będzie potrzebować. Macie mi meldować postępy co trzy minuty, Nikołaj tak samo. Czy to jest dla was jasne? – rozkazał Morozova.
Wszyscy rozeszli się w swoje strony, a Viktor został sam na sam z Aleksandrem. Popatrzył na niego znacząco, kwestionując jego wybory.
- Najpierw północ, potem laboratorium – odpowiedział na niewypowiedziane pytanie grisza.
To była jedna z tym chwil kiedy Viktor nie popierał sposobu postępowania Aleksandra. Gdyby skierowali się prosto do laboratorium, znaleźliby łatwiejszy sposób na pokonanie Siren Headów. Ale był w stanie zrozumieć jego tok myślenia. Dlatego nie sprzeciwił się mu. I tak dotrą do laboratorium przed policją, która nawet nie wiedziała o jego istnieniu.

W drodze do toczącej się bitwy myślał o tym co znajdzie się w laboratorium. Istniała możliwość, że znajdują się tam też innego rodzaju humanoidy. Jednak najbardziej zastanawiało go: czemu te stworzenia wyszły? Czy ich stwórcy celowo napuścili je na miasto? A może stało się to wbrew ich woli? Szczerze wolał by była to druga opcja, bo to oznaczałoby, że są martwi, dzięki czemu wejście do budynku byłoby bezproblemowe. Wtedy zyskałby dostęp do ich bazy danych, a razem z nią sposób w jaki humanoid pierwotnie powstał. Jego celem było znalezienie sposobu by powtórnie stworzyć Siren Heada, jego udoskonaloną wersję. Nie wiedział po co. Ale to była najlepsza rzecz, którą mógł zrobić w tej sytuacji. Po osiągnięciu jej postanowi co dalej. Oprócz wewnętrznej refleksji, Sokołow był w procesie instalacji blokady sygnałowej. Zarejestrował tą częstotliwość, za pomocą której Siren Head go oszołomił i wyłączył jej odbiór. Dzięki temu uodpornił się. To nasunęło mu pomysł. Te stwory potrafiły odbierać dźwięki i fale radiowe. Mógł wykorzystać ich własną broń przeciwko nim i znaleźć częstotliwość, która zniszczyłaby je. Kolejny powód dla którego powinni iść wcześniej do laboratorium.
- Jesteśmy – odezwał się Morozova.
Kilkanaście metrów przed nimi stały dwa Siren Heady. Cała ulica była pokryta w sieciach. Było widać sylwetkę chłopaka w czerwono-niebieskim kostiumie toczącego walkę z potworami. Spider-Man.
Aleksander powtórzył manewr z pierwszej „bitwy”. Ciemna ściana mroku otoczyła ich wszystkich, a w pobliżu zmaterializowały się stwory ciemności. Spider-Man naskakiwał na pierwszego stwora ze wszystkich stron. Drugi natomiast zamachnął się na Viktora. A przynajmniej tak myślał. Ten w rzeczywistości stał kilka metrów dalej. Bestia padłą ofiarą iluzji, a Aleksander stojący za nią wykorzystał jej dezorientację, by przeciąć jej przewody swoją mocą. Te kable pozwalały jej używać syren, a więc bez nich ucichła i straciła częściowo orientacje. Nie wiedziała skąd dochodził atak. Spider-Man, który do tej chwili był zajęty uszkadzaniem pierwszego olbrzyma, zauważył szansę. Przy użyciu sieci przeciągnął go by wpadł na drugiego przedstawiciela swojego gatunku. Ten zareagował i uznał go za swojego wroga. To co stało się potem było przewidywalne. Dwa giganty zwróciły się przeciwko sobie. Trójka ludzi przyglądała im się z bezpiecznej odległości. To była tylko kwestia czasu. Po dobrych pięciu minutach jeden z nich zachwiał się i upadł. Pozostał tylko jeden, a jego ciało było tak wyniszczone, że wystarczyło kilka ciosów, by i on padł martwy.
Aleksander podszedł do Viktora. Po chwili dołączył do nich Spider-Man.
- Kim jesteście? – zapytał.
- Viktor Sokołow – przedstawił się prosto.
- Alaksander Morozova, właściciel Life Foundation – jego prezentacja była tylko trochę dłuższa.
- Dobrze, dobrze, ale jak to zrobiliście? – chłopaka nie satysfakcjonowały te odpowiedzi. – Macie moce?
- Jestem griszą ciemności – wyjaśnił Aleksander.
- Pół android, reszta mocy uzyskana w dzieciństwie – zwykle nie dzielił się tymi informacjami, ale Aleksander już dawno się domyślił, a nie sądził by Spider-Man zrobiłby z nimi coś szkodliwego. – Ale przechodząc do rzeczy...
Wyjaśnił bohaterowi, że mają lokalizację miejsca „narodzin” Siren Heada i zamiar pójścia tam, by dowiedzieć się o humanoidzie więcej (nie wspomniał planu stworzenia jego udoskonalonej wersji). Zaproponował by poszedł z nimi. Dobrze byłoby mieć pozytywną figurę społeczną po swojej stronie.
- A co z innymi monstrami? – Spider-Man miał wątpliwości. Jego celem nie było studiowanie wroga, a wyeliminowanie zagrożenia dla ludzi.  – Przecież to nie były jedyne dwa.
- Moi ludzie się nimi zajmują – zapewnił go Morozova.
- W takim razie zgoda – odpowiedział nastolatek, ale było widać, że im nie ufał. I słusznie. Przecież mieli zamiar zapanować nad bestią.
Viktor wiedział, że niezależnie czy Spider-Man z nimi pójdzie czy nie, musi jak najszybciej dostać się do laboratorium i zgrać ich bazę danych. I tak zrobi.

<Peter?>
[1700 słów -> wszystkie punkty w inteligencję]
Podliczone