26 sierpnia 2020

Od Cassandry cd. Zaca

Cassandra szła szybkim krokiem do internatu. Jedyne czego w tym momencie chciała to zamknąć się w swoim pokoju i zniknąć. Nadal ogarniała co się przed chwilą stało. Trochę jej źle było, że odeszła bez słowa nie dziękując nawet chłopakowi, który chciał jej pomóc. Ale trudno. Szczerze miała nadzieje, że go więcej nie spotka.
Po dotarciu do swojego dormu dziewczyna usiadła na swoim łóżku i całkowicie się uspokoiła, podczas gdy świat wokół niej zaczął się rozmazywać. Po chwili była tylko ciemność. Żadnych ludzi i dźwięków. Tylko dusza unosząca się w całkowitej pustce. Susan zastanawiała się czasem czy to się dzieje po śmierci. Jeśli tak, to umieranie nie było takie złe. A jednak bała się go. Gdyby się go nie bała, to nie bałaby się niczego. Wypadków, pożarów, ludzi i wszystkiego innego co stanowiło zagrożenie. Przecież wszystko prowadziłoby do spokoju absolutnego. To czemu się bała? Bo gdyby umarła, to z przeczuciem, że jej życie było bezwartościowe. Chciała zrobić coś, dzięki czemu udowodniłaby sobie, że może zmienić coś w świecie, chociaż trochę. Ale nie wiedziała jak, przez co czasami zadawała sobie pytanie: czy jej życie faktycznie nic nie znaczy? Nikogo nie obchodziło, czy żyje, czy jest martwa. Zawsze czuła, że jest sama. Ojciec opuścił ją gdy była niemowlem, matka była jej wrogiem, krewni nie chcieli z nią mieć nic wspólnego, a dla nauczycieli była tylko statystyką. Pociechą było dla niej to, że przynajmniej nikt jej nie kontrolował. Tylko, że przez to musiała podejmować wszystkie życiowe decyzje całkowicie sama. Nie miała nikogo kto by ją pokierował, tak by została dobrym członkiem społeczeństwa. Miała przecież tylko 16 lat. W tym wieku powinna być lekkomyślna. Ale nie mogła sobie na to pozwolić.
Następnego poranka miała szkołę. Budzik zadzwonił, co oznaczało, że musi zacząć dzień, czy tego chce, czy nie. Cassandra otworzyła oczy. Było wyjątkowo wcześnie, ale miała dodatkowe zajęcia z filozofii. Wstała więc i ubrała się. Po zjedzeniu śniadania, wzięła szybko torbę do ręki i wyszła z internatu. Po chwili wtopiła w tłum uczniów, którzy również mieli poranne lekcje. Dotarła do klasy i usiadła cicho na końcu sali. Następne dwie godziny spędziła na słuchaniu debaty „Czy należy karać śmiercią za najcięższe zbrodnie?”. Był to ciekawy temat. Z jednej strony hipokryzją byłoby karanie odebraniem życia za odebranie życia. Ale z drugiej strony, świat mógłby stać się lepszym miejscem gdyby źli ludzie by nie istnieli. Ale to nasuwa pytanie: Czy jest coś takiego jak zły człowiek? Przecież wszyscy popełniają pozytywne i negatywne czyny. Kto osądza czy człowiek jest zły czy dobry? A jednak No wierzyła, że są ludzie, którzy nie zasługują na życie. Jej matka to najlepszy przykład. Lekcja zakończyła się na jakimś neutralnym stwierdzeniu, które nie przyznawało racji żadnej ze stron. Susan wyszła na korytarz. Następną lekcją była mowa publiczna. Oczywiście nie miała zamiar na nią iść. Napisze potem maila do nauczycielki, że bolał ją brzuch. Na dzisiaj wystarczy, ale będzie musiała znaleźć jakąś lepszą wymówkę. Szła właśnie do wyjścia, gdy chłopak, na którego wczoraj wpadła podszedł do niej.
- Siema – przywitał się. – Trzymasz się po wczoraj?
Wspaniale. Tego jej jeszcze było trzeba. Musiała coś odpowiedzieć, by zostawił ją w spokoju. Chciała tylko ominąć mowę publiczną (T-T). Zebrała w sobie całą swoją odwagę (która zawsze była prawie zerowa), by wydobyć z siebie głos.
- Tak – zdała sobie sprawę jak cicho mówi, ale nie dała rady głośniej.
- To dobrze – odpowiedział. Po chwili zdał sobie sprawę, że się nie przedstawił – Jestem Zac.
- Wszyscy mówią mi No – mówiąc to zdanie powiedziała więcej słów, niż w ostatnie sześć miesięcy łącznie.
Dotarli do drabiny prowadzącej na dach. Dzwonek zadzwonił, a korytarz zaczął się opróżniać.
- Wychodzisz? – zapytał Zac. Dla niego lekcje się dopiero miały zacząć.
Cassandra przytaknęła. Nie wyglądała na osobę, która by wagarowała, ale mowa publiczna to wyjątek.
- Też mi się nie chce siedzieć w klasie – powiedział. – Mogę iść z tobą?
Susan wskazała na drabinę co oznaczało zgodę. Nie dlatego, że chciała żeby tam był, ale bała się powiedzieć nie.  

<Zac?>
Podliczone

20 sierpnia 2020

Od Aleksandra cd. Viktora

Final proof that Morozova has a heart

I stand amid the roar
Of a surf-tormented shore,
And I hold within my hand
Grains of the golden sand-
How few!


18 sierpnia, 16:10

- Teraz masz na imię Asaim. Pochodzisz z wioski za morzem. Twój ojciec trudnił się rybołówstwem, a ja byłam tamtejszą szwaczką. Zapamiętałeś?
- Tak, mamo. Dlaczego nie możemy się zatrzymać tam na dłużej? Chociaż na miesiąc!
- Dobrze to rozumiesz, już ci to tłumaczyłam.
- ...ale oni są griszami, tak jak my. Jedyna różnica polega na tym, że...
- Synu - mordercze spojrzenie wysokiej postaci, która przystanęła, żeby się do niego odwrócić, miało zakończyć wszelką dyskusję.
   I skończyło. Problem polegał na tym, że trzynastoletni chłopiec tak czy siak zamierzał złamać wiele obietnic...
  Pamiętał, jak wtedy wydawało mu się, iż przechytrzy Baghrę. Tamtejsze dzieci były tym, czego potrzebował. Przecież tak szybko się dogadali. Tak łatwo szło im żartowanie. Uwielbiał spędzać z nimi czas. Nawet ich zdrada nie złamała tego dziecięcego serca. Przez wiele kolejnych lat żył w przekonaniu, iż po prostu byli nieodpowiedni. Na pewno znajdzie się ktoś, kto go w końcu zrozumie, nie będąc jednym z nich. To nie było przecież aż tak trudne, tym bardziej, że z łatwością mogli się bronić przed zabójcami griszów, a takich oni wszyscy potrzebowali.

Od Aleksandra cd. Viktora - Grupa 1


From childhood’s hour I have not been
As others were—I have not seen
As others saw—I could not bring
My passions from a common spring—


15 sierpnia

  Otrzepał z kurzu połacie płaszcza, jakby faktycznie znajdowało się go tam dużo. Mógłby użyć do tego swoich zdolności magicznych, co z pewnością by uczynił w samotności lub obecności tych, jakim wyjątkowo "ufał". Ciężko było to jednak nazwać pełnoprawnym zaufaniem, skoro ich sprawdzał, podpuszczał oraz testował, na co o dziwo się godzili. Do tej pory go zastanawiało, dlaczego? Kiedy dokładnie do Nikołaja dotrze ta mroczna prawda o jego prawdziwej, nie do końca chcianej przez wszystkich naturze? Niekiedy miewał wrażenie, że powinien im przypominać, z kim mieli do czynienia. Być może tak wspaniale odgrywa rolę zwykłego biznesmena, iż rozmywa to obraz socjopatycznego griszy? 
  Nigdy jednak nie odczuł czegoś takiego od Viktora. Ten osobnik zawsze spoglądał na niego tak samo - w oczekiwaniu. W jego obecności nie czuł się tak dziwny, odmienny oraz niepasujący do społeczeństwa, jak tego doświadczał przez setki lat. Byli podobni. Podejmowali decyzje, nawet te niewygodne w oparciu o to, co było najlepsze, a nie jedynie trochę bardziej lub mniej dla nich dobre. Tak samo ich to nie satysfakcjonowało ani nie służyło interesom. Zawarty sojusz w związku z działalnością firmy Relow trwał w najlepsze, a potrzeba omówienia osobiście niektórych informacji, najlepiej przekazywanych właśnie ustnie - nadal się sprawdzała lepiej, niż elektronicznie. Te słowa mógł ukraść jedynie wiatr dmuchający w szczeliny nowo powstającej budowli, otaczający rusztowania i nikt więcej. Obiekt górował nieznacznie ponad Santa Monicą. Odległy szum fal działał kojąco na zmysły, nieco je uspokajając.
- Dowiedziałeś się czegoś nowego? - Aleksander nigdy nie zaczynał od formalnych powitań na osobności, nie chcąc tracić na ceremoniały czasu.

18 sierpnia 2020

Od Zaca CD Denver

Wyśmiałem go słysząc to co powiedział. Popatrzył na mnie, a ja czując jego mordercze spojrzenie postanowiłem go skontrować.
- Schody? Ile ty masz lat? Dwanaście? - oj czułem, że stąpam po cienkim lodzie. -  Pierwsze primo, gdybym spadł ze schodów najprawdopodobniej zadzwoniłbym po karetkę - czułem jak pode mną pęka. - Drugie primo, to najbanalniejsza wymówka jaką słyszałem - posłałem mu wredny uśmieszek powoli wysiadając z samochodu. Kiedy zamknąłem drzwi pochyliłem się jeszcze przy otwartej szybie. - Nie jestem konfidentem ale pokusa zrobienia ci na złość po tym co usłyszałem jest tak obrzydliwie silna, że będę musiał zapierać się rękami i nogami żeby nie pójść na komisariat - pomachałem mu na pożegnanie i ledwo idąc ruszyłem w stronę wejścia do szpitala. Siedząc w poczekalni uświadomiłem sobie, że moja deska leży gdzieś tam na ulicy. Zestresowany, że ktoś może ją zabrać zacząłem szukać po kieszeniach telefonu. I co? Gówno. Nie ma. Albo został na miejscu wypadku albo w samochodzie pana "nIe IdŹ nA pOlIcJe".

Wypisali mnie jeszcze tego samego dnia. Oczywiście ręka w gipsie. Do domu wróciłem z kochaną mamusią, która oczywiście zirytowana była faktem, że znowu zrobiłem sobie kuku na desce. Oj jak ona jej nienawidzi.
- Mogę pożyczyć telefon? - zapytałem i nie czekając na odpowiedź wybrałem swój numer. Chwilę czekałem ale w końcu ktoś odebrał.
- W końcu - oj tak usłyszałem zirytowany głos mojego nowego przyjaciela.
- Chciałbym tylko poinformować cię, że sprawa została skierowana do sądu.
- Mówiłem żebyś nie szedł - warknął na co zaśmiałem się do słuchawki.
- Nie no weź wyluzuj. Nigdzie nie byłem ale chcę odzyskać telefon. Możemy na zgodę zapalić jakieś 420.
- Zac wiem czym jest 420 - mama zaczęła coś tam gadać w tle ale zbyłem ją gestem ręki żeby dała mi spokój i nie wtrącała się w rozmowę dorosłych.
- Chyba, że pójdziesz z tym na psy. To nie - uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Gdzie mam ci go przynieść? - zastanowiłem się chwilę. Nie miałem pomysłu ale uświadomiłem sobie, że mamusia wyjeżdża dzisiaj w delegację.
- Wyślę ci adres - rozłączyłem się i wysłałem mu wiadomość z dokładnym miejscem zamieszkania.

Następnego dnia rano byłem już w domu sam. Moja kochana rodzicielka wyjechała w trasę, a ja mogłem robić co tylko chcę. Pierwsze co zrobiłem, to z części pieniędzy, które mi zostawiła kupiłem nową deskę. Niestety byłem świadomy, że o odzyskaniu starej mogłem zapomnieć. Ze znalazcą telefonu umówiłem się na wieczór. Upewniłem się, że w mojej tajnej skrytce dalej jest towar. Widząc i czując cudowny zapach zielska nie ukrywam, skusiłem się na jednego, malutkiego blancika. Resztę dnia spędziłem na sofie w salonie oglądając seriale i jedząc czipsy. Żyć nie umierać. Musiałem odpocząć przed imprezą, kameralną rzecz jasna, którą planowałem urządzić z moimi braćmi z innej matki.
Wieczór nastał dość szybko i nawet nie zdążyłem się ogarnąć przed przyjściem nieznajomego. Otworzyłem mu drzwi w szortach i czarnej, zdecydowanie za dużej bluzie.
- No co tam - uśmiechnąłem się w palcach trzymając skręta. Podsunął mi telefon. - Najs. Brakowało mi go.
- Jak ręka?
- Gituwa. Wejdziesz na to pokojowe 420? - uśmiechnąłem się podsuwając mu blanta. - Wiem, że się skusisz. Każdy by się skusił na darmowe jaranie - zaśmiałem się i oczekiwałem na odpowiedź. Gdzieś w tle usłyszeliśmy dzwoneczek z obroży Rickiego, który powoli zbliżał się do drzwi. - Nie nie nie. Nawet nie próbuj. Nie będę cię szukał - zablokowałem mu dalszą drogę nogą. - Szybka decyzja - mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem mężczyzny.

<Denv?>
Podliczone

Od Zaca Cd Cassandra

- Kurwa mój nos - jęknąłem czując krew spływającą po ustach. Szybko jednak przestałem interesować się sobą. Widząc skuloną dziewczynę, która totalnie straciła kontakt z rzeczywistością szybko się ogarnąłem. Widziałem co jej jest. Swego czasu, po śmierci ojca też miałem problemy z atakami paniki. Okropna przypadłość ale wyszedłem z tego i mam się dobrze. Wracając do biednej szatynki, wyciągnąłem z plecaka worek, z którego wysypałem zakupy. Wrzuciłem je luzem do torby i podsunąłem plastikową torebkę dziewczynie. - Oddychaj. Spokojnie. Wszystko jest dobrze. Bez stresu. Czill i utopia - dłuższą chwilę zajęło jej uporanie się ze stresem ale finalnie jej oddech się uspokoił. Popatrzyła na mnie, w zabójczo szybkim tempie zebrała swoje rzeczy i odeszła totalnie mnie ignorując. - Spoko, nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość! - miło, że chociaż podziękowała. I jak to się stało, że mój nos jest w stanie krytycznym, a jej nic kompletnie nic się nie stało. Bez sensu.

Siedziałem w swoim pokoju z laptopem na kolanach usiłując stworzyć jakąś muzykę. W ustach trzymałem skręta, którego co chwila wciągałem z nadzieją, że przyniesie mi natchnienie. 
- Ja jebie - mruknąłem po raz kolejny usuwając kilkanaście sekund bitu, który nie spełnił moich oczekiwań. Kot leżący obok mnie mruczał tak głośno, że brzmiało to jak chrapanie. Pogłaskałem go po głowie licząc na to, że trochę go uciszę. Podziałało ale niestety nie na długo.
- ZAC! - głos matki i jej stanowcze kroki stawiane po schodach sprawiły, że momentalnie podniosłem się na równe nogi o mały włos nie zrzucając laptopa na podłogę. Szybko otworzyłem okno, żeby trochę wywietrzyć i wyrzuciłem przez nie moje źródło natchnienia. Usiadłem przy biurku i próbowałem udawać skupionego na zadaniach z fizyki. Kobieta, wulkan energii, prawdziwa lwica wkroczyła do mojego pokoju z impetem. - W skali od jeden do dziesięć jak bardzo przesrane ma mój syn? - wiedziałem, że to pytanie retoryczne ale mimo to na nie odpowiedziałem.
- Jest wzorowym dzieckiem więc nie ma? - w jej oczach widziałem furię, którą spowodował jakiś papierek ze szkoły. Jasna dupa. 
- Masz szlaban. Zapominasz o znajomych na najbliższe dwa tygodnie. Laptopa i telefon też oddajesz - wyciągnęła dłoń w moją stronę. Podniosłem się z krzesła. 
- O nie nie. Nie ma takiej opcji. Jestem dorosły i nie dam się tak traktować - mruknąłem stanowczo. 
- Synu ale ty nie masz prawa głosu. Mieszkasz pod moim dachem i będziesz robił co mówię. Dawaj - pokręciłem głową. 
- Oddam laptopa ale o telefonie zapomnij. Pójdź ze mną na kompromis - zastanawiała się nad tym dłuższą chwilę aż finalnie zmiękła.
- Dobra. Daję ci dwa tygodnie. Zakaz spotykania się ze znajomymi po szkole. Masz poprawić oceny bo w przeciwnym razie możesz zapomnieć o kieszonkowym. Wiesz co za tym idzie?
- Nowa deska - burknąłem obrażony na co ta się zaśmiała.
- Nowa deska! - krzyknęła triumfalnie i wyszła z pokoju zadowolona z siebie. Kocham ją ale czasami przesadza. Przecież szkoła nie jest aż tak ważna, zwłaszcza, że planuję karierę muzyka i będę zarabiał grube miliony. Ewentualnie tysiące jeśli to nie wypali i zostanę tatuażystą. 

Następnego dnia w szkole spotkałem się z moją cudowną ekipą. Stali przy mojej szafce czekając najprawdopodobniej na moją osobę.
- Dziesięć minut przed czasem? Nowy rekord - Finnic zaśmiał się poprawiając blond czuprynkę opadającą na jego czoło. 
- W chuj śmieszne. Wczoraj matka dała mi szlaban także zapomnijcie, że wychodzę gdzieś po szkole. Muszę zabajerować Polly żeby dała mi poprawić kilka sprawdzianów. Boże marzę o tym żeby się już wyprowadzić. Skończy się gadanie: DOPÓKI MIESZKASZ POD MOIM DACHEM MAM NAD TOBĄ KONTROLĘ - oczwyiście moi kochani przyjaciele postanowili mnie wyśmiać. Niestety mi do śmiechu nie było, ponieważ wiedziałem, że kto jak kto ale kiedy coś zdenerwuje moją cudowną rodzicielkę potrafi być naprawdę okrutna. 
- Przejebane jest to życie byku - zignorowałem go. W oczy rzuciła mi się postać dziewczyny, na którą wpadłem. 
- Dobra widzimy się później - olałem ich i podszedłem do niej .Byłem ciekawy czy wszystko już dobrze i jakoś się trzyma. - Siema - podbiegłem i wyrównałem z nią krok. - Trzymasz się po wczoraj? 

<Cass?>
Podliczone

Od Denvera CD Zaca

Nie widziałem czemu zgodziłem się na zakupy. Nienawidzę ich. Może przekonał mnie fakt, że po tym pojedziemy zjeść coś na mieście. Kocham fast food i różnorakie restauracje, nawet nie chciało mi się gotować, z resztą mojej siostrze pewnie też nie. 
- Boże, skąd mam wiedzieć co w tej porze roku jest ikoną mody a co nie?- jęknąłem, zamęczany ciągłymi pytaniami siostry i jej przyjaciółki, którą niestety zabrała ze sobą. Nie to że za nią nie przepadam...nie no. Nie przepadam. A nawet, szczerze mówiąc, nie lubię jej. Nie wiem o co chodzi, może o jej charakter, może o sposób bycia, a może i o to że nie ma dobrego wpływu na moją Haven. A jak wiadomo, starszy brat powinien dbać o siostrę. A ta jej koleżaneczka mi nie ułatwia tego zadania...- Mógłbym już iść zjeść? Dojdziecie do mnie.
- Dev, nie tak. To proste pytanie było. Różowa czy czarna?- Hav Przyłożyła do siebie dwie, dosyć skąpe topy.
- Ty nawet takich rzeczy nie nosisz.- Złapałem się za głowę, spotykając się z jej zasmuconym spojrzeniem. No tak, stara się na siłę dopasować. W czasie gdy jej towarzyszka wyszła ze swojej przebieralni z tym samym topem w kolorze różowym, uśmiechnąłem się i stanowczym tonem powiedziałem:
- Wyglądasz ślicznie w każdym kolorze. Ale różowy zdecydowanie podkreśla twoje oczy i figurę- Haven, bardzo zadowolona z moich słów, od razu pognała do kasy. Natomiast druga dziewczyna, od razu zamiast różowego ubioru, zdecydowała się na czerń. Przewracając oczami, pognałem za nimi, trzymając już chyba z pięć siatek z różnych sklepów. Chyba tylko dla tego chciały bym z nim poszedł...Nie ma to jak być darmową siłą roboczą. Wtedy, wpadłem na pewien pomysł. - Hav, pójdę zanieść wasze rzeczy i wpadnę do zoologicznego po jedzenie dla Ivri, a wy zdecydujcie gdzie jemy.- Już zacząłem powoli iść w kierunku wyjścia, z nadzieją że nie spotkam się z odmową.
- No dobra, ale wróć potem do nas.- Na moje szczęście, zgodziła się od razu. Wziąłem jeszcze kolejne siatki z wybranymi przez dziewczyny rzeczami i kierowałem się na podziemny parking. Kiedy już zobaczyłem moją jedyną miłość, humor od razu mi się poprawił. Schowałem wszystko do bagażnika i zasiadłem na miejscu kierowcy. Za każdym razem czuję radość kiedy mogę choć chwilę pokierować tym cackiem, w zasadzie od momentu w którym ją kupiłem. Wyjechałem spokojnie z parkingu, wpisując w GPS ulicę na której znajduje się najlepiej wyposażony w mieście sklep zoologiczny. Zawsze to w nim zamawiam specjalną karmę dla mojej kotki, o którą dbam jak o własne dziecko. Moja droga mijała w przyjemnej atmosferze, zwłaszcza że towarzyszyło mi radio grające moje ulubione utwory. No tak...tylko na dosłownie sekundę spojrzałem na telefon wskazujący mi drogę, kiedy nagle przed oczami pojawiła mi się postać wpadająca tuż pod koła mojego Camaro. Nie zdążyłem nawet zareagować, dobrze że akurat jechałem dosyć wolno. 
- Kurwa- walnąłem pięścią w kierownicę, po czym szybko zgasiłem silnik, zaciągnąłem ręczny, otworzyłem drzwi i podbiegłem do poszkodowanego.- Co ty odpierdalasz? - syknąłem do niego, zniżając się.- Nic ci nie jest?- Spytałem, oglądając czy przypadkiem nie zranił się za bardzo. Chłopak, jak zdążyłem spostrzec, trzymał się za bolącą rękę. Przechodnie zaczęli się gromadzić obok...Chyba czas się zabrać. Jednak nie mogłem go tak zostawić. Nie zważając na to czyja to była wina, zaproponowałem żeby zabrać go do pobliskiego szpitala. Jeśli to coś poważnego, lepiej będzie się tym zająć. Z początku odmawiał, ale ból był na tyle silny że bez przeszkód dał mi się zaciągnąć do samochodu. Miał trochę poturbowaną twarz, a z jednej z ran sączyła się krew. Ten zapach od razu sprawił, że zasłoniłem nos bluzą. Dałem mu jakąś koszulkę z tylnego siedzenia by ją przyłożył, po czym skupiłem się na drodze. Na szczęście ludzie się rozeszli. 
W trakcie jazdy, nie rozmawialiśmy zbyt dużo. Starałem się być na miejscu jak najszybciej, nie musząc prowadzić żadnych zbędnych konwersacji. Jedynie przy wysiadaniu stanowczo powiedziałem:
-jakby co, wywróciłeś się na schodach. - spojrzałem na niego kątem oka. Nie wyglądał na przekonanego. - Słuchaj, ani mi ani tobie nie przydadzą się problemy i policja na karku.- Zatrzymałem się na parkingu, chwilę jeszcze czekając na jego odpowiedź.

Zac? 
Podliczone

17 sierpnia 2020

Od Viktora cd. Aleksandra


Forget everything you saw. Pretend that nothing actually happened.


12 sierpnia

Viktor wyszedł z opuszczonej fabryki, gdzie chwilę wcześniej rozmawiał z założycielem Life Foundation. Nadal myślał o tej konwersacji. Zwykle pracował sam. Albo z ludźmi którymi manipulował. Można by powiedzieć, że wtedy nadal pracował sam, bo oni robili co każe. Działo się tak dlatego, bo wiedział, że jeśli nimi nie pokieruje, oni wszystko zrujnują. Z Aleksandrem było inaczej. Widział, że ma plan. Taki, który osiągnie sukces. W pewnym momencie podczas ich rozmowy, Sokołow zaczął czytać jego myśli. Często to robił, bo w taki sposób był w stanie wyciągnąć z ludzi to czego nie mówili. Oczywiście wiedział, że Morozova nie jest zwykłym człowiekiem, ale niczego mu to nie zmieniało. Jednak zaintrygowała go jego opinia o nim. Każda osoba z którą kiedykolwiek rozmawiał bała się go. Czasami było to bardzo widoczne, a czasami ukryte w głębi duszy. Ale Aleksander się nie bał. To była dla dwudziestolatka nowość. Mężczyzna chciał skorzystać z jego mocy, a jednocześnie zniszczyć Relow za niego. Można by to nazwać wzajemnym odwalaniem brudnej roboty, jako że każdy nazywa „brudną robotą” coś innego. Viktor zrozumiał to w latach spędzonych w Los Ageles. To co było dla innych ludzi trudne, było dla niego łatwe. I na odwrót. W tym przypadku było tak samo. On miał za zadanie oszukiwać, by zdobywać informacje, a to robił najlepiej. Wiedział też, że Aleksander nie będzie miał problemu z zakończeniem Relow. Jednak by to osiągnąć potrzebował wiedzieć. Czego? Wszystkiego. I to miał zamiar mu dać.
Po powrocie do swojego apartamentu postanowił dokładnie obmyślić plan. Wiedział, że musi poznać firmę od środka. A do tego doprowadzi go jeden z założycieli. Miał w bazie danych plan dnia Morley Perel i miejsca w których będzie ona przebywać w danych godzinach. Posiadał też dostęp do jej prywatnego numeru i social mediów. Zaczął to skanować. Słowem klucz było „chcę”/ „pragnę”. Była to podstawa manipulacji. Przekonanie osoby, że można dać jej to czego chce z całego serca. Wtedy ludzie ulegają. Wyników było mnóstwo. Jednak część z nich odnosiła się do czasowych pragnień (jedzenia, snu). Nie o to mu chodziło. Szukał dalej. Wtedy zauważył patern wielu wysyłanych przez Perel wiadomości. „Miłość”. Viktor roześmiał się. To było oczywiste. Ludzie szukają tego całe życie. Żałosne. Ale jeśli to dowiedzie go do Relow, to warto. Następną chwilę zajęło programowanie sztucznej inteligencji, która prowadziłaby rozmowę tekstową z Morley. Założył dla niej profil na jednej z aplikacji randkowych, do których należała Perel. Czekał chwilę, gdy pojawił mu się z nią czat. Dalej musiał tylko zdecydować się gdzie ją spotka, a jego program AI załatwi spotkanie. Oczywiście popisze z nią na początku, ale biorąc pod uwagę, że odpowie na wszystkie jej pytania, w sposób w jaki chciałaby by jej odpowiedziano, na pewno dojdzie do spotkania. Był stworzony na podstawie jej ideałów. A przynajmniej tych, które wymieniała w wiadomościach do swoich przyjaciółek. Już po kilkunastu minutach to Morley zaproponowała spotkanie następnego dnia, o czwartej po południu, w kawiarni niedaleko biura Relow. 
      


13 sierpnia
Paloma Cafe była małą kawiarnią, niezbyt znaną, ale bardzo starą. Przy jednym ze stolików koło okna siedział blondyn z okularami przeciwsłonecznymi i zarostem. Miał przed sobą komputer i kubek cappuccino. Nie miał zamiaru go pić, ale zamówił go by nie wyglądać podejrzanie. Było trzy minuty po czwartej. Nagle do pomieszczenia weszła specyficzna brunetka. Podeszła do lady, gdzie pracowniczka kawiarni wskazała jej na stolik mężczyzny. Morley usiadła naprzeciwko nieznajomego, który odłożył laptopa.
- Witam, jestem Jake Laped – przedstawił się fałszywym nazwiskiem Viktor.
- Cześć! – odpowiedziała entuzjastycznie dziewczyna. – Cieszę się, że się spotykamy.
- Ja też – odpowiedział. I mówił prawdę. Tylko, że jego „radość” wynikała z innych powodów.
- Tylko mówię: zwykle nie spotykam się z ludźmi tak wcześnie. – Morley nerwowo się wyjaśniała. – Żebym nie wyszła na...
- Może mi pani ufać ­– przerwał jej. – Nie mam zamiaru pani skrzywdzić – nawiązał kontakt wzrokowy tylko na chwilę, ale tyle wystarczyło by ją zahipnotyzować. – Teraz: proszę zaprowadzić mnie do swojego mieszkania.
Morley zgodziła się. Szczerze mówiąc to nie mogła odmówić. Viktor kontrolował jej myśli. Dzięki temu Morley zachowywała się naturalnie, robiąc co on chce.
Mieszkanie Morley było przeciętnej wielkości, a jednak o wiele mniejsze od apartamentu Viktora. Usiedli przy stole naprzeciwko siebie. „Jake” zaczął zadawać pytania odnośnie Relow.
- Kto był właścicielem całego pomysłu? – zapytał. – Mówię o nielegalnej sprzedaży danych.
- Sprzedaży danych? Nic o tym nie wiem – nie kłamała. Perel była tylko odpowiedzialna za marketing firmy. Nie miała informacji których on chce, ale mogła go do nich doprowadzić.
- Nie mogę powiedzieć, że się tego nie spodziewałem – odparł Sokołow. – Wyobraź sobie więc taką sytuację: chcę dostać się do biura Relow. Co mnie powstrzymuje?
- Bezpieczeństwo to dla nas priorytet. By otworzyć jakiekolwiek drzwi potrzebny jest skan tęczówki, palca, dowodu osobistego i wprowadzenie kodu. Ale to nie jest największą przeszkodą. Wystarczyłoby odłączyć budynek od prądu i uszkodzić zapasowy generator. Naszych głównych serwerów strzeże coś znacznie gorszego. A raczej ktoś.
Viktorowi nie spodobały się te słowa. Jeśli człowiek jest uznawany za największą obronę obiektu z setkami elektrycznych zabezpieczeń, nie było możliwości, że był to zwykły ochroniarz.
- Było kilka osób, które sądziły, że go widziały – kontynuowała Morley. – Mówili coś o oślepiającym świetle i manipulowaniem nim. Inni sądzą, że było ich więcej. Spotkałam kiedyś mężczyznę, który krzyczał o czarodzieju ziemi, czy czymś podobnym. Wylądował w szpitalu psychiatrycznym. Wiele moich pracowników wierzy, że to magia. Ale nie ja.
„Niesłusznie” pomyślał Sokołow. Przecież znał Aleksandra. Wiedział też, że nie był on jedyny. Czy było możliwe, że Relow ma po swojej stronie takich jak on? Nie mógł tego wykluczyć. Wiedział już, że Relow nie jest jedną z tych firm, które niszczy w trzydzieści minut. Dlatego potrzebny był mu Morozova. Viktor nie lubił magii, a on był griszą. Wiedział jak walczyć z kimkolwiek był ten kto bronił wrogiej korporacji. Miał też swoją drużynę.
- Dziękuję za informację – wyjął z kieszeni coś, co przypominało strzykawkę. – Umieszczę teraz na pani ciele urządzenia, dzięki którym będę mógł widzieć i słyszeć wszystko co się wokół pani dzieje.
Były one nie większe od ziarenka piasku i zrastały się ze skórą, przez co były niewykrywalne. Viktor wstrzyknął kilka Perel. Na koniec upewnił się, by kobieta pamiętała to spotkanie jako miłą randkę z mężczyzną poznanym w internecie, a nie przesłuchanie.
14 sierpnia

Viktor wrócił z biura, po całym dniu pracy. Nie miał ochoty na tworzenie projektów lub czytanie książek. Było już ciemno. Postanowił usiąść do pianina. Było to jego hobby i sposób na wyrzucenie z siebie resztek uczuć. Zaczął grać melodię zarejestrowaną w jego mózgu. Palce same zaczęły się poruszać. Viktor odpłynął myślami. Gdzie? Do przeszłości. Jego „dzieciństwa”. Przypomniał sobie Syberię. Twarze ludzi, którzy wyrywali mu części ciała, by zastąpić je czymś lepszym, silniejszym. Swój nieskończony ból. Normalni ludzie by go nie przeżyli. Muzyka z każdą sekundą przyśpieszała. A Viktor odtwarzał w głowie wszystkie lekcje walki, które często kończyły się nim leżącym na ziemi, pokonanym. Opór swojego mózgu, gdy instalowali mu tysiące języków i encyklopedii. Płakanie do snu. Wykończenie umysłowe. Problemem dla Viktora nie było ciało lecz psychika. Pamiętał gdy próbował popełnić samobójstwo, ale mu się to nie udało. Wtedy zrozumiał, jak trudno go zabić. Błagał o śmierć. Nie dostał jej. Jego wychowawcy trenowali jego lojalność, poprzez kazanie popełniania czynów, które obciążały jego sumienie. Po miesiącach tego wszystkiego jego człowieczeństwo zniknęło. Stracił duszę ludzką. Uderzył mocniej w klawisze na myśl o tej chwili. Uczucia opuściły ciało chłopca jak i moralność. Od tamtej pory nie przegrał żadnej walki, podporządkował się systemowi, nie wahał się zabijać. Zamiast czuć strach, siał go. Stał się obojętny na ludzkie życie, morderczy. Psycholodzy mówili, że ma osobowość dyssocialną. Z wiekiem nauczył się to kontrolować.
Zakończył utwór i wstał. Przez jego głowę przemknęła myśl: czy naprawdę jest opanowany? Co jeśli pewnego dnia nie wytrzyma? Ludzie byliby przerażeni. Viktor zezłościł się na tę część siebie, która o tym pomyślała. Żądzy krwi pozbył się już wiele lat temu. Wiedział, że nie należał do społeczeństwa. Ale było potrzebne, nawet jeśli nie zgadzał się z jego normami.
Skupił się na teraźniejszości. Aleksander wyznaczył miejsce ich następnego spotkania: budynek w okolicach Santa Monica.
<Aleksander?>
Podliczone

13 sierpnia 2020

Odejście

Z dniem dzisiejszym, z powodu nie nadrobienia zaległości, opuszczają nas następujące postacie:
Renna Chloé Ibrahimović
Hekate Cintra
Inez Nieve Acevedo
Shakäste Metellus
Castiel Novak
Namkyun Choi
Lorcan Harley Barton
Marcus Wright
Derek Hale
Każda z tych postaci ma możliwość powrotu na bloga, pod warunkiem aktywnego udziału w nim.
Cute Transparents GIFs - Get the best GIF on GIPHY

Lista zagrożeń

Witam, poniżej przedstawiam listę zagrożeń. Tak jak już wiadomo, postacie zaznaczone na czerwono muszę nadrobić zaległości (czas do 13.08). Jeśli po terminie nie będzie odzewu ani nic, to niestety postacie opuszczają bloga.  Osoby na zielono, można powiedzieć, że są "bezpieczne". Tak więc to chyba tyle, życzę miłego dnia i pozdrawiam.

Taylor Harley Trace - 12.08
Renna Chloé Ibrahimović - 08.06
Beatrix Saint - 12.08
Hekate Cintra - 30.03
Mary Jane Watson - 23.07
Yvonne La Mettrie - 04.08
Sophie Drifa Gellirdottir - 04.08
Inez Nieve Acevedo - 15.04
Peter Benjamin Parker - 29.07
Shakäste Metellus - 23.04
Castiel Novak - 02.04
Namkyun Choi - 24.04
Gabriel Graham - 04.08
Lorcan Harley Barton - 10.06
Anchor Saint - 12.08
Marcus Wright - 26.05
Viktor Sokołow - 18.07
William Graham - 03.07
Denver Walles - 10.07
Jackson Hayes - 11.07
Aleksander Morozova - 12.08
Zac Kinzel - 20.07
Derek Hale - BRAK PIERWSZEGO OPOWIADANIA

gif alpaca cute GIF by 🍦🍕pizza helado y Oreo🍕🍦

12 sierpnia 2020

Od Cassandry CD. Zaca

 Cassandra Susan Harmony nie znosiła swojej szkoły. Nauczyciele oczekiwali od uczniów o wiele za dużo. Chcieli by wszyscy, którzy ją ukończyli, zostawali znanymi politykami, lekarzami, biznesmenami. Jednak to czego No najbardziej nie znosiła były lekcje wystąpień publicznych. To był jedyny przedmiot z którego nie zdawała. Ledwo co mówiła, a przed tłumem? Umarłaby chyba. Dlatego zamiast iść do sali 74, przesiadywała na dachu szkoły. Szkicowała se w najlepsze, gdy usłyszała głos z dołu.
- No Harmony, wiem, że gdzieś tutaj jesteś! – krzyczała nauczycielka, która (jak zresztą wszyscy inni) nie znała jej imienia.
Susan wiedziała, że mogła zniknąć. Ale jeśliby to zrobiła, mogłaby nie wrócić aż do wieczora. Można by to porównać do używki. Jest ci tak dobrze gdy jesteś przez nią opanowany, że nie chcesz przestawać. Postanowiła zatem zejść do korytarzu. Po chwili wpadła na kobietę, którą słyszała trochę wcześniej.

Czekając w gabinecie dyrektora na jego właściciela, Cassandra przeglądała wszystkie możliwe scenariusze tego spotkania. Prawie wszystkie zawierały w sobie gatkę o honorze szkoły. Potem lektura, jak ważna jest komunikacja w tych czasach. A na końcu „To dla twojego dobra”. Jasne. Wszyscy tak mówią i wszyscy kłamią.
- Panienko Harmony! – z rozmyślenia wyrwał ją dyrektor, który siedział teraz przed nią. Nie zauważyła kiedy wszedł. – Czy słyszała panienka moje pytanie?
Susan pokręciła głową. Dyrektor westchnął. Był to łysy mężczyzna w średnim wieku. Po 20 latach uczenia tutaj biologii, został dyrektorem. Mniej więcej w tym samym czasie jego żona odeszła od niego i zabrała dzieci. Teraz jego jedyną ambicją w życiu jest podwyższanie poziomu szkoły. Uważa się za psychologa, ale w rzeczywistości nie wie nic o swoich uczniach.
- Czy wiesz dlaczego wszyscy nasi absolwenci odnoszą sukcesy w życiu? – ponowił pytanie. – Dzięki swojej ciężkiej pracy i systematyczności. To dzięki tym dwóm rzeczom nasza szkoła znajduje się tak wysoko w rankingu. Wagary to zmaza na honorze szkoły! A poza tym, czy wiesz jak bardzo zdolność konwersacji i publicznej prezentacji wpływa na przyszłość?! Rozumiem, że nie jesteś w tym najlepsza, ale po to są te lekcje. To dla twojego dobra.
Wszystko jak przewidziała. Mężczyzna gadał jeszcze trochę, nakłaniając ją na przełamanie swojej niemowy i strachu. Łatwo mu mówić. To nie on z tym żyje.

Później tego dnia Cassandra szła do sklepu z przyborami plastycznymi, by uzupełnić jej zestaw. Nie lubiła przebywać w centrum miasta, bo jej moc przewidywania alarmowała ją o wszystkich możliwych zagrożeniach, obecnych na dworze. Nauczyła się jednak częściowo je ignorować. Chciała po prostu jak najszybciej wrócić do internatu. Po pewnym czasie opuściła tę część miasta w której miało miejsce najwięcej wypadków samochodowych, co dodało jej trochę odwagi. Nie było widać żadnych samochodów, więc się trochę uspokoiła. Idąc po ulicach Los Angeles odpłynęła myślami. Jak długo mogła uciekać od ludzi? I jak dostanie się na studia? Przecież nie mogła milczeć na rozmowie kwalifikacyjnej. A nawet gdyby mogła, to do którego uniwersytetu? Przecież od tego zależy jej przyszłość. Nie chciała na razie o tym myśleć. Poza tym musiała najpierw wykombinować jak zdać mowę publiczną. Może mogłaby przekupić profesorkę? Nie, to by nie zadziałało. Przecież zarabiała wyjątkowo dużo...
Nagle usłyszała krzyk „Uwaga jadę!”. Jakiś chłopak na deskorolce jechał prosto na nią (a raczej ona weszła mu w drogę). Instynktownie upadła na ziemię i przywołała tarczę ochronną. Chłopak wjechał w niewidzialną ścianę i upadł. Cassandra mogła usłyszeć jak przeklina pod nosem. Dziewczyna usiadła, a tarcza zniknęła. Niby nic poważnego się nie stało, ale sam stres wywołany przez upadek był wystarczający by wywołać u No atak paniki. Siedziała na środku ulicy z rękami wokół kolan, nie będąc w stanie się ruszyć. Serce biło jej zdecydowanie za szybko. Gdyby zniknęła uspokoiłaby się, ale potem pojawiłaby się w tym samym miejscu, gdy będzie już ciemno. Tego zdecydowanie nie chciała. Wydawało jej się, że chłopak stojący nad nią coś mówił, ale nie słyszała co... 

Zac? 
Podliczone

Od Anchora cd. Taylor

To chyba jakiś żart. Lorcan też doszedł do takiego wniosku, bo usłyszałem za plecami wybuch śmiechu.
W zasadzie pozbyłem się torebki Tay, więc sprawa załatwiona. Złapałem za klamkę i spróbowałem zamknąć drzwi, ale nogi leżącej na ziemi czarownicy skutecznie to uniemożliwiały. Szturchnąłem ją butem. Oczywiście nic to nie dało. Trzeba będzie coś z nią zrobić. Westchnąłem cicho i wszedłem do środka. 
- Teraz Tay będzie twoją księżniczką? - Lori zaśmiał się, gdy podniosłem czarownicę z ziemi. 
- Zamknięcie jej w jakiejś wieży i wyrzucenie klucza ułatwiłoby mi życie - przyznałem.
- To na pewno. 
- Tay? - W salonie rozległ się jakiś głos. - Tay, jesteś tam? Kto przyszedł?
- Tay ma znajomych? - Brew Loriego powędrowała do góry.
- Taylor? - Okazało się, że głos należał do kumpeli czarownicy i dochodził z laptopa postawionego na stoliku do kawy. - Co się stało?!
Położyłem Tay na kanapie. Teraz drzwi powinny się zamknąć.
- Kogo aż tak wkurzyła? - rzuciłem, patrząc na jej podbite oko.
- Nie wiem! - Madeleine najwyraźniej uznała, że pytanie było skierowane do niej. - Ona też twierdzi, że nie wie. Annie, musisz go znaleźć!
Rzuciłem krótkie spojrzenie w stronę laptopa, a potem przeniosłem wzrok na stojącego po drugiej stronie stolika Lorcana. Przewrócił tylko oczami, a ja zgadzałem się z tym w stu procentach. 
- Czyń honory - zaproponowałem. 
Demon popchnął lekko ekran, zamykając laptopa. Nareszcie cisza.
- Chodźmy stąd, zanim spóźnimy się na uczelnię. - Zerknął na zegarek i skierował się do wyjścia.
- Najwyżej napiszę ci zwolnienie. - Poszedłem za nim.
Kiedy tylko drzwi się za nami zamknęły Lori pstryknął palcami, przywracając Taylor świadomość.
***
I koniec spokoju. Przecież byłoby zbyt miło, gdyby udało mi się choć trochę ogarnąć papiery z wydawnictwa przy okazji przerwy. 
- Jesteś jeszcze w stanie funkcjonować bez Lorcana? - Taylor usiadła przy stoliku, ustawiając obok krzesełka kilka toreb z zakupami.
- Moje serce usycha z tęsknoty za nim. - Podniosłem wzrok, spoglądając jej prosto w oczy. - Ale niestety ma zajęcia. - Zgarnąłem ze stolika umowę tuż przed tym, jak Maddie postawiła na nim tackę z jedzeniem i usiadła obok Tay. - Wyglądasz lepiej niż rano - rzuciłem do czarownicy.
- Jakiś ty miły - odgryzła się. 
- Dzięki. - Spakowałem swoje rzeczy.
Taylor właśnie miała coś odpowiedzieć, ale przerwał jej dźwięk powiadomienia na telefonie. Kilka razy stuknęła w ekran urządzenia, po czym zamarła.
- Tay? Wszystko w porządku? - Madeleine obserwowała swoją przyjaciółkę uważnie. 
- Znów mnie znalazł - wydusiła z siebie wreszcie czarownica.
- Kto?! Ten typ z klubu? - Dziewczyna była coraz bardziej przejęta. 
Tay pokręciła tylko głową.
- Więc kto? - Maddie rozejrzała się po tłumie ludzi znajdujących się w tej części centrum handlowego. 
- Xavier - odpowiedziała, wciąż wpatrując się w komórkę. 

Tay? Miłość!
Podliczone

Od Taylor cd. Anchora

Dlaczego ja żyję z debilami? Postawiłam statyw na okrągłym stole próbując znaleźć jak najlepsze światło. We wszystkim pomagała mi oczywiście moja kochana Bee, która w przeciwieństwie do swojego brata, przeczytała instrukcję obsługi mózgu. 
- Tutaj powinno być ok. -  Przy pomocy kilku tasiemek, przyczepiłam kamerę do rozchwianego uchwytu. 
- Nie myślałaś, czy nie zmienić jej na lepszy model? - Rudowłosa starła z blatu niechciany kurz. - Ta ma już chyba dwa lata… - Próbowała odczytać firmę produktu, ze zniszczonej naklejki.
- Przydałoby się. - Poprawiłam przydługawe włosy. - Fryzjer też byłby spoko opcją - mruknęłam wyraźnie marudząc. - Tak w ogóle to gdzie ten dzban? - Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu starszego Żniwiarza. Wystarczyło odczekać pięć minut, a baran wparadował tutaj z kubkiem gorącej czekolady. Ma się rozumieć, nie była ona dla mnie. Marszcząc z niezadowoleniem nos, usiadłam na wolnym krześle udając przy tym, że wcale nie było mi przykro. W końcu to tylko ciecz! Nic niewarta ciecz!
- To co mam robić? - Saint oparł dłonie na drewnianym meblu. - No co się tak patrzysz? Chcesz mieć ten filmik, czy mam sobie iść? - Biło od niego standardowym chłodem.
- Robimy origami. - Rozłożyłam kartki na stole. - Zrób kilka kwiatków, ptaszków, lisków i najważniejsze… Udawaj miłego. - Nacisnęłam na ostatnie słowo, żeby poinformować go o wadze, tej sytuacji. 
- Tak, tak. - Zerknął w stronę kamery. - Masz pokazać tylko moje ręcę. - Dodał po chwili namysłu.
- Co?! - Warknęłam niezadowolona.
- Nie zamierzam stać się gwiazdą internetu. - Przewrócił oczami. - To twoja broszka. 
- Ale… - Chyba powinnam ugryźć się w język.
- Nie dyskutuj. Będą widzieć albo moje ręce, albo inne nagranie. - Pokiwałam niechętnie głową, a następnie spojrzałam na stojącą przed nami dziewczynę.
- Możemy zacząć nagrywać. - Wskazałam palcem odpowiedni guzik. - Światła! Kamera! Akcja! - Tym zwrotem wywołałam śmiech przyjaciółki, który za jakiś czas miał trafić do uszu kilku milionów oglądających.
***
Trzymając worek z lodem przy swoim podbitym oku, z trudem otworzyłam różowego laptopa, aby móc nawiązać połączenie z dobijającą się do mnie od rana Madd. Nie minęły nawet trzy sygnały dźwiękowe, gdy na ekranie pojawiła się jej zmartwiona twarz. Wnioskując po  worach pod oczami kobiety nie tylko ja miałam ciężką noc.
- To nowy challenge? - Uniosła pytająco prawą brew. - Tay?
Chwilę milczałam.
- Niezbyt. - Ściągnęłam okład z twarzy, pokazując swojej bratniej duszy skutek wczorajszego wyjścia do klubu. - Nie złość się?
Dziewczyna zaczęła się czerwienić.
- Tay, cholera jasna! Coś ty zrobiła?! - Wybuchnęła niczym Krakatau. - Co to ma znaczyć?! - Obudziła śpiące nieopodal mnie psy.
- Byłam wczoraj na imprezie… I… I… Tak jakoś wyszło. - Spojrzałam na swoje stopy. - Gniewasz się? - Poczułam się jak zbesztany szczeniak.
- Czyli ktoś ci to zrobił?! - Zignorowała moje pytanie. - Kto to? Wydrapię mu oczy! - Zaczęła szykować się do wyjścia. 
- Tak właściwie to… Nie mam pojęcia. - Wzrok blondynki mówił zapewne wszystko. - Przecież uleczę się magią i będzie w porządku! - Chciałam ją jakoś uspokoić.
- Może cię szukać i znowu skrzywdzić. - Coś bez dwóch zdań spadło na podłogę. - Będę za pięć mi… - Przerwał jej dzwonek do drzwi. - Nie otwieraj! - Pogroziła mi palcem.
- Daj spokój! To pewnie nowa kolekcja kosmetyków od Origins. - Wstałam z kanapy. - Tamten typ raczej nie wie, gdzie mieszkam. - Ruszyłam w stronę drzwi. Ignorująć dalsze przekleństwa Harper przekręciłam kluczyk w zamku, a następnie (bez wcześniejszego spojrzenia przez judasza) otworzyłam wejście do mieszkania. 
- Czegoś zapomniałaś. - Annie uderzył mnie czymś w twarz. I właśnie to było bezpośrednią przyczyną utraty przeze mnie przytomności. 

An? Nie bij z rana
Podliczone

Od Beatrix cd. Renny

Kiedyś pływałam zdecydowanie więcej. Głównie dlatego, że obecnie większość swoich wypadów na plażę spędzałam obserwując lub rozmawiając z pewną nieziemską ratowniczką. I tak właśnie, żeby nadrobić trochę pływania, znalazłam się w aquaparku z Taylor. Co prawda Tay zdecydowanie bardziej niż na pływaniu zależało na zaliczeniu każdej możliwej zjeżdżalni w całym obiekcie, ale ostatecznie udało nam się wypracować jakiś kompromis dzieląc czas mniej więcej na połowę pomiędzy faktyczne pływanie i stanie w kolejkach do zjeżdżalni. Ogólnie rzecz biorąc wyjście było całkiem udane - nawet fanów Tay było jakoś mniej. Albo po prostu większość postanowiła się nie odzywać. Chyba powinnam przychodzić tu regularnie? Może tylko nie zawsze z Tay, by móc faktycznie spędzić godzinę w wodzie.
***
Kliknęłam kolejny link i upiłam łyk herbatki z melisy, czekając, aż strona się załaduje. Nie odczuwałam żadnego efektu ani ziołowej herbatki, ani puszczonej w tle playlisty z muzyką klasyczną, ani przerwom na oddychanie i liczenie do dziesięciu co trzeci link. Odstawiłam kubek na podłogę obok siebie i skupiłam się na kolejnym teście z przepisów ruchu drogowego. Byłam pewna, że i tak niczego się już nie nauczę, ale jednocześnie czułam wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy próbowałam przerwać rozwiązywanie tych testów.
Drzwi do mojego pokoju uchyliły się powoli i ktoś zapukał we framugę.
- Annie? - odezwałam się z nadzieją, na wszelki wypadek wbijając wzrok w podłogę.
Wiedziałam, że nie powinnam aż tak się stresować tym egzaminem, ale podświadomie wmówiłam sobie chyba, że muszę udowodnić, że nadaję się do normalnego życia. A jak na razie nie szło mi najlepiej. Dlatego nie czułam się na tyle pewnie, żeby zaryzykować spojrzenie w stronę wejścia. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś stało się Ren, bo ja nie potrafię nad sobą zapanować.
- Powinnaś już odpuścić naukę. - Usłyszałam głos brata, więc choć trochę się uspokoiłam. - Ren niedługo będzie, więc czas się zbierać.
- Mam coraz większe wrażenie, że zawalę - jęknęłam, spoglądając znów na test wyświetlony na komputerze.
Podłoga skrzypnęła cicho i po chwili Annie kucał koło mnie.
- Dasz sobie radę. - Brzmiał na tyle pewnie, że prawie w to uwierzyłam. - Wystarczy tylko nie zabić egzaminatora i po sprawie. - Zamknął laptopa, zanim zdążyłam zaprotestować, wstał i wyszedł.
Łatwo powiedzieć, kiedy nigdy niczym się nie denerwujesz. Czasem zastanawiałam się nawet czy zadaje się z ludźmi wkurzającymi go mniej więcej tak jak Tay głównie po to, żeby ćwiczyć samokontrolę. Szybko przebrałam się, poprawiłam włosy (upewniając się, że są wystarczająco rude, żeby nikomu nie stała się przypadkiem krzywda) i make up. Dopiłam jeszcze resztkę melisy i zeszłam na dół w samą porę, by otworzyć drzwi Rennie. 

Ren? uspokój ją jakoś
Podliczone

11 sierpnia 2020

Gray Larance

Autor zdjęcia: nie wiem ;-;
Login: Ross
" Bądź takim typem kobiety, że kiedy twoja stopa dotyka podłogi kiedy wstajesz rano, to diabeł w piekle mówi : O K*rwa Wstała"
Imię i nazwisko: Gray Larance
Pseudonim: Ze swoich zbrodni tudzież morderstw jest znana jako ,, Enchantress ". Znajomi zwą ją po prostu Gray.
Pochodzenie: Nie pochodzi z żadnego kraju. Wywodzi się z piekieł. Lecz by zaspokoić ludzką ciekawość mówi, że pochodzi z małego miasteczka w Rosji koło Moskwy.
Gatunek: Demon
Płeć: Kobieta, chyba że ma ci ona to zaprezentować w całej okazałości.
Orientacja: Jest neutralna na tych gruntach chłopcy czy dziewczynki plecie się.
Praca: Uwodzi mężczyzn jak i kobiety by kupowali jej lub dawali za darmo rzeczy oraz inne rzeczy które wpadną jej w oko.
Data urodzenia: Pamięta dokładnie kiedy to było piątek 13 niestety nie pamięta którego miesiąca. Musiało jej to wylecieć z głowy.
Wiek: 24 lata taki podaje. Prawdziwy wiek to coś około 300 lat po narodzinach Lucyfera.
Cechy zewnętrzne: Kobieta jest bardzo szczupła jak i wysportowana. Mierzy niecałe 175 cm wzrostu. Ma ciemny blond włosy, które nigdy nie farbowała. Jej sylwetka wygląda jak klepsydra, jest idealna. Nie ma żadnych znamion ani tatuaży. Jej skóra jest bardzo delikatna i miła w dotyku. Może się wydawać, że jej oczy są szare lecz gdy się przyjrzysz z bliska mienią się różnymi kolorami.
Kostium: Gdy zmienia się w swą pierwotną demoniczną postać jest piękną kobietą o szarej skórze i czerwonych oczach. Ciało ma Afrodyty, a na głowie wyrastają dwa wielkie rogi.
Używa tej formy tylko po to by się zrelaksować i odpocząć od ludzkiej formy. Głównie do morderstw i bójek używa drugiej formy, bardzo podobnej lecz oczy maja kolor niebieski i jest odziana w strój dzięki któremu żadna kula czy miecz nie przebije się. Pancerz na jej ciele zwany jest przeklętą zbroją.
Również posiada broń palną jak i swoją własną katanę, jak i shurikeny. Dzięki temu, że są z tego samego materiału co zbroja, są z nią połączone. Gdy je przyzwie łączy się z nimi i czerpie swoją energie by się nimi posługiwać. Gdy powraca do ludzkiej formy bronie jak i zbroja znika. Oznacza to, że ktokolwiek zabrał jej broń to niech lepiej odłoży ją bo spali mu dłonie na popiół. Broń magicznie dzięki niebieskiemu ogniu znika po przemianie. Gdy znów się przemieni, znów może użyć broni.
Sława: Boją się samej nazwy, gdyż krąży legenda, że kto wypowie jej pseudonim tej samej nocy zostanie zamordowany i to nie w najprostszy sposób. Enchantress jest psychopatką oraz sadystką z powołania, co morderstwo zabija inaczej swe ofiary. Nie wiadomo, czy przypadkowo je wybiera czy ma jakiś schemat. Ona jedyna wie jakie są powody. Ludzie boją się sami chodzić w nocy ciemnymi uliczkami, gdyż boją się że będą następną ofiarą. Prawda jest taka, że ona zabija nieważne czy ciemna czy jasna uliczka. Co najdziwniejsze świadkowie morderstw tudzież zemst nie byli wstanie powiedzieć co się stało i jak dokładnie wyglądała, jaki miała głos owa postać, gdyż ich pamięć ulega wyczyszczeniu. Nie liczy się dla niej czy to będzie dziecko, babcia, dziadek czy kobieta w ciąży, każdego zamorduje jak wypowie jej prawdziwe imię.
Osiągnięcia: Jest mistrzynią zbrodni. Wcześniej przemieszczała się i mordowała po innych miastach w innych krajach. Zlicza wszystko w swoim sekretnym pamiętniczku, którego trudno znaleźć. Są pogłoski z innych miast i krajów że łącznie zabiła ponad 4 mln osób. Niestety nikt tego nie zliczył, gdyż w innych krajach nazywają ją inaczej niż w USA
Moce:
*Pokazywanie najgorszych lęków przez co osoba które je widzi jest sparaliżowana. Można to użyć na ludziach lub zwierzętach oraz nadnaturalnych by je przestraszyć. Działa tylko przez określony czas. Im ktoś silniejszy tym dłużej działa działa. Cząstki tej mocy, czasem zostawiają ślad po sobie w postaci dodatkowego lęku przed czymś nowym.
* Jej przekleństwem jest zauroczenie, nawet jeżeli tego nie chce jej ciało jak i wzrok przyciągają każdego faceta jak i kobietę. Wykorzystuje ten urok by zdobyć wszystko czego chce za darmo.
* Umie otwierać portale między światowe, dzięki czemu może nie tylko wszędzie otworzyć portal na ziemi, ale również we wszechświecie.
* Zmiana formy w Demonice. Gdy zmienia swą formę w prawdziwą jest x5 silniejsza, szybsza i zwinniejsza niż normalnie. Dzięki temu z łatwością zabija swoje ofiary jak i jest nieuchwytna dla ścigających ją.
*Przywoływanie oraz kontrola demonów mniejszego szczebla. Cóż Demony też mają swoją piramidę, te na najniższym są jak marionetki można je kontrolować. Im wyżej są tym mają więcej jakby to powiedzieć inteligencji. Gray jest na najwyższym szczeblu dzięki czemu może kontrolować inne demony poniższe.
*Szybki metabolizm oraz regeneracja. Dzięki tej mocy jest długowieczna. Jej uroda nigdy nie jest brzydka i zawsze wygląda na ten sam wiek co 10 lat wcześniej. Umie zregenerować każdą swoją część ciała. Jeżeli chodzi o mózg i serce to też niestety potrzebuje na to czasu. Dzięki szybkiemu metabolizmowi jest odporna na alkohol jak i narkotyki, dzięki czemu nie może się upić ani naćpać.
Umiejętności:
Inteligencja 400
Siła 500
Panowanie nad mocami 600
Zwinność 250
Szybkość 250
Umiejętności fizyczne: Zna wszystkie sztuki walki jak i obrony, chodź woli walczyć. Posługuje się bronią palną jak i białą. Umie doskonale celować dzięki czemu , strzelanie do celu, rzucanie shurikenami oraz strzelanie z łuku nie sprawia jej kłopotu. Umie dobrze jeździć na deskorolce jak i rolkach. Wyszkoliła też wspinanie na drzewa bez konieczności użycia sztyletów. Dzięki czemu na duże drzewa wchodzi bez problemowo. Umie skakać na wielkie wysokości, zawdzięcza to swojej sile. Gdy spada z dużej wysokości czy to z drzewa czy z czegoś wyższego, jej ciało jak i kości są tak elastyczne, że nic się jej nie dzieje. Oczywiście jeżeli upadnie na nogi normalnie, jeżeli spadnie inaczej prawdopodobnie połamie się lecz zregeneruje się po czasie. Umie silnego mężczyznę przełożyć przez ramię bez problemu. Jeśli by chciała mogłaby podnosić ciężkie rzeczy lecz musi ukrywać jak bardzo silna jest. Trenuje boks przeważnie.
Charakter: Grey jest typową suką, nie obchodzą jej cudze uczucia. Jest chamska i bezczelna. Czasem bywa, że łamie przepisy. Lecz zawsze uchodzi jej to na sucho, ze względu na jej moc. Dzięki czemu nie ważne czy jest w ludzkiej postaci czy Demona zawsze ludzie robią to co ona chce. Jeżeli czegoś chce dostanie to nawet gdyby ktoś musiał umrzeć. Nie jest typową kłamczuchą, lecz nie mówi też prawdy. Zależy od jej humoru czy kłamie czy mówi prawdę. jest zawodową flirciarą i lubi kończyć swe zabawy z kimś w łóżku, lecz zawsze się kończy na jednym razie. Lubi flirtować jak i śmiać się. Nie zwraca uwagi na innych zdania, ma ich kompletnie gdzieś. Dla niej liczy się tylko ona, no i oczywiście Lucifer. Lubi sprawiać kłopoty ludziom by dać swojemu kochanemu panu nowe marionetki. Lubi imprezować jak i chodzić w seksowych i przyciągających oczy ubraniach. Nie ma u niej takiej rzeczy jak obrażanie się, nie zna się na tym więc tego nie używa. Bardzo trudno ja wkurzyć, lecz jeżeli komuś to się uda niech się liczy z tym że żywy może nie pozostać długo. Jest świetna zabójczynią jak i łowcą. Jeżeli chce zdobyć coś czego pragnie, czyli faceta lub kobietę zdobywa ja nawet jeżeli jest w związku. Nawet jeżeli facet lub kobieta nie lubi jej charakteru do czasu przespania się z nią będzie udawała "grzeczną dziewczynkę". Jest mistrzynią w udawaniu kontuzji, lub udawanym płaczu. Ma oczywiście też sadystyczną stronę, którą musi uwalniać raz na tydzień. Wtedy też lokalizuje ofiarę i ją zabija. Oczywiście każda ginie w inny sposób. Szybko się uczy nowych rzeczy, przez co jak raz zagra w coś staje się od razu mistrzem danej gry czy też czegoś innego. Oczywiście że można nazwać ją egoistką bo nikomu nie pomaga i patrzy tylko na siebie i swoje sprawy, dlatego nie wtrąca się w innych sprawy. Lubi się bawić ludzkimi uczuciami. Jest lekkomyślna, najpierw robi potem myśli. Chodź tego po niej nie widać jest bardzo wykształcona i inteligentna. Dla swych ofiar i wrogów jest bardzo okrutna i nie ma litości, więc lepiej z nią nie zadzierać. Umie wytropić każdego, choćby był na innym kontynencie. Jest wyśmienitą hakerką , umie włamać się wszędzie. Uwielbia gdy ktoś jest jej uległy. Nie jest typem tchórz, jeżeli musi się z czymś zmierzyć zrobi to. Nigdy nie zaznała prawdziwej miłości przez co bawi się ludzkimi uczuciami. Oczywiście jest jeszcze wiele cech, których nie zna. Chodź wydawało by się, że nie jest lojalna tudzież jednej osobie jest w 100% lojalna i zrobiłaby dla niego wszystko. Cieszy się z ludzkiego nieszczęścia, chodź czasem ona sprawia kłopoty innym. Bywa czasem wulgarna i nie chodzi tu też o styl ubrania.
Historia: Opowiada nielicznym.
Rodzina:
Lucyfer - Stwórca, kochanek tak go zwie. Oboje wiedzą że miłość jest przereklamowana dlatego tylko sypiają ze sobą.
Relacje: Ma wielu ex jak i kochanków, nie wnika w to za wiele. Telefon huczy od kontaktów. Lecz jeden panicz jest jej nie obojętny, chodzi oczywiście o Lucyfera pana piekieł. Co tydzień spotyka się z nim na małe co nieco. Lucyfer nie tylko uwielbia ją jako demon, ale również jako kochankę. I ciężko to przyznać ale jest jego jedyną kochanką. Lucuś uwielbia ją do bólu, gdyż daje mu dusze, które chce.
Zauroczenie: Jest wpatrzona w Lucyfera i nic i nikt jej tego nie zabierze. Lecz to nie miłość bardziej pożądanie.
Partner/ka: brak
Miejsce zamieszkania: Jeden z jej ex przepisał na nią willę. Pracuje tam kilka gospodyń by sprzątały jej chałupę. 
Pojazd: Ma 2 auta oraz motor. Chodź woli się przemieszczać motorem, czasem używa też aut.
Fundusze: Może zarobić ile chce, gdyż z mocą zauroczenia każdy by jej uległ.
Pupil:
Dargo - Koń Czystej krwi Marwari. Piękny Ogier o dzikim temperamencie. Gray zwróciła na niego uwagę, gdy przywieźli go do stajni niedaleko Kalifornii. Koń był narwany jak i dziki. Nikt go nigdy nie dosiadał, był istnym diabłem. Nie pracował z żadnym człowiekiem. Gdy ludzie stracili nadzieje na oswojenie go Gray użyła uroku i właściciele przypisali na nią Dargo. Wybudowała dla niego wybieg, stajnie. Na początku nie ufał jej. Lecz z każdym dniem gdy przychodziła do niego i opowiadała mu różne rzeczy zaufał jej. Po raz pierwszy od 3 lat jego życia zbliżył się do człowieka i dał jej się dosiąść. Od teraz są nierozłączni. Gdy Gray codziennie przychodzi do niego on rży jej na przywitanie i cieszy się na jej widok. Dla obcych dalej jest nerwowy jak i dziki tylko dla swej najlepszej przyjaciółki jest czuły i wesoły.
Inne informacje:
* Kocha kolor Czerwony.
* Bardzo często imprezuje jak i ćpa, pali, pije.
* Kocha ubierać się w drogie i modne ciuchy.
* Musi mieć wszystko czego chce.
* Z pozoru nie widać ale naprawdę zna kawał historii.
* Zna wszystkie języki, nawet te zapomniane.
Zdjęcia dodatkowe:

Od Aleksandra cd. Viktora






"Chaos isn't a pit. Chaos is a ladder. Many who try to climb it fail and never get to try again. The fall breaks them...


21 lipca

  - Jak długo już ćwiczysz? – Nikołaj stanął w progu sali pokrytej na ścianach lustrami, a na podłodze niezwykle gładkimi panelami z lśniącego drewna. 
  Z okien pokrywających zewnętrzne ściany przenikało do środka niewiele promieni słonecznych. Był dopiero blady świt. Wielobarwne niebo mieniące się błękitami, pomarańczami oraz fioletami wskazywało na nieludzką wręcz godzinę. Norweski książę ziewnął majestatycznie, choć końcowy dźwięk temu towarzyszący odebrał całemu gestowi wdzięku. Poranna mgła zakryła większość śmiałków sto pięter niżej, którzy tak jak Aleksander – obudzili się znacznie wcześniej tego dnia do życia.

10 sierpnia 2020

Cassandra Susan Harmony

Autor zdjęcia: na zdjęciu Michele Alves
Login: Howrse: NezukoTheBeauty / Discord: SoNo333Time #1121

Chaos is my biggest enemy.
Imię i nazwisko: Cassandra Susan Harmony
Przezwiska: Nikt nie zna jej prawdziwego imienia, a więc zaczęli ją nazywać No, od  jej odpowiedzi na każdą próbę rozpoczęcia z nią rozmowy.
Pochodzenie: Urodziła się w stanach, a dokładniej Nowym Yorku
Gatunek: Osoba z mocami
Płeć: żeńska
Orientacja: aseksualna
Praca: Chodzi do szkoły
Data urodzenia: 3 listopada
Wiek: 16 lat
Cechy zewnętrzne: Cassandra ma jasną cerę i szarawo-zielone oczy. Jej włosy są brązowe i krótkie, nie sięgają ramion. Normalnie są proste, ale po deszczu się falują. Jest niską osobą, ale nie jest jakimś krasnoludem. Nie uśmiecha się, jej twarz nie wyraża emocji. Podczas Impulsu jej włosy stają się dłuższe i czarne. Tego koloru stają się też jej całe oczy (i łzy, jeśli płacze). Ubiera się zwykle na czarno, ale się do tego nie ogranicza. Jej codzienny ubiór to zwykły t-shirt (czasami z nadrukiem) i spodnie.
Moce:
- Ochrona – dzięki niewidzialnej tarczy wokół siebie, nic nie może jej dotknąć.  
-Teleportacja – problem z tą mocą polega na tym, że nie może  wybrać miejsca w którym się pojawia, a jest przenoszona poza obszar zagrożenia. Rzadko tej mocy używa, bo może się zdarzyć, że znajdzie się kilometry od miasta.
- Znikanie – nie polega na niewidzialności, ale czasowego nie istnienia. Jest to jej sposób na zebranie myśli, bez hałasu otaczającego jej świata. Tylko ciemność i cisza.
- Zatrzymanie – można by to porównywać do zatrzymywania czasu, ale może zatrzymać tylko to, co ma w zasięgu wzroku. Dlatego zawsze obawia się, że coś ją zaatakuje z tyłu.
- Przewidywanie – zna wszystkie możliwe rezultaty dla danej sytuacji. Nie jest to zbyt pozytywna moc, bo przez nią Cassandra popada w coraz większą paranoię.
- Impuls - ta moc objawia w absolutnej ostateczności. Jej ciało opanowuje konieczność przetrwania. W tym czasie ignoruje świat i jest w stanie zrobić wszystko, by wyeliminować zagrożenie.
Umiejętności:
Inteligencja 462
Siła 312
Panowanie nad mocami 62
Zwinność 612
Szybkość 612
Umiejętności fizyczne: Susan ma niezwykłą zwinność i szybkość (typowe dla osoby, która zawsze ucieka, zamiast walczyć). Na co dzień nie jest zbyt silna, ale jeśli stawką jest jej życie wszystkie jej umiejętności się podwajają. Nie czuje bólu, ale sam strach przed nim jest ogromny. Jeśli chodzi o naukę, oceny ma takie by zdać. Jej pasją jest rysowanie. Rysuje głównie postacie fantastyczne i (co jest zadziwiające dla osoby jak ona) monstra.
Charakter: Jej życie jest opanowane przez jej choroby psychiczne. Zaburzenia lękowe to jej główne utrapienie. Zawsze odczuwa lęk, ale często nie wie przed czym. Ma fobię społeczną, która jest powodem dlaczego unika rozmów. W ogóle prawie nie mówi. Nigdy się przed nikim jeszcze nie otworzyła. Poza problemów z głową, ma bujną wyobraźnię, którą przelewa na papier. Nie jest więc dziwne to, że jej ulubiona kategoria filmów to fantasy. Za to nienawidzi horrorów, bo odczuwa niepokój postaci, przez co potem rezygnuje ze snu. W wolnym czasie oprócz rysowania i oglądania filmów, pisze opowiadania o magicznych światach.
Strach to jedyne uczucie jakie zna. Trudno być szczęśliwym, gdy boisz się świata w którym żyjesz. Nigdy nikogo nie kochała, przez co nie doświadczyła smutku ich utraty. Swoich mocy używa dla siebie i nie będzie ryzykować dla innych. Wydawałoby się, że jest samolubna, ale bądźmy szczerzy: czy poświęciłbyś/poświęciłabyś się by ocalić ludzi, którzy prawdopodobnie nie zrobiliby tego dla ciebie? Zdarzało się jednak, że uratowała kogoś, wcale tego nie zamierzając. Przykład: kiedyś jechała autobusem, którego kierowca był pijany. Harmony wyczuła to i swoją mocą zatrzymała jechający w środek skrzyżowania pojazd. Robiąc to ocaliła nie tylko siebie, ale też wszystkich innych pasażerów.
Historia:
Susan była wychowywana przez swoją samotną matkę, która ciężko przeżywała odejście ojca. Wyżywała się na córce. Cassandra znosiła to przez wiele lat. Pewnego dnia jej matka znęcała się nad nią wyjątkowo mocno, do tego stopnia, że zagrażało to życiu dziewczynki. Wtedy No przeżyła swój pierwszy Impuls. Zapomniała o całym bólu, wzięła nóż i wyeliminowała zagrożenie. Policja nie wierzyła by dziecko było w stanie dokonać takich ran, więc o morderstwo oskarżyła grasującego w tym czasie seryjnego mordercę. Cassandra nie miała wyrzutów sumienia. Matka była złą osobą, a oskarżony i tak miał siedzieć w więzieniu za poprzednie morderstwa. Inne moce zaczęła odkrywać krótki czas później.
 Rodzina: Po śmierci matki, opiekę nad No wzięła dalsza rodzina. Ta „opieka” polega na wysyłaniu jej pieniędzy i opłacanie nauki w prywatnej szkole w Los Angeles. Ojca nigdy nie znała.
Relacje: Ma problemy z zaufaniem, przez co nie ma żadnych przyjaciół.
Zauroczenie: brak
Partner/ka: brak
Miejsce zamieszkania: internat jej szkoły
Pojazd: Po tym jak jej autobus prawie się rozbił, postanowiła przemieszczać się tylko pieszo. Jeśli chodzi o dłuższe odległości, może się zgodzić na pociąg.
Fundusze: Dzięki jej bogatym krewnym, ma wystarczająco pieniędzy na naukę w prywatnej szkole i wszystko potrzebne do przeżycia.
Inne informacje:
- Część jej mocy aktywuje się tylko w czasie zagrożenia, niezależnie od jej woli.
- Nie wie kim chce być w przyszłości. Szczęśliwą osobą?
- Kiedyś próbowała zostać wegetarianką, ale przekonała się, że nie potrafi żyć bez mięsa.
- Chce mieć zwierzątko, najlepiej kota.
- Myślała o pójściu do terapeuty, ale stwierdziła, że może on wykorzystać informacje o jej chorobach przeciwko niej. Czemu miałaby mu ufać?
Zdjęcia dodatkowe: