27 maja 2020

Od Petera CD MJ


Wizyta u MJ nie przebiegła tak jakby tego chciał, ale w sumie czego mogłem się innego spodziewać? Jak mogłem tak naiwnie myśleć, że w końcu uda mi się z nią normalnie porozmawiać, przemówić jej do rozumu? Eh, tak moja naiwność nawet i mnie potrafi zadziwić.
Aktualnie jednak musiałem skupić się na innych rzeczach, a mianowicie na szkole i krzywych spojrzeniach innych uczniów skierowanych w moją stronę. Cóż zdarzały się takie sytuacje, ale przywykłem do tego, w końcu szkoła przetrwania pod tytułem "Flash Thompson" robi swoje.
Mimo potrzeby jak najszybszego zniknięcia w tłumie uczniów, nagle moją uwagę zwróciła tak dobrze znana mi a jednak nie do końca, dziewczyna. Mary właśnie rozmawiała z jakąś rówieśniczką, którą już wcześniej kilka razy widziałem jak dokuczała mojej przyjaciółce. Zacisnąłem palce na szelkach mojego plecaka, podsłuchując ich rozmowę. Normalny człowiek z takiej odległości nie mógłby usłyszeć ostrej wymiany zdań między dziewczynami, jednak nie jestem takim zwyczajnym uczniem liceum. Ale jakby nie patrzeć nie potrzebowałem jakiś super zmysłów, aby wyczuć, że sytuacja pomiędzy tymi dwiema jest bardzo napięta. Bałem się, że w pewnym momencie MJ wybuchnie, co mogłoby jej jedynie zaszkodzić w obecnej sytuacji. Jednak ku mojemu zaskoczeniu wybuch nastąpił po zupełnie przeciwnej stronie. Najwyraźniej oprawczyni MJ nie wytrzymała jej pyskatego tonu i postanowiła przejść do rękoczynów.
W momencie gdy zauważyłem jak jej pięść jakby w zwolnionym tempie zaczęła unosić się do góry, moje ciało automatycznie zaczęło się poruszać. Osłoniłem przyjaciółkę przed ciosem, za co sam dostałem w nos, czując dość głośne kliknięcie moich gości. Cholera ta dziewucha ma mocną łapę... Skrzywiłem się z bólu, czując jak z mojego pewnie złamanego nosa, zaczyna toczyć się krew. Oczywiście wokół nas zebrała się już niezła widownia, jednak nikt nie miał zamiaru interweniować, w końcu po co się trudzić, skoro coś ciekawego się dzieje i można sobie popatrzyć na krzywdę innych. Obrzydliwe.
Dziewczyna, która zadała uderzenie, patrzyła na mnie dość zaskoczonym wzrokiem, jednak po chwili w jej oczach mogłem tylko zobaczyć drwinę i złość. Na jej ustach pojawił się obrzydliwie złośliwy uśmiech i już myślałem, że tak jak kiedyś Flash, zechce splunąć mi prosto w twarz. Jednak ona odrzuciła nonszalancko włosy z ramion, po czym postanowiła odejść zanim pojawią się nauczyciele, zaalarmowani tym dziwnym zgromadzeniem. Odetchnąłem cicho z ulgą, że odpuściła sobie dalsze poczynania i po prostu sobie poszła.
- Parker?! Co to ma znaczyć?! - nagle usłyszałem krzyk jednej z nauczycielek, która w sumie była jedną z tych okropnych kobiet, które lubią uprzykrzać biednym uczniom życie i podcinać im skrzydła.
- To nic takiego, pani profesor... - odpowiedziałem wciąż stojąc tak jak stałem, ignorując że krew prawie już mi cieknie po brodzie i zaraz pewnie zacznie kapać na podłogę. MJ przez cały czas stała obok mnie cicho i wpatrywała się we mnie z nieczytelnym dla mnie wyrazem twarzy. Była zła, że wstawiłem się w jej obronę? Nie wiem... Nie chciałem by stała się jej krzywda i by miała problemy z tym związane.
- Idź do gabinetu pielęgniarki i to natychmiast! - kobieta zwróciła się do mnie niby to z udanym zmartwieniem o zdrowie swojego ucznia. Pokiwałem posłusznie głową i podniosłem z ziemi swój plecak, którym w pewnym momencie musiał po prostu spaść z moich ramion. Już bez słowa skierowałem się do pielęgniarki, choć dobrze wiedziałem, że mój nos po prostu sam by się wyleczył. Mimo to wolałem nie paradować z krwawiącym nosem po szkole i lepiej by było by chociaż powierzchownie pielęgniarki opatrzyła mój biedny nos. 
Także ruszyłem wzdłuż korytarza, ocierając lecącą krew rąbkiem rękawa mojej bluzy. Może nie było to zbytnio przemyślane, ale lepsze to niż, obsyfienie swoją krwią podłogi. 
Kiedy dotarłem pod same drzwi gabinetu okazało się, że dzisiaj pielęgniarka nie przyjmuje. Tak, to było do przewidzenia, znając moje szczęście. Nie pozostało mi nic innego niż przejście się do toalety i zajęciu się moim nosem osobiście. Boże, jak May mnie zobaczy to chyba mnie zabije... Nie lubię widzieć swojej zdenerwowanej ciotki. Zawsze jest taka kochana i miła, ale kiedy tylko się zdenerwuje to wzbudza we mnie strach i respekt. Aż teraz mam ciary na plecach na sama myśl, co się stanie gdy mnie zobaczy. Ugh... Mimo wszystko uważam, że było warto. 
- Kurczę, zaraz będzie dzwonek - mruknąłem sam do siebie, pchając drzwi prowadzące do łazienki. Musiałem szybko doprowadzić się do porządku i zmykać do klasy, w końcu nie chciałem mieć zaległości, choć pewnie jeśli bym opuścił kilka lekcji to nic by się nie stało, ale przecież tak nie wolno.

<MJ? :3>

Podliczone

26 maja 2020

Od Marcusa CD MJ

Mieszając czarną kawę, która znajdowała się w tym cholernym kubku z maka, zacząłem zastanawiać się nad słowami Mary. Cholernie ją zraniłem, ale potrzebowałem zastrzyku gotówki, gdyż długi niestety nie maleją, a wręcz przeciwnie rosną i to parokroć. Nie mam co jej tłumaczyć wszystkiego, bo niestety ona i tak będzie twierdziła cały czas, że ją zostawiłem. Owszem, zrobiłem to, gdyż od przyjęcia zlecenia, nie mogłem się z nikim kontaktować. Nie mogłem nawet kiwnąć palcem w inną stronę niż by chciał ten cały, jebany milioner, który zapłacił mi pół ceny jeszcze przed wykonaniem pracy, przez co mogłem spłacić wszystkich. 
Jeżdżąc dalej po brzegach kubka, westchnąłem patrząc na dziewczynę. Wkupienie się w jej łaski będzie prawie awykonalne, jednak kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. 
-  Nie chciałem wyjeżdżać, a szczególnie chciałem abyś wiedziała, jednak nie mogłem cię poinformować.. - westchnąłem patrząc na dziewczynę,pochłaniającą resztę burgera. - po prostu nie mogłem powiedzieć.. 
- Będziesz się teraz starał zrzucić winę na wszystko inne tylko nie na siebie? Dobre sobie.
- I tak nie zrozumiesz.. po co ja w ogóle coś mówię... 
- Masz punkt - pstryknęła palcami. 
- Nie udław się... - warknąłem pod nosem. 
Nie mam jej za złe tego samochodu, choć fakt, w pewnym momencie uruchomił mi się system wściekłości, lecz szybko go opanowałem. Należało mi się i wiem o tym doskonale. 
***
Kiedy ta zjadła posiłek, popatrzyłem na nią unosząc brew. 
- Obejrzałbym z tobą serial, ale wiesz co.. ktoś zajebał mi z domu dwie rzeczy.. orientujesz się może kto ma dość mały rozmiar buta, wpierdala maesto i zostawia odciski palców na szafce obok miejsca na telewizor, a dodatkowo jest kobietą? 
- Ja nie wiem o czym ty mówisz - wzruszyła ramionami. 
- Oczywiśie.. to rozumiem, że mogę dodać to do twoich zarzutów? Na komende mam żabi skok - oparłem się o oparcie, krzyżując ręce. 
- Nie! 
Jej mina była bezcenna, przez co zaśmiałem jej się prosto w twarz. 
 - Ciesz sie, że nie pałałem sentymentem do tych rzeczy, więc zrobimy tak.. ty wrócisz do domu, zrobisz lekcje jak najlepsza uczennica w szkole, a ja pojade kupić telewizor, zorientować się ile tysięcy odjęłaś mi od samochodu i przyjadę po ciebie wieczorem, abyś mnie doedukowała.. okey? 
- Dobra, niech ci będzie - westchnęła. 
***
Zajeżdżając do domu z zakupami, stwierdziłem, że trochę tutaj posprzątam, gdyż w tym mieszkaniu jest gorzej niż w burdelu. Oczywiście czas na tym zleciał bardzo szybko, przez co kiedy usiadłem ns kanapie i spojrzałem na zegarek dostrzegłem czas, którego się nie spodziewałem, gdyż za dwadzueścia minut będę musiał wyjechać po MJ. 
Oczywiście na siedzeniu i nic nie robieniu się nie skończyło, stwierdziłem, że dobrze byłoby się ogolić i przebrać, więc to uczyniłem. 
Zabierając kluczyki z wieszaczka, ruszyłem do pojazdu, aby następnie napisać wiadomość do MJ, czy mieszka dalej z ojcem, gdyż nie byłem tego pewien. Dostając wiadomośc zwrotną ruszyłem pod podany adres, gdzie czekała już dziewczyna. 
- Witam w moich skromnych progach, wisisz mu trzydzieści dwa tysiące dolarów za tą ryse... - powiedziałem tak poważnie, że sam siebie bym się przestraszył. 
- No chyba cię pokurwiło. 
- Nie, mówię poważnie. Możesz rozłożyć na raty wtedy wyjdzie pięćdziesiąt osiem tysięcy, albo wymyślić jak się za to odpłacisz. 
Jechaliśmy w ciszy, aż do drogi prowadzącej prosto do domu, wtedy przerwałem tą grobową atmosferę. 
- Tak teraz całkiem poważnie.. jeśli będziesz miała jeszcze jakieś problemy, to wiesz, że pomogę.. ale teraz lepiej myśleć jak pozbyć się z ciebie tej cholernej sprawy i nie, nie mówię tutaj o durnej wiedzy z jeszcze durniejszego serialu.. po prostu chce jakoś spłacić u ciebie ten dług nieobecności, choć podejrzewam, że to i tak jest o wiele za mało, westchnąłem, wysiadając z pojazdu, aby po chwili walnąć w dach, aby ta wysiała z wozu. 
Wchodząc do domu, udałem się do kuchni aby uszykować coś do jedzenia, gdzue następnie powróciłem z miskami przekąsek, stawiając je na ławie. 
- Pilot jest na piecyku.. - westchnąłem, widząc ją kiedy szukała pilota. - odpal ten odcinek i daj mi większą słowną nauczkę. Jestem gotowy nawet na wylanie mi kwasu na twarz... -popatrzyłem na nią poważnie. 

MJ? Badziok ale jest 5 nad ranem xD 

648 słów

Podliczone

25 maja 2020

Od MJ cd Marcus

Uniosłam jeden palec chcąc dać mu do zrozumienia, że potrzebuję chwilę. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie chcą znaleźć bardzo potrzebny mi przedmiot. Chwilę mi to zajęło ale w końcu je odnalazłam. Posłałam Marcusowi bardzo fałszywy uśmiech. Nie był świadomy co się właśnie dzieje i dawało mi to ogromną satysfakcję. Przyłożyłam kawałek metalu do samochodu. Z pełną premedytacją. Mężczyzna słysząc okropny dźwięk jak oparzony wyskoczył z samochodu. Pokazałam mu środkowy palec.
- Jesteśmy kwita - poza tym jakiś miesiąc temu "pożyczyłam" kilka rzeczy z jego domu. Włamaliśmy się tam razem z Georgem. Nie wiedziałam czy wróci, a dom na uboczu, z dala od ludzi to skrzynia skarbów. Liczyłam na to, że nie zauważy. W końcu to tylko kilka pierdół. Telewizor nie był aż tak duży a skórzany fotel wtapiał się w tło. 
Widziałam, że próbował nie wybuchnąć. Zaciskał mocno pięści i szczękę. 
- Masz rację. Należy mi się - zamrugałam kilka razy z niedowierzaniem. 
- Szczerze mówiąc nie usatysfakcjonowało mnie to - złożyłam ręce na piersi, a on przewrócił oczami. 
- Jak mogę się wkupić w łaski w takim razie?
- Po szkole zabierz mnie na obiad. Chcę maestro burgera w zestawie i nuggetsy. Wtedy wszystko wróci do stanu sprzed twojego wyjazdu. 
- Od kiedy chodzisz do szkoły? - uniósł brwi widocznie zdziwiony. Rzuciłam mu wrogie spojrzenie. Przed wyjazdem też przecież chodziłam... raz na... tydzień może dwa. Przecież odebrał mnie spod szkoły kiedy przyjebałam mojej nemezis. 
- Trochę się wydarzyło pod twoją nieobecność. Opowiem ci później i obstawiam, że nie będziesz zaskoczony - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam powoli w stronę szkoły.
- Zamordowałaś kogoś? - w odpowiedzi wzruszyłam ramionami.

- Słucham. Co przeskrobałaś? 
- Jestem główną podejrzaną w śledztwie. Znalazłam się w złym miejscu o złej porze z bardzo złymi ludźmi - udawałam, że mnie to kompletnie nie rusza chociaż tak naprawdę od początku tej sprawy jestem chodzącym kłębkiem nerwów. 
- W jakim śledztwie? - zmarszczył brwi i chyba zauważyłam na jego odrobinkę zdenerwowanej twarzy, że się zmartwił? Ileż emocji można odczytać z tego... metalowego... człowieka?
- W dużym skrócie? Z obcymi ludźmi napadłam na sklep, zabili sprzedawcę, uciekli, a ja jak głupia stałam i wybierałam sobie słodycze - westchnęłam głośno. - Jak przejebać sobie życie, krótki poradnik stworzony przez MJ!
- Nie było mnie kilka miesięcy, a ty zdążyłaś wkopać się w taki syf? - aż złapał się za głowę. - Jesteś. Chodzącym. Problemem.
- Dobra weź. Jestem tego świadoma. Popełniłam błąd. Błagam nie wypominaj mi - przewróciłam oczami i wzięłam w końcu gryza burgera. Jakie to jest dobre. Przed oczami miałam reklamę McDonalda. Dosłownie. 
- Masz jakiegoś prawnika? Cokolwiek?
- Nah. Jeszcze nic na mnie nie mają. Jestem podejrzana. Oglądałam dużo serialów kryminalnych. Poza tym mam mózg i spryt Rickiego.
- Kogo? - otworzyłam szerzej oczy nie wierząc w to co właśnie usłyszałam. Prawie wypadł mi kawałek burgera z buzi kiedy ją szeroko otworzyłam. 
- Jaja sobie robisz? Jak można nie wiedzieć kim jest Ricky. Nawet mój stary wie. Będę musiała cię doedukować. Koniecznie. Zrobimy sobie maraton. Nie żebyś myślał, że jestem w stu procentach odobrażona bo tak nie jest. Będziesz musiał odkupić swoje winy jedzeniem. 
- Porysowałaś mi samochód. To wystarczająca kara - pokręciłam głową. 
- Szczerze mówiąc nigdy nie wrócisz do łask. Wiesz jak się czułam kiedy mnie zostawiłeś? Nie wiesz - chciał mi przerwać ale nie pozwoliłam mu dojść do słowa. - Nie będę ci mówić jak się czułam bo nie mam ochoty więc nie pytaj.

533

<Marcus?>

Podliczone

22 maja 2020

Od Marcusa CD MJ

Przyjęcie zlecenia, które przybrało nieoczekiwany obrót, było najgorszym co mogło mnie spotkać. Wyjazd poza kontynent, do Europy był tragiczny. Człowiek którego śledziłem, potrafił rozpływać się w powietrzu, a ja starałem się go za wszelką cenę złapać. Nie było to niestety takie proste, przez co musiałem się trochę wysilić, biegając po wieży Eiffela, za jakimś zwinnym imbecylem, który poruszał się przy pomocy harpunów, czy innych badziewi. Skakał jak pchła, a moja kondycja, nie jest wcale taka duża, ale kiedy przenieśliśmy się z wycieczką, jaką zaoferował mi uciekinier do Niemczech, miałem dość. W pewnym momencie przestałem go nawet szukać, przez co udało mi się go złapać w pułapkę, której się nie spodziewał. Otóż, zastałem gnoja w barze, gdzie świetnie bawił się z jakimiś kobietami wciągając co nieco, więc kiedy go zapytałem o imię, uśmiechnął się głupio odpowiadając na moje wszelkie pytania. Oczywiście chłopak był tak wesoły, że kiedy wyprowadziłem go z pomieszczenia ten dalej myślał, że jest na imprezie, przez co świetnie się bawił. Zaprowadziłem blondyna do mojego tymczasowego mieszkania, gdzie następnie przywiązałem go do krzesła. Oczywiście obudził się we mnie morderca, który uwielbia tortury, przez co chwyciłem za paralizator, rażąc mężczyznę coraz to mocniejszym natężeniem. Kiedy ten, zaczął wręcz wyć z bólu, a jednocześnie śmiać się, podchwyciłem lepszy pomysł. Usiadłem wygodnie, na metalowym taborecie, biorąc  w dłoń obcęgi, które następnie obróciłem kilka razy w palcach i z uśmiechem mordercy, zacząłem ucinać mu powoli palce, wysłuchując przy tym o jego rodzinie, która mnie tak naprawdę nie interesowała. Dostałem zlecenie i tylko to się dla mnie liczyło. Miałem go zabić, lecz w umowie nie było napisane w jaki sposób, oraz ile to ma trwać. Bawiłem się świetnie, przez kolejne trzy dni. Utrzymywałem mężczyznę cały czas przy życiu, jednak w ostatni dzień miałem go dość. Kolejne godziny szlochu, robienia pod siebie i krzyku, dawały mi się we znaki, więc wkurzony, strzeliłem mu między oczy. Kiedy jego ciało, zaczęło robić się lodowate, schowałem moje rzeczy do walizki, a następnie, ubierając okulary przeciwsłoneczne, ruszyłem na lotnisko, aby zdobyć bilet na samolot, który odlatuje za dwie i pół godziny.
***
Doleciałem na miejsce późną nocą, przez co udałem się na postój taksówek, skąd udałem się do swojego mieszkania. Szczerze powiedziawszy, wchodząc do środka, czułem totalną pustkę, która wwiercała mi się w duszę coraz bardziej. Ostatni raz jak tutaj byłem, miałem u siebie Mary, która była nakręcona jak katarynka. Nie dało się jej wyłączyć, przez co ten dom był jakiś pełniejszy. Wiedziałem, że coś się dzieje w tym moim nudnym życiu, że mogę komuś pomóc, a teraz? Nawet nie wiem, czy wróciła do ojca, czy wpakowała się w tarapaty, po prostu nie mam na ten temat informacji, szczególnie, że nie było mnie przez cholerne, prawie cztery miesiące, które cały czas wiercą mi dziurę w brzuchu, gdyż powiedziałem MJ tylko tyle, że muszę wyjechać i na dodatek skłamałem, że wrócę dość szybko. Niestety sprawy się zmieniły, a ja nie mogłem się z nią skontaktować, więc czuję się w stu procentach winny.
Kończąc rozmyślanie, rzuciłem torbę na kanapę, po czym poszedłem pod prysznic, gdzie siedziałem tam dobre dwadzieścia minut, aby następnie iść po prostu spać.
Pobudka, o szóstej rano, nie jest dla mnie niczym nowym, jednak teraz nie mam ochoty na podnoszenie się z tego miękkiego materaca, jednak po prostu muszę jechać do miasta, aby do cholery kupić coś na śniadanie, bo moja lodówka, świeci pustką. Co najlepsze, nawet żarówka jebła więc nie mogę nawet powiedzieć, że mam światło w lodówce. Wzdychając ciężko, zabrałem się za ubieranie, po czym zgarniając kluczyki od samochodu, wyprowadziłem pojazd, aby następnie ruszyć w stronę miasta. 
Nie sądziłem jednak, że zobaczę dobrze znaną mi osobę, która z plecakiem, zacznie kroczyć, w stronę szkoły. Oczywiście, ja jako odwieczny palant, musiałem zwolnić, aby następnie uchylić okno, przez które wyjrzałem, poprawiając okulary przeciwsłoneczne. 
- Nie zgubiłaś dzisiaj może portfela? - uśmiechnąłem się pod nosem na ten tani, beznadziejny tekst. 
Kiedy ta usłyszała mój głos, przystanęła, więc ja również zatrzymałem pojazd. 
- Ty palancie! Ty cholerny dupku, idioto, kutasie! - zaczęła na mnie krzyczeć, z jasnych dla mnie powodów. 
- Już ci przeszło, czy będziesz tak darła ten ryj na środku chodnika? Chyba, że chcesz podrzeć się na mnie w drodze do szkoły czy gdzie ty tam idziesz.. mogę cię podrzucić... - wywróciłem oczami. 
- Pierdol się
- Nie mam z kim - zaśmiałem się, obserwując obrażoną MJ, która ruszyła do przodu, lecz po moich  słowach ponownie się zatrzymała. 
- Wsiadasz, z chęcią przyjebania mi w twarz,czy jednak mnie zignorujesz, a ja zostanę twoim odwiecznym stalkerem? 

MJ?

737

Podliczone

19 maja 2020

Od Keiry cd. Gabriel

Mało kto wie ale Keira to największa ’psiara’ chodząca po tej planecie. Dzięki Bogu nie jest typem człowieka rzucającym się na każde zwierze, ponieważ jest świadoma tego, że irytuje to właścicieli jak i zwierzęta. W każdym razie na widok szczeniaczków w pudełku nie była w stanie opanować bardzo cieniutkiego ale mimo wszystko słyszalnego pisku szczęścia.
Ani ona, ani Gabriel nie byli świadomi faktu, iż są obserwowani. Rada starszych zebrana wokół ogromnej kryształowej kuli unoszącej się nad czymś przypominającym fontannę ukazywała im obraz poczynań niczego nieświadomej czarodziejki, oraz mordercy.
- Jeśli tak dalej pójdzie dziewczyna zginie zanim cokolwiek osiągnie. Jak mogliście wybrać tak głupią jednostkę - każdy z nich był zakapturzony więc ciężko było stwierdzić kto się wypowiadał. Wiadome było jedynie, że to mężczyzna.
- Zamilcz Chorsie - uciszyła go kobieta. - Nie masz prawa podwyższać decyzji bogów. 
- Powinniśmy zareagować - kolejna kobieta wypowiedziała się na ten temat, a zaraz po jej wypowiedzi po komnacie rozniosły się szepty, które bardzo szybko ucichły kiedy najwyższa czarodziejka uderzyła różdżką o podłogę. 
- Niech będzie. Pomogę jej. Pierwszy i ostatni raz - mruknęła zdecydowanie niezadowolona. Sekundę później nie było jej już w sali. Pojawiła się między Gabrielem a Keirą, a czas automatycznie się zatrzymał. Rzuciła pogardliwe spojrzenie mężczyźnie. Według niej nie zasługiwał na życie jednak nie miała prawa mu go odebrać. Wzrok przeniosła na białowłosą. Pokręciła głową patrząc jak wpada w pułapkę 'wilka'. Czas zatrzymał się w momencie, kiedy dziewczyna kucała przy kartonie przytulając jednego ze szczeniaków. - Jak można tak bardzo się odsłonić. Rada ma rację, to żałosne - kryształem znajdującym się na czubku różdżki dotknęła jej czoła. - Spraw, żeby dziewczyna w końcu zrozumiała z czym ma do czynienia - i zniknęła, a czas znów zaczął płynąć. 
- Kto jest śliczniutkim, malutkim misiaczkiem? - mówiła typowo 'szczeniaczkowym' głosem. Maluch polizał ją po twarzy wesoło merdając ogonkiem.
- KEIRA W KOŃCU - białowłosa nie była świadoma tego, że Gabriel usunął jej wspomnienia i 'uwięził' przewodniczkę. Dziewczyna nie odpowiedziała, ponieważ nie chciała tego robić w towarzystwie. - Musisz się stąd usunąć. Bardzo szybko. On wie o mnie i to ten facet zamordował tego mężczyznę w alejce - przewodniczka sprawiła, że obraz pojawił się przed oczami dziewczyny. Poczuła nieprzyjemny chłód na plecach. Kiedy kątem oka spojrzała na mężczyznę od razu poczuła mroczną aurę unoszącą się wokół niego. Widziała wręcz krew spływającą po jego ciele. Przełknęła głośno ślinę. - Teleportuj się. Gdziekolwiek. Byle jak najdalej stąd.
- Coś nie tak? - patrzył na nią z góry widząc, że nie spuszcza z niego wzroku. Nerwowo pokręciła głową. Bała się tak bardzo, że nie była w stanie użyć jakiejkolwiek ze swoich mocy. 
- Um... Muszę. Muszę wracać - wykrztusiła podnosząc się.
- Późno już. Odprowadzę cię. Jeszcze się zgubisz - poziom niepokoju jaki czuła w tej chwili Keira wykraczał poza skalę. 
- Boże Keira błagam cię zabierz nas stąd! - krzyknęła na nią przewodniczka.
- Nie mogę! - krzyknęła na głos przez ten stres. Spojrzała na Gabriela ze strachem w oczach. - Proszę nie rób mi krzywdy! -w tej chwili, w komnacie rady magicznej można byłoby usłyszeć odgłos zbiorowego facepalma.

<Gabriel? XD>

Podliczone

14 maja 2020

Od MJ cd Peter

Słysząc dzwonek do drzwi przewróciłam oczami i bardzo niechętnie podniosłam się z sofy. Albo ojciec wrócił wcześniej z pracy, albo komornik w końcu przyszedł zająć mieszkanie. Otworzyłam drzwi i nie ukrywam bardzo się zdziwiłam.
- Dzień dobry mamo, przyszłaś mi prawić morały? - od razu domyśliłam się po co przyszedł. Dam sobie rękę uciąć, że cała szkoła już o tym gada, w tym on i słodki grubasek. Tak, to była ironia.
- Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko dobrze - westchnął. Trochę jakby posmutniał? Ciężko stwierdzić.
- Jest świetnie. Podejrzewają mnie o morderstwo - cały czas staliśmy w drzwiach. Niekoniecznie chciałam go wpuszczać do środka. Nie było takiej potrzeby, poza tym w mieszkaniu panował tak okropny bałagan, że to aż wstyd. - Jedyne co na mnie mają to portfel, który znaleźli w sklepie. Jestem czysta. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Żegnam - chciałam zamknąć drzwi jednak ten zablokował je butem. - Jaja sobie robisz? - otworzyłam je znowu i spojrzałam na niego z unosząc brwi.
- MJ martwię się o ciebie. Dla mnie dalej jesteś najlepszą przyjaciółką nawet jeśli ja dla ciebie jestem nikim. Chcę ci pomóc - przewróciłam oczami.
- Jeśli ty nie wyjdziesz, sama to zrobię - z wieszaka zdjęłam bluzę, którą zarzuciłam na ramiona i ukryłam czuprynę pod kapturem. Wyminęłam Petera i rzuciłam mu klucze. - Schowaj pod wycieraczką - i ignorując go po całej linii zbiegłam po schodach. Nie interesowało mnie to, czy za mną idzie. Nawet jeśli to nie ma opcji, że domyśli się gdzie poszłam.
Jadąc autobusem bez celu jak stare baby w godzinach szczytu przeglądałam zdjęcia ze słodkimi pieskami. Przerwała mi wiadomość od George’a. Niestety musiałam odmówić na jego zaproszenie do wspólnej konsumpcji kociołka Panoramixa, który miał zostać przygotowany przez legendarnego Philip’a. Serce mnie bolało pisząc, że dzisiaj nie mogę. Bałam się, że będą chcieli robić mi jakieś testy na komendzie. Muszę teraz ograniczyć wszystkie używki. MJ chwilowo będzie czysta. Chyba.

Następnego dnia chcąc nie chcąc musiałam pojawić się w szkole. Bałam się, że moje wagary mogą źle wpłynąć na ocenę mojej niewinności. Oczywiście kiedy tylko przekroczyłam próg... chociaż nawet nie, już na ulicy czułam na sobie te oskarżające spojrzenia. I szepty. Plotki szybko się rozchodzą. Oficjalnie zabiłam 3 osoby i obrabowałam bank w Rzymie. Jak to mówił pewien mądry człowiek, przejebane jest to życie.
- Wszyscy wiedzieliśmy, że prędzej czy później zgarną cię pisarskie. Powinni cię zamknąć na stałe tam gdzie twoje miejsce - jeszcze tej brakowało. Mogłam się tego szczerze mówiąc spodziewać. Naczelna klubu pałających nienawiścią do moje osoby nie mogłaby ze sobą żyć gdyby nie dobiła mnie teraz jeszcze bardziej.
- Masz rację, Jeśli się nie zamkniesz najprawdopodobniej tam trafię za rozjebanie ci nosa po raz drugi - zamknęłam metalowe drzwiczki. - Jeśli chcesz mieć prosty nosek to wypierdalaj - problem jest taki,  że w tej chwili jej nawet nie dotknę co mnie bardzo dołuje. Zostają mi jedynie wspomnienia tej zakrwawionej twarzy... i gipsu.

<Peter?>

Podliczone

11 maja 2020

Od Renny cd. Beatrix

Ten dzień miał nie być zaskakujący. Nie miałam dyżuru na plaży, więc mogłam na spokojnie oddać się obowiązkom domowym, które na mnie czekały. Dokładniej sprzątaniem. I gotowaniem. W końcu nie miałam tyle kasy co moi przyjaciele, więc sama chwyciłam za ścierki, zmiotkę i wiadro. Założyłam tylko słuchawki i ruszyłam na misję sprzątającą. Normalnie nie miałabym motywacji, ale Bee obiecała, że do mnie wpadnie, a to oznaczało, że wypadałoby zrobić jakiś obiad i może deser? Nie wiedziałam. Nie byłam najlepsza w pieczeniu… Chociaż z deserem może pomoże mi Rach. Postanowiłam jeszcze do niej zadzwonić. Nie powinna jeszcze mieć przytłaczającej ilości klientów.
- No co się dzieje kochanie? - Odebrała po dwóch sygnałach.
- Potrzebuję ciasta dla mnie i Bee - powiedziałam.
- Spoko, wpadnę do ciebie za jakąś godzinę.
- Dziękuuuuję. - Uśmiechnęłam się. - Powiedz Erickowi, że dziś ma nie dzwonić, jakby u ciebie był.
- Przekażę. A teraz muszę kończyć, zaczyna się wczesnoprzedpołudniowa partia klientów! - I usłyszałam pikanie.
Uśmiechnęłam się raz jeszcze. Skoro załatwiłam deser, pozostało mi tylko sprzątnąć, żeby zacząć jak najwcześniej ugotować obiad.
***
Nuciłam pod nosem i właśnie kończyłam smażyć jajko, które miało przykryć kupkę ryżu z warzywami. Wtedy właśnie poczułam, że ktoś mnie obejmuje. Postanowiłam mocniej chwycić patelnię, ale potem poczułam perfumy Bee. Dlatego wyjęłam słuchawki i skończyłam smażyć.
- No, cieszę się, że przyszłaś idealnie. - Ułożyłam jajko na kupce i wyjęłam keczup z lodówki. - Teraz czas zrobić buźki, więc możesz przejąć keczup.
- Uuuuu a muszą być buźki?
- Nie. - Pocałowałam ją w skroń. - Możesz zrobić, co chcesz.
Dwa razy nie trzeba było jej powtarzać - dziewczyna chwyciła za keczup i zaczęła ozdabiać jedzenie wzorkami. Byłam pod wrażeniem ile można zrobić… keczupem.
- Teraz nie wiem, czy chcę to zjeść, czy mi szkoda… - Popatrzyłam na małe arcydzieła.
- Po prostu zrobię im zdjęcie. - Wyjęła telefon. - A potem będziemy mogły zjeść!
- No dobrzeee…
- Czy najładniejsza kucharka też chce być na zdjęciu? - Uśmiechnęła się uroczo.
- Czy mogłabym ci odmówić? - Zaśmiałam się cicho i usiadłam na krześle.
Bee oczywiście ustawiła mnie i nasz obiad w odpowiednich miejscach, żeby wyszło ładnie. Potem wrzuciła zdjęcie na instagrama i usiadła obok.
- Smacznego!
- Smacznego!
***
- Muuuuszę się ruszać? - Wymruczałam w szyję Bee, kiedy leżałyśmy na kanapie, a ktoś zadzwonił do drzwi.
- Mogę ja, ale nie gwarantuję, że gość przeżyje. - Przeciągnęła się i mnie cmoknęła. - Spraaawdź kto to.
- Już już. - Podniosłam się i poprawiłam dresy. Potem podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer. O kurwa. - Beeeee? Czy Lorcan nauczył cię teleportować?
- A kto przyszedł? - Uniosła się, kiedy znowu pojawiłam się w salonie.
- Moja siostra stoi pod drzwiami.

Bee?

Podliczone

Od Beatrix cd. Renny

- Wydawało mi się, że już kupowałyśmy ci w tym tygodniu sukienkę - zauważyłam.
Tay obdarzyła mnie spojrzeniem, które zwykle rezerwowała dla Annie - takim mówiącym, że nie widzi żadnego logicznego związku między tym co robimy, a tym co właśnie usłyszała. Nie starała się nawet zwinąć słuchawek, jedynie wcisnęła je do kieszeni dżinsów.
-- Ale idą święta i potrzebuję czegoś na tą okazję. - Czarownica podała mi kilka wieszaków i wróciła do przeglądania zawartości kolejnego stojaka.
- Tak w ogóle to gdzie planujesz je spędzić? - Zaczęłam spokojnie oglądać sukienki, które mi podała.
- Pewnie w domu. - Wzruszyła ramionami, przykładając do ciała kolejną sukienkę i odwracając się w moją stronę. - Co sądzisz?
- Za cienka. Chyba. Podobno ma być dość zimno - westchnęłam. - Ale na cieplejszy dzień byłaby fajna - dodałam z uśmiechem.
Tay podała mi sukienkę.
- Poza tym po południu pewnie odwiedzę Angelique - wróciła do poprzedniego tematu. - Jej dzieci raczej tego nie zrobią, a nie chcę, żeby została sama.
Pożałowałam, że w ogóle poruszyłam ten temat, bo w głosie czarownicy z łatwością mogłam usłyszeć smutek. Na szczęście Tay dość szybko wróciła myślami do zakupów. Podała mi jeszcze kilka ciuchów, po czym oznajmiła, że idziemy do przymierzalni. A kolejne pół godziny później wyszła ze sklepu z dwoma sukienkami i znalezioną w ostatnim momencie bluzką.
***
- Cokolwiek robisz, pachnie ślicznie. - Podeszłam do Renny i objęłam ją w pasie.
Syrenka wzdrygnęła się lekko i złapała rączkę patelni. A potem zauważyła, że to tylko ja i rozluźniła się, wyjmując z uszu słuchawki. Pozwoliła mi pocałować się w policzek i odstawiła patelnię na gaz, ostrzegając mnie, żebym więcej tak nie robiła. Jej umiejętności władania patelnią były wręcz legendarne. I przewijały się w co najmniej kilku opowieściach Ericka. Nie wiem kogo i ile razy nią uderzyła, ale w imieniu ofiary miałam nadzieję, że nie była to chociaż gorąca patelnia. Oparłam brodę na ramieniu Renny i obserwowałam jak gotuje, starając się przy okazji możliwie jak najmniej jej przeszkadzać.

Ren?

Podliczone

Od Lorcana cd. Anchora

Zapomniałem, że alkohol podawany w piekle był zaprawiany ogniem. Tak, piekielnym. Zdążyłem zapomnieć jak bardzo jest ohydny. Prawie jak Annie teraz. Jak on mógł chcieć przycisnąć ten przycisk? To moja rola. Nie po to tu przyszliśmy. Odbiłem się od ściany i znowu podjechałem na krześle do Anchora. Uniknął kieliszka, ale to nie oznacza, że się poddam. Wstałem i podszedłem do niego odsuwając nas od biurka.
- Nie grasz czysto. - Pokręcił głową.
- Nigdy nie gram czysto. - Magią przygwoździłem go do ściany. - Jestem demonem najwyższej rangi Annie.
- Nie wątpię. - Odbił się bez problemu i przycisnął mnie do biurka. - Ja wciskam guziczek.
- Nie, nie, nie. - Popchnąłem go na krzesło. - Miałeś szansę, przegapiłeś, moja kolej.
Odwróciłem się i już miałem sięgać do guzika, kiedy poczułem szarpnięcie i leżałem na podłodze, kiedy wisiał nade mną Annie.
- Ups, mój guzik. - Już miał wstawać, kiedy przerzuciłem nas, siadając na jego biodrach. - Mam prawo.
- To po co mi go pokazywałeś. - Zrobił przesadnie smutną minę. - Jeśli nie chcesz, żebym go wcisnął.
- Żeby zniszczyć ci marzenia.
Annie już miał mi coś odpowiedzieć, kiedy zaskrzypiały drzwi. Nie wiedząc, kto idzie, rzuciłem w drzwi pierwszą rzeczą, którą złapałem (jak się okazało - był to croks, prawdopodobnie Lucifera, tak TEGO Lucifera). Potem przypadłem do Anniego.
- Hmmmm… blisko jesteś. - Objął moją szyję rękami i przyciagnął mnie, by złączyć nasze usta.
- LORCANIE HARLEYU PSIAKREW BARTONIE. - Ups… tatuś się wkurzył. - CO TY TU DO DIABŁA ROBISZ?
Kiedy Annie w końcu się odsunął, usiadłem na nim i popatrzyłem na ojca zamglonym wzrokiem.
- Nie jesteś diabłem tato. - Wyszczerzyłem się. - Jesteś demonem.
- Czy ty jesteś pijany w trzy dupy? - Zapłonął. Dosłownie.
- Nie w trzy dupy? - Dotknąłem jednego palca. - Moja. I Anniego. - Dotknąłem drugiego palca. - Czyli w dwie…
Ojciec się wkurwił i pstryknął palcami. Alkohol zszedł natychmiast.
- Masz dosłownie kwadrans żeby zebrać dupę w troki. Swoją i swojego kochasia. Spieprzaj stąd!
- Oczywiście tato. - Wziąłem Anniego za rękę i spieprzyłem z gabinetu Luca.
- ODWIEDZĘ CIĘ JESZCZE! - Huknął.
- Masz przejebane? - Zaśmiał się Annie.
- Oj tak…
***
- Powiedz mi, czemu ostatnio odwiedził mnie twój szanowny tatuś i kazał mi cię z powrotem przyjąć? - Siedziałem Lucowi na kolanach i go słuchałem, w czasie gdy Bee bawiła się z Crowem.
- Bo złapał mnie i Anniego w gabinecie Lucifera jak chcieliśmy wcisnąć guzik apokalipsy? - Uśmiechnąłem się niewinnie.
- Jesteście głupi. - Przewrócił oczami.
- Bardzo możliwe. - Przeczesałem jego włosy. - Tatuś ma mnie niedługo odwiedzić, więc spodziewaj się mnie na kolanach i z kwiatami.
- Podoba mi się ten pomysł. - Cmoknął mnie w policzek. - A ty Annie?
- Ja nie jestem z tego systemu. - Wyszczerzył się. - A moi szefowie mają waszych w dupie.
- Dobrze. - Pokiwałem głową.
- Nie dobrze. - Do dyskusji włączyła się Bee. - Macie szlaban! Od teraz spotkania tylko pod nadzorem!
Jęknęliśmy obaj.
- Ale czeeemuuuuu…
- Bo jesteście głupi. - Wzruszyła ramionami. - Było myśleć.
Annie pokręcił głową, a ja pocałowałem szyję Luca. Brakowało mi go. W każdym aspekcie.
- No dobra, biorę Crowa i wracam do domu - powiedział. - Żeby Asmodeus mnie tu nie przyłapał.
- Do zobaczenia. - Cmoknąłem go, a potem przechwyciłem Crowa. - Kocham cię szkrabie.
Synek przytulił się do mnie i przymknął oczka.
- Wrócę jak tylko Asmodeus mi każe. - Pocałowałem syna w skroń.
- Trzymam cię za słowo.
***
- ...dlatego masz iść i przeprosić swojego… męża… i już więcej nie odpierdalać! - Ojciec skończył swój przydługi monolog, którego nawet nie słuchałem. - Będziesz kiedyś władcą piekieł! A zachowujesz się gorzej niż twój syn!
- Dobrze tato, przeproszę Luca i do siebie wrócimy, okej?
- I nie chcę widzieć twojego… byłego kochanka w piekle. I ciebie też. Nawet nie próbuj dzwonić. Minimum kilka miesięcy!
- Dobrze. - Przewróciłem oczami. Jakbym to robił.
- No. Idź go przeproś! Już!
No to co zrobiłem? Poszedłem.
***
Leniwe popołudnie po wykładach. Słoneczko, lekki wiatr na zewnątrz, a w środku przyjemny chłód. Siedziałem z Anniem i Crowem w salonie, gdy Bee i Luc ćwiczyli. Tuż obok. Nic niebezpiecznego. W końcu było obok dziecko.
- Whiskey? - Zaproponował Żniwiarz.
- Ale bez zaklęcia. - Sypnąłem iskrami z dłoni, a Crow zaczął się śmiać. - Nie piję przy dziecku.

Annie?

Podliczone

Od Anchora cd. Taylor

- Czy wy się dobrze czujecie? - Beatrix co chwilę przenosiła wzrok między Lucem, Lorim, a mną, licząc na to, że któryś z nas powie, że to żart.
- Tak - oznajmił Lucifer. 
- Nie - rzucił Lori. 
- Może? 
- Ale to przez Crowa, płakał całą noc. - Demon ścisnął nasadę nosa, przymykając oczy.
Bee odgarnęła nieco ciemniejsze niż zwykle pasemko włosów z twarzy, ale nie powiedziała nic, najwidoczniej nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, by wyrazić za jak bardzo debilny pomysł uważała próbę oszukania jednego z najpotężniejszych demonów.
- Będę już wracać do domu. - Lucifer ostatni raz pocałował męża i odebrał Crowa z rąk mojej siostry. - Nie spalcie całego miasta - rzucił wychodząc.
- Psuje całą zabawę - mruknąłem.
A potem zadzwonił mój telefon. Wyjąłem aparat z kieszeni tylko po to, żeby odrzucić połączenie, ale Bee była szybsza i wyrwała mi go z ręki, najwyraźniej zauważając kto dzwoni. 
- Hej, Tay! - Odebrała. - Jeny, brzmisz tragicznie. Co się stało? - Po chwili posłała mi wkurzone spojrzenie.
- Przynajmniej się zamknęła. - Wzruszyłem ramionami, domyślając się jaka skarga właśnie padła.
- Jasne, że się zgodzi. - Bee zapewniła o czymś Tay i już wiedziałem, że sam bym się na to (czymkolwiek było) nie zgodził. - Wpadaj kiedy tylko ci pasuje. Może też coś nagramy przy okazji?
***
Bee otworzyła drzwi, wypuściła Tay do środka i przytuliła ją na powitanie. Nadal nie mogłem zrozumieć jak ona wytrzymywała z tą czarownicą.
- Gdzie jest ten dzban, twój brat? - Dźwięk, który wydała z siebie Taylor był tak wysoki, że drzemiąca obok pianina Lady spojrzała w stronę drzwi z zainteresowaniem.
Lorcan też uniósł brew, ale nie przerwał gry na pianinie.
- Zdarła sobie gardło od bycia irytującą - streściłem. - Przez krótką chwilę była nawet znośna.
- Nie zdarłam sobie gardła! - Czarownica oburzyła się i wparowała do salonu z wielką torbą przewieszoną przez ramię, a tuż za nią zjawiła się Bee. - To twoja wina ty cholerny idioto! Mógłbyś mi chociaż pomóc z… - urwała w połowie zdania, zauważając demona. - Co tu robi Lori?
- Rozstali się z Luciferem, więc czasem tu nocuje. - Wzruszyłem ramionami.
Bee wzięła ze stolika swój kubek z herbatą, usiadła w fotelu przyciągając nogi do siebie i spojrzała na mnie z dezaprobatą. I tak doskonale wiedziałem, że nie podoba jej się cała ta szopka, ale obiecała utrzymać to co wie w tajemnicy. Głównie dlatego, że Ren by się to nie spodobało i zaraz wymyśliłaby jakiś sensowny powód, żebyśmy przestali. No a z Tay zwyczajnie było zabawniej, kiedy nic nie wiedziała.
- Nie mogę powiedzieć, żebym narzekał. - Uniosłem kącik ust, spoglądając na siedzącego obok mnie Loriego i go pocałowałem.

Tay?

Podliczone

Od Taylor cd. Anchora

Cham. Debil. Idiota. Buc. Dzban. Tylko tak dało się określić teraz Anchora. Nie dość, że nabrudził to jeszcze rozwalił mi gardło. Jak ja mam teraz nagrywać vlogi? Albo wstawiać relacje na Ig? Przecież nie napiszę im, że mój przyjaciel jest paskudnym Żniwiarzem i przed chwilą zrobił mi krzywdę. To nie byłoby normalne. Nie mogąc znaleźć żadnych leków, postanowiłam (jak zalecał An) wrócić na salę, gdzie nikt nie pamiętał, co tak naprawdę się wydarzyło.
- Chyba nic już tu nie zjemy. - Wielkolud wzruszył ramionami. - Co powiesz na mrożonki? 
- Śmieszek z ciebie. - Napisałam w notatniku telefonu. Eh, w końcu się na coś przydał. - Chcę frytki, ale pizza też może być. - Ponownie pokazałam mu wiadomość.
- Zobaczymy. - Skierował się do wyjścia z knajpy. - Radzę ci za mną nadążyć. Nie będę czekał wiecznie. - Przytrzymał mi drzwi, abym mogła wyjść na zatłoczony chodnik.
Gdzie my tak właściwie chcemy iść? - podążyłam za Annie. Cóż, szczerze mówiąc nie chciałam się nigdzie zgubić, a w obecnym stanie napad moich fanów byłby dość niestosowny.
- Dojedziesz sama, czy będziesz kaleką? - zapytał, gdy stanął przed swoim Porsche. 
- Dam radę. Nie jestem małym dzieckiem. - Notatnik to jednak bardzo przydatna rzecz. Odnajdując w torebce kluczyki do Tesli, otworzyłam drzwi, a następnie usiadłam na fotelu kierowcy. Szykowała się krótka chwila spokoju.
***
- I wtedy pozbawił cię głosu? - Madeleine przeglądała komentarze znajdujące się pod ostatnim filmikiem, w którym brała udział Bee.
- Tak jakby - wychrypiałam. - Ale załatwił mi żarcie. - Wybrałam wreszcie kolor apaszki. 
- Jesteś czarownicą… Nie możesz tego naprawić? - Uniosła jedną brew. 
- Nie. - Nadęłam policzki. - Prędzej pozbawiłabym się strun głosowych, niż zrobiła coś pożytecznego. - Wzięłam do ręki kubek gorącej herbaty. Według internetu miód, który się w niej znajdował miał pomóc w regeneracji gardła, a także nieco mnie uspokoić.
- Nauczyłabyś się migowego. - Przewróciła oczami. - Ponoć nie jest aż taki trudny… I podniosłabyś algorytmy. - Odnalazła w tym niewielką korzyść. 
- Yhym. - Przełknęłam pierwsze mililitry napoju. - Lepiej zajmij się tymi zachciankami widowni. - Gardło zdzierało mi się coraz bardziej. - Muszę się chyba zamknąć. - Kobieta wpadła w rozbawienie.
- Mogłam cię nagrać. - Jej śmiech wypełniał cały dom. - Boże jedyny! Ten tekst zrobiłby dzień wszystkim twoim znajomym. - Złapała się za bolący brzuch.
- Jasne. - Postawiłam tęczowe naczynie na stoliku. - To czym są zainteresowani widzowie? 
- Em… - Wróciła wzrokiem do pikselowych literek. - Testy kosmetyków, haul zakupowy, origami, robienie ozdób świątecznych… - Wyłączyłam się przy przedostatniej propozycji. - Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - fuknęła, gdy zauważyła moją zwiechę.
- Zrobimy świąteczne origami. - Zakaszlałam kilka razy. - I wiem, kto będzie gościem! - Posłałam Harper znaczące spojrzenie. 
- Głupia - skomentowała mój pomysł.
- Nie bardziej niż on. - Wyciągnęłam z kieszeni telefon. - Musi się zgodzić. - Wybrałam numer Annie.
Odbierz - pomyślałam, gdy w słuchawce rozbrzmiał sygnał nawiązującego się połączenia.

An? 
Origami!

Podliczone

1 maja 2020

Od Gabriela CD Keiry

Gabriel zaraz po tym jak czas jego zajęć w szpitalu się zakończył, postanowił przejść się do lasu, gdzie znajdowała się stara opuszczona chatka. Normalnie mężczyzna nie chodziłby tam prawie że codziennie, gdyby nie to, że miał w tym pewien ukryty cel. Poza tym spacerki po lesie były bardzo przyjemne, chociaż sam ciemnowłosy wolał je przeprowadzać pod osłoną nocy. Takie tam zboczenia...
Gdy tak sobie spokojnie kierował się w stronę dobrze mu znanego miejsca, usłyszał nagle krzyk niosący się echem po lesie. Stanął na chwilę w miejscu i wsłuchał się dokładnie w otoczenie. Zastanawiał się czy było to jakieś ranne zwierzę, czy też może człowiek, potrzebujący pomocy. Nie to że miał ochotę kogoś ratować z opresji. Wręcz przeciwnie, był ciekaw czy las przypadkiem sobie nie upatrzył jakiejś ofiary ludzkiej. W końcu przyroda musi jakoś zachować równowagę w tych dość brutalnych czasach.
- Interesujące - uśmiechnął się pod nosem, kiedy to nagle do jego wyczulonych nozdrzy dotarł delikatny zapach krwi. Coś w nim aż zawrzało, dlatego też postanowił podążyć za swoim instynktem potwora, który doprowadził go prosto do skulonej postaci, leżącej pod drzewem. Od razu rzuciły mu się w oczy te białe włosy i aż westchnął zirytowany. Mógł się domyślić, że dzisiejszego dnia, to raczej nie raz wpadną jeszcze na siebie. Czyżby to był znak od losu, aby zakończyć tą przedziwną znajomość tu i teraz? 
Lecz gdy tylko zbliżył się do dziewczyny, ta nagle otworzyła oczy i przerażona spojrzała w stronę mężczyzny, który patrzył na nią dość tajemniczym spojrzeniem. 
Nie, jeszcze nie teraz...
Przeszło mu przez myśl, po czym ze sztucznym uśmiechem na ustach, kucnął przy dziewczynie.
- Hej, wszystko w porządku? Chyba powinniśmy przestać tak na siebie wpadać - zaśmiał się bez humoru, po czym pomógł dziewczynie wstać z zimnej ziemi. Rana na jej czole wciąć krwawiła i wypadałoby coś z tym zrobić.
Co za utrapienie...
- Niedaleko znajduje się stara chatka, może przejdziemy się tam i opatrzymy twoją ranę? - zaproponował uprzejmie, a Keira skinęła niepewnie głową. Gabriel uśmiechnął się pod nosem i po chwili ruszył przed siebie, jednocześnie wysłuchując czy dziewczyna podąża grzecznie za nim. 
- Nie powinnaś chodzić sama po lesie, nie boisz się, że coś może ci się stać? - zagadnął podczas ich dalszej podróży do chatki, jednak nie doczekał się od swojej towarzyski jakiejkolwiek odpowiedzi, co go z lekka poirytowało. - Rzekomo kilka tygodni temu znaleziono tu czyjeś zwłoki, powinnaś uważać i nie zapuszczać się zbyt głęboko w las, szczególnie, gdy na dworze robi się ciemno. 
Znowu cisza...
- Oto jesteśmy - oznajmił nagle, kiedy to stary domek pojawił się im przed oczami. - Rozgość się, a ja poszukam czegoś czym można by było odkazić twoją ranę - zostawił dziewczynę samą w powiedzmy sobie jako takim salonie, po czym przeszedł się po tej melinie w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego. Na szczęście znalazł jakiś środek na bazie alkoholu i stare plasterki, po czym mógł wrócić do Keiry. Jednak gdy stanął w salonie, zauważył, że białowłosa zbyt ciekawsko rozgląda się po domku, a na dodatek ostatecznie stanęła przed drzwiami, prowadzącymi do piwnicy i najwyraźniej wahała się czy je otworzyć, czy też może nie.
- Co robisz? - na dźwięk głosu mężczyzny, młoda kobieta aż zadrżała i przestraszona odwróciła się w stronę swojego "wybawcy".
- Ja tylko...
- Węszysz - mruknął pod nosem Gabriel i odłożył na zakurzony stolik, rzeczy, które jakimś cudem znalazł w tym wszelkim nieładzie. - Myślisz że zwabiłem cię tutaj by coś ci zrobić? - uśmiechnął się pod nosem, robiąc krok w stronę dziewczyny. - A może za tymi drzwiami trzymam swoje ofiary, które wydawały się tak samo naiwne jak ty by za mną podążyć do tego miejsca? 
- C-co, ja... Nie... - widać było, że zaczynała już panikować, bo nagle zaczęła się rozglądać dookoła, jakby szukała jakiejś drogi ucieczki.
- Cii, spokojnie - wymruczał i nagle otworzył drzwi, prowadzące w głąb piwnicy. - Może sami się przekonamy co tam jest? - popchnął delikatnie jasnowłosą w stronę schodów, a ona chyba już wiedziała, że nie ma wyboru, dlatego na drżących nogach pokonała kilka stopni w dół. W tym czasie Gabriel podążył za nią i włączył światło, które było słabe, ale jako tako oświetliło dość małe i śmierdzące wilgocią miejsce. Zaraz po tym jak w piwnicy zapanowała światłość, dało się słyszeć ciche piski, dobiegające z wnętrza starej, drewnianej skrzynki, wyłożonej grubymi kocami. 
- To jest... - zaczęła Keira nagle coś sobie uświadamiając, jednak szybko zamilkła, gdy mężczyzna przeszedł obok niej i kucnął przy skrzynce, z której nagle wyjrzało kilka słodkich szczeniaczków. 
Puppies gif 5 » GIF Images Download
- No cześć - Gabriel uśmiechnął się do maluchów, które wręcz nie mogły się doczekać aż ciemnowłosy je pogłaszcze i podrapie po brzuszkach. I oto był właśnie główny powód, dla którego ten okropny człowiek zapuszczał się w te rejony. 

<Keira? :3>

Podliczone

Od Petera CD MJ

Muszę przyznać, że serce zabiło mi szybciej kiedy policjanci zabrali MJ ze szkoły. Co prawda nie było mnie przy tym, a jedynie przez okno swojej klasy zauważyłem, jak prowadzą dziewczynę do radiowozu. Zastanawiałem się jak w ogóle wpadli na jej trop? W sumie jakby tak pomyśleć to dużo było takich możliwości, więc nie powinienem być aż tak zdziwiony. Mam tylko nadzieję, że są to tylko drobne podejrzenia i szybko ją wypuszczą. Znając Mary to pewnie jakoś z tej sprawy się uwinie, bo już wiele razy jej się zdarzało trafić na komendę lub w inne bagno i udawało jej się z tego wyjść. Mimo to i tak się martwiłem. Była moją przyjaciółką, prawie jak siostra, więc to chyba normalne, że martwię się o nią i nie podoba mi się towarzystwo, w którym aktualnie się obraca.
- Widziałeś? - nagle poczułem nieprzyjemny ból w okolicy żeber, kiedy to mój przyjaciel mnie w nie szturchnął swoim łokciem.
- Tak, Ned, widziałem - mruknąłem pod nosem, nie chcąc zwracać na nas niepotrzebnej uwagi nauczyciela, który niczego nieświadomy prowadził sobie dalej lekcje.
- Ciekawe w co znowu się wplątała? - chłopak siedzący obok mnie, zaczął jak na ten moment zbyt dużo myśleć, biorąc pod uwagę, że aktualnie znajdowaliśmy się na lekcji i w każdej chwili mężczyzna, stojący przy tablicy może na nas zwrócić swoją uwagę. Obaj dobrze wiemy, że ten facet nie ma cierpliwości do "gówniarzy", gadających na jego lekcjach.
- Pogadamy o tym później, okej? - spojrzałem znaczącym wzrokiem na przyjaciela, na co ten w końcu się chyba skapnął, że to chyba nie jest najlepsza chwila na takie rozmowy i po prostu skinął delikatnie głową, po czym wrócił do robienia swoich notatek. Odetchnąłem cicho i sam po chwili wróciłem myślami do tego, co aktualnie przemawiał nauczyciel na forum klasy. Szczerze mówiąc, to nie potrafiłem się skupić na żadnym z jego słów, które padły z ust mężczyzny. Już nie mogłem się doczekać aż ta nudna lekcja dobiegnie końca. Wiem, że moja edukacja jest ważna, ale po prostu tak samo ważna była dla mnie MJ.


Po dość długiej rozmowie z moim przyjacielem, doszedłem do wniosku, że jak tylko będzie to możliwe, to muszę pójść spotkać się z MJ. Nie wiem czy wróciła do domu po tym jak wypuścili ją z komendy, o ile w ogóle wypuścili ją. Cóż zawsze mogłem spróbować do niej napisać, choć dobrze wiedziałem, że mi nie odpisze, jak to już od pewnego czasu miało miejsce. Mimo to moja naiwność zwyciężyła i wysłałem na jednej z przerw krótkiego sms'a do dziewczyny, łudząc się, że po jakimś czasie mi odpisze. Mimo to, gdy lekcje dobiegły końca, ja wciąż nie otrzymałem żadnej odpowiedzi od MJ. Nie miałem innego wyjścia, poza przejściem się do jej domu, żeby po prostu sprawdzić na własne oczy, czy tam wróciła. Dlatego zaraz po wyjściu ze szkoły, zamiast obrać kierunek prowadzący do mojego mieszkania, skierowałem się w zupełnie przeciwną stronę.
Podczas mojej przechadzki do domu dziewczyny, miałem trochę czasu, aby przemyśleć sobie parę spraw. Miałem świadomość, że mogę natknąć się na jej ojca, ale miałem nadzieję, że raczej o tej porze nie będzie go w domu. Znam sytuację rodzinną dziewczyny (przynajmniej tak z grubsza), no ale jakby nie patrzeć na pewno jej opiekun całego dnia nie przesiaduje w domu. Mimo to byłem mentalnie przygotowany w razie czego na zetknięcie się z tym człowiekiem, którzy budził wręcz we mnie odrazę.
Tak więc kiedy już dotarłem na miejsce i stanąłem przed drzwiami, prowadzącymi do mieszkania, wziąłem głęboki wdech, nim wcisnąłem dzwonek zamontowany w ścianie. 

<Mary? otwórz pajączkowi :3>

Podliczone