26 sierpnia 2020

Od Cassandry cd. Zaca

Cassandra szła szybkim krokiem do internatu. Jedyne czego w tym momencie chciała to zamknąć się w swoim pokoju i zniknąć. Nadal ogarniała co się przed chwilą stało. Trochę jej źle było, że odeszła bez słowa nie dziękując nawet chłopakowi, który chciał jej pomóc. Ale trudno. Szczerze miała nadzieje, że go więcej nie spotka.
Po dotarciu do swojego dormu dziewczyna usiadła na swoim łóżku i całkowicie się uspokoiła, podczas gdy świat wokół niej zaczął się rozmazywać. Po chwili była tylko ciemność. Żadnych ludzi i dźwięków. Tylko dusza unosząca się w całkowitej pustce. Susan zastanawiała się czasem czy to się dzieje po śmierci. Jeśli tak, to umieranie nie było takie złe. A jednak bała się go. Gdyby się go nie bała, to nie bałaby się niczego. Wypadków, pożarów, ludzi i wszystkiego innego co stanowiło zagrożenie. Przecież wszystko prowadziłoby do spokoju absolutnego. To czemu się bała? Bo gdyby umarła, to z przeczuciem, że jej życie było bezwartościowe. Chciała zrobić coś, dzięki czemu udowodniłaby sobie, że może zmienić coś w świecie, chociaż trochę. Ale nie wiedziała jak, przez co czasami zadawała sobie pytanie: czy jej życie faktycznie nic nie znaczy? Nikogo nie obchodziło, czy żyje, czy jest martwa. Zawsze czuła, że jest sama. Ojciec opuścił ją gdy była niemowlem, matka była jej wrogiem, krewni nie chcieli z nią mieć nic wspólnego, a dla nauczycieli była tylko statystyką. Pociechą było dla niej to, że przynajmniej nikt jej nie kontrolował. Tylko, że przez to musiała podejmować wszystkie życiowe decyzje całkowicie sama. Nie miała nikogo kto by ją pokierował, tak by została dobrym członkiem społeczeństwa. Miała przecież tylko 16 lat. W tym wieku powinna być lekkomyślna. Ale nie mogła sobie na to pozwolić.
Następnego poranka miała szkołę. Budzik zadzwonił, co oznaczało, że musi zacząć dzień, czy tego chce, czy nie. Cassandra otworzyła oczy. Było wyjątkowo wcześnie, ale miała dodatkowe zajęcia z filozofii. Wstała więc i ubrała się. Po zjedzeniu śniadania, wzięła szybko torbę do ręki i wyszła z internatu. Po chwili wtopiła w tłum uczniów, którzy również mieli poranne lekcje. Dotarła do klasy i usiadła cicho na końcu sali. Następne dwie godziny spędziła na słuchaniu debaty „Czy należy karać śmiercią za najcięższe zbrodnie?”. Był to ciekawy temat. Z jednej strony hipokryzją byłoby karanie odebraniem życia za odebranie życia. Ale z drugiej strony, świat mógłby stać się lepszym miejscem gdyby źli ludzie by nie istnieli. Ale to nasuwa pytanie: Czy jest coś takiego jak zły człowiek? Przecież wszyscy popełniają pozytywne i negatywne czyny. Kto osądza czy człowiek jest zły czy dobry? A jednak No wierzyła, że są ludzie, którzy nie zasługują na życie. Jej matka to najlepszy przykład. Lekcja zakończyła się na jakimś neutralnym stwierdzeniu, które nie przyznawało racji żadnej ze stron. Susan wyszła na korytarz. Następną lekcją była mowa publiczna. Oczywiście nie miała zamiar na nią iść. Napisze potem maila do nauczycielki, że bolał ją brzuch. Na dzisiaj wystarczy, ale będzie musiała znaleźć jakąś lepszą wymówkę. Szła właśnie do wyjścia, gdy chłopak, na którego wczoraj wpadła podszedł do niej.
- Siema – przywitał się. – Trzymasz się po wczoraj?
Wspaniale. Tego jej jeszcze było trzeba. Musiała coś odpowiedzieć, by zostawił ją w spokoju. Chciała tylko ominąć mowę publiczną (T-T). Zebrała w sobie całą swoją odwagę (która zawsze była prawie zerowa), by wydobyć z siebie głos.
- Tak – zdała sobie sprawę jak cicho mówi, ale nie dała rady głośniej.
- To dobrze – odpowiedział. Po chwili zdał sobie sprawę, że się nie przedstawił – Jestem Zac.
- Wszyscy mówią mi No – mówiąc to zdanie powiedziała więcej słów, niż w ostatnie sześć miesięcy łącznie.
Dotarli do drabiny prowadzącej na dach. Dzwonek zadzwonił, a korytarz zaczął się opróżniać.
- Wychodzisz? – zapytał Zac. Dla niego lekcje się dopiero miały zacząć.
Cassandra przytaknęła. Nie wyglądała na osobę, która by wagarowała, ale mowa publiczna to wyjątek.
- Też mi się nie chce siedzieć w klasie – powiedział. – Mogę iść z tobą?
Susan wskazała na drabinę co oznaczało zgodę. Nie dlatego, że chciała żeby tam był, ale bała się powiedzieć nie.  

<Zac?>
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz