6 września 2020

Od Jacksona CD Gabriela

Ostatnie miesiące nie były dla mnie wcale takie łatwe. Owszem pozbyłem się z umysłu głosu Gabriela, jednak, to nie dawało mi całkowitego ukojenia. Nie czułem z tego satysfakcji, kiedy nic nie mówiąc po prostu wyjechałem. Podróżowałem z Derekiem, który był skarbnicą wiedzy, dzięki, której wiem mniej więcej na czym w końcu stoję, wiem, że lód po którym stąpam jest bardzo cienki, a ja jednak chciałbym przeżyć jeszcze kilka lat w spokoju. Ostatni raz Gabriela widziałem, kiedy ten wybiegł mi przed maskę samochodu. Wyjechałem głównie po to aby odpocząć od wrzasków, błagań, czy nachodzenia mnie w pracy, bądź w domu. Potrzebowałem przerwy, potrzebowałem tego co normalni ludzi. Po prostu chwili wytchnienia. Nie potrzebowałem gonić za pracą, czy pieniędzmi, na ten moment liczył się dla mnie tylko spokój, którego mi tak cholernie brakowało. Jak to mówią niektórzy? Coś się kończy, coś się zaczyna. Ja w tej chwili zaczynam żyć na nowo, zaczynam prowadzić takie życie, które zadowoli nie tylko mnie, ale i tych na których mi najbardziej zależy. i mam nadzieję, że w końcu wszystko się ułoży..
- Jackson, tylko nie wjeb się w jakiś popierdolony układ - rzekł mój towarzysz, opierając się o dach zaparkowanego, przed nim pojazdu.
- Ja tego nie zrobię, ale to cholerstwo, wybrało i raczej nie mam odwrotu - westchnąłem ciężko, spoglądając na niego - jak się w coś wpakuje, to nie narażaj skóry za mnie, po prostu mnie zignoruj..
- Chcesz dzisiaj wyjechać? - zignorował moje słowa. Cóż, wiedziałem, że tak będzie, jednak wolę mieć pewność, że je wypowiedziałem, aby następnie rzec "A nie mówiłem".
- Tak, Derek, wiem, że jutro jest zaćmienie, ale dam sobie radę, okey? Nie mam pięciu lat, przeżyłem pełnie będąc tutaj, to zaćmienie zdzierżę, nie jedno już przeżyłem, to dlaczego miałbym nie przeżyć tego? - lekko się uśmiechnąłem, klepiąc go po ramieniu. - Trzymaj się stary pryku, do zobaczenia - rzekłem wsiadając do pojazdu, gdzie następnie włożyłem okulary przeciwsłoneczne na nos.
Nie zwlekając, po prostu nadusiłem gaz i ruszyłem w stronę domu, z nadzieją, że nic mnie tam nie zaskoczy.
Dojechałem na miejsce około godziny dziesiątej w nocy, więc wchodząc do mieszkania, sprawdziłem tyko co u Tuptusia, którym opiekowała się moja znajoma z zoologicznego, a następnie poszedłem pod prysznic, gdyż tego mi potrzeba, to tylu godzinach, spędzonych w samochodzie.
Wchodząc pod natrysk, miałem w głowie myśli, które chciały mnie pognać, do Gabriela, chociażby go powiadomić, że jestem, jednak odrzucałem je od razu, potrzebowałem się od tego urwać, a nie od razu po przyjeździe biec do niego, niczym wierny pies. Z resztą, kanima jest wiernym psem, ale nie ja.
***
Następnego dnia, otwierając swoje zmęczone oczy, dostałem wiadomość od trenera, czy chciałbym dzisiaj zagrać, gdyż wykruszyła mu się jedna z lepszych osób na boisku, więc chce się dowiedzieć, czy mógłbym go zastąpić. Cóż, dawno nie trenowałem, jednak, może to nie będzie wcale taki głupi pomysł? W końcu trzeba się wyluzować, odepchnąć myśli i zacząć ponownie uczestniczyć, w tym co się dzieje dookoła. Po krótkiej chwili, odpisałem. Odpowiedź była twierdząca, jednak dopisałem tam, że niech nie spodziewa się spektakularnych wyników, gdyż opuszczałem treningi.
Otrzymując zwrotnego smsa, zauważyłem dopiero, o której godzinie ma odbyć się owy mecz. Nie była to pora, która byłaby mi na rękę, jednak jeśli powiedziało się już A, trzeba powiedzieć B.
Nie zwlekając dłużej, postanowiłem zjeść śniadanie, a następnie ubrać się w odpowiednie rzeczy, gdyż czeka mnie bieganie po pracy. Wzdychając, przetarłem dłonią twarz.
- Mam nadzieję, że ten mecz szybko minie..
Ruszyłem do szafy, skąd wyjąłem torbę z rzeczami potrzebnymi do lacrossa, a następnie wyniosłem ją do bagażnika pojazdu.
***
Godziny mijały nie ubłagalnie, a z każdą kolejną minutą, na dworze zaczynało coraz mocniej padać, więc jadąc samochodem, nie widziałem praktycznie świata. Jeśli zobaczę piłkę w tym deszczu to będzie cud. Dojechałem na parking, po czym wyjmując potrzebne mi rzeczy pognałem do szatni, gdzie czekała już reszta drużyny. Świetnie, Jackson. Jesteś spóźniony.
- Hayes! Co to za spóźnienie?! - zza pleców usłyszałem głos trenera.
- Musiałem się przedostać przez ten deszcz.. - warknąłem w odpowiedzi.
- W sumie racja... ale to nie zmienia faktu, że jesteś spóźniony.
- Raczej się nic nie stało, bo nawet mecz się nie zaczął.. - powiedziałem wyciągając ochraniacze.
- No tak.. czekamy, aż pogoda się trochę uspokoi.
Kurwa, czekanie.. Nienawidzę czekać, szczególnie w taki dzień. Na niebie widoczne są tylko chmury, a co za tym idzie? Nie mam bladego pojęcia kiedy zenitu sięgnie zaćmienie..
Minęło dobre czterdzieści minut, a na zegarze, pojawiła się godzina dwudziesta pierwsza.
Chodziłem po szatni, zdenerwowany, nie wiedziałem, gdzie mam włożyć ręce, więc oparłem sobie kij o kark i trzymałem go po obu stronach.
- Zaczniemy w końcu? - rzekłem wkurzony.
- Możemy zaczynać, nie pada tak mocno, a najwyżej będzie więcej kontuzji.
Nasz trener jest po prostu nie do przebicia. Dla niego liczy się mecz, a nie to, że ktoś może wyjść ze złamaną piszczelą, ale co ja tam wiem. Jestem tylko zawodnikiem.
Wyszliśmy na boisko i zaczęliśmy w końcu mecz, który był strasznie wyrównany, nikt się nie wybijał, ludzie się ślizgali na trawie, faulowali. Normalny mecz, jakby grały dzieciaki na dzieciaki. Bramka za bramkę, faul za faul, oklepanie mordy, za oklepanie mordy. Proste.
Nasze umiejętności w tym meczu, były gorsze niż inwalidów wojennych. Nikt nie dawał z siebie stu procent, jednak w ostatnich minutach, udało nam się trafić w bramkę i zakończyć tę katorgę, która trwała półtora godziny. Tak w tej chwili, mamy wpół do jedenastej.
Wszyscy zaczęli się cieszyć, jednak ja wolałem się już ulotnić, więc zdejmując kask, udałem się do szatni, gdzie następnie pozbyłem się ochraniaczy i koszulki. Jednak, kiedy uniosłem wzrok zobaczyłem zamaskowaną postać, która po chwili wyjęła kuszę, po czym bez zastanowienia strzeliła mi w brzuch, następnie uciekając.
Kurwa..
Upadłem na kolana, próbując jak najszybciej pozbyć się ciała obcego, jednak to na nic się nie zdało. Organizm zaczął się tak szybko regenerować, że pochłonął grot, a ja starając się wyrwać bełt, zostałem z kawałkiem drewna w ręku. Usłyszałem za sobą, głos zawodników, więc nie myśląc długo, wyskoczyłem przez okno i zacząłem uciekać. Chciałem dotrzeć chociaż do samochodu, jednak zobaczyłem tam jedynie światła latarek. Kurwa, kurwa kurwa..
W pewnej chwili, miałem dość biegu. Ból, jaki zaczął się rozchodzić po ciele był tak mocny, że nie umiem tego opisać. Mieszanka pożaru w organizmie, wraz z przejechaniem przez czołg.. może to naprowadzi kogoś na trop. Spojrzałem na miejsce, gdzie powinien być grot, jednak kiedy zobaczyłem odchodzące od tego miejsca czarne żyły, wiedziałem, że nie mam dużo czasu..
Podniosłem się, przy pomocy drzewa, aby następnie ruszyć przed siebie, jednak kiedy przekładałem powoli nogi oberwałem pociskiem w ramię. Stało się z nim to samo co z grotem, a ja wiedziałem, że jeśli oberwę, jeszcze jedną taką strzałą, pociskiem czy czymkolwiek, po prostu zginę. Teraz nic mnie już nie obchodziło, musiałem pozbyć się tego z ciała, a jedyna myśl, która chodziła mi po głowie to Gabriel.
Tak też zrobiłem, zbierając resztki sił, starałem się biec do jego mieszkania. Oczywiście po drodze parę razy prawie się przewracając.. Pomocą były jedynie drzewa, o które się opierałem ręką, ale to nie było zbyt pomocne..
Docierając na miejsce, zacząłem walić w drzwi, jednak odpowiedziała mi tylko cisza. Ja za to się nie poddawałem. Zjechałem plecami po drewnianej powłoce na posadzkę i oczekiwałem na śmierć.
Po paru chwilach, kiedy spoglądałem na czarne ślady, usłyszałem kroki, więc leniwie podniosłem głowę do góry. Moim oczom ukazał się Gabriel ze swoim psem.
- Pomóż.. proszę.. - rzekłem cicho, licząc na pomoc, gdyż jeśli mordownik dojdzie do serca, po prostu zginę..
Mam nadzieję, że ten się zlituje, nad przemoczonym, ledwo żywym człowiekiem..
- Z.. zać.. zaćmienie.. jeśli nie pozbędę się tego z organizmu przed całkowitym.. zginę.. - rzekłem cicho, a następnie, poczułem jak moje ciało opada z sił i osuwa się w bok...

Gaaabriel? 
Ta łajza zasługuje na pomoc? 
1255 (all pkt w panowanie) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz