10 czerwca 2020

Od Lorcana cd. Anchora

Wyjście z Anniem zawsze było czystą przyjemnością. Nie ważne, czy towarzyszył nam Luc, Tay, czy ktokolwiek inny. Co prawda nie zawsze się to dobrze kończyło, ale kto mógłby to przewidzieć? Oczywiście jest to pytanie retoryczne. Przewidzieć może to niemal każdy kogo znam, jeśli da mu się dobre zaklęcie i przypilnuje Ale nie o to chodziło. Chodziło o to, że nawet najbardziej denerwująca czarownica na tym świecie nie mogła przeszkodzić nam w cieszeniu się z wyjścia do centrum handlowego. Szczególnie, że zanim zdążyliśmy się zorientować, Tay zniknęła.
- Powinniśmy jej poszukać? - Rzucił niezobowiązująco Żniwiarz.
- Po co? Sama się prędzej, czy później znajdzie. - Popatrzyłem na zegarek. - To co? Mrożona herbata, smoothie albo shake? Widziałem naprzeciwko jakąś kawiarnię.
- Skoro nie możemy alkoholu, dobre i to. - Przewrócił oczami Annie. - Może Tay nic nie spierdoli.
***
O dziwo, Tay nic nie spierdoliła. No prawie. Siedzieliśmy właśnie z Anniem na ławce? Kanapie? Pufie? Czymś, co było wygodne przez maks kilka minut i od kilkunastu obserwowaliśmy przez szyby poczynania czarownicy powoli sącząc swoje napoje (Annie, który stwierdził, że na razie kawy nie potrzebuje wziął smoothie o smaku truskawkowym, a ja mrożoną herbatę brzoskwiniową. Ja udawałem, że nie widziałem jak Żniwiarz magicznie dodał nieco whiskey, a on udawał, że moja herbata wcale nie jest wzmocniona rumem. W sumie dopóki nie rzucaliśmy czaru był to dla nas całkiem zwyczajny napój.
Kiedy jednak Tay odwróciła się z sukienką na wieszaku i zorientowała się, że nas nie ma, zaczęło się. Najpierw przeszukała cały sklep, potem usiadła i wyciągnęła księgę, ale ta odmówiła współpracy, by na koniec podejść do obsługi i zacząć się awanturować. Jakby obsługa miała z tym coś wspólnego.
- Idziemy tam? - zapytałem leniwie.
- Po co? - Annie ostentacyjnie siorbnął smoothie. - To tylko człowiek użerający się z Tay.
- Jesteśmy aż tak okrutni dla ludzi? - Uniosłem brew.
- Wkroczymy, jeśli zacznie używać magii innej niż wrzaski: “Jestem znaną influencerką! Ma być jak ja chcę! I nie obchodzi mnie to, że nie leży to w waszych możliwościach!” - sparodiował czarownicę. - Ludzie są irytujący, więc mogą się z nią poużerać.
- Niech ci będzie. - Pokręciłem się chwilę, żeby wygodniej usiąść. - Uh, czemu to coś jest takie niewygodne?
- Żebyś szybciej wstał i poszedł coś kupić. - Wzruszył ramionami Żniwiarz. - Marketing.
- Ja chyba wolę jednak piekielne metody tortur. - Wstałem i odwróciłem się tyłem od sklepu tak, by nie zasłaniać Anniemu widoku. - Uprzedź mnie, jeśli nasza ulubiona czarownica będzie się zbliżać, okej?
- Uwierz mi, usłyszysz ją zanim ją zobaczymy. - Westchnął ciężko i wziął większego łyka smoothie.
***
- Oni się mnie nie słuchaaaają! - Tay jęczała właśnie Bee. A ja musiałem sobie przypomnieć co tu jeszcze robię. Aha. Zbieram opierdol razem z Annie.
Bee popatrzyła na nas karcąco, ale nic nie powiedziała. Głównie dlatego, że nie mogła. Ciągle byliśmy z Tay, nawet jeśli ta nas nie widziała i byliśmy grzeczni. Oczywiście nie przez Tay. Po prostu było za wcześnie na jakąś dużą akcję. Trzeba było posiedzieć cicho.
- Wspaniale, skoro już skończyłyście mogę wrócić do stęsknionego męża i dzieci?
- Masz jedno dziecko! - Czarownica wskazała na mnie palcem.
- Tak, tak. - Lepiej było, żeby nie wiedziała o małej, czarnowłosej dziewczynce, którą znalazłem. - Ono też jest stęsknione. Mogę iść? Luc mnie zabije, jeśli nie będę na czas.
- Nie można cię zabić. - Zauważyła Bee.
- Powiedz to mojemu mężowi.
***
- Aaaaaannieeeee… piątek, Bee nas już nie pilnuje, co powiesz na picie?

Annie?
Podliczone 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz