8 czerwca 2020

Od Taylor cd. Anchora

- Em… Co? Pomocy? Co? Ale… Ale jak? - Nie potrafiłam przyjąć tego do wiadomości. Jak to możliwe, że po tylu latach szczęśliwego związku Luc mógł od tak rozstać się z Lorim? Przecież to takie nieprawdopodobne! Mają przecież dziecko, wspólną pracę, dom… To nie powinno się tak skończyć! - Nie mów mi, że An będzie teraz z demonkiem. - Spojrzałam błagalnie na Bee. Ta niestety potwierdziła moje podejrzenia, co jeszcze bardziej mnie dobiło.
- Nie pasuje ci coś? - Annie odsunął się od Bartona. 
- Wszystko - burknęłam. - Jesteście nieodpowiedzialni!
- I kto to mówi? - Uniósł jedną brew. - Twoja odpowiedzialność też nie jest zbyt powalająca. - Objął Lorcana w pasie. 
- Czyli powinniście dawać mi jakiś przykład! - Zirytowałam się. - Pomyśleliście może o Crowie? Wątpię, że będzie chciał się wychowywać tylko z jednym rodzicem. 
- A ty, pomyślałaś kiedyś o Ar… - Nie zdążył dokończyć, bo niezbyt uprzejmie mu przerwałam. 
- Miałam powody. - Zacisnęłam zęby. - A poza tym to dwie, różne sytuacje! - Tupnęłam nogą. Nie ukrywam, zabolało.
- Luc sobie poradzi. - Lorcan wzruszył ramionami. - Dostanie ode mnie alimenty, czy coś. - Wrócił do wygrywania przyjemnej dla ucha melodii. On jest jakiś niepoważny! Gdzie ten wspaniały demon, w którym durzyłam się przez tyle czasu? Boże, a co jeśli An zrobił mu jakieś pranie mózgu?! Zapłaci mi za to!
- Idioci. - Pociągnęłam nosem. - Bee, masz ochotę na origami? - Spojrzałam na siedzącą w fotelu Żniwiarkę.
- Jasne! - Zerwała się z miejsca. - Będą zwierzątka? A może roślinki? - Zajrzała do mojej torby. Dało się w niej odnaleźć pozwijane rulony papieru, gotowe do niezbyt skomplikowanego składania.
- Zobaczymy. - Puściłam jej oczko. - To gdzie… 
- W kuchni! - Prędko zaciągnęła mnie do wspomnianego pomieszczenia. - Rozkładaj. - Usiadła na jednym z krzeseł.
- Wybierz sobie jakiś kolor. - Wysypałam zawartość bagażu na stół. - Możesz kilka. Nie chcę wracać z tym do domu. - Urwałam z rolki listek papierowego ręcznika. Tay, nie możesz płakać. Musisz być silną i niezależną kobietą - przetarłam ostrożnie okolice oczu, aby uchronić się przed zalaniem łzami, które (w obecnej chwili) nie były nikomu potrzebne. 
- Wszystko okej? - Starsza dotknęła mojego ramienia. 
- Yhym. - Wyrzuciłam papier do kosza. - Zaczynamy? - Lekko się uśmiechnęłam.
- Tak. - Wzięła do ręki zieloną kartkę. - Zrobimy stado jednorożców? - Pokazała mi pierwszą instrukcję, zapisaną na Pintereście w postaci gifa.
- Czemu nie. - Wygładziłam dłonią czerwony arkusz. - Tylko nie pal. - Zauważyłam, że wyciąga coś z kieszeni.
- To ty nie jedz mięsa. - Uchyliła okno. - Tylko jednego. - Spojrzała na mnie szczenięcymi oczkami.
- Będzie śmierdziało. - Zatkałam nos. - Gdybyś była człowiekiem skończyłabyś z rakiem płuc albo i gorzej. 
- Ale nie jestem człowiekiem. - Wypuściła dym z ust. - To tylko arbuz. - Stwierdziła nie przejmując się moim ostrzeżeniem. 
- Sztuczny arbuz. - Zaczęłam składać pierwszego jednorożca. - Ale przynajmniej to nie zapach kawy… A za normalnego szluga to bym cię chyba rozszarpała. - Rudzielec głośno się zaśmiał.
- Już to widzę. - Odgarnęła z czoła niesforny kosmyk włosów. - Chyba coś ci nie wychodzi. - Obserwowała moją pracę.
- Cholerne zgięcie. - Rozłożyłam wymiętolony kwadrat. - Dziwię się, że An to potrafi. 
- Jest mądry. - Saint skończyła truć swoje narządy. - Musimy uzbroić się w cierpliwość. - Zabrała się za swoją pracę. Niestety skończyła z takim samym skutkiem, jak ja. 
- Jeśli przekonasz An, żeby przestał się lizać z Lorim to może nam pomoże. - Westchnęłam i uderzyłam czołem w stół. - Dlaczego akurat on…

An? 
Nie liż się już tam xd 
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz