13 kwietnia 2020

Od Lorcana cd. Inez

Lucy rzadko kiedy tak przeraźliwe miauczała. Musiałem ją wziąć na ręce i uraczyć najlepszym smakołykiem, aż przestała. Za to Crowowi chyba się to podobało, bo zaczął ją naśladować. Wtedy Lucy (mój mąż, nie kot) zamknął z impetem książkę i obwieścił:
- Idę na spacer z Crowem, a ty uspokój pchlarza.
Parsknąłem tylko i udałem się z kotem do biblioteki. Położyłem ją na moim Vesie i zostawiłem. To był najlepszy sposób, żeby mieć ją z głowy na kilka godzin. Może faktycznie łączył ich pokrętny romans? Kto wie…
Po drodze zajrzałem jeszcze do kuchni i zobaczyłem Inez. Z wrażenia spojrzałem na zegarek. Była dopiero druga. Przeważnie dziewczyna budziła się po zachodzie słońca. Stanąłem więc za nią i popatrzyłem na notatki. Hm, skąd to dziecko znało ten język?
- Prze… praszam - powiedziała.
- Nie przepraszaj. - Położyłem dłoń na jej głowie. - Możesz pisać dalej.
Potem popatrzyłem na jej obojczyk. Potem zauważyłem szczura. I wszystko stało się jasne. Lucy musiała zauważyć szczura, więc… dotknąłem jej ramienia i uleczyłem małe zadrapanie. Nawet tego nie zauważyła, dalej spisując notatki. Sam z kolei wyjąłem obiad i podgrzałem go, żeby dziewczyna nie była głodna. Kiedy wszystko było gotowe, postawiłem obiad przed nią i siadłem naprzeciwko.
- Uważaj na Lucy, może nie jest zwykłym kotem, ale nie pogardzi szczurem, chociażby żeby się nim pobawić - powiedziałem.
- Dobrze. - Pokiwała głową i zabrała się za jedzenie.
- Mogę? - Uniosłem lekko brew. Notatki mogą o niej wiele powiedzieć.
Pokiwała głową, a ja sięgnąłem po zeszyt. W międzyczasie pstryknąłem palcami i pojawiła się przekąska dla szczura. Potem otworzyłem zeszyt i prześledziłem notatki wzrokiem. Miała system, który pewnie rozumiała i wyglądało, że się go trzyma. Odłożyłem zeszyt i popatrzyłem na dziewczynkę. Zauważyłem, że słabo sypia, ale nie wiedziałem, jak temu zaradzić. Kiedy zmiotła z talerza całą jego zawartość, w kuchni pojawił się Luc z Crowem na rękach.
- O, nasza mała meksykanka wstała. - Położył dłoń na jej głowie i zostawił czekoladkę na talerzu, a ja udawałem, że tego nie widzę. - Lori, przejmij małego, chcę kawy.
Wziąłem chłopca na ręce i cmoknąłem go lekko w policzek.
- Tata! - Pociągnął mnie za włosy. - Tata!
Potem odwrócił się i wskazał na Inez.
- Lala!
Inez popatrzyła na nas nieco zdezorientowana.
- Dopiero uczy się mówić. - Połaskotałem go po brzuchu. - Lala to dziewczyna.
- Nie lala? - Popatrzył na mnie.
- Inez. - Uśmiechnąłem się lekko.
- Nes! - zaśmiał się. A potem klasnął w rączki i wyczarował swojego ulubionego misia.
Po chwili Lucy usiadł obok mnie i oparł się wygodnie, w ręku trzymając kubek.
- Kiedy zaczynacie trening?
- Dzisiaj twoja kolej. Musi nauczyć się bronić. - Uśmiechnąłem się uroczo.
- Co ci się marzy, demonku? - Uniósł brwi.
- Broń biała. - Wyszczerzyłem się. - I samoobrona.
- Niech będzie. - Podniósł się. - Mała, gotowa się zmęczyć?
- Tak? - Popatrzyła niepewnie.
- Więc chodźmy.
***
- Nie zawsze będziesz mogła się bronić magią. - Podszedłem do Inez, kiedy już przebrała się w strój sportowy. - Dlatego musisz ufać swoim umiejętnościom. Pięści bywają lepsze niż zaklęcia.
Dziewczyna pokiwała głową, a ja pstryknąłem palcami i pojawiły się materace.
- Lucy nie lubi uważać, ale to dla twojego dobra. Przeciwnicy walczą nieczysto, więc się broń. Wszelkimi sposobami. - Odsunąłem się pod ścianę, by mieć wszystko pod kontrolą.
Luc co prawda obiecał, że nie zrobi jej krzywdy, ale był upadłym aniołem, a one nie grały czysto.
Po chwili wszedł do pomieszczenia, jednak wyglądał na dwunastolatka. Czyli stopniowanie. Musiałem przyznać: postarał się.
***
- Masz dobre odruchy. - Pochwalił ją Luc. - Dasz sobie radę, trzeba cię tylko podszkolić. Za jakiś czas pokażę ci jak bronić się nożami.
- Nożami?
Luc wyjął znikąd nóż i podał go jej rękojeścią. Wzięłą go ostrożnie i popatrzyła na Luca.
- Możesz go wziąć, na razie. Potem wykonamy specjalnie dla ciebie. - Uniósł kącik ust. - I nie baw się nim sama. To broń, więc może zrobić ci krzywdę. I uważaj, bo jest magiczny. - Puścił jej oczko.
- No dobrze, kakao przed spaniem i spanie. - Klasnąłem w dłonie.
- Ale… jest wcześnie. - Powiedziała z rozpędu po hiszpańsku.
- Tak, ale dziś trening był bardziej wymagający. - Otworzyłem drzwi. - Musisz bardziej odpocząć. No chodź, zrobię ci prawdziwe kakao.
***
- Chcesz przeszukać mitologię Azteków, Majów i Inków? Przecież one są prawie wymarłe…
- Co nie zmienia faktu, że są. - Popatrzyłem na śpiącą Inez. - Jest zagadką, a lepiej dla niej, żeby wiedziała czym, bo to może być zaleta i wada.
Do świtu zostało jeszcze trochę czasu. Czyli musiało chodzić o coś innego. Zamyśliłem się.
- Pomogę ci. - Luc potarł kciukiem po mojej szczęce. - Nie martw się.
- Wiem - westchnąłem. - To dziecko może być potężne. Więc musimy ją chronić.
- Jaki masz dalszy plan?
- Samoobrona i ofensywa. - Zamknąłem dokładniej drzwi, żeby Lucy nie dostała się do pokoju. - Może ćwiczenie z Bee? Nasz ulubiony żeński rudzielec ma specyficzny styl. Może się przydać. Może weźmiemy ją w miasto? Trzeba też ją powoli zaznajamiać z Crowem, w końcu będą na siebie skazani.
- To dobry plan. - Cmoknął mnie w kark. - A teraz chodź spać. Wiem, że nie potrzebujemy snu, ale jest przyjemny.
- Tylko sen? - zaśmiałem się.
- Tak, jestem zbyt zmęczony. - Przytulił się. - Może Annie też nam pomoże przy przeszukiwaniu mitologii?
- Może.

Inez?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz