24 kwietnia 2020

Od Namkyuna CD Shakäste

Krew.
Krew to bardzo ważna substancja. Dostarcza potrzebne składniki do najgłębszych zakamarków organizmu, daje tlen, zabiera dwutlenek węgla. Również pomaga w zwalczaniu nieproszonych gości dzięki obecnym z niej białych krwinkach. Ma ogromne znaczenie. Gdyby nie ona, wiele istot by nie istniało.
Krew dla Namkyuna miała też drugie istotne znaczenie. On również nie mógł bez niej żyć... ale w nieco innym kontekście. Namkyun potrzebował jej jako pożywienie.
Szczerze mówiąc, nie przepadał za tym faktem. Nie lubił tego, że był aż tak od krwi uzależniony. Chciałby, żeby była ona co najwyżej dodatkiem w jego życiu. Nie musieć jej tyle pić. Móc nasycić się normalnym jedzeniem. Żyć tak, żeby ludzie nigdy nie pomyśleli, że nie należy do ich rasy.
Ale chcąc nie chcąc musiał pić krew.
Zwłaszcza teraz.
Choć już nieco wcześniej wyczuł zapach tej cieczy, udało mu się go zrezygnować, uznając, że musiał nie wrócić jeszcze do pełni zmysłów i albo mu się wydawało, albo gdzieś pozostały ślady po jakiejś sekcji (o ile miała ona tu miejsce). Albo po prostu czuł swoją własną krew. Całkiem szybko jednak okazało się, że żadna z tych opcji nie była prawdziwa. Jakiś czas przyglądał się Shakäste, który stał przy ołtarzu po drugiej stronie pomieszczenia i coś przy nim robił, gdy nagle mężczyzna odwrócił się do niego z kielichem w ręku.
W tym momencie Namkyun usłyszał ciche, niemal niesłyszalne chlupnięcie. Charakterystyczna woń uderzyła w jego nozdrza, na którą źrenice od razu się powiększyły, a tęczówki jakby błysnęły swą złowrogą czerwienią. Teraz czuł wyraźnie ten zapach i był pewien, że ani nie pochodził on od niego, ani nie był halucynacją czy coś w tym stylu.
Nim zdążył pomyśleć, w jego rękę został wsunięty kielich. Czym prędzej spuścił wzrok na jego zawartość, zamierając. To była krew, bez wątpienia. Momentalnie w głowie pojawiła się masa pytań. Czy obecność jej wskazywała na to, że Shakäste wiedział o jego rasie? Co za pytanie, no raczej, że wiedział, w końcu każdy, kto znał jego jako antybohatera, zdawał sobie sprawę z wampiryzmu. Zresztą, w kostiumie nie ukrywał wcale wampirzych cech wyglądu, więc bez problemu można było to wywnioskować.
Dobra, ale skąd ta krew?
– Pij – usłyszał wtem. – Na zdrowie.
Podniósł wzrok na grabarza, przyjrzał mu się, jednak woń krwi szybko z powrotem odwróciła jego uwagę. Zastanawiał się, jakie pochodzenie ona miała. Po samym zapachu za bardzo nie dało się tego określić. Pozostawała jedna droga.
Im dłużej wpatrywał się w powierzchnię szkarłatnej cieczy, tym więcej myśli było zakrywanych, odrzucanych w kąt umysłu przez pragnienie. Ogromne już pragnienie. Z każdą sekundą coraz mniej myślał, a coraz więcej skupiał się na nieodpartej chęci wypicia jej, które z powodu obecnego stanu wampira szczególnie się nasiliło. Dlaczego więc próbował się powstrzymywać? To nie tak, że popełniał grzech poprzez picie krwi – po prostu zaspokajał swoją potrzebę.
Shakäste musiał zauważyć jego wahanie, ponieważ przyjrzał mu się uważnie, a następnie rzekł:
– Nie krępuj się. Musisz się zregenerować – dodał.
Głos miał na tyle spokojny, że Namkyun aż spojrzał na niego wzrokiem, jakby prosił go o pozwolenie. Chwilę później znów popatrzył na kielich, zacisnął na nim obie dłonie.
Dłużej już nie wytrzymał, nagłe dołączenie dziwnej suchości w gardle ostatecznie nie pozostawiło mu innej opcji. Szybkim ruchem podniósł naczynie i przechyliwszy je zaczął pić.
Choć w momencie, w którym krew dostała się do jego ust przekonał się, skąd ona pochodzi, nie potrafił z niej zrezygnować, będąc już o krok za daleko. Pił niemal łapczywie, na tyle szybko, że w chwilę opróżnił cały kielich. Odsunął go od twarzy, przez moment oddychając ciężko. Wziął głęboki wdech, zlizał z ust resztki cieczy.
Od razu poczuł się lepiej, jak gdyby krew była idealnym lekarstwem na każdy uraz i dolegliwość. Popatrzył na kielich, dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że nie pozostawił w nim ani kropli. Speszył się z tego powodu, spojrzał wzrokiem zbitego psa na grabarza. Tamten, widząc to, delikatnie się uśmiechnął.
– Spokojnie, jest jeszcze trochę, jeśli chcesz – powiedział.
Namkyun przyjrzał mu się dokładnie. Mimo że przydałoby się więcej krwi, po tej ilości, którą wypił odzyskał przytomność umysłu na tyle, by nie nie budzić już wrażenia wygłodniałej bestii. Wziął nieco głębszy wdech, czując jak ból i pieczenie stopniowo maleją – rany musiały się zacząć powoli goić. Dlatego mógł zmierzyć wzrokiem mężczyznę z góry na dół oraz powrócić do kwestii miejsca i okoliczności, w jakich się znajdował. Zwilżył językiem usta. Nie umiem go rozszyfrować. Jakie ma prawdziwe zamiary? Co mu chodzi po głowie? Czy jest w ogóle dobrą osobą?
Pytania te nieustannie krążyły po jego głowie. Chciał w tym momencie zadać je Shakäste, ale za bardzo obawiał się ujawnienia swojej tożsamości, mimo że nie wiedział, czy czasem już do tego nie doszło. Cała ta sytuacja była co najmniej dziwna. I co ja mam z tym zrobić?
Ostatecznie ciekawość wzięła górę. Spuścił głowę, cicho odchrząknął.
– Dlaczego to robisz? – zapytał możliwie jak najbardziej zniżonym i zmienionym głosem, jednocześnie starając się zachować jego w miarę naturalne brzmienie.
Na to pytanie grabarz posłał mu pytające spojrzenie, unosząc jedną brew.
– Hm?
– Dlaczego... – na chwilę zamilkł – mi pomagasz?

Shakäste?

Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz