21 kwietnia 2020

Od MJ cd Peter

– MJ - ktoś mnie wolał. Zignorowała to, a po chwili poczułam kilka delikatnych uderzeń w policzek.
– Czego? - mruknęłam otwierając oczy. Rozejrzałam się dookoła. Dalej byłam w klubie. Z tego co pamiętam moja ekipa się zwinęła i zostałam z jakimiś znajomymi znajomych. Ni chuja nie pamietam ich imion.
– Nie mamy kasy na towar, masz coś? - pokręciłam głową rozglądając się po stoliku. Szukałam czystej szklanki, do której mogłabym sobie czegoś nalać. Kiedy ją znalazłam oczywiście okazało się, że wszystkie butelki są puste. Ogólnie rzecz biorąc olałam całe to towarzystwo i nie słuchałam o czym konkretnie rozmawiają. - Idziesz z nami coś ogarnąć? - nie mając nic lepszego do roboty przytaknęłam i wstałam. Wyszliśmy przed klub do samochodu. Było nas czworo. Ja, jakaś blondyna i dwóch kolesi. 
– Macie fajki? - dziewczyna podała mi paczkę. Wyciągnęłam z niej jednego i zapaliłam już swoją zapalniczką. - To co chcecie robić? Okraść dealera? 
– Lepiej - unioslam jedną brew czekając na to co powie w dalszej części wypowiedzi. - Okradniemy sklep. Będzie też hajs na alko.
– Nie głupie. Jak chcecie to zrobić? Nikt nam po dobroci kasy nie odda - facet siedzący na miejscu pasażera wyciągnął gnata ze schowka. - Wszystko jasne.
Znaleźliśmy jakiś sklep oddalony od centrum. Siedział w nim tylko jakiś gówniarz, zapewne w moim wieku. Jako jedyna zakrywam sobie twarz bandaną. Nawet nie pytałam dlaczego oni tego nie zrobili. Akcja miała być ogólnie bardzo szybka. Typ z bronią zabiera kasę, my alko i jakieś pierdoły. 
– Uwaga, to jest napad! - oznajmił od razu po przekroczeniu progu. Nastolatek za ladą wyglądał jakby już posikał się ze strachu. - Wyciągaj hajs - do nas skinął, że mamy iść po resztę. Powoli zaczęłam przechadzać się po alejkach. Tu wzięłam sobie jakieś czipsy, batonika, różowe okulary w serduszka i kilka innych rzeczy, które wepchnęłam do plecaka. Oczywiście okularki zostały na nosie. Dźwięk strzału od razu sprawił, że wytrzeźwiałam. Moje serce zaczęło walić szybciej. To policja. Na bank policja. Sparaliżowana strachem przez chwilę stałam i nie wiedziałam co robić. KURWA. Dlaczego ja tu w ogóle jestem. Napad z bronią w rękach? O ja pierdole. Przecież ja z więzienia nie wyjdę. Kiedy w końcu oprzytomniałam ruszyłam biegiem do wyjścia. Na ladzie leżał sprzedawca. Martwy, a krew spływała powoli na ziemię. Momentalnie zwróciłam wszystko co miałam w żołądku. I wtedy dopiero usłyszałam syreny. Po moich wspólnikach nie było już śladu. Ruszyłam do tylnego wyjścia. Kiedy otworzyłam drzwi rozejrzałam się dokładnie. Nikogo nie było. A przynajmniej tak mi się wydawało... minęła dosłownie sekunda, a pajacyk w kostiumie pająka stanął przede mną. 
– To nie ja. To na prawdę nie ja - niekontrolowanie się rozpłakałam na myśl, że będę musiała odpowiedzieć za coś czego nie zrobiłam. - Ja chciałam tylko kilka rzeczy, to oni go zabili - zdjęłam chustkę z twarzy, ponieważ ciężko mi się już w niej oddychało. I nie pachniała zbyt ciekawie. 

<Peter?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz