2 marca 2020

Od Lorcana cd. Anchora

- Jak masz coś dobrego do grania i picia, jasne. - Wszedłem do mieszkania Anniego. - Bez dziewczyn! I z Crowem.
Po chwili wciągnąłem do mieszkania Żniwiarza wózek z synem i wziąłem go na ręce.
- Przywitaj się z wujkiem Annie mały. - Chłopiec tylko wyjął dłoń z buzi i wyciągnął ją w stronę mężczyzny. Ten tylko przewrócił oczami i wytarł ją chusteczką.
- Mniej śliny młody demonie. Albo upadły aniele. Nie wiem, czym jest w większości. - Pozwolił, żeby Crowley ścisnął jego palec. - Niemniej, mniej śliny.
- Narzekasz wujaszku - zaśmiałem się, a syn mi zawtórował. - Widzisz? Przesadzasz!
- Dobra, chodźcie, nie ważne. - Przewrócił oczami. - Gra i soczek. Bo nie będziesz pił przy dziecku!

***

- No już mały, czas na twoją popołudniową drzemkę! - Ułożyłem chłopca w łóżeczku, które przetransportowałem do salonu Żniwiarza. - Nie kręć się, tylko śpij.
Mały jednak tylko zmiażdżył w uścisku misia i zagaworzył wesoło, wcale nie chcąc spać.
- Daj mu spokój, to zaśnie - rzucił Annie. - Jak tak nad nim wisisz, to widzi ojca i chce uwagi.
- Może masz rację? - Odsunąłem się od kołyski. Crow jeszcze chwilę pogaworzył, ale potem ucichł. Kiedy sprawdziłem kolejny raz, już spał. - Przypomnij mi, czy ty i Dorian mieliście dzieci?
- Ja i on akurat nie, ale ja miałem, on miał. - Przewrócił oczami. - Wyobraź sobie, że Bee kiedyś była mała. I nie oszukuj mnie, że to twoje pierwsze dziecko.
- Pierwsze ogólnie nie, ale pierwsze którym się opiekuję, tak. - Potarłem oczy. - Luca też.
- Propos, jak wam leci separacja? - Uniósł brwi.
- Asmodeus proponuje mi powrót do piekła z małym. - Uniosłem lekko kącik ust. - I brakuje mi pewnych konkretnych uniesień.
- Tego ci nie zapewnię. Wszystko ma jakieś granice, kochanie. - Zaśmiał się.
A potem zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? - Popatrzyłem na niego.
- Nie. - Wstał. - Beeeee? To ktoś do was?
- Nieeee! - Odkrzyknęła dziewczynę.
Wzruszył ramionami i poszedł otworzyć. Zawsze mógł zabić wzrokiem intruza. Jednak po chwili wrócił. Z gościem.
- Patroclos. - Zlustrowałem najstarszego Sainta wzrokiem. - Dawno się nie widzieliśmy.
- Cześć Barton. - Usiadł na kanapie. - Będzie ponad sto lat.
- Moment, to wy się znacie? - Annie popatrzył na nas zdziwiony.
- Tak się złożyło. - Wzruszył ramionami.
- Pat! - Bee wbiegła do salonu i rzuciła się na szyję starszemu bratu. - Co tu robisz?

Annie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz