29 marca 2020

Od Renny cd. Beatrix

Jak z zadowoleniem zauważyłam, kolacja przebiegała we względnym spokoju. Całe szczęście Annie, jako ten ułożony i nie pozwalający sobie na kompletnie żaden błąd nawet jednym gestem nie zdradził, że gdy tylko skończy się kolacja znowu przyssie się do Lorcana. Bee wydawała się bardziej rozluźniona niż ostatnimi czasy. Podobało mi się to. Co prawda Pat ciągle zdawał się po prostu egzystować. Nie był przy tym niemiły, czy coś. Nie. Był jak pozostałe rodzeństwo Saint - opanowany, kulturalny i uprzejmy. Przy okazji zerkał na nią co jakiś czas, ale była pewna, że nie chodzi o związek z jego siostrą. Raczej o dziwne uczucie, które towarzyszyło przy interakcji z nią.
- Więc… czym jesteś Ren? - zapytał w pewnym momencie.
- Syreną. - Wgryzłam się w marchewkę do tej pory leżącą spokojnie na moim talerzu.
- Skąd? - Dodał zanim dobrał się do pomidora.
- Szwecja. - Uniosłam lekko kącik ust.
- Zimno. - Oddał uśmiech.
- Nie narzekam. - Wzruszyłam ramionami. - Raczej tutaj jest ciepło.
- To prawda. - Upił łyk wina. - Tu jest zdecydowanie cieplej.
Bee uścisnęła pod stołem moją dłoń. Odwróciłam do niej twarz i posłałam jej pokrzepiający uśmiech. Potem odchrząknęłam lekko.
- Tak właściwie to co u Crowa? Nie tęskni za tatą?
I tak właśnie zaczęłam monolog Lorcana o jego synu. To było w sumie nawet słodkie.
***
- Chyba nie było tak źle. - Owinęłam talię Bee rękami. - Lori i Annie nawet za bardzo się nie obmacywali, a Patroclos tylko troszkę próbował zaimponować demonkowi.
- Jak widać masz na nich dobry wpływ. - Cmoknęła mnie w policzek. - Albo kolacja.
- Nie ważne - westchnęła. - Ważne, że mam na chwilę spokój.
- Nie martw się, Luc na pewno niedługo znajdzie dobre argumenty, żeby Lorcan do niego wrócił - zaśmiałam się. - Jeszcze zmajstrują sobie kolejnego brzdąca, gdy Crow zacznie żądać rodzeństwa.
- Tego już by chyba było za wiele. - Zawtórowała mi. - Dwa diabelsko-upadło-anielskie brzdące? Nie…
- Oj, byłoby ciekawiej. - Szturchnęłam ją w żebra. - Pomyśl sobie: dziewczynka w ciele anioła z diabelskimi zapędami…
- Czy ty nie powinnaś być po tej dobrej stronie? - zaśmiała się.
- Bez zła nie będzie żadnego dobra. - Wzruszyłam ramieniem i odkręciłam ją do siebie. - To co teraz? Spacer? Przytulanie? Film? Coś innego?
- Hmmm… proponuję pójść na miasto na lody, a potem tu wrócić. - Splotła nasze palce. - Po lodach przyda się trochę przytulania, żeby się ogrzać.
- No dobrze. - Wyprostowałam się. - Prowadź do swojej ulubionej lodziarni. Ja stawiam.

Bee?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz