5 stycznia 2020

Od Beatrix cd. Renny

- Zdążyłyśmy się już spotkać. - Ren posłała mi szeroki uśmiech. - Ale teraz muszę wreszcie wrócić do domu. 
- Do zobaczenia wieczorem? - Spytałam, chcąc upewnić się, że nasze plany się nie zmieniły.
- Tak jak się umówiłyśmy. - Potwierdziła. - Więc do potem. Annie, ogarnij tą czarownicę. - Zmrużyła oczy, spoglądając przez ramię na mojego brata, po czym wyszła.
An rozprostował karteczkę przyniesioną przez Rennę i przeczytał jej zawartość, po czym westchnął.
- A nie mogę jej po prostu zabić? - Spytał po chwili z rezygnacją w głosie.
- Taylor nie jest aż taka zła - odezwałam się, a Annie posłał mi spojrzenie sugerujące, że zastanawia się, czy aby na pewno mówimy o tej samej osobie. - Może gdybyś na starcie nie zakładał, że cię denerwuje nie byłoby aż tak źle? - Zasugerowałam, ale na samą myśl się roześmiałam. Nie umiałam wyobrazić sobie tej dwójki nie próbującej dogryźć sobie w chyba każdy możliwy sposób i przy każdej okazji.
- Może gdyby nie była taka irytująca i zaczęła od czasu do czasu używać mózgu, dałoby się z nią wytrzymać. Ale prędzej piekło zamarznie, a kiedy ostatnio tam byłem piekielny ogień grzał całkiem mocno. - Uniósł kącik ust.
- Okej, czasem miewa trudniejsze dni. - Przyznałam. - Ale to nic niemożliwego do wytrzymania. - Dodałam natychmiast i podążyłam za bratem do kuchni, by pomóc mu ogarnąć obiad.
***
Od mniej więcej pół godziny stałam przed otwartą szafą, powoli zaczynając się denerwować, bo nie potrafiłam zdecydować, co powinnam założyć. Nerwowo zerknęłam na zegarek, upewniając się tylko w tym, jak bardzo powinnam się spieszyć. Co prawda Annie zgodził się mnie podrzucić, ale tak czy inaczej trzeba będzie odstać swoje w korku.
Czas wciąż uciekał. Myśl, Beatrix, myśl.
Przyjrzałam się granatowej koszuli, zastanawiając się z czym mogłabym ją połączyć, ale w mojej głowie była kompletna pustka. Myśl! Odwiesiłam koszulę na miejsce. Czego nie da się schrzanić? Przesuwałam kolejne wieszaki, dopóki w moje ręce nie trafiła prosta, czarna sukienka. Tego właśnie było mi trzeba. Dość szybko odnalazłam w jednym z kartonów czerwone szpilki (podpisywanie tych pudeł jednak się na coś przydało), a z kolejnego czarną kopertówkę. Okej, strój mam z głowy. Teraz tylko przydałoby się zrobić coś z włosami. Gdyby tylko nie postanowiły stopniowo zmieniać koloru i stopnia pofalowania. Na szczęście w tą bezpieczniejszą stronę, więc nie stanowiło to większego problemu.
***
Miejsce wybrane przez Rennę było urocze. Oddalona nieco od centrum miasta kawiarnia mieściła się przy jednej z mniejszych uliczek, przez co zapewne przyciągała mniej przypadkowych klientów, ale za to zachowywała swój niepowtarzalny klimat, a w powietrzu unosił się zapach świeżo zmielonej kawy. Rozejrzałam się uważniej po wnętrzu, ale nie zauważyłam nigdzie pięknej ratowniczki, więc jedynie usiadłam przy jednym ze stolików.

Ren? gdzie jesteś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz