5 stycznia 2020

Od Lorcana cd. Verna

- Nie uważasz, że to dziwne, że Ve zaprasza nas na spacer? - Lucy właśnie przeciągał się w swojej bardziej naturalnej wersji.
- On? Nie, Aniołku. - Stanąłem za nim, objąłem go i cmoknąłem w szczękę. - Annie? Tak.
- Skoro tak uważasz. - Westchnął. - Chyba z powrotem muszę się zmienić w kobietę, prawda?
- Nie musisz. - Uśmiechnąłem się lekko. - Ciągle się zastanawiam, dlaczego właściwie jesteś w tej formie. Mógłbyś się zmieniać tylko żeby karmić małego.
- Sugerujesz, że nie podoba ci się moja żeńska wersja? - Uniósł lekko brew.
- Sugeruję, że kocham cię całego, nie ważne jak wyglądasz. - Przesunąłem palcami po jego bokach. - Ale skoro narzekasz na tamtą formę…
- Nie jestem przyzwyczajony, to tyle. - Westchnął, a potem znowu zmienił ciało. - Dam radę Groszku.
Odwróciłem go do siebie (to jednak był TEN Luc, a nie TA Lucy) i pocałowałem. Oddał pocałunek z pomrukiem zadowolenia i odsunął się po chwili.
- Ubierz małego i nałóż czar iluzji, nie chcemy, żeby ktoś przestraszył się skrzydełek.
Pokiwałem głową i ruszyłem do sypialni, gdzie obecnie stało łóżeczko Crowa. Sam zainteresowany z ciekawością wpakował sobie czubek skrzydła do ust i je ślinił. Uniosłem lekko kącik ust i wziąłem syna na ręce. Przez co zaczął ślinić moją koszulę. Pocałowałem go w czubek głowy i jednym pstryknięciem przygotowałem do spaceru. Po co mam się męczyć?
***
- Żadna kobieta nie jest normalna, jeśli chodzi o dziecko. - Rzuciłem półgębkiem do Ve, kiedy jego siostra bawiła Crowleya. - Z tego co widzę.
- Ja z kolei jestem zaskoczony, że Lucifer tyle wie o byciu kobietą… - Zamyślił się wampir.
- Ve, ja wiem, że to trudne do ogarnięcia, ale my serio nie mamy jako takiej płci. - Przewróciłem oczami z rozbawieniem. - Wybraliśmy sobie męską, ale może nam się to zmienić. Albo możemy zrobić taką sztuczkę, jak ja i Lucy teraz.
- Chciałbym zobaczyć ciebie w żeńskiej wersji. - Parsknął śmiechem wampirek.
- Uważaj o co prosisz, mój drogi nadnaturalny. - Zaśmiałem się. - To, że Lucy trzyma na rękach Crowa, nie przeszkodzi mu cię zabić, albo uszkodzić.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - Uniósł kącik ust. - Tak właściwie… jak sobie radzicie?
- Dobrze. - Przeciągnąłem się lekko. - Co prawda ojciec twierdzi, że zabawa się zacznie, kiedy mały dostanie ogon, ale to jeszcze parę tygodni.
- Veeeee, jesteś pewien, że nie mogę mieć swojego bobaska? - Naszą rozmowę przerwała siostra wyżej wspomnianego i Lucy, który przekazał mi Crowa.
Od razu wziąłem syna na ręce i poprawiłem czerwony kocyk.
- Zgódź się Ve. - Luc diabolicznie się uśmiechnął. - Co ci szkodzi?

Ve? Co ci szkodzi? xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz