19 stycznia 2020

Od Beatrix cd. Verna

Zmarszczyłam brwi, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi wampirowi. Ze wzroku Annie wyczytałam, że on też niespecjalnie nadąża za tokiem rozumowania Verna. Czy wampir zawsze był taki dziwny? Mogłabym przysiąc, że jest z nim gorzej, ale to mógł być efekt dawnego crusha i hormonów, sprawiających, że wydawał się fajniejszy.
- Tak, tak. - Annie ścisnął nasadę nosa, przymykając oczy. 
- To możemy pójść? - Posłałam bratu szeroki uśmiech, mrugając przy tym kilka razy rzęsami jak idiotka.
Annie uniósł kącik ust, a ja już wiedziałam, że się zgodzi. Ta taktyka rzadko kiedy się nie sprawdzała. Przynajmniej jeśli chodziło o drobiazgi jak wyjście do kina albo podrzucenie mnie gdzieś.
- Możemy pójść - stwierdził. - Ale nie dziś, okej? Jestem zmęczony. 
- Jak możesz odmawiać Beci? - Verno posłał mu oburzone spojrzenie, które Annie najzwyczajniej w świecie zignorował, zajmując się jedzeniem. 
- Dzięki! - Rzuciłam się bratu na szyję. - Jesteś najlepszy! 
***
Bajka faktycznie nie była najlepsza. Ale nie o to przecież chodziło, prawda? Najważniejsze, że mogłam spędzić te dwie godziny z Annie. Zwłaszcza, że nie widzieliśmy się chyba wieczność i teraz, kiedy przyjechałam w końcu do Miasta Aniołów, mogliśmy to nadrobić.  
- Było super! - Przytuliłam się do ramienia brata, kiedy wychodziliśmy z sali. - Musimy wychodzić częściej!
Annie uśmiechnął się nieznacznie, spojrzał na mnie i odgarnął mi z czoła kosmyk (obecnie blond) włosów. 
- Powinnaś nad sobą bardziej panować - upomniał mnie. 
- Ale ja tylko się cieszę! To przecież nic złego.
- To prawda, ale nie powinnaś tego okazywać - przerwał, gdy przepuszczaliśmy w drzwiach rodzinę z dwójką dzieci. - Komuś mogłoby się coś stać. Chociażby przypadkiem. 
- Mówisz jak tata. - Westchnęłam.
- Bo ma rację. - Annie posłał mi przepraszający uśmiech. Wiedział, że nie podobała mi się wizja pilnowania się całe życie tak samo dobrze, jak ja wiedziałam, że nie mam wyjścia. 
***
Nie ma to jak zgubić pendrive’a. Oczywiście takiego z bardzo, ale to bardzo istotną zawartością. Na dodatek jak na złość usunęłam zapasową wersję z komputera. A czasu na zrobienie projektu od początku - nawet jeśli miało to być tylko jak najdokładniejsze odtworzenie z pamięci tego już istniejącego - nie miałam. Dlatego wczoraj wieczorem przewróciłam do góry nogami cały swój pokój i pół salonu, zanim Annie wrócił do domu i przypomniał mi, że pozwoliłam mu pożyczyć pamięć. Tyle, że zostawił ją w pracy. Dlatego właśnie przyjechałam dziś z nim na uniwersytet.
- To Verno? - Uważniej przyjrzałam się dość znajomej sylwetce opartej o ścianę korytarza naprzeciwko drzwi, za którymi pracował Annie.
- Chyba tak. - Podążył za moim wzrokiem.
- Czemu był ostatnio taki… dziwny? - Zastanowiłam się chwilę przed zadaniem tego pytania.
An wzruszył ramieniem.
- To Ve. Czasem rozumiem go jeszcze mniej niż Taylor. - Wyminął kolejną grupkę studentów. - O której dziś kończysz?
- O szesnastej - odpowiedziałam. - Ale potem jadę prosto do Luca.
- Wreszcie jesteś. - Ve odepchnął się od ściany, gdy podeszliśmy dość blisko, by usłyszeć go wśród rozmów. - Ile można czekać?
- Nie mówiłeś, że coś ode mnie chcesz. - An wyjął z kieszeni klucz, którym otworzył drzwi.
Całą trójką weszliśmy do pomieszczenia, a Annie podszedł do biurka i wysunął jedną z szuflad. Wyjął z niej błękitnego pendrive’a.
- Jest. - Podał mi urządzenie, po czym spojrzał na zegarek. - Ale chyba nie zdążę cię już odwieźć. Zaraz zaczynam zajęcia...
- To nic, mam wystarczająco dużo czasu, żeby się przejść albo podjechać autobusem. - Uśmiechnęłam się, ściskając w dłoni pamięć USB. - Do wieczora!  Cześć, Ve! - Wyszłam na korytarz. 

Ve? co chciałeś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz