19 stycznia 2020

Od Lorcana cd. Taylor

- Jesteś pewien, że to bezpieczne? - Annie ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się czarownicy miotającej się w zamkniętej bańce, która wyznaczała obszar iluzji. - Nie lepiej byłoby ją zabić, czy coś?
- Byłoby mniej zabawnie. - Wzruszyłem beztrosko ramieniem. - Ludzie zamknięci w iluzji są pocieszni. - Przyjrzałem się swoim paznokciom. - No nie mów, że to nie urocze.
Wydawało mi się, że Tay kogoś spotkała. Byłem z siebie dumny. Z reguły to Luc radził sobie lepiej z iluzją, ale nie było go.
- Jak zabierzemy Vesa? - Uniósł brwi Annie.
- Kiedy zmęczy się wystarczająco mocno, powoli usunę iluzję, a ty ją zemdlejesz. - Uśmiechnąłem się diabolicznie.
- Tylko zemdleć? - Przewrócił oczami. - Zabierasz całą zabawę.
- Wybacz, że nie potrzebuję trupa na swoim koncie. - Westchnąłem. - Tatuś wymaga innych ofiar. Inaczej złożyłbym ją w ofierze przy pierwszej okazji.
- Ty, albo Luc. - Uśmiechnął się Żniwiarz. - Prawda?
- Tak. - Przyjrzałem się dziewczynie i nieco podkręciłem akcję. Musiała być padnięta. - Ma na to ochotę od dawna… mam nadzieję, że w piekle nieco się uspokoi.
- Po co? - Zaśmiał się pusto An. - Jesteście impulsywni, prawda?
- Powiedzmy, że wpływa to na te strefy naszego życia, które nie powinno. - Skrzywiłem się.
- Życia, czy pożycia? - Parsknął śmiechem szatyn.
- Nieistotne. - Zaśmiałem się i popatrzyłem na niego. - Powoli zdejmuję barierę.
- Okej. - Strzelił palcami. - Jedna nieprzytomna czarownica raz.
Na Annie zawsze można było liczyć. Ledwo co iluzja zniknęła, dziewczyna leżała zemdlona na ziemi. Ves leżał grzecznie obok, a ja - otulając swoją rękę piekielnym ogniem - wziąłem go ostrożnie i pogładziłem okładkę. Księga zawibrowała, tak jak kiedyś mój egzemplarz. To były piękne czasy…
- Jesteś pewien, że musimy jej to oddać? - Annie podniósł bezwładne ciało i położył je na kanapie.
- Obawiam się, że tak. - Uniosłem lekko kącik ust. - Spokojnie. Połączę zaklęcia, których może używać Taylor z jej umiejętnościami i odpowiedzialnością.
- Czyli to, że Ves wybiera czarownice to bzdura? - Przymknął oczy.
- Tak jakby? - Przetransportowałem go do walizki. - Księga ci służy, jeśli umiesz jej używać. Sądzę, że próby zapisania tam przepisów są skrajną głupotą. - Skrzywiłem się. - W jednym ma rację. To nie jest normalna książka. Trzeba umieć się z nią obchodzić.
- To dlatego twój Ves z reguły leży na pulpicie w pracowni? Z Lucy na grzbiecie? - Żniwiarz znów się uśmiechnął.
- Tak. Ale założę się, że Ves i Lucy mają romans. - Pokręciłem głową. - Ogarnę go w piekle. A teraz spadam. - I pstryknąłem palcami, by przenieść się do swojego mieszkania.
***
Wizyta w piekle była… odświeżająca. Nie licząc tego, że spędziliśmy tam coś koło roku, chociaż na ziemi minął tydzień. No i mieliśmy Crowleya. Planowaliśmy to z Luciferem od ślubu. Jednak dopiero teraz pojawiła się dogodna okazja. Teraz właśnie siedziałem w łazience i wycierałem małego po kąpieli, a Luc sprawdzał, kto się dobijał do drzwi.
- Ktoś do ciebie. - Przejął suchego i ubranego Crowa, cmokając go w główkę. - Chodź tu mój śliczny.
Wytarłem ręce i zobaczyłem w drzwiach czarownicę. Oparłem się o framugę drzwi.
- Przyszłaś po księgę, prawda? - Uniosłem brwi.
- Tak. - Pokiwała głową.
Zmaterialiozwałem sobie jej egzemplarz w dłoniach. Przyjemnie się nagrzał, ale nie na tyle, by mnie oparzyć. Demoniczne ręce. Już chciała po niego sięgnąć, ale uniosłem rękę do góry.
- Czy Annie łaskawie wyjaśnił ci, dlaczego Ves się ciebie nie słucha? Chociaż nie. Annie nie jest tak miły. Czy wiesz, dlaczego Ves się ciebie nie słucha? - Uniosłem brwi.
- Nie. - Odpowiedź padła po dłuższej chwili milczenia.
- Tak myślałem. - Podałem jej książkę, ale niemal natychmiast ją upuściła. - Uważaj, jest gorący. - Podałem jej namoczony ręcznik. - Musisz traktować go tak, jak traktuje się księgi magiczne.
- Czyli jak? - Westchnęła cicho i podniosła go. Widocznie ostygł.
- Nie jak notatniki kuchenne. - Uniosłem brwi. - Niech Bee ci wyjaśni. Jeśli zechce. Albo ja. Ale później. Teraz mam małe urwanie głowy. - Popatrzyłem w stronę pokoju Crowa. - W każdym razie, jeśli jeszcze raz użyjesz go niezgodnie z zastosowaniem przeniesie się do piekła. Żeby go stamtąd odzyskać, będziesz musiała sama tam zejść, rozumiemy się?
- Tak. - Westchnęła cierpiętniczo. - Czyli zero notatek?
- Kup sobie na nie oddzielny zeszyt. - Odprowadziłem ją do drzwi. - Wybacz, że cię nie zapraszam, ale czas na popołudniową drzemkę Crowleya. Daj znać jak coś. - Byłem z siebie dumny. Zamknąłem drzwi, dopiero gdy Tay weszła na schody.
Czas uśpić syna.

Tay? Masz Vesa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz