5 stycznia 2020

Od Verna cd. Lorcana

- Nie w tym stuleciu. - Przewróciłem oczami. - Mam dosyć niańczenia twoich szczeniaków. 
- Ale to lubiłeś. - Zauważyła pokazując białe zęby. - No zgóóóódź sięęęę. - Nalegała dalej.
- Nie. - Pstryknąłem ją w nos. - Jak chcesz, możesz zajść w ciążę spożywczą. Z tym jest mniej problemów. - Kobieta spojrzała na mnie z ukosa. 
- Dureń. - Oberwałem w tył głowy. - Finn chyba też nie jest dobrym materiałem na męża. - Parsknęła śmiechem.
- Jest lepszy od Zacka. - Wzruszyłem ramionami. - Zresztą, ja ci do łóżka nie zaglądam, więc ty też tego nie rób. - Dodałem, zachowując obojętny wyraz twarzy. 
- Już się tak nie denerwuj. - Pacnęła mnie w ramię. - Może pójdziemy coś zjeść? Zbliża się obiad, a Ve mnie głodzi! 
- Chciałabyś. - Wyczułem niewinne i dobrze ukryte kłamstwo. - Moja lodówka przez ciebie cierpi! Uwierz, że nie tylko ty lubisz współczesne jedzenie. - Chociaż Crow pewnie nie zrozumiał naszej sprzeczki, zaczął się z niej głośno śmiać. Właśnie to spowodowało, że automatycznie się zamknęliśmy. Spokojnie, spokojnie… - zacząłem się wyciszać. 
- Jak stare małżeństwo. - Lori uniósł kącik ust. - A co do obiadu… Czemu nie? - Przystał na propozycję Fi. - Ale wy stawiacie. 
- Freya stawia! - Dźgnąłem kobietę w nerki.
- Ale ja nie znam miasta! - Zmarszczyła brwi. - To ty tu rządzisz.
- Spokojnie, zaprowadzę cię. - Pchnąłem czarodziejkę w stronę wyjścia z parku. - Redbird w tę stronę. - Ruchem głowy wskazałem zachód. 
****
Cielęcina, królik, sum…  - przeglądałem menu, zapisane w kilku znanych mi językach. Mimo ogromnego wyboru, nie wiedziałem na co mam się zdecydować. Teoretycznie wystarczyłaby mi sama krew, ale od czasu do czasu wypadało zjeść coś “normalnego”. Wracając wzrokiem do dań głównych postanowiłem, że moją ofiarą zostanie kawałek kaczki podanej z pieczonymi warzywami.
- Pójdę do łazienki. - Blondynka potrząsnęła brokatowym telefonem. - Za chwilę wrócę. - Zaczęła znikać w tłumie czerwonych krzeseł. Nie chcąc zaliczyć wtopy, odczekałem przysłowiowe pięć minut, które były niezbędnym zabezpieczeniem przed tą małą jedzą.
- Loriiii? - Oparłem brodę na lewej dłoni.
- Yup? - Nie przestawał obejmować swojego partnera.
- Kiedy będziesz mógł zabrać mnie do nieba?

Lori? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz