4 listopada 2019

Od Anchora cd. Verna

Nudy, nudy i mnóstwo ludzkiej głupoty. A jakby perspektywa niezbyt porywającego popołudnia spędzonego w domu nie była wystarczająca, to dzieliło mnie od niej jeszcze stado ludzi i sterta równie (jeśli nie bardziej) irytującego papieru - kolokwia do sprawdzenia. Najlepiej na przedwczoraj, żeby szybciej zrobić drugi termin i mieć to z głowy. Pod tym jednym względem wszyscy byli zgodni. Zaliczenia są chujowe. A każda kolejna poprawa jest gorsza niż poprzedni termin. Wcisnąłem kartki do torby z nadzieją, że uda mi się sprawdzić chociaż ich część w przerwie pomiędzy zajęciami i ruszyłem w stronę sali numer 27, w której miałem spędzić kilka najbliższych godzin.
Dwa wykłady minęły zaskakująco znośnie. Nawet faktycznie udało mi się w międzyczasie zabrać za te nieszczęsne kolokwia. To samo zresztą miałem zamiar robić teraz. Wyjąłem kilkanaście kartek i zacząłem przeglądać ich treść.
- Wykład się skończył, tak jak czas na pytania. - Odezwałem się, zauważając kątem oka ruch przy biurku. 
- Wiem, ludzie śmierdzą. Musisz pracować akurat na uniwersytecie? Użeranie się z żywymi jest męczące. - Podniosłem wzrok, słysząc znajomy głos. - Dawno się nie widzieliśmy, An.
Verno Salvatore. We własnej osobie. Nie bardziej martwy, niż gdy widziałem go ostatnio. Cóż, był chyba ostatnią osobą, którą spodziewałem się zobaczyć.
- Co tu robisz? - Spytałem chłodno, odkładając długopis na kartkę.
- Wpadłem przywitać się ze starym przyjacielem. - Verno chyba liczył na cieplejsze powitanie.
Cóż, mógł nie znikać na jebane piętnaście lat. Albo przynajmniej się odezwać. Jeden pieprzony SMS na jakiś czas to chyba mniejszy wysiłek niż znalezienie kogoś i przyjście na uczelnię… Chociaż co ja tam wiem.
- Masz zamiar mi chociaż powiedzieć gdzie byłeś?
- U ojca - westchnął. - Wbrew pozorom sporo się zmieniło odkąd byłem w Norwegii poprzednio.
- Cholerna pijawka - mruknąłem pod nosem.
- Też go nie lubiłem. - Ve roześmiał się, zaglądając mi przez ramię. - Co tam masz?
- Kolokwia, kolokwia, kolokwia. - Spojrzałem na stertę kserówek. - Chcesz trochę?
Wampir wziął do ręki pierwszą z brzegu kartkę, wczytując się nieco dokładniej w jej treść.
- Nie mam pojęcia skąd wytrzasnąłeś tak genialnych ludzi. - Skomentował, odkładając kolokwium. - Odkrycie Ameryki w 1638?
- Zdarzają się ciekawe informacje - przyznałem, obserwując jak sala powoli zapełnia się kolejną grupą studentów. - Chcesz zostać? Może ci się spodobać. - Zaproponowałem. - Poza tym, to moje ostatnie zajęcia dzisiaj.
- Okej. - Zgodził się. - Ale potem gdzieś idziemy. - Odszedł, by usiąść na jednym z krzeseł w pierwszym rzędzie. 
Odczekałem jeszcze chwilę, aż sala się nieco uspokoiła.
- Dzień dobry - odezwałem się wreszcie. - Dziś mamy małą zmianę planu, wrócimy do wikingów. Profesor Salvatore zgodził się poprowadzić wykład.
Ve posłał mi wściekłe spojrzenie, ale nie mając zbyt dużego wyboru wstał i po raz kolejny podszedł do biurka.
- Masz półtorej godziny. - Rzuciłem, mijając się z nim. - Bądź miły. - Dodałem jeszcze, gdy na salę weszło trzech nieco spóźnionych studentów.

Pijawko? Bądź xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz