25 listopada 2019

Od Taylor cd. Lorcana

Dzięki Lori - pomyślałam lądując na miękkiej kanapie, która była miejscem odpoczynku zmęczonego życiem Siri. Nie zwracając na niego większej uwagi, ruszyłam w stronę kuchni. Początkowo sama nie wiedziałam na co mam ochotę, ale po kilku minutach wybór padł na jajecznicę. 
- Tylko się nie opryskaj. - Rozbiłam pierwsze jajko. - Teraz pójdzie już lepiej. - Zaczęłam rozbijać kolejne skorupki, aby następnie zamieszać ich zawartość na gorącej patelni. Muszę przyznać, że bez pomocy Vesturiona szło mi znacznie lepiej. Co prawda potrafiłam świetnie gotować, lecz to latające zdzierstwo, uwielbiało mi w tym przeszkadzać. Może to z powodu zapisanych w nim przepisów? Pf. Też mi coś. Powinien być zadowolony z dodatkowej roboty! Na co komu księga, która może mieć tylko magiczne zaklęcia? 
Pogrążona w swoich rozmyślaniach, zaczęłam zastanawiać się nad różnymi sprawami. Zaczęło się całkiem niewinnie, ponieważ pierwszą rzeczą było oszacowanie dnia prania, natomiast ostatnią, wyobrażanie sobie durnego Xaviera. Dlaczego jesteś taki upierdliwy? - Kasowałam niezbyt miłe SMS-y licząc na to, że już nigdy do mnie nie napisze. Kończąc coraz zimniejszy posiłek, nagle przypomniałam sobie o nadchodzącym koncercie demonka. Klnąc na niemiłosierny upływ czasu, wrzuciłam talerz do zmywarki, co było pierwszym krokiem do przeszukania zagraconej szafy.
- Będę wyglądać świetnie.

***

Siadając z Lucem przy wypolerowanym stoliku, poczułam znajomy zapach perfum. Nie potrafiąc sobie przypomnieć do kogo należą postanowiłam skupić się na przygotowaniach Bartona. 
- Jest taki uroczy. - Wymamrotałam, podpierając głowę na otwartych dłoniach.
- Mówiłaś coś? - Upadły zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem.
- Do siebie. Nie musisz się tym przejmować. - Zrobiłam miejsce dla szczerzącego się Annie. - Kolejny dzban. - Poprawiłam czerwoną sukienkę, która zamiast szczęścia, przyniosła mi prawdziwego pecha. 
- A tobie co? - Przekrzywił głowę. - Wszyscy w klubie dali ci kosza?
- Może. - Zacisnęłam zęby. - Zamknijcie się już. Lori zaczyna występ. - Do moich uszu dotarły pierwsze emocjonujące dźwięki. Odcinając się od otaczającego mnie świata, zaczęłam stukać palcami w rytm muzyki. Tak, tego właśnie potrzebowałam. 

***

Zanim się obejrzałam, było już po północy. Koncert Demonka zakończył się jakieś pięć minut temu, a usatysfakcjonowany tłum ludzi, wolnym tempem opuszczał rozjaśniony klub. Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić, zaczęłam kręcić kieliszkiem z przejrzałą oliwką. Może powinnam wypić jeszcze jednego? - Próbowałam się podnieść, ale w tym samym momencie czyjeś ręce przycisnęły mnie do krzesła.
- A ty gdzie? - Radosny głos Xaviera dotarł do moich uszu. - W końcu możemy porozmawiać.
- Odejdź. - Warknęłam wyrywając się z jego objęć. - Zostaw mnie! Czego jeszcze do tej pory nie zrozumiałeś? Z nami koniec. Nie rób już sobie nadziei. 
- To jeszcze nie koniec - mruknął z lekkim poirytowaniem. - Pojedziemy teraz do domu i obgadamy nasz ślub. - Wskazał na złotą obrączkę umiejscowioną na serdecznym palcu lewej dłoni.
- Nigdzie z tobą nie jadę! A ślubu nie było i nie będzie dzbanie!

Lori? HAAAALP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz