4 listopada 2019

Od Taylor cd. Anchora

- Daj! - Zajrzałam do trzymanej przez niego reklamówki. - Mmmm, żelki. - Wyjęłam opakowanie kolorowych Haribo, ignorując przy tym leżącą na spodzie siatki zapiekankę. 
- Najpierw powinnaś zjeść coś odżywczego. - Odebrał mi torebkę słodkości. - Nie mam zamiaru słuchać twoich jęków, które pojawią się wskutek obżarstwa.
- To tylko żelki An! - Mruknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Małe, bezbronne miśki, którym poodgryzam głowy. - Rzekłam dumnie, co w dalszym ciągu nie przekonywało gburowatego żniwiarza. 
- Najpierw zapiekanka. - Uparł się, wyjmując z opakowania mrożoną bagietkę. - Gdzie masz piekarnik? - Wyrzucił do kosza plastikowe opakowanie, w którym znajdowało się zamrożone na kamień danie. 
- Każesz mi jeść mrożony fast food? - Skrzywiłam się. - Co ja student jestem? Stać nas chyba na coś lepszego. - Marudziłam, odczuwając na nowo silne bóle brzucha.
- Jesz to, co ci daję, albo nic. - Odnalazł biały piekarnik. - Idź się położyć. Twoje jęki są naprawdę irytujące. - Skupił wzrok na podgrzewanym pseudo posiłku. Nie mając sił na zbędne kłótnie, wróciłam do miękkiego łóżka, gdzie mogłam liczyć na zrozumienie puchatej kołdry. Nie potrafiąc znaleźć odpowiedniej pozycji, odchyliłam niebezpiecznie głowę, co (o losie) pomogło mi zobaczyć leżącego na stole Vesturiona. 
- Ves, chodź tu. - Poklepałam sprężysty materac. - Potrzebuję twojej pomocy. - Nastrój księgi nie był raczej dopasowany do rozsiewania pozytywnej energii. Okładka mrocznego “maleństwa” co rusz przybierała nowsze odcienie czerwieni, które wskazywały na to, że lepiej go dzisiaj nie ruszać. Turion nooo - pomyślałam, powtarzając błagalnie swój ruch. Kiedy miałam się już poddać, magiczna popierdółka zdecydowała się zająć wyznaczone przeze mnie miejsce. - Potrzebuję przeciwbólowych. - Złapałam go za grzbiet, by zacząć się wertowaniem jego kartek. - Dlaczego nic tu nie ma? 
- Tay! Zapiekanka! - Głos An odbił się echem pośród plątaniny pokoi.
- Nie! - Wrzasnęłam zakrywając się po uszy kołdrą. - Nigdzie się stąd nie ruszam. - Zwinęłam się w kłębek.
- Nie rób scen. To tylko okres. - Zaczął kierować się w stronę mojego azylu. 
- To aż okres! - Wyjrzałam spod okrycia, aby ocenić otaczający mnie bajzel. - Nie wchodź tutaj! - Próbowałam się podnieść i ogarnąć, chociaż w małym stopniu, otaczający mnie syf. Nie powinien tego widzieć. Nie, on nie może tego widzieć! Skąd ja mam tutaj bluzkę Mad? - pomyślałam, wrzucając ją do otwartej w kącie szafy. 
- Bo? - Cień mężczyzny pojawił się za mleczną szybą drzwi. Chyba nie muszę mówić, że doprowadziło mnie to na skraj załamania nerwowego. Miałam już zacząć walić głową w mur, gdy nagle stało się coś niesamowitego. Vesturion wzniósł się w powietrze i za pomocą prostego zaklęcia doprowadził pomieszczenie do względnego ładu. - Miałaś chyba leżeć w łóżku, a nie ryczeć na ziemi? - An uniósł brew, nie wiedząc o co znowu może mi chodzić.
- Nie ważne… Gdzie masz to żarcie?

An? Dawaj żarcie xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz