6 października 2019

Od Anchora do Taylor

W księgarni zawsze było coś do roboty. Zwłaszcza w dni takie jak dzisiejszy, kiedy dostawa nowości przyjeżdżała w dniu premiery i trzeba było wszystko to rozpakować, wyłożyć, wpisać do systemu… Generalnie robił się bałagan. Do tego co chwilę znów wysiadały terminale. Cudownie. A wciąż nie było nawet południa.
- Annie? Jesteś tu? - Wyjrzałem zza sterty wypchanych książkami pudeł, które obecnie walały się po całym zapleczu i zobaczyłem stojące przy drzwiach Taylor i jej kumpelę. Kto je tu w ogóle wpuścił? - Hej! Robisz coś?
Kiwnąłem tylko głową, znikając ponownie za kartonami, wracając do telefonicznej rozmowy z przedstawicielem banku. Niedługo później usłyszałem, że "trzeba czekać". Coraz lepiej. Rozłączyłem się w momencie, gdy drzwi zaplecza otworzyły się z impetem, uderzając w stojący obok wejścia regał.
- Możesz wyjść na sklep? - Czarnoskóra dwudziestoczterolatka, River, bezbłędnie namierzyła mnie w całym tym bałaganie.
- Jasne, za moment przyjdę - zapewniłem.
- Dzięki. - Drzwi z powrotem się zamknęły.
Wyłączyłem stojący na biurku laptop i przeniosłem wzrok na Taylor.
- Sprowadza was tu coś konkretnego?
- Chciałyśmy nagrać film i przydałaby się nam pomoc - wyjaśniła Tay.
- Nie mam czasu. - Wyminąłem je w drodze do głównego pomieszczenia lokalu. - Idźcie zamiast tego na zakupy czy gdzieś.
- Wrócimy po ciebie za dwie godziny - zagroziła i obie wyszły.
Dotrzymały słowa. Normalnie by mi to aż tak bardzo nie przeszkadzało. W księgarni zapanował wreszcie względny spokój. Pozostało ogarnąć się z zamówieniami, ale River obiecała, że się tym zajmie. Innymi słowy, nie miałem wymówki, by nie iść z Tay i Maddie. Taylor oznajmiła, że idziemy szukać uroczych dekoracji, bo przecież zbliża się Halloween. Naprawdę nie rozumiałem, dlaczego nie mogły tego zrobić same.
***
Sklepy w stylu pierdoły z Chin były interesującymi miejscami. Głównie dlatego, że można było w nich znaleźć dosłownie wszystko i jeszcze kilka dziwnych gadżetów. Według Tay, cała frajda polegała na przejściu każdej alejki oraz zapełnieniu koszyka rzeczami pokroju girlandy z lampek w kształcie szkieletów.
- Tablica Ouija? - Uniosłem brew, patrząc jak Tay wkłada kartonowe pudło do koszyka. - I świece?
- Idziemy wywoływać duchy. - Taylor w końcu postanowiła mnie wtajemniczyć w swój plan.
- Popierdoliło cię. - Było to bardziej stwierdzenie, niż pytanie. Bo w końcu tego właśnie brakowało mi dziś do pełni szczęścia, prawda? Użerania się z duchem, który nie będzie chciał odejść.
Tay nie przejęła się tym zbytnio, wracając do gadania do kamery, którą trzymała w dłoni i kierując się w stronę linii kas. Chyba w końcu uda jej się to wszystko kupić, bo z dwóch poprzednich wylecieliśmy za nagrywanie. Trochę to dziwne, że w dzisiejszych czasach ludzi wciąż to bulwersuje.
***
Obserwowałem z boku jak Madeleine ustawia kamery, a Tay zapala kilka podgrzewaczy o zapachu lasu i dużą świecę pachnącą z kolei jabłkiem. W sklepie spędziły jakieś dwadzieścia minut dyskutując o tym, czy świeca o zapachu trawy cytrynowej jest wystarczająco zielona. Taylor wyczytała gdzieś ponoć, że zielone świece chronią przed niechcianymi gośćmi z zaświatów. Niech i tak będzie. Choć tej zapuszczonej budowli, będącej jakąś kiepską meliną (nie pamiętam, bym kiedykolwiek był tu z Lorim, więc nie mogła być ciekawa) nic już raczej nie zaszkodzi. Niedługo potem do świeczek dołączyła różowa tablica zapełniona cyframi, literami i losowymi magicznymi symbolami (w nieco innym odcieniu różu), która prawdopodobnie i tak okaże się niepotrzebna. W końcu komu chciałoby się przesuwać równie różowy wskaźnik, gdy można normalnie rozmawiać? Osobiście nie spotkałem jeszcze takiego ducha.
- Kamery gotowe. - Madeleine cofnęła się o krok, ostatni raz sprawdzając kadr, po czym klasnęła przed obiektywem. Podeszła do chwiejącego się stolika, ustawionego teraz na środku ciemnego pomieszczenia i usiadła na równie niestabilnym krześle.
- Tu też powinno być w porządku. - Tay spojrzała w moją stronę, siadając. - Chyba możemy zaczynać.
Bez słowa podszedłem do nich i zająłem ostatnie krzesło. Chwilę później Taylor zaczęła w skrócie opisywać jak powinien przebiegać seans. Nie wiem, czy robiła to bardziej dla przyjaciółki, czy widzów. W sumie nie bardzo mnie to interesowało. Ostatecznie jednak zarządziła, że mamy oprzeć dłonie na wskaźniku i zaczęła recytować jakąś formułkę. A potem kolejną. I jeszcze jedną. Zapewne zdecydowała się wypróbować każdą wersję znalezioną w internecie. Gdy wreszcie skończyły jej się opcje, w pomieszczeniu faktycznie pojawił się duch.
Był blady i niewyraźny. Przynajmniej poza twarzą. Mężczyzna nie miał więcej niż trzydzieści lat i sprawiał wrażenie zdezorientowanego i nieco przestraszonego. Nerwowo rozglądał się dookoła, dopóki nie zrozumiał, że mogę go zobaczyć. Taki urok mojej rasy. Uśmiechnąłem się niemal niezauważalnie, a duch, jakby czując się nieco pewniej, podszedł do stołu.
- Ugh. - Jęknęła Madeleine, przerywając ciszę. - Strasznie tu zimno.
Owszem, w pobliżu duchów z reguły było nieco chłodniej, ale jej problem był związany z tym tylko częściowo.
- To pewnie dlatego, że siedzisz na jednym krześle z duchem - zauważyłem, przez co dziewczyna natychmiast zerwała się na równe nogi, krzycząc coś niezrozumiałego. Niewyraźna postać tylko obejrzała się na nią i wzruszyła ramionami, jednak kumpela Taylor odmówiła powrotu do stolika.
- Daj spokój, Maddie. - Tay próbowała uspokoić przyjaciółkę. - On tylko żartował, prawda?
- Nie - zaprzeczyłem. Na miejscu ducha nie chciałbym dzielić się krzesłem. - Witaj. - Spojrzałem w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu siedziała blondynka. - Jak się nazywasz?

Taylor? Jeden duch dla ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz