6 października 2019

Od Renny do Taylor

Kiedy wszystko, ale to naprawdę wszystko zaczyna cię wkurzać, to znak, że trzeba się napić. Szef, przyjaciele, zwierzak i nachalne wspomnienia, które wracają do ciebie jak cholerny przypływ. Mam dość tego dnia, tygodnia i miesiąca, co z tego, że każda z tych jednostek czasowych nawet dobrze się nie zaczęła. Wyciągnęłam rękę po telefon i niemal automatycznie wystukałam numer.
- Rach, idziemy dziś pić i nie obchodzi mnie, czy masz jakieś zajęcia. - Zmarszczyłam nos.
- Jeśli będzie ten słodki szatyn, to nie mam nic przeciwko. - Zaśmiała się.
- Że niby Anchor? Słodki? - Skrzywiłam się lekko. - Zjebany. Szalony. Rozrywkowy. Ale nie słodki.
- Nie obrazi się, jak dowie, że go tak opisujesz? - Coś po drugiej stronie słuchawki gruchotnęło.
- On to doskonale wie. - Parsknęłam śmiechem. - Mogę go zaprosić. Ale pewnie przyjdzie też Tay, może Lucifer i Lori… jeśli pójdziemy do klubu. Jeśli pijemy u mnie, będzie tylko Annie i Tay.
- Nasze słodkie małżeństwo nie chce się spotykać z innymi? - Po chwili poprosiła o odbiór zamówienia, więc odczekałam kolejne pół minuty.
- Nasze słodkie małżeństwo bardzo często wywiązuje się z jednego, konkretnego obowiązku małżeńskiego. - Pomyślałam o naszej parce. - Nie przeszkadzajmy im.
- Jak chcesz kochana. O kurwa, wycieczka. - Dziewczyna się załamała. - Zadzwonię po pracy, okej?
- Jasne. - I sama zakończyłam połączenie.
W końcu trzeba powiadomić o planach jeszcze Anchora i Taylor.
***
- Dobrze wiesz, że picia nie odmówię. - Annie był bardzo pozytywnie nastawiony do pomysłu nieco kameralnej imprezy u mnie w domu. Nie do końca wiedziałam, czy to dobrze, czy nie.
- Powiedz mi, czemu jest to dla ciebie przyjemne, skoro nie możesz się upić? - Uniosłam brwi.
- Bo lubię whiskey. - Pewnie lekko uniósł ramię, jak to miał w zwyczaju. Mało ekspresyjny, ale dystyngowany. - Kto jeszcze będzie?
- Moja ludzka przyjaciółka i Tay. - Poprawiłam rękaw swojej bluzki. - Czyli zero zabijania.
- Przyczyniasz się do spadku przestępczości w tym mieście, wiesz? - Usłyszałam w jego głosie uśmiech.
- W końcu jestem superbohaterką, nie? - Parsknęłam. - Nie spóźnij się. Żniwiarzowi nie wypada.
***
 - Czy ja nie mówiłam, że zaczynamy o siódmej? - Oparłam się o framugę, kiedy w moich drzwiach stanęła Tay. Trzy godziny przed czasem.
- Nudziło mi się. - Wzruszyła ramieniem. - A u ciebie zawsze jest co robić.
- Nie idę dzisiaj ratować małych dziewczynek. - Wpuściłam ją do środka i obserwowałam jak zdejmuje wierzchnie nakrycie.
- Podoba ci się to co widzisz? - Zaśmiała się.
- A tobie podoba się każdy facet, którego widzisz? - Odparłam z rozbawieniem. - Lesbijki też mają preferencje.
- Sugerujesz, że jestem brzydka? - Ułożyła usta w podkówkę.
- Sugeruję, że nie jesteś w moim typie. - Poszłam do salonu. - Ale powiem to: nie, nie jesteś brzydka, pasuje?
- I to jak! - Klasnęła w dłonie.
Zapowiadał się ciekawy wieczór.

Tay? Gotowa na zabawę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz