2 października 2019

Od Shakäste CD Namkyuna

Azjata momentalnie skupił na swej osobie całą uwagę Samediego. Nie tylko ze względu na jego wygląd, aż wstyd przyznać się było, iż loa widział w życiu ledwie garstkę mieszkańców tamtych regionów, jednak także przez to, że ten zachowywał się odmiennie od reszty osób, zebranych przy zamkniętej trumnie. Stał troszkę dalej, zapewne w zamyśleniu, aby później nagle unieść głowę ku górze. Przecież nie padało. Ba, wyszło nawet słońce. Może coś wpadło mu do oka? Mężczyzna nie zauważył dokładnie, dlaczego nieznajomy, znany dalej jako obiekt obserwacji, zareagował w ten sposób. Od tej chwili jednak ciemnoskóry wbił czujne spojrzenie w uczestnika pogrzebu. w międzyczasie spokojnie wkładając papieros między usta. Przechylił nawet delikatnie głowę na bok, tak nieznacznie, jednak na tyle wyraźnie, aby w chwili, gdy spojrzenia jego i Azjaty się skrzyżowały, ten zrozumiał, że jest obserwowany. Metellus strzepał popiół z końca chwilowo trzymanego papierosa, po czym uśmiechnął się, może nawet nieco zadziornie w naturze, odwracając następnie spojrzenie na trumnę. Pamiętał, jak wybierał ją z najbliższą rodziną ofiary. Kto to był? Ojciec? Matka? Rodzeństwo? Cóż, akurat takimi sprawami głowy sobie nie zawracał. Podobnie jak wieloma innymi. Z tego powodu oparł się łopatkami o szorstką korę drewna, jaką czuł przez cienki materiał ciemnej marynarki. Jeden z żałobników zerknął z ukosa na właściciela zakładu pogrzebowego. Brunet wyczuł w nim mieszaninę irytacji, lecz także dezaprobaty, jak u matki, chcącej ukarać swe nieposłuszne dziecko. W odpowiedzi więc uniósł delikatnie dłoń, znany symbol oznaczający, że weźmie tę niewerbalną sugestię pod uwagę, a następnie zaśmiał się krótko i przepchnął językiem zwiniętą, dopalającą się powoli bibułkę w drugi kącik ust. Chwilę tak jeszcze obserwował trumnę, a dokładniej to, czy jego pracownicy odpowiednio sprawnie i ostrożnie opuszczają ją do dołu, gdy to nagle uwagę loa przykuł błysk. 
Ci, którzy Shakäste znali, wiedzieli, że czasami przejawiał w sobie coś ze sroki. Kiedy tylko dostrzegał coś lśniącego w zasięgu swych oczu, musiał się chociaż na chwilę zbliżyć, a najlepiej zbadać przedmiot. W tym wypadku nie było inaczej. Ujrzał na skraju pola widzenia błysk i już opuścił głowę na skryty w trawie obiekt. Mimo, że trawa w okolicy pnia była całkiem wysoka, dzięki akurat wyglądającemu zza chmur słońcu dostrzegł całkiem niewielkie jak standardy Samediego pudełeczko. Tak jak to robił zawsze, zaczął się już pochylać, aby złapać w długie palce upatrzony przedmiot i obejrzeć go. Wtedy jednak usłyszał szelest ubrań i znieruchomiał, z wyprostowaną dłonią i lekko pochyloną głową. Jasna ręka zgarnęła jego cel wcześniej, sprawniej. Mężczyzna uniósł wzrok na Azjatę, w którego wpatrywał się wcześniej. Gdy ten stanął w pewnej odległości od loa, Baron, pchany typową dla siebie ciekawością, przyjrzał się dokładniej gościowi. Nie ujrzał zbyt wiele. Chociaż kilka rzeczy sprawiło, że aż jego ciemna brew powędrowała nieco ku górze. Głównie to, że młodzieńca otaczała specyficzna aura, a Metellus, wyczulony na takie sprawy, był pewien, iż na pewno nie należy do człowieka. Brakowało w niej tego ludzkiego aspektu. Tego, który sprawiał, że czuł się tak swobodnie w otoczeniu drugiej osoby. W tym wypadku było inaczej. Mimo wszystko, energia podszywająca otoczkę była znana w pewnym stopniu. Wokół jednak było tyle osób, a w dodatku cmentarna ziemia wydzielała słodką woń śmierci, skutecznie dekoncentrującą Shakäste, przez co nie mógł określić dokładnie natury towarzysza.
— Odeszła. Na zawsze.
Loa powstrzymał się przed kolejnym żachnięciem się. Takie sytuacje zawsze go bawiły. Nikt nie odchodzi na zawsze. Jednak śmiertelnicy lubili rzucać takie określenia, jakby miało to jakoś pomóc w danej sytuacji. Zdaniem bruneta, pełniło to funkcję popychania rozmowy dalej, takie nieco bardziej mroczne komentarze o pogodzie.
— Jak to mogło się stać?
— Ludzie mają różne sposoby na zakończenie swego żywota — Samedi westchnął cicho, po czym ugasił papierosa na korze obok siebie. Filtr rzucił gdzieś na bok, korzystając z chwili, iż żałobnicy wsłuchiwali się z uwielbieniem w słowa księdza — Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą, aby się wypowiadać na ten temat. Szykowałem jej ciało do pogrzebu. Nie znałem jej. A ty? — Mężczyzna spojrzał na towarzysza tuż po tym, jak w geście oddania szacunku ściągnął z głowy cylinder. Czy był to akt szczery kwestią było sporną.
— Przyjaciel? Znajomy? Partner? Zdaje się, że wiesz o niej więcej niż ja.

Namkyun?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz