6 października 2019

Od Taylor cd Anchora

- To tylko duch Maddie. - Złapałam roztrzęsioną blondynkę za kościsty nadgarstek. - Nic ci nie zrobi. Jest niematerialny. - Usadziłam ją na zapasowym krześle, oddalonym od stolika o niecałe dwa, może trzy metry. Martwiąc się jej stanem, postanowiłam zakończyć nagrywanie i wyjąć z torby niezadowolonego Vesturiona. - Bądź grzeczny. - Zaczęłam wertować jego strony w poszukiwaniu zaklęcia odsyłającego.
- Też lubię whisky. - Rzekł Annie, wpatrując się w ducha młodego mężczyzny. - To zaskakujące jak szybko ten alkohol zdobył swoją popularność. Wiesz, piją go teraz nawet w Ameryce.
- An! Ty się go lepiej spytaj z jakiej jest epoki. - Burknęłam, odnajdując odpowiednie zaklęcia.
- Ale mi się tak dobrze rozmawia. - Poprawił oklapnięte od wilgoci włosy. - Czy nie chodziło nam o rozmowę z umarłymi? - Przekrzywił lekko głowę, posyłając mi przy tym leniwy uśmiech. Przewracając tylko oczami, ponownie usiadłam na swoim plastikowym krześle. Różowa tablica Ouija błagała mnie o jakikolwiek ruch, ale jak tu działać, skoro otaczają cię Żniwiarze i śmiertelnicy? Ten się cieszy, ta się boi. Normalnie wziąć ich i iść na rodzinną terapię.
- Proszę? - Dodałam po chwili namysłu. - Chyba nie chcesz obrządków ze śmiercią Madeleine? - Spoważniałam i zrobiłam minę naburmuszonej damulki, fochającej się na swojego męża z powodu braku czułości małżeńskiej.
- Byłoby ciekawie. - Stwierdził, zacierając blade dłonie. - Ale skoro nalegasz, spełnię twoją prośbę.
Zaczął na nowo konwersować ze zjawą, która na myśl o powrocie do domu zaczęła cieszyć się niczym małe dziecko. Dowiedziawszy się nieco więcej o jego pochodzeniu, przejechałam palcem wzdłuż kilku sentencji, charakterystycznych dla weneckich stworów, a następnie zaczęłam się ich głośną inkantacją.
- Soma atract spiracta igmac so le andente. Soma atract spiracta igmac so le andente! - Powtórzyłam dwukrotnie, co spowodowało odesłanie naszego przyjaciela do otchłani, zwanej przez wielu zaświatami.
- W końcu nie trzeba wzywać Loriego. - An rozprostował zastane kości. - Robisz coraz większe postępy Tay. - Pochwalił mnie, co było dość miłe z jego strony.
- Zdarza się. - Wrzuciłam “Biblię” do torebki, szczelnie ją przy tym zamykając. Teraz mi już dziadzie nie uciekniesz. - Czas wracać. Starczy nam czarów na jedną noc.
***
Następnego dnia, tuż po odjeździe Madeleine, mój organizm stwierdził, iż przyszedł czas na comiesięczny przyjazd ciotki Esther. Nie mogąc wstać z łóżka, naciągnęłam na głowę tęczowy kocyk, przeklinając w myślach swoją płodność. Dlaczego nie ma zaklęcia na usunięcie okresu? - pomyślałam, przytulając do brzucha bipakę. Był to jedyny pluszak zaakceptowany przez Siriego. Reszta puchatych zabawek była trzymana przeze mnie pod kluczem, gdyż ta łysa gadzina w efektywny sposób pozbywała się każdej rzeczy, jaką przyniosłam do domu. Przykładowo w zeszłym miesiącu oderwał pluszowej foczce Mel głowę! A w ostatni weekend pozbawił nietoperza Alexa skrzydła! Ten kocur to prawdziwy potwór, ale nikt tego otwarcie nie przyzna. Ba! Jeszcze powiedzą, że urocze z niego stworzenie boskie. Idioci. Czując nasilający się w podbrzuszu ból, wygrzebałam z kieszeni spodni swój telefon, po czym automatycznie wybrałam numer do Annie. W końcu jako Żniwiarz jest mnie w stanie zabić prawda? Na odebranie połączenia czekałam jedynie dwa sygnały, więc raczej nie przebywał dzisiaj na uczelni.
- Tay… - Nie pozwoliłam mu dokończyć.
- An zabij mnie… Proszę, proszę, proszę! Zrobię dla ciebie wszystko tylko mnie zabij! Błagam zabij! Proszę! Prooooszę!

Annie? Zabiiij.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz