12 października 2019

Od Namkyuna CD Shakäste

- Namkyun.
Zamrugał parę razy, odwrócił głowę, by spojrzeć na siedzącego po jego prawej doktora Woodsa. Mężczyzna patrzył na niego ze zmartwieniem przebijającym się przez smutek spowodowany pogrzebem. Zmierzył dokładnie wzrokiem Koreańczyka, wziął nieco głębszy wdech, po czym zapytał:
- Czemu nie jesz?
Namkyun spuścił wzrok na swój talerz z obiadem, w ogóle nie tknięty. Nawet sztućce leżały obok w stanie nienaruszonym. Przyjrzał się jedzeniu, westchnął ciężko. Wyglądało apetycznie, jednak nie chciał go zjeść. Widząc, że innym smakuje, pomyślał, że on mógłby zmarnować coś takiego, a też to nie był taki zwykły posiłek, tylko stypa. Przygryzł dolną wargę, po pewnym czasie powrócił wzrokiem na doktora.
- Nie mam apetytu - odpowiedział wolno, bacząc na każde słowo. - To wszystko... wie pan...
Woods pokiwał delikatnie głową, jakby rozumiejąc.
- Ale potem będziesz głodny.
- Trudno.
Ukradkiem popatrzył na pusty talerz doktora. Minęło niewiele, a tamten już zdążył zjeść. Cóż, gdy emocje lekarzem targały, robił się strasznie głodny. Jak teraz. Mężczyzna, dostrzegając spojrzenie Namkyuna, spojrzał na swój talerz, potem na ten Koreańczyka. Przełknął głośno ślinę, gdy mu zaburczało w brzuchu. Pociągnął nosem, po chwili wytarł go chusteczką.
- Wiem, że to jest trochę nie na miejscu - zaczął niepewnie - ale czy na pewno nie będziesz jadł?
- Słucham? - Namkyun uniósł brew. - Nie, nie będę.
- To czy mógłbym...?
Namkyun szybko się domyślił, o co chodziło. Bez zawahania wziął swój talerz do rąk i zaczął go powoli przesuwać w stronę lekarza.
- Oczywiście - rzekł. - Przynajmniej się nie zmarnuje.
- Dziękuję - wciąż trochę niepewnie odparł Woods.
Wziął pusty talerz, rozejrzał się po stole, szukając miejsca, gdzie mógłby go odłożyć. Niestety, nie potrafił go znaleźć, blat był zapchany miskami, wazami i półmiskami. Namkyun również się oglądał za odkrytym skrawkiem obrusu, ale ostatecznie zabrał talerz od doktora i położył go przed sobą, kładąc na nim sztućce tak, jakby to on właśnie skończył jeść. Woods na ten gest podziękował cicho, po czym wziął porcję Koreańczyka i zabrał się za jedzenie.
Namkyun oparł się o krzesło, cicho wzdychając. Przeleciał wzrokiem po sali, na której panował gwar. Goście ze sobą rozmawiali, znaczna większość była w dość kiepskim nastroju. Dało się usłyszeć, jak niektórzy wspominali zmarłą, ale byli też tacy, którzy mieli lepsze tematy konwersacji niż te związane z pogrzebem, na przykład dwie kobiety siedzące naprzeciw niego. Cały czas nadawały o pracy, jedna co chwilę skarżyła się na niską płacę, druga z kolei wychwalała swoje stanowisko. Namkyun jakiś czas im się przyglądał, po czym ponowił westchnięcie.
Powrócił myślami do rozmowy z grabarzem na cmentarzu. Sposób, w jaki odpowiedział wtedy tamten na pytanie Namkyuna, mówił mu, że prawdopodobnie coś zauważył. W sumie to było bardziej niż prawdopodobne, w przeciwnym razie grabarz nie przekładałby rozmowy tylko po prostu odparłby, że nie, nic nie zauważył. Czyżby rzeczywiście za śmiercią Olivii coś się kryło? W głębi duszy miał nadzieję, że to było coś, co dało się łatwo rozwiązać.



Stanął na środku chodnika, podniósł głowę na niewielki budynek stojący trochę dalej, z którego właśnie wychodziła pewnym krokiem stosunkowo młoda kobieta. Rozejrzał się dokładnie, sprawdził adres. To było tu. A przynajmniej tak mu się wydawało. Choć wiedział, gdzie znajdował się zakład pogrzebowy Maman Brigitte, pewny w stu procentach to on nie był. Szukanie miejsc na uboczu miast zawsze wywoływało w nim pewne wątpliwości. Dlatego podszedł bliżej, przyjrzał się dokładnie wejściu. Dobra, to był ten zakład.
Powoli wszedł do środka. Nikogo nie zastał. Dziwne. Chociaż... O tej porze ponoć był zamknięty, ale w tym czasie ktoś tu działał jako wróżbita czy coś w tym stylu. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, gdy nagle usłyszał za sobą:
- Witam.
Podskoczył, wyraźnie zaskoczony. Odwrócił się, ujrzał całkiem wysokiego młodzieńca o dość mocnych rysach twarzy. Zmierzył go uważnie wzrokiem, zmrużył nieco oczy. Wyglądał na pracownika. Raczej nim był, inaczej byłoby to trochę... cóż... Witanie się jednej losowej osoby z drugą losową osobą nie należało do typowych sytuacji.
- Ach, dobry wieczór - odpowiedział w miarę spokojnie, aczkolwiek z pewną nutą niepewności. - Ja przyszedłem do...
- Wiem, w jakiej sprawie pan przybył - przerwał mu tamten. - Proszę tędy.
Młody mężczyzna zaprowadził go do pewnych drzwi. Stanął tuż przed nimi, zapukał. Z drugiej strony dobiegł męski głos, zapraszający do środka. Namkyun od razu go rozpoznał. To był tamten grabarz. Czyli trafił. Jak na razie jest dobrze. Młodzieniec powoli otworzył drzwi, następnie odsunął się kawałek. Koreańczyk z pewną ostrożnością wszedł do pokoju. Nie zwrócił uwagi na to, co grabarz mówił (i tak to nie było do niego), od razu zaczął się rozglądać dokoła. Nim zdążył się dokładnie wszystkiemu przyjrzeć, mężczyzna stojący koło niego wskazał mu miejsce, po czym odszedł, zamykając za sobą drzwi. Namkyun czym prędzej usiadł, nieco się wzdrygnął, gdy usłyszał za plecami dźwięk przekręcanego klucza. Zwilżył językiem dolną wargę. Miał nadzieję, że po spotkaniu będzie mógł bez problemu stąd wyjść.
- A więc przyszedłeś.
Słysząc to, spojrzał na siedzącego naprzeciwko niego grabarza... Może w tym momencie lepszym określeniem byłoby wróżbita? Chociaż nie wiadomo, czy to był na pewno taki wróżbita. Mniejsza, nie to teraz było ważne.
- Jak miło - znów rzekł ciemnoskóry. - Dalej masz ochotę poznać prawdziwą wersję wydarzeń?
Namkyun zamrugał parę razy. Chwila przyglądania się przedmiotom na stole sprawiła, że przestał uważać. Nim sobie z tego zdał sprawę, kilka sekund upłynęło, a mężczyzna zaczął się wpatrywać w niego wyczekująco. Dostrzegając jego spojrzenie, wziął nieco głębszy wdech.
- Tak... - zamilkł. - To znaczy... Tak. - Na chwilę przygryzł dolną wargę. - Przepraszam, szczerze mówiąc, to mój pierwszy raz w takim miejscu i... - nie wiedział, jak dokończyć.
Wróżbita cicho westchnął, po czym kiwnął głową.
- Rozumiem - odparł, a po sekundzie dodał: - Zawsze jest ten pierwszy raz. Ale spokojnie, już miałem tu przybyszów, którzy liczyli wiele lat, a ani razu nie byli w tego typu miejscach.
- Cóż, każdemu może się zdarzyć - powiedział cicho Namkyun.
Ciekawe, ile dokładnie mieli lat. Może ktoś był starszy od niego? Oby.
Próbował cały czas spoglądać na mężczyznę, ale mimo wszystko nie potrafił powstrzymać się przed oglądaniem pomieszczenia. Ponownie zaczął błądzić wzrokiem po wszelakich przedmiotach, na szczęście szybko zdał sobie z tego sprawę. Skarciwszy się w duchu, z powrotem spojrzał na ciemnoskórego.
- Przepraszam - rzekł. - Jakoś nie mogę przestać patrzeć na to wszystko.
- Nic się nie stało - odparł tamten. - Ja sam uważam niektóre obiekty tutaj za całkiem interesujące.
- Tak. Na przykład ta kula. - Ruchem głowy wskazał stojącą na etażerce w rogu kryształową kulę. - Widziałem kiedyś podobną w Walmarcie, ale ta to pewnie jest z porządnego sklepu - dodał nieco ciszej.
Mężczyzna chwilę siedział bez ruchu, po czym delikatnie kiwnął głową w bok. Namkyun zmierzył go wzrokiem, dopiero w tym momencie dostrzegł leżącą obok jego ręki talię kart tarota. Zaczął przyglądać się karcie na wierzchu, zmrużył nieco oczy, zauważając, że ilustracja na niej wygląda na ręcznie malowaną.
- Albo te karty. Sam je malowałeś?
- Nie, ktoś inny.
- Rozumiem.
Nastała między nimi cisza, którą jednak szybko przerwał ciemnoskóry, mówiąc:
- Może przejdźmy już do rzeczy, w końcu spotkaliśmy się tutaj w nieco innym celu.
Namkyun uniósł brew.
- Ach, tak - odpowiedział, przytakując. - Przepraszam.
Początek był naprawdę wspaniały. Zamiast od razu zająć się sprawą, Namkyun odbiegł od tematu bardzo daleko. Trochę mu się głupio zrobiło, w końcu możliwe, że czas był ograniczony i za chwilę wróżbita miał mieć kolejnego klienta. Wziął głęboki wdech. Skupienie. Skupienie to podstawa. Przyszedł tutaj, żeby dowiedzieć się czegoś o śmierci Olivii. Nie chciał wyjść z pustymi rękami. Miał w duchu nadzieję, że pozna sprawcę (o ile ktoś zabił kobietę), mógłby go namierzyć i w najgorszym przypadku sprzątnąć.
Poprawił swoją pozycję, następnie wolno, ostrożnie dobierając słowa, zapytał:
- Czy Olivia Clark popełniła samobójstwo?
Bardzo bezpośrednio.
Mężczyzna otworzył usta, nim jednak cokolwiek powiedział, Namkyun go wyprzedził:
- Ach, przepraszam, ale czy mógłbyś... nie mówić zagadkami ani metaforami? Jakoś dzisiaj nie jestem w nastroju do tego typu rzeczy.
- Słucham? - Ciemnoskóry uniósł brew.
- Choć nie byłem u wróżbity ani nic w tym stylu, wydaje mi się, że wróżbici mówią zagadkami, metaforami i tego... - zamilkł nagle, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie mówił. - Nieważne. Proszę mówić.
Wróżbita zmierzył go wzrokiem, po czym cicho odchrząknął.
- Nie popełniła.
Namkyun otworzył szerzej oczy. Czyli dobrze podejrzewał. Nie zabiła się sama tylko zginęła z innej przyczyny. Dziwne więc, że policja uznała to za samobójstwo. W tych czasach mieli dostęp do naprawdę porządnej technologii, dlatego w porównaniu z dawnymi latami mieli o wiele łatwiej. Chwilę się nad tym zastanawiał, ale skończył z tym, gdy doszedł do wniosku, że gdyby policja wykonywała dobrą robotę, przestępczość byłaby bardzo niska, a superbohaterzy w ogóle by nie istnieli.
Dobra, teraz tylko dowiedzieć się, co ją zabiło... lub kto.
Jakoś nie interesowało go, skąd ciemnoskóry mógłby znać odpowiedzi na jego pytania. Być może miał jakieś zdolności pozwalające mu odkryć prawdę. Cokolwiek to było, w tym momencie Namkyun zamiast tego wolał wiedzieć, co się stało z Olivią.
- Czy ktoś ją zabił? - zadał kolejne pytanie.
- Tak - odpowiedział mężczyzna.
- Kto? Kto ją zabił? - W jego oczach pojawił się tajemniczy błysk.

Shakäste?
słabe ._.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz