6 października 2019

Od Rachel

Czasami Rachel lubiła myśleć, że Alice jest jak krwiożercza Bestia, którą trzeba od czasu do czasu poić odpowiednią dawką krwi, by nie pożarła wszystkiego naraz. Gdy Bestia była najedzona, była zadowolona; a ona, Rachel, musiała dopilnować, żeby tak pozostało. Żeby nie skrzywdzić zbyt wielu ludzi na raz.
Dziewczyna otrząsnęła się z otępienia i oderwała wzrok od wypolerowanych, lśniących powierzchni kafelków umiejscowionych na ścianie za barem. Mijał właśnie czwarty tydzień, odkąd Alice dała o sobie znać po ostatnim razie i Rachel była świadoma tego, że taki stan rzeczy nie potrwa zbyt długo. Bestia musiała jeść!
Pokręciła głową; nie, Alice nie była przecież potworem... nie dla niej. Była inna. Była inna i nikt, oprócz Rachel nie rozumiał jej języka. Ale Rachel posiadała to szczęście, a zarazem przekleństwo.
"Będą próbowali nas rozdzielić", mówiła Alice kiedy przebywały w psychiatryku. "Kiedy ludzie przestają rozumieć pewne rzeczy, boją się. A kiedy się boją, zaczynają gryźć, drapać, dusić... nie chcesz mnie stracić, prawda, Rae-Rae?"
Rae-Rae nie chciała stracić Alice. Kiedyś, kiedy jeszcze rozmawiały codziennie, kilka chwil bez niej wydawało się tak długich i samotnych... Alice zawsze miała najlepsze pomysły na zabawę. Które w miarę nabierania wieku przeistaczały się w rozkazy. Zrób to, zrób tamto. Rachel jednak nigdy to nie przeszkadzało. Życie w ten sposób było... łatwiejsze. Nigdy nie była sama, gdy musiała podjąć ważną decyzję, bo przyjaciółka znajdowała się tuż obok. Ledwie pół myśli stąd.
Teraz jej nie było.
Rachel upiła łyk pszenicznego piwa rozcieńczonego sokiem malinowym (nie tolerowała tego trunku w innej postaci) i ponownie pogrążyła się w rozmyślaniach. Ostatni raz miała kontakt z Alice w brudnej łazience na dworcu autobusowym. Wiele godzin później obudziła się w swoim łóżku pokryta krwią, a następnego dnia, na jakimś podrzędnym kanale informacyjnym zobaczyła ogłoszenie o odnalezieniu zwłok Justina Chaser'a.
Rachel była pewna, że wcześniej nie znała, ani nawet nie słyszała o żadnym Justinie Chaser'rze. Instynkt jednak podpowiadał jej, a on, podobnie jak Alice nigdy jej nie zawiódł, że to jego krew wsiąkła we włókna jej piżamy. Zgłębiła więc temat i dowiedziała się, że Justin był kierowcą ciężarówki, który w okrutny sposób wykorzystywał prostytutki, a on... to co z niego zostało, zostało znalezione w lesie niedaleko pętli autobusowej.
Dobrze, pomyślała wtedy asekuracyjnie. O jedną kanalię mniej.
Tamtego dnia Bestia zaspokoiła swoje pragnienia i postanowiła się przez jakiś czas nie wychylać. Rachel poszła w jej ślady, zaraz po pozbyciu się brudnej piżamy i od tamtej pory wychodziła z domu jedynie po dwudziestej i tylko pod odpowiednim przebraniem. Jak tego wieczora, gdy siedziała na wysokim stołku przy barze, w jakimś irlandzkim pubie, którego nazwy nie pamiętała, ale zdawało jej się, że ma coś wspólnego ze skrzatem i przypadkiem słuchała rozmowy dwójki gliniarzy po służbie.
- Ale przynajmniej znaleźli jego obcięte jaja. - parsknął jeden z nich, blondyn potężnej budowy. - W jego gardle.
Rachel zerknęła w dół i zobaczyła, że trzęsą jej się ręce. Podniosła ponownie zimną szklanicę do ust, jej palce ślizgały się po drobnych kropelkach wody.
- Cholera. - zareagował jego towarzysz, również podnosząc swój kufel. - Wiecie, kto to zrobił?
Dziewczyna przełknęła z trudem.
- Pewnie jakaś szurnięta laska. Kto ją tam wie. To już byłoby trzecie zabójstwo na jej koncie.
- Czekaj, co? Jesteście pewni, że to kobieta? Ile ważył ten facet? Zresztą, mężczyzna to mężczyzna, przetrąciłby ją jednym ruchem. I...
- Czekaj. Jakieś pół roku temu, może trochę więcej, zginął jakiś ważniak z podziemia, bodajże właściciel kilku burdeli. Można powiedzieć, że znaleziono go... rozmazanego w swoim apartamencie. Jedna, wielka masakra, ale mniejsza z tym. Na podłodze w jego łazience znaleźliśmy kawałki potłuczonego lustra. Na pierwszy rzut oka nie było nic widać, wiesz, tylko jakieś ślady krwi, ale kiedy technicy je ułożyli, to się okazało że wariatka się podpisała.
- Ale że jak? Normalnie, imieniem i nazwiskiem?
- Nie, no co ty. "Alice", to było napisane palcem tego gościa, który znaleźliśmy w zlewie. Ci mądrzy od psycholi stwierdzili od razu, że to pseudonim z tej bajki dla dzieci, "Alicja w krainie Czarów".
Towarzysz opowiadającego popatrzył na niego z niezbyt inteligentnym wyrazem twarzy. Blondyn skrzywił się lekko.
- Tak czy siak, chyba znaleźliśmy kluczowy dowód.
Zaalarmowana Rachel nadstawiła uszu. Siedziała tak blisko mężczyzn, że wszystko słyszała bardzo wyraźnie, ale w tym wypadku nie chciała mieć żadnych wątpliwości.
Opowiadający zerknął na barmana odwróconego plecami i przezornie zniżył głos do szeptu.
- Znaleźliśmy ślad...
W tym momencie rozległ się głośny dźwięk tłuczonego szkła i Rachel podskoczyła na swoim krześle tak nerwowo, że niemal z niego spadła. Płyn z jej szklanki rozlał się po blacie niczym wyjątkowo pienista kałuża, docierając do mężczyzn. Blondyn przerwał i oderwał mokre łokcie od stołu, a zirytowany barman sięgnął po ścierkę.
- Przepraszam. - mruknęła Rachel i zaczęła zbierać szkło, nie patrząc na policjantów. Musiała się tak wychylić, że trąciła szklankę ręką i teraz wyjątkowo szpetnie klęła na swoją nieudolność w myślach. Alice nie popełniłaby takiego błędu.
Tymczasem opowiadający popatrzył znacząco na swojego przyjaciela.
- Późno już. Zobaczymy się jutro, na komisariacie.
Wyciągnął z portfela banknot i rzucił go na jeszcze mokry blat, czym zaskarbił sobie gniewne spojrzenie barmana, klepnął kolegę po ramieniu i skierował się do wyjścia.
Rachel zamarła na chwilę. Miała wrażenie, że musi zrobić teraz coś ważnego i to szybko, ale nie miała pojęcia co. W tym momencie spojrzała w dół i dostrzegła swoje odbicie. Nie, nie swoje. Alice. Patrzyła na nią z wyrzutem.
"Idź za nim, idiotko!"
Aż drgnęła na ten głos, tak dawno go nie słyszała. Zrozumiała jednak znaczenie słów i postanowiła działać szybko. Wyciągnęła z kieszeni dwudziestodolarowy banknot i podała go barmanowi. Pod wpływem wymownego spojrzenia, jakie jej posłał, wyciągnęła jeszcze dziesięć dolców, wyszeptała "do widzenia", po czym wymknęła się w noc, tuż za gliniarzem.
Serce biło jej zdecydowanie zbyt szybko, gdy dobiegła do skrzyżowania. Widziała go, oddalającego się drugą stroną ulicy, z postawionym kołnierzem skórzanej kurtki. Poprawiła kosmyk włosów wymykający się spod czapki z daszkiem, zwolniła trochę i ruszyła za policjantem.
Minęło niecałe piętnaście minut, zanim opuścili zamglone centrum. Teraz znajdowali się w dzielnicy domków jednorodzinnych, ustawionych ciasno w rzędach koło siebie. Ulice były opustoszałe, a ustawione co sto metrów lampy uliczne z powodu mgły nie dawały wiele światła. Rachel podążała cicho, niemal na palcach, za mężczyzną, zastanawiając się nad swoim następnym krokiem. Dlaczego Alice nic nie mówi?!
Nagle policjant skręcił w stronę jednego z podwórek o szarozielonym trawniku. Dziewczyna przykleiła się do pobliskiej lampy obserwując, jak wyjmuje klucze i stara się dopasować jeden z nich do zamka.
W głowie ustalała priorytety. Musiała dowiedzieć się, jaki ślad znalazła policja na miejscu zbrodni. Oni... nie zrozumieliby tego. Nie zrozumieliby Alice i zamknęliby je obie w pokoju bez klamek. O ile tylko to...
Dlatego musiała dowiedzieć się, co to za dowód. A potem znaleźć go i zniszczyć. Tak, to był dobry plan.
Teraz trzeba było tylko go zrealizować.
Normując oddech przyglądała się, jak mężczyzna wchodzi do domu. W kuchni zapaliło się światło i przez okno bez zasłon ujrzała kobietę, zapewne żonę mężczyzny. Pocałował ją czule w policzek i powiedział coś, co Rachel wywnioskowała po ruchu jego ust.
Zbliżenie się do mężczyzny nie wchodziło w grę. Było zbyt ryzykowne, tak samo jak uwiedzenie go. Wiedziała jednak gdzie mieszka, a to był już duży plus. Mogła się włamać, albo lepiej, udać pracownika reklamy... Zdała sobie sprawę, że wszystkie te opcje były ryzykowne.
Musiała dostać się do jego domu i poszukać informacji o miejscu pracy, a nawet tych o śledztwie, jeśli jakieś znajdzie. Potem może odwiedzi komisariat...
- Hej, wszystko w porządku?
Nagły dźwięk wytrącił ją z równowagi, gdy ktoś odezwał się zza jej pleców. Jak to możliwe, że nie słyszała kroków? Tak czy siak, teraz było już za późno. Ciężko będzie wytłumaczyć tę sytuację bez kierowania podejrzeń na siebie. Musiała coś wymyślić i musiała zrobić to szybko.
Przybierając niewinny wyraz twarzy, zaczęła się powoli odwracać.


Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz