Śpiew ptaków, połączony z grzejącymi promieniami słonecznymi, które wpadały właśnie do mojego mieszkania, przez okno dachowe było tak przyjemne, że nie chciało się nawet otwierać oczu, a gdzie tutaj mówić o wstawaniu. Tak ciepło, wygodnie i sennie, ale to wszystko szlag trafił kiedy zorientowałem się, że jeśli ptactwo zaczyna ładnie śpiewać, to jestem spóźniony, na dodatek w chuj spóźniony!
- Kurwa mać! - wykrzyknąłem, podrywając się na równe nogi, a następnie zbiegając schodami w dół. No dobra, może zbiegając to za dużo powiedziane. Spadając lepiej tutaj pasuje, szczególnie, że gdyby nie moja reakcja, skończyłbym z obitym pyskiem przez panele podłogowe. Cudowny dzień!
***
Stanąłem na parkingu, jednej z najlepszych kafejek w tym miejscu, lecz ta nadal jest zamknięta. Ciemno, fotele zasunięte, brak żywej duszy.
Odliczałem wręcz sekundy do otwarcia, jednak po upływie tego, jakże krótkiego czasu, drzwi ani drgnęły, a w kafejce było dalej ciemno jak w dupie u murzyna.
Dlaczego ja mam zawsze pod górkę?
Dzisiaj zaspałem, nie wypiłem swojej ulubionej kawy, a na domiar złego, cofałem się połowe drogi do domu, gdyż z tego calego zamieszania, zapomniałem kluczy od warsztatu, przy okazji wjebałem się w jakiś wypadek więc ciągle uciekały mi minuty i z tego powodu, zamiast spóźnienia się dwie godziny właśnie man na zegarku trzy godziny, jedenaście minut i pięćdziesiąt cztery sekundy.
- Jebcie się, nie chcecie mi dać kawy, to nie.. - warknąłem cicho pod nosem, następnie wzdychając, przez co przymknąłem powieki, a po ich otwarciu, nagle ukazała mi się tabliczka informująca klientele, że lokal w dniu dzisiejszym pozostanie zamknięty.
- Ja pierdole, do kurwy.. - mruczę, odchodząc od szklanych drzwi, w kierunku mojego samochodu. Cóż... czas wytłumaczyć się z absurdalnych przyczyn mojego spóźnienia się do pracy. Ciekawe, czy w ogóle John zaakceptuje moją wersję..
***
Obijanie się w biurze od dzisiaj musi stać się sportem narodowym, jak i moją pasją.
Siedzenie w wygodnym, biurowym krześle jest niczym mód na wszelkie zszargane nerwy tegi ranka. Odchylając się na krześle, położyłem nogi na biurko i niczym rasowy prezez związku lenienia się, oraz mistrz świata w penspiningu, obracałem długopisem w palcach, pożerając kolejne minuty nudy i spokoju.
Żyć nie umierać, ale jak to się robi w pewnym Europejskim państwie? Jeden robi reszta patrzy, dzisiaj robie, tyczy się Connora, za to ja jestem tym, co podpiera się o łopatę i wpierdala swoje drugie śniadanie.
Po siedzeniu tak i opierdalaniu się od dwudziestu minut, stwierdziłem, że czas wyprostować nogi i przejść się po kawę, więc zniszczyłem moją wygodną pozycję, na rzecz kawy z automatu, który jest na początku warsztatu.
***
Kiedy wyszedłem z pomieszcznia, spotkałem się z wzrokiem, mówiącym tylko, że mnie zajebie, ale nie przejąłem się tym specjalnie. Wiele razy już próbował, ale to prędzej, ja bym go wykończył.
Mniejsza z nim.
Dochodząc do automatu, wybrałem odpowiedni napój. Zerknąłem przez okno, czekając aż kubek napełni się do połowy, aby po chwili kopnąć głupią maszynę i czekając na drugą połowę, tego napoju bogów. Niestety, kiedy usłyszałem dźwięk, zakińczenia nalewania, moją uwagę przyciągnęła osoba idąca sobie chodnikiem, zerkająca przy okazji w kierunku parkingu.
- Gdzie ty kurwa znowu idziesz? - usłyszałem głos, dochodzący z kanału.
- Przewietrzyć się, bo skończyłem - powiedziałem, po czym wyszedłem na zewnątrz.
- Jak ręka? - zapytałem opierając się o ścianę. Dziewczyna raczej, nie spodziewała się mojej osoby, gdyż słysząc mój głos niepewnie się odwrciła.
- Zagipsowali mnie - delikatnie się uśmiechnęła.
- A teraz pewnie idzisz zanieść zwolnienie? - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Prześladowca - warknęła.
- Po prostu strzelałem.. - lekko się poszerzyłem swój uśmiech, ale gdy ta odwróciła się jeszcze trochę w moją stronę, znikł od razu. Podszedłem do dziewczyny i chwyciłem za brodę.
Raczej się tego nie spodziewała, więc zaczęła mnie przeklinać.
- Kto? - zadałem krótkie pytanie, zabierając rękę.
- Odjeb się, nikt.
- Kto? - warknąłem, zadając to samo pytanie.
- Sama sobie to zrobiłam, wywaliłam w łóżko - uśmiechęła się lekko próbując wymyślić coś na poczekaniu.
- On?
- Jaki on? Mówię, że sama to sobie zrobiłam..
- To też? - chwyciłem ją za zdrowy nadgarstek ukazując nie dość, że siniaki, to czerwone miejsce. Do tego spojrzałem na jej oczy. Czerwone. Płakała.
- Nie dość, że chla, to cię leje... - powiedziałem wkurwiony. Nienawidzę takiej przemocy. Nie znoszę, kiedy osoba, która ma poprzestawiane w głowie znęca się nad członkiem rodziny.
Spojrzałem w kierunku jej miejsca zamieszkania. Wiedziałem gdzie to jest.. a jedyne co mnie powstrzymywało od tego aby tam po prostu ruszyć i mu wpierdolić, to MJ, która zastanawiała się o co chodzi.
- Daj mi tam iść, a oddam mu w chuj mocniej.. - rzekłem przez zaciśnięte zęby..
723
MJ? Wybacz, że nic się nie dzieje takiego, ale 5:27 ._.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz