18 lutego 2020

Od MJ cd Marcus

- Nie no spokojnie. Mam w sobie więcej człowieczeństwa niż ty. Dosłownie i w przenośni - wzięłam z blatu chusteczki, które poszłam zwilżyć do łazienki żeby przemyć ranę na jego wardze. - Pokaż - złapałam go za podbródek. Dokładnie go przemyłam żeby nie zostały na nim ślady krwi. - Będziesz żyć. 
- Trafne spostrzeżenie pani doktor - jego wypowiedź przesiąknięta była ironią.
- Mógłbyś chociaż podziękować. Staram się być dobrym człowiekiem i co dostaję w zamian? Kopa w dupę. Jak chcesz możemy odpuścić sobie to wszystko. To z nocowaniem też. Nie będę cię dzisiaj męczyć - zdecydowanie wyglądał na poddenerwowanego, a ja nie miałam ochoty rozjuszać go jeszcze bardziej. 
- Skoro chcesz - wzruszył ramionami i dopił to co miał w szklance. Fakt, że odpuściłam zdecydowanie był mu na rękę. Zrobiło mi się głupio z tego powodu. Poczułam się jakbym go zmuszała do przebywania w moim towarzystwie. KURWA
- Mogę też wrócić na nogach. Daleko nie mam - uśmiechnęłam się chociaż szczerze nie miałam na to ochoty. 
- No już nie przesadzaj. Podrzucę cię - otworzył samochód, do którego wsiadł pierwszy. Chwilę nad tym myślałam ale finalnie wsiadłam. - Czemu tak nagle ci się odwidziało? Mówiłaś, że nie masz ochoty spać dzisiaj w domu. 
- Kobieta zmienną jest - wzruszyłam ramionami. Nasza umowa przestała być ważna. Miałam w planach iść do Georga nawalić się jak meserszmit. Włączyłam w samochodzie muzykę z telefonu. Niezręczną ciszę między nami przerwało moje ciche podśpiewywanie. Nim się obejrzałam byliśmy pod moim blokiem. - Widzimy się... kiedyś - przybiłam mu żółwika lewą ręką. 
- Daj znać jeśli będziesz miała z czymś problem.
- Spoko spoko. Idź odpocznij bo ładnie po dupie dzisiaj dostałeś! - krzyknęłam wbiegając na klatkę. - Ja pierdole - mruknęłam wchodząc powoli po schodach. - Jestem najbardziej irytującym człowiekiem na świecie - uderzyłam się delikatnie gipsem w czoło. Kiedy byłam pod drzwiami mieszkania usłyszałam kilka głosów. Zdziwiona otworzyłam drzwi. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ojciec przywiązany do krzesła z zakrwawioną twarzą. Zaraz później dwóch mężczyzn ubranych elegancko, którzy stali przy nim. Kiedy usłyszeli, że weszłam od razu odwrócili się w moją stronę. - Ja może przyjdę później - mruknęłam. Kiedy chciałam się wycofać jeden z nich wyciągnął broń i wycelował w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę. Grzecznie wróciłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi.
- Własnie o tobie rozmawialiśmy Mary - skinął głową w bok dając mi do zrozumienia, że mam usiąść na krześle obok ojca. - Daliśmy mu ultimatum. Ma tydzień na spłatę długu. W przeciwnym razie zrobisz to za niego.
- J-ja - byłam tak zestresowana, że zaczęłam się jąkać. 
- Ty - wyglądał na zdecydowanie zirytowanego całą tą sytuacją.
- Mam jeszcze m-mniej kasy n-niż on - przełknęłam głośno ślinę. Trzęsłam się ze strachu. 
- O to nie musisz się martwić. My już znajdziemy sposób na to żeby udało ci się uzbierać odpowiednią sumkę - przejechał lufą po mojej twarzy od policzka i skończył na ustach. Patrzyłam na niego od dołu przerażona. - Jeśli wszystko już jasne wychodzimy. Za tydzień wrócimy po pieniądze - wzięli swoje marynarki i po prostu wyszli. Jakby nic się nie stało. Kiedy tylko zostałam sama z nieprzytomnym ojcem wybuchnęłam płaczem.
- Dlaczego muszę odpowiadać za twoje zjebane decyzje?! - krzyknęłam. Pobiegłam do swojego pokoju. Z górnej półki w szafce wyciągnęłam mały kuferek, który trzymam na czarną godzinę. Wzięłam małą saszetkę z białym proszkiem. Wysypałam jego zawartość na biurko i wciągnęłam wszystko na raz. - Ja pierdole - położyłam się na łóżko. Uświadomiłam sobie jak bardzo zjebane jest moje życie. Inni mają gorzej? Pewnie mają. Leżałam i płakałam. Myślałam, że anielski proszek mi pomoże ale poczułam się jeszcze gorzej. Bez zastanowienia wyszłam z domu cały czas płacząc. Co chwila dostawałam nagłych ataków płaczu. Gdyby nie fakt, że ulice były puste ludzie zapewne zainteresowaliby się mną. Jak na złość zaczęło jeszcze padać. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Georgea.
- MJ nie mogę teraz. Oddzwonię później - zabolało mnie to. Dobiło. Spróbowałam jeszcze do Liama. Ten w ogóle nie odebrał. Nie wiedziałam dlaczego wybrałam numer do Marcusa. Chyba po prostu chciałam żeby ktoś się mną zainteresował.
- N-nie daję już r-rady - mruknęłam cicho zanosząc się płaczem. - Nie wiem dlaczego dzwonię do ciebie. Może dlatego, że przyjaciele mnie zlali? - chcąc nie chcąc zaśmiałam się. - Mówiłeś, że n-nie chcesz p-patrzeć na to jak niszczę sobie życie w-więc chyba cię pocieszę. Już nie będziesz musiał. P-przepraszam, chciałam się komuś w-wygadać. Może przez chwilę poczuć się ważna. Nie wiem... Fajnie było jak mnie porwałeś - rozłączyłam się. Nie dałam mu dojść do słowa. Po chwili poczułam wibracje w kieszeni, które zignorowałam. 
Kiedy dotarłam do celu mojego spaceru byłam cała przemoczona. Bez zastanowienia stanęłam na barierce jednego z większych mostów w mieście. Trzymając się jednego z filarów patrzyłam w dół. Byłam pewna tego co chcę zrobić ale mimo wszystko bałam się. Odwróciłam się żeby spróbować jakoś przezwyciężyć strach. Trzęsłam się ze strachu i zimna. Stojąc tam mijały długie minuty, a ja czułam się jakby mijały sekundy. Na moście zatrzymał się znajomy samochód. Wysiadł z niego Marcus. Zaskoczył mnie.
- MJ uspokój się. Porozmawiajmy na spokojnie - podszedł do mnie powoli. Pokręciłam tylko głową i puściłam metalowy filar. Poczułam, że lecę. Zamknęłam oczy, rozłożyłam ręce i czekałam na nieunikniony koniec.

<Marcus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz