20 lutego 2020

Od Marcusa CD MJ

Wyjeżdżając z domu do miejsca mojej pracy, byłem pewien, że spotkam się z obelgą w mą stronę z ust mojego wspólnika, który widząc moją mordę pod skórą, wręcz się cofa i nie chce ze mną gadać, bo przypominają mu się stare czasy, przez co po prostu mnie omija szerokim łukiem, pytając o coś czasami. Westchnąłem ciężko i sprawdzając przy okazji co dzieje się w świecie, w mediach społecznościowych prowadziłem forda, patrząc czasami na drogę. Na moje szczęście nie jest to bardzo ruchliwa droga, więc nie musiałem się przejmować, że zaraz zaliczę dzwona, którego chciałbym uniknąć, bo kiedy ubezpieczalnia zaśpiewa mi kwotę ubezpieczenia, jaką bym musiał zapłacić, to się w kapcie nie zmieszczę przynajmniej przez cztery miesiące, jeśli byłyby one produktywne i codziennie zgarniałbym klientów, ale to raczej mało realne w tych czasach, szczególnie, że nie jestem sam w tym biznesie, a niektórzy po prostu mają o wiele mniejsze stawki od moich, ale ja wykonuje zadanie raz i porządnie, nie to co inni, którzy próbują być perfekcjonistami wykonując polecenie enty raz z rzędu, bo coś im plan się nie ułożył. Jak dla mnie to totalna głupota, ale mniejsza z tym.
Po dobrych dwudziestu pięciu minutach, wjechałem na parking, który był jeszcze prawie pusty, a co było najlepsze? Nie było nawet Johna, który zazwyczaj jest wcześniej ode mnie. Cóż, to się chłopak zdziwi. Wzruszając mimowolnie ramionami zamknąłem pojazd, ruszając w stronę warsztatu. Przy drzwiach wyjąłem pęk kluczy i chwilę musiałem pomyśleć, który jest od czego. Jeden od garażu, kolejny od domu, milion pięćset innych kluczy od zleceniodawców, ale te chociaż były podpisane, bo gdybym ich nie podpisał stałbym przykładowo pod domem jakiegoś idioty i szukał przez dobre pół godziny klucza, aż do momentu, kiedy ten wchodziłby na klatkę schodową z zakupami.
Uśmiechnąłem się na mą myśl, w końcu odnajdując pasujący klucz. Wchodząc do środka, uderzył mnie zapach starych opon, benzyny i potu... uroczo, czyż nie?
Nie czekając, poszedłem się przebrać, po czym bez wsparcia mojego kumpla wziąłem się za robotę, gdyż nie chciałem siedzieć tutaj do nocy nad jednym gratem, więc nim ten pojawił swoje cztery litery, skończyłem remont pojazdu, jakiegoś czarnoskórego, bogatego rapera, w którym trzeba było wymienić jakąś jedną czwartą bebechów, zajeździł tego McLarena do końca, więc jedynym wyborem był mechanik albo szrot, ale kto oddaje takie fury na złom? Chociaż cofam to.. sam oddałem jeszcze pięć lat temu piękne, czarne z pomarańczowymi detalami lamborghini, ale to miało już swoje lata. Cokolwiek wymieniłem, to się pierdoliło.
***
Opierdalając się w biurze, czekałem na jakieś wieści od Johna, który co jakiś czas pytał tylko czy mamy jakieś terminy, albo czy mogę mu coś podać. Tak wyglądają z nim rozmowy, kiedy nie mam pół ryja, ale co poradzić?
Jedyne zajęcie jakie mi zostało to szperanie w internecie i przeglądanie przykładem jakiś obrazków ze słodkimi pieskami czy szopami. Właśnie.. a może by sobie tak sprawić jakiegoś zwierzaka. Zacząłem się nad tym grubiej zastanawiać, więc odepchnąłem się nogą od biurka, balansując na krawędzi krzesła, obgryzając przy okazji ołówek.
- Marcus do kurwy! - te słowa były dla mnie niczym strzał z pistoletu, przez co zamiast się przechylić do przodu, odchyliłem się jeszcze bardziej, wyrąbując się na betonową podłogę.
- Co chcesz? - powiedziałem, podnosząc się.
- Zapisuj co do ciebie mówię, a nie latasz gdzieś myślami..
- Sorry.. - westchnąłem i powróciłem do swojej pracy, która się dzisiaj niemiłosiernie ciągnęła. Męka nad męką. Na dzień dzisiejszy miałem jej kompletnie dość, a jeszcze do mojej irytacji zaczął dzwonić mi telefon, który nie ubłagalnie prosił się o chwilę uwagi.
Zerknąłem tylko na numer, który był zapisany pięknymi słowami "Ta upierdliwa 23 latka".
Nacisnąłem czerwoną słuchawkę, dając jej do zrozumienia, że nie mam ochoty z nią na żadną pogawędkę. Oczywiście na jedynym telefonie się nie zakończyło, co mnie zaczęło trochę irytować, lecz za entym razem zostawiła nagranie głosowe, które stwierdziłem, że odsłucham trochę później. Nie mam teraz na to czasu, w szczególności, że muszę podlecieć w kilka miejsc, co też nie jest moją ulubioną zabawą, bo głównie chodzi o jakieś sklepy, do których wypadałoby podjechać, szczególnie, że lodówka zaczyna świecić pustkami.
- Ja spadam, jak coś to dzwoń, a i nie kończę wcześniej bo mam taki kaprys, tylko przyszedłem godzinę wcześniej od ciebie.. nara - mruknąłem pod nosem zabierając moje rzeczy, typu telefon, kurtka czy okulary przeciwsłoneczne, gdyż na dworze, przez chmury przebija się słońce, które utrudnia kierowanie pojazdem.
***
Kiedy załatwiłem już swoje sprawy na mieście, wsiadając do samochodu, odsłuchałem tą parszywą wiadomość od tej laski, której od roku nie mogę się pozbyć. Tak się oto proszę państwa kończy kiedy masz pannę na jedną noc, a ta wyobraża sobie o wiele za dużo.
Odpalając silnik, włączyłem pocztę głosową, którą odsłuchałem.
- "Cześć Marcusik, ja chcę się z tobą spotkać, dzisiaj o siedemnastej, przyjdę do ciebie, co ty na to? Jeśli ciebie nie będzie to poczekam" - po tych słowach wyplułem prawię kawę na deskę rozdzielczą pojazdu. Boshe świnty, nie..
Wyjechałem z marketowego parkingu, przeglądając co chwilę kontakty, w poszukiwaniu numeru Mary, lecz gdy tylko wybrałem numer mogłem czekać do usranej śmierci na odebranie.
Z lekka zdenerwowany ruszyłem do domu, dzwoniąc do dziewczyny jeszcze dwa razy, ale nadal odzywała się tylko cisza, która mnie irytowała jeszcze bardziej.
Po osiemnastu minutach, stanąłem na podjeździe i z trzaskiem drzwi, wysiadłem z mustanga, aby udać się do drzwi, które okazały się być otwarte.
Wystarczyło, że wszedłem do domu, aby zobaczyć dwie dziewczyny, siedzące na kanapie.
- Wy wypierdalaj w podskokach - wskazałem na blondynę - a z tobą później pogadam.. - wskazałem na MJ.
- Marcusik, rany boskie! Kto ci to zrobił? - podeszła niebieskooka dziewoja, mająca w głowie tylko seks i randki, po czym zaczęła marać moją twarz, swoimi dłońmi z niebiańsko długimi tipsami.
- Nie powinno cię to interesować i przestań mnie dotykać - warknąłem strzelając jej palcami w nos - won stąd Trix, mówiłem ci wiele razy, że nic z tego nie będzie.. idź sobie w końcu..
- Ale... ale ja chciałam tylko spędzić z tobą czas, skarbie - zbliżyła się jeszcze bardziej, przez co wykonałem jeden krok wstecz, uderzając się w szafkę, która wisiała na ścianie.
- A ja mam to w dupie durnoto jedna. Powtarzam ci to co chwile, że masz się ode mnie odwalić i w tej chwili wychodzisz sama, albo ja cię wyprowadzę - syknąłem przez zęby.
- Jesteś okropny! - sprzedała mi liścia, przez co odwróciłem głowę w bok, starając się nie wjebać jej na oczach MJ, która oglądała ten cyrk z kanapy.
Biorąc głęboki wdech, popatrzyłem na blondynę wkurwionym wzrokiem i chwyciłem za koszulkę, którą miała na sobie, zaczynając ją wręcz targać za sobą ku wyjściu.
- Jesteś okropny, to na pewno przez tą młodą zdzirę! - krzyknęła nim, zatrzasnąłem jej drzwi przed nosem, więc po prostu uruchomiła we mnie potwora, którego udało mi się kontrolować do takiego stopnia, że złamałem tylko dziewczynie nos, trafiając z pięści, a następnie niczym się nie przejmując, zajebałem jej jeszcze prawdopodobnie drzwiami, gdyż usłyszałem tylko jęknięcie.
- A teraz mogę pogadać z tobą.. - spojrzałem się na siedemnastolatkę poważnym wzrokiem. - odbiera się do cholery telefon.. dzwoniłem trzy razy..
- Wybacz, nie słyszałam, miałam włączoną muzykę.. sprzątałam tutaj trochę, a ona zjawiła się tak nagle.. - tłumaczyła.
Na jej słowa przetarłem dłońmi twarz. - Nie musiałaś, ale następnym razem po prostu miej łaskawie telefon przy sobie.. ja uniknę niepowołanych gości, a ty będziesz wiedziała przynajmniej czy możesz taką osobę wpuścić, ewentualnie zawsze możesz napisać wiadomość..
- Dobra, zrozumiałam, sorry..
Po jej słowach, upewniając się, że upierdliwa Trixi zniknęła z zasięgu moich pięści, poszedłem po zakupy, które wypakowałem w kuchni i powkładałem w odpowiednie szafki.
- Weźmiesz rzeczy od siebie, czy chcesz jechać na jakieś zakupy?
- Chyba wezmę je z domu - w jej oczach zauważyłem lekkie iskierki, gdyż tym pytaniem potwierdziłem jej ostatnie pytanie z nocy, kiedy pytała, czy może tutaj zostać.
- To chodź, podjedziemy..

***

Jadąc w ciszy, w kierunku jej mieszkania, w końcu coś mnie strzeliło, aby się odezwać, ale nie spodziewałem się, że z moich ust wyjdzie aż taka głupota.
- Nie rozumiem..
- Czego?
- Nie rozumiem, jak możesz jeść płatki z zimnym mlekiem - spojrzałem się na nią ze szczerym uśmiechem na ustach.
- Da się inaczej? To już będzie profanacja płatków!
- Najpierw płatki później CIEPŁE mleko - podkreśliłem odpowiedni wyraz.
- Chyba cię pogibało - spojrzała na mnie jakbym był niezłym ufoludkiem - pierw ZIMNE mleko, a później płatki.
- Gówno prawda, ciepłe.
- Zimnie.
- Ciepłe, nie niszcz mi dzieciństwa - zaśmiałem się, robiąc minę zbitego szczeniaka, przez co MJ, wybuchnęła śmiechem, więc w takiej atmosferze dojechaliśmy na miejsce...

MJ?
1368

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz