7 lutego 2020

Od Marcusa CD MJ

Delikatny blask księżyca, wpadający do domu od dobrych trzech godzin nie daje mi spać, przez co staram się robić dosłownie wszystko ze swoim ciałem. Zakrywałem już oczy ręką, próbowałem już nawet poduszką, ale zawsze gdzieś znajdzie się ten kawałek światła odbitego, który trafi do któregoś oka. Jest druga w nocy, a ja muszę wstać o szóstej aby wjechać po kawę do knajpki, bardzo znanej firmy. Jestem kim jestem, ale cholera mój mózg nie może pracować przez dwadzieścia cztery godziny tygodniowo. Tym sposobem się zamęczę i będzie ze mną źle.
Kiedy już miałem wyłączyć myślenie i odpłynąć moje oczy ponownie zaatakowało światło tym razem z przeciwnego okna.
- Nosz kurwa, jebana mać! Mam dość!
Mało kiedy się wściekam na debilny księżyc, ale po prostu dzisiaj wszystko przeszło swoje granice.
Ubrałem na szybko jakieś jeansy, po czym zarzuciłem na ramiona koszulkę, z randomowym napisem, a następnie wciągnąłem buty. Zabierając kluczyki z wieszaczka, wyszedłem trzaskając drzwiami.
Kierunek warsztat. Jest tam na tyle ciemno, że żaden pierdolony księżyc się nie dostanie do moich oczu!
Wsiadając do shelby westchnąłem ciężko, ale już po chwili wdepnąłem pedał gazu i ruszyłem w odpowiednim kierunku.
Po dobrych dwudziestu trzech minutach, wyszedłem z pojazdu, aby udać się do drzwi wejściowych, które jak na złość się zacięły, więc zostały potraktowane z buta.
Huk rozniósł się po całej hali naprawczej sporym echem, przez co ta wydała się o wiele większa niż jest w rzeczywistości. Nie zastanawiając się dłużej, udałem się wgłąb budynku, zamykając za sobą drzwi. Bez zastanowienia postanowiłem udać się na kanapę w biurze i tam w końcu ułożyć się do snu...
***
- Cholera, kto jeszcze tym jeździ, przecież to jakaś tragedia! Nie możemy tego po prostu zezłomować i powiedzieć właścicielowi, że ten gruchot zniknął?! - spojrzałem na Johna, wychylając głowę z kanału, aby dostrzec co robi, lecz przez to prawie oberwałem kluczem francuskim, gdyż ten cisnął nim o beton z całych sił.
- Co ci w nim nie pasuje? - wyszedłem spod samochodu, wyglądając jak dziecko bawiące się w oleju. Olej był dosłownie wszędzie, nawet czułem go na ustach, ale przyzwyczaiłem się do tego.
- Nie mamy takich uszczelek, nikt ich już nie produkuje, poza tym ten silnik to dno.
Uniosłem tylko brew i wsłuchiwałem się w dalsze narzekanie przyjaciela, który był skłonny walnąć świecą zapłonową w szybę aby ta rozwaliła się w drobny mak, lecz w ostatniej chwili chwyciłem jego nadgarstek.
- Nie mam ochoty płacić za to dodatkowo..
- Załatw mi tą zjebaną uszczelkę..
- Nie możesz ty iść?
- Nie, ty sprawniej z tym sobie poradzisz i znasz lepiej takich ludzi.
- Dobra, niech będzie.
Ruszyłem w stronę zaplecza, aby doprowadzić się do stanu wyjściowego, co nie trwało wcale tak krótko, gdyż domycie dłoni od tego czarnego cholerstwa jest dość ciężkie.
- Będę za dwadzieścia minut.. - oznajmiłem wychodząc z budynku, po czym ruszyłem żwawym krokiem przed siebie, zapalając przy okazji papierosa. Może dym nie dolatuje do płuc, ale kiedyś sporadycznie paliłem, a chęć do czucia tego smaku w ustach została, więc uzbrojony w fajkę wędrowałem do sklepu, jednego z szaleńców, zbieraczy. Ten facet ma wszystko. Gdyby dobrze poszukał znalazłby pewnie jeszcze koronę, albo palec Elżbiety II. Idąc w określonym kierunku, zacząłem rozmyślać nad tym jak wygląda teraz moje beznadziejne życie, które ciągnie się dopiero siedem lat od mojego powrotu do żywych. Dalej większości nie rozumiem i nawet już nie próbuje, bo nie ma to większego sensu. Kiedyś samo to do mnie dotrze.
Zamyślony nie przejmowałem się niczym, lecz w pewnym momencie poczułem lekkie pchnięcie, przez co wróciłem myślami do świata realnego, spoglądając automatycznie w dół. Pod moimi stopami leżała dziewczyna, wraz z torebką, która wyglądała na strasznie babcinną, więc ją podniosłem, a kiedy skierowałem wzrok na odpowiednią wysokość dostrzegłem dwóch mężczyzn, którzy mieli na rękawach koszulek mały napis ochrony. Rzuciłem facetom przedmiot, pomrukując coś pod nosem. Z grzeczności, chciałem pomóc wstać tej młodej dziewczynie, jednak ta odtrąciła moją dłoń i poradziła sobie sama.
- Powinnaś się cieszyć, że nie zadzwoniłem na policję - mruknąłem patrząc w jej stronę, jednak ta tylko wywróciła na te słowa oczami. Świetnie, chcesz być dobrym, a człowiek ci się odpłaci totalną ignorancją.
- A weź spierdalaj, co.. - usłyszałem jak klnie. Na dodatek na mnie. Dzieciaki w tym świecie są bardziej niewychowane niż we wcześniejszych latach.
Zerknąłem na oddalającą się dziewczynę, ale nagle ta usiadła pod ścianą budynku, obejmując swoje kolana dłońmi.
- Na co się tak gapisz co? Zadzwoń sobie na te psy jeśli poprawi ci to humor.
Nie czekając dłużej ruszyłem w jej stronę pewnym, stanowczym krokiem, przed którym większość spierdala, ale najwidoczniej dziewczyna nie wie kim jestem, więc jej jedyną reakcją było spuszczenie głowy.
- Na cholerę mam robić tobie więcej kłopotów co? - kucnąłem kawałek od niej, więc mogłem chwilę się jej przyjrzeć.
Zmęczone oczy, ciemne kręcone włosy i tęczówki tego samego koloru. Jej twarz jest naturalna, nie wygląda na taką gdzie codziennie jest nawalana tona remów czy innych niepotrzebnych do życia tynków.
- Na chuj się gapisz - warknęła nagle.
- Będziesz zadzierać nosa? Po co ukradłaś torebkę - zmierzyłem ją wzrokiem i tylko poczułem, że jedno z moich ślep zmieniło kolor na czerwony, bardzo robotyczny kolor, lecz wróciło po chwili do normy.
- Nie interesuj się.
- Nie to nie chciałem pomóc jeśli zaszła by taka potrzeba, ale widzę, że dalej będziesz się z kimś bić, patrząc na twoje ręce.. Jeśli nie chcesz mojej pomocy, to wybacz lecz muszę iść.. - po tych słowach wstałem i powoli zacząłem kierować się w stronę sklepu tego wariata.
- Jestem po prostu głodna.. - usłyszałem bardzo, ale to bardzo cichy głos, który dotarł do moich uszu, przez co przystanąłem.
- Jadłaś cokolwiek? - powiedziałem będąc odwrócony tyłem do dziewczyny, oczekując na jakąkolwiek odpowiedź...
MJ?

915 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz