18 lutego 2020

Od MJ Cd Marcus

Jego twarz nie zrobiła na mnie wrażenia. Po tym jak złamał mi rękę domyśliłam się z kim mam do czynienia ale naprawdę mi to nie przeszkadzało.
- Powinnam już iść - mruknęłam podnosząc się. Wszystko mnie bolało. To był cud, że mój kręgosłup ocalał.
- Ile? - powtórzył pytanie, które ponownie zignorowałam. Szukałam moich ubrań. - Możesz ze mną porozmawiać? - spojrzałam na niego. To nie była MJ, którą zna. Zrzuciłam tą tarczę, którą cały czas się zakrywałam. Nie miałam siły dalej się za nią ukrywać.
- Nie wiem. I nie chcę twoich pieniędzy. Z długów w długi. Wyjadę jeszcze dzisiaj. Zmienię wygląd, ogarnę lewe dokumenty. Marry Jane Watson nie żyje. Gdzie są ubrania?
- Suszą się. Myślisz, że bez szkoły znajdziesz jakąś pracę? Zwłaszcza z tymi ocenami?
- Nie miałam czasu na szkołę i naukę - usiadłam na łóżku i wlepiłam w niego wzrok.
- Bo co? Bo imprezowałaś? Staczałaś się? - poczułam jak łzy znowu napływają mi do oczu. Było jak poprzedniego dnia.
- Nic o mnie nie wiesz, a zachowujesz się jakbyś był moim ojcem. Żałuję, że wczoraj do ciebie zadzwoniłam. Mogłam odpuścić po tym jak wszyscy mnie olali. Też mogłeś to zrobić.
- Słyszysz siebie? - jedyne czego w tej chwili potrzebowałam to odrobina współczucia. Jakieś ciepłe słowa. Jedyne co dostałam to wyrzuty.
- Nie wiem dlaczego uważałam, że w końcu spotkałam kogoś kto wyciągnie mnie z tego bagna, w którym tonę od dłuższego czasu - zaczęłam schodzić po schodach.
- Przecież chcę ci pomóc! Cały kurwa czas - pokręciłam głową. Zagryzłam mocno wargę żeby się znowu nie rozpłakać.
- Co mi z tych pieniędzy? Myślisz, że jak oddam to ojciec nie weźmie więcej? Ja dalej będę sobie żyła swoim zjebanym życiem dopóki koledzy w garniturach nie przyjdą z zamiarem zrobienia ze mnie taniej dziwki. Błędne koło - wzruszyłam ramionami. - Tak  tak. Wiem, że inni mają gorzej. Matka mogłaby im na przykład umrzeć. Tak samo ojciec. Ale wiesz co ci powiem. Chyba wolałabym żeby zostawiła mnie w ten sposób. Wiesz co czuje dziecko, które zostaje odrzucone przez własną matkę? Która zostawia jej bo znalazła sobie lepsze życie? Ma teraz dużo lepsze dzieci, którym ja najprawdopodobniej nigdy nie dorównam. Mają życie, o którym ja zawsze marzyłam. A ojciec? Jeszcze gorszy. Mam wrażenie, że to ja jestem powodem jego alkoholizmu i agresji. Przecież gdyby mnie nie było najprawdopodobniej dalej byliby razem z mamą żyjąc sobie szczęśliwie. Obydwoje skończyliby studia, znaleźli super prace, mieszkaliby w jakimś zajebistym domu. Ale niestety. Pojawiłam się ja i zjebałam im życia - nie wiem dlaczego zaczęłam ten monolog. Chyba czułam potrzebę wyrzucenia tego z siebie przed kimś po raz pierwszy. - Wiesz co było punktem zapalnym tego wszystkiego? Szkoła. Każdy jeden mnie tam nienawidzi. Byłam, jestem i będę śmieciem. Wszyscy ci to powiedzą kiedy zapytasz o mnie. Obstawiam, że ludzie, których nazywam przyjaciółmi też mnie nienawidzą bo jestem chodzącym problemem - cały czas stałam odwrócona do niego plecami opierając się o poręcz schodów, ponieważ ciężko było mi utrzymać się na nogach. Nie chciałam żeby widział te wodospady wypływające z moich oczu. - Myślisz, że nie chciałam się zmienić? Wiem, że mogłam iść do psychologa, opowiedzieć o sytuacji w domu ale co z tego? Trafiłabym do jakiejś obcej rodziny zastępczej albo do matki, która całe życie obwiniałaby mnie o zniszczenie tego co budowała przez lata. Miałam nadzieję, że przetrwam jeszcze trochę i jak skończę te osiemnaście lat to wyjadę gdzieś daleko i już nigdy nie wrócę do tego zjebanego miasta. Ale jak widać chyba już się poddałam. Nie mam siły.

<Marcus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz