20 lutego 2020

Od MJ CD Marcus

– Iść z tobą czy poradzisz sobie sama kosmitko? - rzuciłam mu złowrogie spojrzenie.
– Chodź ze mną łamaczu kobiecych nosów- wysiadałam z samochodu. - Wiesz z czym mi się to kojarzy? Był kiedyś taki mem „mój syn będzie łamał waszym synom serca, a córkom szczęki” - widząc jego bardzo niezadowoloną minę wybuchnęłam śmiechem. - Przepraszam. Proszę nie bij - zasłoniłam twarz rękami w żartach.
– Przysięgam, prosisz się o to od kiedy się poznaliśmy -  na samą myśl o tym, że mój nos mógłby skończyć w takim stanie jak ręka przeszły mnie ciarki. Przecież z niego nic by nie zostało. Totalna miazga.
– A właśnie. Nic nie wspomniałeś o - pokazałam mu gips i zaprezentowała go jak hostessa w teleturnieju. - Mam talent, nieprawdaż? Chyba zrobie sobie taki tatuaż na nodze. Albo może na szyi - patrzył na mnie jak zawiedziona matka na swoje dziecko, które właśnie zrobiło coś bardzo głupiego. - No co? 
– Nic nic. Będą do ciebie pasować. I tak wyglądasz jak kryminalistka - wzruszył ramionami wchodząc przodem na klatkę. 
– O boże mówisz jak stare baby - przewróciłam oczami. - Dziarki są super. Możesz wyrazić siebie i być inny niż wszyscy - spojrzałam na niego. - No w sumie ty już jesteś - rozmowę przerwała nam sąsiadka, która stała pod drzwiami z zakupami. 
– Ohoho! W końcu sobie kawalera znalazłaś? - z tego co zauważyłam nie miała okularów, wiec zapewne rozpoznała mnie po głosie i zarysie sylwetki.
– Tak jest! 
– To wpadnijcie na herbatkę! - kochana staruszka szukała kluczy żeby otworzyć drzwi. Podeszłam do niej i trochę z tym pomogłam. Otworzyłam jej drzwi.
– Innym razem. Trochę się dzisiaj spieszymy - pomogłam jej na szybko wnieść zakupy do mieszkania. - I proszę nie zapominać o okularach bo bez nich jest pani ślepa jak kret. Miłego dnia! - pożegnałam ją i zamknęłam za sobą drzwi. - Boże jak ja ją uwielbiam. Jest dla mnie jak babcia. Nie patrz tak na mnie - zaśmiałam się kiedy zobaczyłam, że patrzy na mnie ze zdziwieniem.
– Nigdy w życiu nie powiedziałbym, że jesteś typem osoby pomagającym staruszkom - weszliśmy do mojego mieszkania, które dzięki Bogu było puste. Na podłodze dalej były ślady krwi, których ojciec nawet nie przetarł. 
– Nie oceniaj książki po okładce - pogroziłam mu palcem. Zaprowadziłam go do sypialni, w której jak zawsze panował „artystyczny nieład”. - I uważaj na podłogę - jeden zły ruch mógłby skończyć się rozbiciem kilku butelek leżących na ziemi. -
– Niedaleko pada jabłko od jabłoni - mruknął. Chyba chciał to zachować dla siebie ale niestety mu nie wyszło. Nie chciało mi się z nim sprzeczać i zaczynać najprawdopodobniej bardzo nieprzyjemnej wymiany zdań więc po prostu udawałam, że tego nie usłyszałam. 
– Usiądź na łóżku i niczego nie ruszaj - wyjęłam z szafy dużą torbę i zaczęłam wrzucać do niej pierwsze lepsze ubrania z wierzchu nawet nie patrząc co to. 
– Kto to? - usłyszałam po chwili. Nie wiedząc o co mu. Chodzi odwróciłam się. Trzymał w ręce zdjęcie, na którym byłam z dawnym przyjacielem, Peterem. Jakaż ja wtedy byłam uśmiechnięta... i szczęśliwa. 
– Nikt ważny - wzruszyłam ramionami. - Przyjaźniliśmy się kiedyś.
– Dlaczego przestaliście? 
– Bo był irytujący. Bardziej niż ty. Ja wiem, że to wydaje się być niemożliwe ale to prawda - zapięłam torbę i przerzuciłam ją przez ramię. - Możemy iść - wstał i zabrał mi mój pakunek. - Poradziłabym sobie - mruknęłam.
– Nie marudź. Będę czekał w samochodzie jeśli chcesz jeszcze coś zabrać - kiedy zostałam sama mój wzrok skierował się na biurko. Zostały na nim resztki amfy. Próbowałam się powstrzymać. Bezskutecznie. Zebrałam resztki na palec i przetarłam nim zęby i dziąsła. 
– Od teraz koniec - mruknęłam do siebie. Nawet nie wiedziałam jak bardzo oszukuję samą siebie. Schowałam do plecaka kilka zeszytów, słuchawki, ładowarkę i kilka innych pierdół. Zbiegłam na dół nawet nie zamykając drzwi na klucz. Rzuciłam resztę rzeczy do bagażnika i usiadłam na miejscu pasażera. 
– Wszystko masz? - upewnił się gdyż najprawdopodobniej nie będzie chciało mu się przyjeżdżać jeszcze raz.
– Tak. W ogóle nie chwaliłeś się, że masz stalkerkę. Nie wyglądasz na playboya. To twoja była? - wszyscy wiedzą, że nienawidzę kobiet. Chyba że mówimy o mojej cudownej nibybabci. Nie ukrywam, że widok rozjebanego nosa tej pindy bardzo mnie rozbawił. Oczywiście zachowałam powagę sytuacji.
– Boże ale ty dużo gadasz - uderzył głową w kierownice kiedy staliśmy na światłach. To chyba zasługa małego pobudzacza. 
– No przepraszam bardzo ale po pierwszym dniu znajomosci chyba wiedziałeś w co się pakujesz. Mogę telefon? - wyciągnęłam do niego rękę. - Mój leży w ryżu. 
– Po co?
– No spotify mi daj - włączył aplikację i podał mi go bardzo niechętnie. 
– Tylko błagam włącz coś normalnego.
– Dobra dobra zamknij się - włączyłam „Hear me tonight”. Lubię takie klasyki. Oczywiście nie obeszło się bez disko ruchów i śpiewania. Marcus ma szczęście, że bozia obdarzyła mnie wręcz anielskim głosem. Ale ruszałam się jak kłoda... 

<Marcus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz