12 lutego 2020

Od Marcusa CD MJ

Wysyłając dziewczynę w kierunku toalety, wiedziałem, że nie skończy się to wcale tak pięknie jak myślałem. Przez chwilę, żyłem totalnym luzem, ale w pewnej chwili coś mnie tknęło i przypomniałem sobie, że w tamtym pomieszczeniu posiadam jebane okno, które wcale nie jest takie małe, więc można nim wyjść.
Boshe, Marcus.. jaki z ciebie debil.
Nasłuchując co się dzieje w pomieszczeniu, zorientowałem się, że raczej nikt nie myje rąk pod największym strumieniem wody, więc skierowałem swoje kroki do wyjścia.
Na zewnątrz nie było pięknej pogody, gdzie ptaszki mogły cicho śpiewać. Było jeszcze trochę za wcześnie, a jedyne co oświetlało ten ciemny las, był powolny wschód słońca, który zaczął delikatnie przebijać się przez korony drzew. Oczywiście, ten widok znam na pamięć, więc nie mam się co nim zachwycać, szczególnie, że za chwilę powinna tędy przechodzić MJ, która raczej nie znalazła innej drogi w tej gęstwinie, jaka panuje w tamtym miejscu.
- Nie jestem taki głupi jak ty - skomentowałem, widząc osobę, która bardzo sprawnie przebierała swoimi szczupłymi nóżkami, aby w jak najszybszym tempie się stąd zmyć. Gdy ta się zatrzymała, oświetliły ją dwa reflektory o ciepłej barwie, ujawniając niczym helikopter policyjny zbiega.
- Jaja sobie robisz. Nie chce mi się już bawić w te durnie gierki. Zabij mnie czy co tam chcesz. Odpuszczam. Naprawdę już kurwa odpuszczam - słysząc jej słowa, stałem jak słup, ze skrzyżowanymi rękoma. Starałem się nie roześmiać, ale to nie było wcale takie łatwe, gdyż jej zrezygnowany głos psuł wszystko. Czy ja wyglądam na morderce, który zabija swoje ofiary w lesie bez najmniejszego słowa? Gdybym taki był, nie dał bym jej żyć dłużej niż działające na nią środki nasenne. Na mą myśl, uśmiechnąłem się mimowolnie pod nosem, bo dawno nie słyszałem tak niedorzecznych słów na mój temat.
Gdy ta usadziła swoje młode cztery litery na schodkach, obok moich nóg, korciło mnie, aby poczochrać jej trochę tą fryzurę, ale coś czuję, że moja dłoń ucierpiała by na tym i spotkałbym się z milionem wyzwisk w moją stronę, więc po prostu zrezygnowałem i usiadłem obok niej.
- Masz fajkę? - z jej ust wyszło pytanie, którego w ogóle się nie spodziewałem, gdyż jeszcze przed chwilą myślała, że chcę ją zabić.
- Może przedstawisz się w końcu jako prawdziwa ty - powiedziałem wyciągając paczkę papierosów, wraz z zapalniczką z jednej z kieszeni.
- No co. Mary Jane Watson. To już wiesz. To, że mówią na mnie MJ też wiesz. Że mam 17 lat też wiesz. Ale nie wiesz kilku innych rzeczy, o których wiedzą tylko moi przyjaciele i naprawdę nie mam ochoty się nimi z tobą dzielić, bo nie jesteś mi bliski. Nie musisz wnikać w moje nudne życie ok?
Wystarczy ci sam fakt, że jestem MJ, pracuję w księgarni i przez ciebie opuściłam dzisiaj zmianę, dalej się uczę i lubię memy. I seriale. Paradokumenty albo "Chłopaków z baraków". Co z tą fajką?
Ten jakże długi monolog z lekka mnie zszokował, gdyż nie spodziewałem się, że dziewczyna, będzie chciała podzielić się ze mną tymi faktami, które oczywiście znałem, ale mniejsza. Młoda nie wie, że wiem więcej niż jej się wydaje, ale to tylko przez to, że lubię dużo szperać.
- Proszę bardzo - wyciągnąłem w jej stronę paczkę bibułek wraz z zapalniczką. - Wiesz poza tym, wiem, że lubisz czasami nieźle się załatwić narkotykami. Szkoda, takiej dziewczyny jak ty. Patrząc na to, że jesteś młoda i możesz dużo osiągnąć - wzruszyłem ramionami.
- Skąd niby wiesz co mogę osiągnąć? - prychnęła, wkładając papierosa do ust.
- Jestem najemnikiem, wiem więcej o tobie ty o sobie - zaśmiałem się, mając nadzieję, że rozluźnię trochę tą atmosferę. - ale nie martw się, nie wiem kiedy srasz, w takie detale nie wchodzę - w tamtej chwili miałem ugryźć się w język, ale darowałem to sobie i powiedziałem co miałem powiedzieć.
Kiedy ta spaliła papierosa, wróciliśmy do domu, aby się jeszcze trochę ugrzać.
- Chcesz coś zjeść? - zapytałem stając przy lodówce.
- W sumie, jeśli chcesz zrobić, to zjem coś.. - rzekła siadając na kanapie.
Nie zastanawiając się dłużej, zrobiłem na szybko jakieś tosty, po czym podałem jej na talerzu, wraz z herbatą, bo przecież nie dam jej do śniadania zwykłej wody, szczególnie, że ta nie toleruje jej.
- Proszę bardzo.. smacznego.
***
Godzina siódma piętnaście, więc to odpowiedni czas aby się zbierać w końcu do miasta. Ja w końcu mam robotę do skończenia, a ją odstawię przy okazji pod jakiś szpital, bo w końcu nie jestem żadnym lekarzem, który od razu naprawi jej całą rękę. Mogłem pomóc tylko z nadgarstkiem.
- Zbieraj się i nie zapomnij tego - rzuciłem jej portfelem, a ta go złapała. - Nie mam zamiaru, później cię szukać, aby go oddać. - rzekłem zabierając kluczyki od wozu.
Kiedy ta już zebrała się do wyjścia, zamknąłem za nią drzwi i udałem się z nią do samochodu, aby dojechać do miasta.
Ta wsiadając do pojazdu, zaczęła się rozglądać, aby po usłyszeniu dźwięków muzyki, zacząć przełączać stację. Dobrze, że nie wybiera żadnych Radio Maryja, bo bym na głowę dostał, ale w akompaniamencie rocka, popu i mieszanki disco polo, dotarliśmy do miasta, więc podrzuciłem ją pod szpital.
- Jeśli czegoś będziesz chciała, to wpadnij do warsztatu tego nieopodal maca.. mogę zaoferować ci za to "porwanie" usługi jak ktoś będzie cię gnębił czy cokolwiek innego..., a teraz wybacz, ale zaraz się spóźnię - rzekłem, a ta zamknęła drzwi od samochodu, ruszając do budynku.
Może jeszcze się spotkamy. Na tę myśl uśmiechnąłem się pod nosem i wjechałem na miejsce pracy...


MJ?
874

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz