5 lipca 2020

Od Gabriela CD Jacksona

Miał być to niewinny wieczorny spacerek, ale jak zwykle coś musiało się zdarzyć. A zaczęło się od tego, że mój kochany brat bliźniak wbił mi do mieszkania, po czym rozkazującym tonem kazał się przejść do sklepu, abym kupił jakieś przekąski, bo jak on to powiedział "robimy wieczór filmowy". Fajnie że dowiedziałem się o tym jakieś niecałe dziesięć minut temu.
Tak więc byłem w drodze do najbliższego spożywczego, kiedy to nagle moim oczom ukazała się przedziwna istota. Musiałem aż się zatrzymać i przyjrzeć się temu czemuś, bo jakby tak odejść bez popatrzenia sobie?
Jaszczur, bo tak z resztą wyglądała postać, patrzył na mnie swoimi żółtymi ślepiami, a ja nagle poczułem emanujący od niego zapach krwi. Oczywiście czułem też inne zapachy dochodzące od tego stwora, ale z całą pewnością dominował odór posoki ludzkiej.
W pewnym momencie to coś zaczęło się poruszać w moją stronę, ale ja ani drgnąłem. Co prawda nie wiedziałem co to jest, ale byłem ciekawy czy będzie chciało mi coś zrobić, bo jak na razie wygląda dosyć spokojnie.
Jak to mówią, to co dobre, szybko się kończy. Usłyszałem tylko krzyk za sobą, a stwór jakby od razu przystąpił do ataku. Był tylko jeden mały problem, a mianowicie ja. Stałem mu na drodze, dlatego też oberwałem z pazura. Początkowo myślałem, okej czasem jak kotek się zezłości to podrapie, ale gdy zaczęło mi się kręcić w głowie, to zacząłem się zastanawiać co się dzieje. Jednak nim dobrze zacząłem przetwarzać myśli, to poczułem jak moje ciało osuwa się na ziemię. Na moment straciłem kontakt z rzeczywistością i czułem aż w moich żyłach wrze.
Po prostu patrzyłem się tępo przed siebie, a do moich kończyn i reszty ciała wracało powoli czucie. Po kilku minutach byłem w stanie podnieść się z chodnika, ale zawroty w głowie i dziwny szum, ani trochę nie ustał. Stwierdziłem że nic tu po mnie, po czym chwiejnym krokiem zacząłem się kierować z powrotem do domu, zapominając na ten moment dlaczego w ogóle byłem poza mieszkaniem.
Dobra w tym momencie najważniejsze było dla mnie dotarcie do bezpiecznego miejsca, czyli najlepiej by było, żeby było to moje mieszkanie. I tak, jakimś cudem doczłapałem się na miejsce, z każdą minutą, czując się odrobinę lepiej, ale wciąż coś dziwnego krążyło w moim organizmie.
- Gabe? Gdzie są chrupki? - Michael otworzył przede mną drzwi i spojrzał na mnie dość zmieszanym wzrokiem, po czym wciągnął mnie za ramię do środka. Prawie przejechałem twarzą po panelach, ale na szczęście w ostatniej chwili złapałem równowagę.
Zdenerwowany tym wszystkim, a szczególnie moim obecnym stanem, warknąłem cicho pod nosem, po czym uwaliłem się na kanapie. Mój brat od razu pojawił się przy mnie od razu z apteczką i zaczął się przyglądać mojej ranie na przedramieniu. Zadawał też jakieś sensowne pytania, a ja nie mając wyjścia musiałem na nie odpowiadać i to ze szczegółami.
- Z tego co mówisz to musiałeś natknąć się na kanimę - oznajmił mój młodszy brat bliźniak, obcinając kawałek bandaża, którym owinął wciąż krwawiącą ranę.
- Że niby co? - spojrzałem na niego zdziwiony, mając nadzieję, że mi wytłumaczy.
- Można powiedzieć, że kanima to wilkołak, któremu nie poszła przemiana i przypomina bardziej gada niż wilka. Oczywiście ma moce jak wilkołak, ale poza tym dysponuje groźnym jadem, który miałeś okazję przetestować - uśmiechnął się do mnie, na co wywróciłem oczami.
- Kiedy miną efekty tego całego jadu? - mruknąłem, rozumiejąc teraz znacznie więcej niż wcześniej.
- Zależy od twojego organizmu. Na nas nadnaturalnych działa to trochę inaczej. Zwykłego człowieka całkowicie by powaliło, a ciebie, jak sam widzisz nie do końca. No, ale efekty mogą się utrzymywać nawet do kilku dni. Nie martw się braciszku, zostanę i się tobą zaopiekuję przez ten czas!

~~*~~

To były trudne dni w towarzystwie mojego brata, który dość poważnie wziął się za opiekę nade mną. Choć nie wiem czy do końca można nazwać to opieką, gdyż na przemian z opatrywaniem mi rany i szykowaniem jedzenia, to nabijał się ze mnie. Traktował mnie na dodatek jak dziecko, które nic nie umie wokół siebie zrobić. Dobrze że nasz rodziciel o tym całym zajściu się nie dowiedział, bo jeszcze on by mi tu na chatę wbił i mnie nańczył.
Westchnąłem ciężko i spojrzałem na mojego pupila, który patrzył na mnie jakimś takim wkurzonym wzrokiem.
- A tobie niby co? - zapytałem na co Jupiter jakiś taki obrażony, poszedł do mojej sypialni, pewnie zrobić jakiś burdel. Super. Jak Michael wróci z wykładów to po nim posprząta, bo czemu nie?
Już miałem wrócić do wylegiwania się na kanapie, kiedy to mój ukochany pies nagle, jakimś cudem, rzucił we mnie swoim rozszarpanym pluszakiem. Zaskoczony spojrzałem na tego sierściucha, zastanawiając się o co mu chodzi. Ten nagle nie widząc po mnie jakiejś większej reakcji zaczął wyć i wydzierać się na przemian. Poirytowany patrzyłem przez cały czas na ten jego występ.
- Mam ci kupić nową zabawkę czy o co ci chodzi? - odezwałem się w końcu, na co pies od razu przestał wyć i zamerdał radośnie ogonem. No i wszystko jasne. Ten diabeł nie da mi spokojnie odpocząć.
Tak więc ubrałem się w jakieś przyzwoite ubrania, po czym wszedłem z mieszkania, które uprzednio zamknąłem na klucz. Przeszedłem się do najbliższego zoologicznego i o dziwo gdy tylko przeszedłem przez drzwi, to poczułem dziwnie znajomy zapach. 
Zdziwiony zmarszczyłem delikatnie brwi. W sklepie była jeszcze jedna osoba, mianowicie pracownik, który aktualnie wystawiał coś na półkę. Zbliżyłem się do niego bardzo po cichu, wdychając więcej tego zapachu. Teraz miałem pewność, że to ten sam zapach, który poczułem kilka dni wcześniej. Tylko wtedy był on przesiąknięty krwią. To by oznaczało, że ten mężczyzna, który aktualnie stoi do mnie tyłem, jest tą kanimą, którą ostatnio spotkałem.

<Jackson? :3>
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz