10 lipca 2020

Od Jacksona CD Gabriela

- Zastanawiam się nad twoimi słowami, więc chyba mogę trochę dłużej pomyśleć, chyba, że mam takiego nie robić, bo to ci akurat nie pasuje? - uniosłem lekko prawą brew, spoglądając na niego. - Wiesz, może i nie mam normalnego życia, jednak staram się aby ono tak wyglądało. Mam.. a raczej przez ciebie miałem pracę, dom i trochę szczęścia jakie panuje u mnie w domu, więc jeśli stwierdzasz, że trzeba mnie tresować, to daj mi chociaż zaczerpnąć mojego "normalnego" życia - jedno ze słów wziąłem w niewidzialny cudzysłów, który został podkreślony moimi palcami. - Nie wiem ile tutaj byłem, a w domu może na mnie czekać wygłodniały wąż, więc powiedz mi jak mam wyjść z tego cholernego buszu i gdzie my do cholery w ogóle jesteśmy, a najwyżej ty mnie nawiedzisz w domu, bądź w pracy, albo w jakiś sposób się zgadamy, nawet za pomocą telefonu.. - warknąłem opierając się o budynek. 
Nie mam bladego pojęcia co ten chłop ma w głowie, jednak czym dłużej z nim przebywam jestem coraz bardziej pewny, że nic dobrego. W ogóle jest on dość specyficzny, przez co dodatkowo mnie on fascynuje jeszcze bardziej, gdyż do tej pory nie mam pojęcia czym on w ogóle jest. Skoro po moim jadzie regeneruje się dość szybko, nie może być w takim razie zwykłym śmiertelnikiem.. Hmm
Zacząłem się w to zagłębiać coraz bardziej, jednak moje myśli przerwał on. 
- Idź, proszę.. prosto przed siebie, odnajdziesz się w końcu.. - wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. 
- No i super.. - warknąłem, spoglądając na niego z pogardą. Wiedziałem, że ten świr mnie znajdzie, nawet jeśli miałbym uciekać przez dobre trzy lata, jednak, teraz liczyło się dla mnie dotarcie do domu, gorący prysznic i zadzwonienie do szefa z największym kitem jakim zdołam wymyślić, aby tylko nie wylał mnie z tej pracy. Poza tym muszę upewnić się jaki mamy dzisiaj dzień, znaleźć swój motocykl, oraz zrobić wiele innych, ważnych dla mnie rzeczy. 
***
Docierając po dobrej dwugodzinnej wędrówce, przez tone krzaków, paproci, rowów i pól, dotarłem wreszcie do miasta. Jednak wyobraźcie sobie, że jestem na jego drugim końcu. Wydałem z siebie pomruk zawiedzenia, po czym przetarłem dłonią twarz. Miałem dość tego spacerku, jednak musiałem dostać się do mojego domu, do którego mam jeszcze z cztery kilometry. 
Doczłapując się do domu, po dłuższym czasie, zacząłem przeszukiwać kieszenie spodni, w których jak na złość nie znalazłem klucza od domu. No pięknie. Były dwa wyjaśnienia zagubionych kluczy. Pierwsze było takie, że ten wariat zajebał mi klucze, a drugie.. po prostu je zgubiłem. Oczywiście, mniejszym złem było zapodzianie ich gdzieś, ale nie wiem. Wziąłem portfel, z którego następnie zabrałem kartę z jakiegoś badziewnego sklepu, którą użyłem do tego aby odblokować drzwi, więc po jakiś siedmiu minutach męczarni z kartą, wszedłem do domu, w którym była cisza i spokój. Cóż, nigdy nie było tutaj jakoś specjalnie głośno, jednak kiedy wszedłem głębiej pomieszczenia, zobaczyłem uchylone drzwi terrarium. No to kurwa mać świetnie... czeka mnie szukanie tego jebanego węża, tylko nie uśmiecha mi się go szukać będąc całym ujebanym, więc udałem się na górę, przy okazji się dokładnie rozglądając czy nie ma zbiega gdzieś w widocznych miejscach, jednak go tam nie znalazłem. Wziąłem z szafy czyste ubrania, następnie idąc pod prysznic, który mi się należał jak wężowi jedzenie. 
Nie stojąc pod natryskiem długo, wyszedłem po jakiś piętnastu minutach, po czym wrzuciłem brudne ubrania od razu do pralki. Dobra, czas znaleźć tą czarną mambę.. 
Zacząłem przeszukiwać wszystkie zakamarki, zaczynając od kanapy, aż po lampy w salonie. Nigdzie tej parówy nie było, przez co zaczęło mnie to coraz bardziej wkurzać. Gdzieś ty cholero polazła.. 
Tracąc już nadzieje, zajrzałem za terrarium, gdzie była zrobiona dziura na wszelkie kable i zasilacze, jakie tam się znajdowały, to było dość ciepłe miejsce, więc kiedy mnie olśniło, schyliłem się, aby dostrzec co tam się znajduje. I wiecie co? Zauważyłem tam cholerny ogon. 
- Chodź tu uciekinierze.. - warknąłem, chwytając zbiega. Jednak ten nie był mi dłużny i strzelił mnie. O nie, tak to nie będziemy się bawić. Wyjąłem go z kryjówki, jednak on dalej był wściekły za to, że pozbawiłem go jego ciepłego miejsca na wypoczynek, szczególnie kiedy zaczęła mu się wylinka. 
Trzymając go już w obu rękach widziałem tylko, ze chciał spokoju, więc bez zastanowienia, odstawiłem go do terrarium, gdzie bez namysłu poszedł się schować. 
Dobra, dwie rzeczy załatwione... teraz tylko reszta..
***
Dzisiaj trening no i oczywiście praca, którą jakimś cudem udało mi się odzyskać, gdyż gość łyknął bajeczkę, o wyjeździe moich rodziców, przez co musiałem zajmować się schorowaną babcią, poza miastem, więc nie miałem zasięgu, aby z nim się skontaktować. Oczywiście ja swoich opiekunów nie nazwałbym rodzicami, jednak tutaj to był mus, aby jednak to łyknął i nie zadawał zbędnych pytań. 
Chcąc wyjechać do pracy, przed maską samochodu zauważyłem Gabriela, który wyglądał dość... dziwnie? To chyba mało powiedziane. Wyglądał jakby był chory, albo mocno naćpany. Więc zaciągając hamulec ręczny wysiadłem z pojazdu. Wiedziałem, że niektórzy ludzie chcą dopaść istoty nadnaturalne, jednak nie jestem całkowicie pewien, co mu się stało, choć słyszałem, że nowy szeryf chciałby pozbyć się tych co najbardziej dają innym w kość.
- Co jest? - podszedłem do niego, marszcząc brwi, gdyż nie wiedziałem, czego mogę oczekiwać. 

Gaaabe? ;3 Tak cham ze mnie :3 
843 słów.
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz