28 lipca 2020

Od Keiry CD Gabriela

- Jak można być tak okropną osobą - przewróciłam oczami patrząc jak wychodzi powoli z pokoju. - Czy on nie jest przypadkiem adoptowany? - spojrzała na śpiące niewiniątko kiedy drzwi się zamknęły. - Współczuję ci dzieciaku - usiadłam na krawędzi łóżka i delikatnie pogłaskałam go po głowie. Z pokoju wyszłam po kilku minutach. Walter wyglądał tak rozkosznie kiedy spał. Nie mogłam mu się oprzeć. 
Kiedy wróciłam do siebie od razu położyłam się do łóżka. Nie miałam większych problemów z zaśnięciem. Dalej byłam wyczerpana po ostatnich wydarzeniach. Otulona ciepłą kołderką odpłynęłam do krainy snów.
Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez otwartą roletę. Jęknęłam cicho niezadowolona i przewróciłam się na drugi bok. 
- Mamo! - zignorowałam ten krzyk myśląc, że Walter próbuje znaleźć swoją rodzicielkę. Schowałam się bardziej pod kołdrę i próbowałam zasnąć. - Nie ignoruj mnie! - poczułam jak coś wskoczyło na łóżko, a sekundę było już na mnie. - Wstawaj! Wstawaj! - kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. Obróciłam się na plecy, a mój dręczyciel spadł na materac. - W końcu! 
- Co się dzieje? - mruknęłam rozglądając się przy okazji po pomieszczeniu. Byłam w zupełnie innym miejscu, a dziecko obok mnie ani odrobinę nie przypominało Waltera. 
- Chodź szybko! Tata zrobił śniadanie! - zamrugałam kilka razy. Tata? Mam męża? Co się do jasnej cholery dzieje? Dziecko? Szybko jednak zrozumiałam, że to sen. Sen, który zaczął się bardzo przyjemnie. 
- Już idę - uśmiechnęłam się do chłopca. Podniosłam się na równe nogi pełna sił i ciekawa tego co na mnie czeka. Wzięłam syna na ręce i w jego towarzystwie wyszłam z pomieszczenia. Zeszłam do kuchni znajdującej się na parterze. W końcu to mój sen. Byłam cholernie ciekawa kim był wybranek mojego serca. W pierwszej chwili obstawiałam Connora. Był moim pierwszym crushem na uczelni. Gdyby nie jego prześliczna dziewczyna najprawdopodobniej dalej jego zdjęcie wisiałoby w moim pokoju.
Usiadłam razem z dzieckiem przy stole i nałożyłam nam po kilka naleśników. Młody dopadł się do czekolady. Nałożył jej tak dużo, że zasłodziłam się od samego patrzenia. Słysząc, że ktoś robi coś w pokoju obok postanowiłam sprawdzić kim jest mój mężuś. 
- Kochanie! - wymruczałam i wychyliłam głowę za drzwi. Mój uśmiech zniknął razem z cudownym nastrojem. Widząc Gabriela w fartuchu, który wkładał ubrania do pralki momentalnie obudziłam się głośno dysząc. Moje koszmary zaczęły przybierać nową formę. Szczerze wolałabym żeby mnie coś rozszarpało albo zjadło niż to okropieństwo. 
Był ranek. Znowu. Tym razem na szczęście byłam w miejscu, w którym zasnęłam. Nie słyszałam krzyków dzieci.
- Jest dobrze - odetchnęłam z ulgą i podniosłam się z łóżka. Wyjrzałam z pokoju żeby zbadać teren. Czysto. Zero pana G. Postanowiłam więc zrobić śniadanie dla całej rodzinki, no, prawie. Jednemu z jej członków najchętniej naplułabym na talerz. W każdym razie postanowiłam obudzić Waltera żeby mi z tym pomógł.

<Gabrysiu?>
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz