23 lipca 2020

Od MJ Cd Peter

Praca detektywa jest męcząca i cholernie trudna. Zgubiłam George'a po godzinie. Dosłownie przepadł.  Zdenerwowana, cicho wyklinając pod nosem weszłam do najbliższej piekarni. Nie miałam czasu na zrobienie zakupów a krucho z hajsem żeby coś zamówić. Wzrok wlepiony miałam w telefon sprawdzając stan kotna. Kochana mamusia jeszcze płaci jakieś alimenty. Cudnie.
- Cześć MJ, co dla ciebie? - słysząc znajomy głos podniosłam wzrok znad ekranu i ze zdziwieniem wlepiłam go w stojącego na przeciwko mnie Parkera. 
- Dwie bułki i pączka z marmoladą ale polanego lukrem a nie posypanego cukrem - mruknęłam chowając telefon do kieszeni. Parłam się o ladę i obserwowałam jak Peter krząta się za nią. - Długo tu pracujesz? 
- Jakiś czas - wzruszył ramionami podając mi worek z zamówieniem. Wbił wszystko na kasę - Dolar trzydzieści się należy - zapłaciłam telefonem.
- O której kończysz? - spojrzał na zegarek.
- Dokładnie za siedem minut - schowałam zakupy do plecaka.
- Chcesz coś porobić? - oczywiście, że to była część planu. No może też nie do końca bo faktycznie chciałam z nim coś porobić. Nie miałam chęci na spędzenie wieczora w samotności.
- Jasne! - ucieszył się jak dzieciaczek, który właśnie dostał cukierka od nieznajomego. A ten nieznajomy wpakuje go do ciężarówki i zabierze na przesłuchanie...
- Poczekam przed wejściem - i odeszłam dopuszczając innych klientów do kasy. Usiadłam na chodniku przy piekarni i oparłam się o ścianę budynku. Wyciągnęłam pączka i mój super notatnik.
"PENIS PARKER PRACUJE W PIEKARNI NA WELLINGTON ST.
kutas coś knuje NIGDY NIE WIDZIAŁAM GO W ROBOCIE"
Spokojne konsumowanie jakże pysznego pączusia przerwał mi facet w garniturze. Rzucił mi drobniaki myśląc najprawdopodobniej, że jestem bezdomna.
- Kutasie czy ja ci wyglądam na menela! - krzyknęłam za nim, a w odpowiedzi pokręcił tylko głową nawet nie odwracając się w moją stronę. - Oby ci się pies okocił! - warknęłam i wróciłam na wcześniejsze miejsce. - Znalazł się bogacz kurwa mać - wgryzłam się w bułę i wlepiłam wzrok w ekran telefonu, na którym przeglądałam memy.
- Sorki, że tak długo! Miałem jeszcze kilka rzeczy do ogarnięcia - spojrzałam na zegarek. Pokręciłam zawiedziona głową. 
- Zawiodłeś mnie - podniosłam się powoli i otrzepałam z kurzu. - Dziesięć minut spóźnienia. Ja nie czekam tak jak Francis Underwood. Powinno mnie tu już nie być. Możesz czuć się więc wyjątkowy Parker - poklepałam go po ramieniu. - Co robimy? - otworzył usta żeby coś powiedzieć ale właśnie w tej chwili wpadłam na plan tak dobry, że nie miał prawa się nie udać. - Dobra nieważne. Pokażę ci coś - złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą. Nie protestował i bardzo dobrze. Zatrzymałam się dopiero przy sklepie spożywczym. - Czekaj tu grzecznie. Zaraz wracam - czułam się jakbym mówiła do psa. Ale mniejsza. Kupiłam butelkę czystej i sok na popitę dla świeżaka. Ukryłam je w torbie żeby nie wzbudzać na razie podejrzeń mojej ofiary. I nie, nie miałam problemu z kupnem. Mam lewy dowód. Poza tym halo. Wyglądam jakbym miała z dwadzieścia pięć lat.
- Co planujesz? - zapytał zdziwiony nie widząc żadnych reklamówek.
- Kupiłam prowiant. Idziemy na schodki - ruszyłam przodem. Dogonił mnie od razu i wyrównał krok. 
- Jakie schodki? - tak jak myślałam. Zacofany Parker nie ma o niczym pojęcia. 
- Zobaczysz.. Obiecuję, że cię nie skrzywdzę - zaśmiałam się. 
- Szczerze mówiąc cholernie ciężko mi uwierzyć w jakiekolwiek twoje słowo - przewróciłam oczami, a mój środkowy palec wylądował dosłownie między jego oczami.
- Wal się.

Kiedy dotarliśmy na miejsce słońce prawie całkiem schowało się za horyzontem. Zrobiło się trochę zimno, a ja nie wzięłam ze sobą niczego do ubrania. Cholera.
- No więc... witaj na schodkach Parker - mruknęłam ruszając przodem. Ludzi było dość sporo ale na tyle, że można było znaleźć miejsce dla siebie. Czym są schodki? Jak sama nazwa wskazuje są to schody wykonane z betonu. Leżą nad rzeką i jest z nich naprawdę przyjemny widok na miasto.- Jak można nie wiedzieć o tym miejscu - zeszłam na najniższy stopień i usiadłam. Szatyn zrobił to samo. 
- Fajnie tu - rozejrzał się. Przyjemny, ale bardzo chłodny wiaterek sprawił, że moja burza włosów zaczęła wyglądać jakby przeszedł przez nią huragan. Nic nie widziałam. Usłyszałam tylko i wyłącznie dźwięk robionego zdjęcia. Kiedy udało mi się wydostać z mojego chwilowego więzienia rzuciłam Peter'owi groźne spojrzenie. 
- Będziesz łamany - w odpowiedzi mnie wyśmiał mały chujek. 
- Już się nie denerwuj. To na pamiątkę żebyśmy mieli co wspominać jak będziemy starzy i niedołężni. 
- Nie wiem jak ty ale ja na starość będę grzać dupę w luksusowym domu starców na Florydzie. 
- Jasne. Już to widzę.
- Śmiesz wątpić?
- Tak - nawet nie pomyślał chwilę nad odpowiedzą. 
- Dobra cwaniaczku. Z racji, że zaczął się weekend postanowiłam cię trochę rozruszać. Rozdziewiczę cię - zmarszczył brwi totalnie nie wiedząc o co chodzi. - No dobra to zabrzmiało dwuznacznie - z plecaka wyciągnęłam alkohol - TA DA! Nie próbuj mi odmawiać. Będziemy grzeczni. 

<Peter?>
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz