7 lipca 2020

Od Jacksona CD Gabriela

Amok w którym byłem pogrążony był tak silny, że kiedy spojrzałem na stojącego przede mną człowieka sam nie wiedziałem, czy to jawa, a może jednak sen. Gabriel, wypowiadając nazwę tego potwora, uruchomił moje ciało do działania, zaczęło się buntować, przez co dało się zaobserwować na połowie mojej twarzy znikome ślady łusek, oraz w miejscu mych paznokci, wyrosły ostre pazury, które były gotowe do ataku.
- On wybrał ciebie, wybrał ciebie tylko ze względu na to, że kiedy go zobaczyłeś, twój puls był miarowy, bez żadnych odchyleń. Kanima szuka przyjaciela, który będzie jego przywódcą i przykładając dłoń, do łapy, przystałeś na to, ten potwór będzie się ciebie słuchał... - mówiłem strasznie poważanie, jednak po chwili przemiana się całkowicie cofnęła, więc mój umysł starał się nadążyć nad tym co właśnie się działo.
- Co ja tutaj robię? - spojrzałem na Gaba który wpatrywał się z zainteresowaniem. - nie nazywaj mnie psem na posyłki, bo nim nie zostanę - warknąłem, wstając z kanapy. - Nie gwarantuję uległości po mojej stronie, gdyż dostałeś bilet od kanimy, a nie ode mnie i radzę ci to zapamiętać, gdyż nie będę się powtarzał.. Pamiętaj tylko, że ta jaszczurka, zrobi wszystko, jednak jeśli posiadasz traumatyczne przeżycia, fobie bądź lęki, ona czuje to samo, przez co nie wykona czasami danego zadania.
Patrzyłem na Gabriela poważnie, wypowiadając te słowa, jednak ten nie był zachwycony z ich wydźwięku, więc zdenerwowany podszedł bliżej, przez co wyciągnąłem pazury, wbijając mu je w brzuch. 
- To mój drogi przyjacielu, za ogłuszenie mnie na parkingu.. - syknąłem wrednie, udając się w stronę wyjścia z mieszkania, gdzie następnie rozejrzałem się po okolicy, aby zorientować się gdzie jestem. Czas ruszyć do domu.. odpocząć od dzisiejszych wrażeń, więc udałem się na podziemny parking galerii, aby zabrać motocykl, po czym udałem się z wielką przyjemnością do domu. Tam czekało na mnie wygodne łóżko, które jeszcze nigdy nie powiedziało mi abym spierdalał, więc myślę, że ten mebel może być najwierniejszym przyjacielem człowieka. 
Wchodząc do mieszkania, rzuciłem pęk kluczy na ladę kuchenną, a następnie udałem się do łazienki po drodze ściągając koszulkę, której raczej nie będę potrzebował pod prysznicem. 
***
Przespałem resztę dnia, w spokoju, gdyż wiedziałem, że Gabriel będzie dochodził do siebie przez jakiś czas, więc moja głowa raczej nie uraczy od niego rozkazu. 
Nastał świt, a ja zebrałem się powoli ze swojego łóżka. Siadając na nim myślałem nad poprzednim dniem, jednak nie czas na rozpamiętywanie ubiegłych dni, muszę zdążyć do pracy, bo inaczej szef mnie zabije, a ja zostanę bez wypłaty, więc zebrawszy swoje cztery litery aby wstać, ruszyłem od razu na dół do kuchni z potrzebą zaparzenia sobie mocnej kawy. Po włączeniu ekspresu, spojrzałem do pojemnika na myszy, który stał pomiędzy salonem i kuchnią, gdzie te małe ofiary czekały tylko na pożarcie przez węża. Chwytając gryzonia za ogon, zaniosłem jednego do terrarium Tuptusia, a następnie obserwowałem jak zwierze zostaje bezlitośnie uduszone przez gada, a następnie pożerane w całości. Piękny widok. Uśmiechnąłem się pod nosem, idąc do szafy, po potrzebne ubrania, aby się ubrać i wyciągnąć swój sprzęt z szafy, bo mam zamiar dzisiaj iść na trening lacrosse, który odbywa się trzydzieści minut po skończeniu mojej pracy, więc przeszukałem komandora w zastraszającym tempie, aby wszystko znaleźć, oczywiście mój kij, był zerwany, więc mając jeszcze chwilę czasu, zabrałem się za jego splątywanie. Ubrawszy się, zszedłem ponownie na dół z całym sprzętem, który następnie wylądował w bagażniku mojego mustanga. Wróciłem do domu, aby wypić kawę, po czym spojrzałem na zegarek, który zbliżał się do godziny mojego wyjazdu z domu, więc wrzuciłem pustą szklankę do zlewu, po czym ruszyłem do pracy. 
***
Dzień w zoologicznym zleciał naprawdę szybko, niczym się nie przejmowałem, było sporo klientów, więc dniowy utarg będzie dość dobry. Nie mam co narzekać, szczególnie, że nie widziałem, ani nie słyszałem Gabriela, który mam nadzieję, będzie sobie jeszcze dogorywał przez kolejne dni. Wiecie wetknięcie mu kilku pazurów w brzuch, było tylko karą, która nie miała go zabić, po prostu chciałem go spowolnić w działaniach. Nie mam pewności po co będzie mu potrzebna kanima, więc wolałem zdobyć jednak trochę czasu. 
Ruszyłem na trening, gdzie już w szatni, wkurzył mnie trener ogłaszając, że nie będę kapitanem drużyny, gdyż znalazł kogoś lepszego i młodszego, więc złość jaka we mnie buzowała przyda się na boisku, jednak obawiałem się, że kanima wyjdzie podczas meczu. 
- Hayes! Zbieraj swój tyłek! - trener rzucił we mnie kaskiem, którego złapałem i ruszyłem na trening, który tak naprawdę okazał się być sparingiem z jakąś szkołą z niedalekich rejonów. Świetnie, zapomniałem kompletnie o tym.. Po niedługim czasie, zaczęliśmy tracić do nich trzy punkty, których nie było łatwo odrobić, ze względu na faule, jakie wykonywali przeciwnicy, jednak podając do kumpla z drużyny moje uszy wyłapały cichy głos. 
- Jackson.. - starałem się go zignorować. - Jackson, wiem, że mnie słyszysz. Potrzebuję kanimy.. - zacisnąłem szczękę odbierając piłkę i strzelając bramkę. Starałem się jak najdłużej ignorować ten głos, jednak kiedy spojrzałem na trybuny on tam siedział. Odwróciłem więc wzrok i starałem się dalej grać, jednak słowa jakie wypowiadał nie dawały mi spokoju, przez co coraz bardziej gotowało się we mnie, gdyż stwór chciał wyjść. 
- Nie wiem czy mnie słyszysz, ale spierdalaj chwilowo.. - rzekłem pod nosem. Chcieliśmy wygrać ten mecz, a kiedy zszedłbym z boiska mielibyśmy marne szanse, gdyż na rezerwowej siedzą dwie pokraki, które jak złapią piłkę to będzie cud. 
Po niedługim czasie, kończyliśmy mecz wygarną, jednak kiedy skończyliśmy się cieszyć zdjąłem kask i spojrzałem w stronę Gabriela, mając nadzieję, że nikt nie zauważy moich oczu...
Potrząsając lekko głową, zszedłem z boiska w stronę trybun, które zaczęły pustoszeć, więc oparłem się barierkę. 
- Czego chcesz... - warknąłem patrząc na chłopaka. 


Gabriel? ;3
908 słów. (wpakuj all pkt w zwinność)
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz