10 lipca 2020

Od Zaca CD Denver

- Nie no byłeś totalnie blisko. Zac - pies piszczał co chwila dając mi znać, że już nie ma ochoty siedzieć grzecznie na dupie. - Pijesz sam? Najgorzej.
- Nie nie. Piję z najinteligentniejszym człowiekiem jakiego znam - upił łyk piwa. 
- W takim razie powinieneś poznać mnie - kiedy chciał coś powiedzieć przerwałem mu. Włożyłem jabłko do ust i przytrzymałem je zębami, a wolną ręką wyciągnąłem butelkę whisky z reklamówki. Uniosłem brwi do góry dając mu do zrozumienia, że to propozycja. 
- Namówiłeś - na hejnał dopił piwo, a butelkę wyrzucił do kosza. 

Poszliśmy do parku. Po wypiciu butelki kupionej przeze mnie będziemy zastanawiać się co dalej. Usiedliśmy na jednej z ławek bardziej na uboczu żeby psy nas szybko nie zlokalizowały. Amon grzecznie położył się na ziemi i czuwał. 
- Więc - otworzyłem butelkę i podsunąłem mu ją. - dlaczego planowałeś spędzić wieczór na piciu w samotności? - bez protestów upił kilka łyków.
- Miałem iść do znajomego. Finalnie skończyłem z nieznajomym - uśmiechnął się i oddał mi trunek. Powtórzyłem czynność, którą wykonał przed chwilą. 
- Nowych przyjaciół najlepiej poznaje się pijąc - spojrzałem na etykietę butelki. - Danielsa w parku. 
- Masz w tym doświadczenie? - odwrócił głowę w moją stronę. Wyśmiałem go.
Do czasu opróżnienia całej butelki trochę pogadaliśmy. Wypytał o mnie, a ja dowiedziałem się kilku rzeczy o nim. Nic szczególnego. Z nerki, którą miałem przewieszoną przez bark wyciągnąłem zwiniętą bibułkę, w której znajdowała się nie do końca legalna substancja.
- Palisz? - spojrzał na mnie i to co mu proponuję. Miałem cichą nadzieję, że nie okaże się tajniakiem.Wtedy kaplica. 
- Jesteś dobrą wróżką? - wziął bletkę i włożył ją do ust. Zapaliłem jego oraz swoją. Już po chwili wokół nas dało się wyczuć przyjemny, specyficzny zapach.
- Myślisz, że dlaczego na ciebie wpadłem? - chwila relaksu niestety nie trwała długo. Usłyszeliśmy kroki, a sekundę później oślepiło nas światło latarki. 
- Dobry wieczór, policja - no i chuj bombki strzelił. Patrzyli na nas przez dłuższą chwilę. A my tak sobie siedzieliśmy blantami i pustą butelką. Nie miałem zamiaru spędzić nocy na dołku. Nie wiem jak z moim towarzyszem ale wolę jednak przespać się w łóżku. 
- Spotkajmy się przy spożywczym - mruknąłem i nie czekając na odpowiedź zerwałem się z ławki i razem z psem poszedłem w długą. Nawet się nie odwróciłem żeby sprawdzić co z Denverem. Mimo wszystko miałem nadzieję, że poszedł w moje kroki.

Siedziałem na schodkach przed sklepem sącząc powoli małpkę. Zamiast popijać wódkę sokiem paliłem papierosa. Trochę czasu już minęło. I tak nie miałem lepszych planów na wieczór więc po prostu czekałem.
- Szybki jesteś - słysząc znajomy głos podniosłem głowę do góry. 
- Już planowałem wycieczkę na komisariat żeby kaucję opłacić. Trochę ci zeszło - dopiłem resztkę zawartości butelki. - W każdym razie sorry, że cię zostawiłem. Nie chce mi się jebać po komisariatach w nocy. Matka dostałaby palpitacji jak zwykle. W ramach przeprosin zapraszam do siebie. Pokażę ci małego kotka - byłem już lekko, trochę bardzo podpity ale trzymałem się na nogach. W miarę. Nie wiem dlaczego ścięło mnie tak szybko. Przez zmęczenie? Jeden chuj. Chcę usiąść na sofie.

<Denver?>
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz