8 lipca 2020

Od Gabriela CD Jacksona


Patrzyłem z czystym zainteresowaniem na poczynania Jaszczura, powoli przy tym podnosząc się z podłogi. Ktoś patrzący na to z boku mógłby powiedzieć, że straciłem kontrolę nad sytuacją. Może i jest to po części prawda, ale ja nie zamierzam się poddawać. Dla mnie nie ma czegoś takiego jak "porażka".
Chwyciłem w dłoń leżący nieopodal nóż, który jak wiele innych narzędzi, był pobrudzony krwią. Nie przeszkadzało mi to. Nie jest pierwszy ani ostatni taki raz.
- Muszę przyznać, że zadziwia mnie twój upór - przyznałem, czując przez cały czas jego wzrok na sobie, kiedy to wyciągał ze swojego ciała przeróżne przedmioty, które tylko zdołałem w niego wbić. - Niektórzy na twoim miejscu już dawno by się poddali i ulegli... Lub ja bym się po prostu znudził i przyspieszył ich nieunikniony koniec. Jednak z tobą jest inaczej, widzę w tobie potencjał...
- Chcesz powiedzieć, że jestem podobny do ciebie? - prychnął, a jego spojrzenie w moim kierunku zdradzało odrazę jaką do mnie żywił. - Przed chwilą właśnie ci powiedziałem, że nie jestem taki jak ty!
Uśmiechnąłem się pod nosem i kiedy już w pełni stanąłem na nogach, zacząłem się bawić nożem w mojej dłoni. Broń zawsze wyręczała ludzi w wielu rzeczach, jednak kto by przypuszczał, że mordowanie gołymi rękoma jest takie satysfakcjonujące?
- Ciekawe, bo z tego co widziałem, to jesteś taki jak ja, o ile nie gorszy. Bo widzisz, ja przynajmniej panuję nad sobą, a ty... No cóż słabo ci to wychodzi, czego z resztą byłem świadkiem - oznajmiłem z zarozumiałem uśmieszkiem na ustach, wpatrując się rannego mężczyznę pustym wzrokiem.
- Mylisz się... - warknął w moją stronę, choć tak naprawdę dobrze wiedział że mam rację. Jak na razie się przed tym broni, ale to bez sensu. 
- Czyżby? Myślałeś kiedyś o tych wszystkich osobach które zabiłeś? Zginęły ponieważ nie kasz kontroli nad sobą, a raczej nad kanimą - podszedłem do stołu, w który następnie wbiłem z impetem nóż. - Chcę ci pomóc, pokazać ci dobrą drogę.
- Pieprzysz!
- Nad twoim słownictwem też powinniśmy popracować - zauważyłem nieco rozczarowany, po czym podszedłem znowu do Jacksona, jednak tym razem nie wykonałem kolejnego ruchu, nie teraz.
- Nie będę nad niczym pracował, szczególnie z tobą, daj mi święty spokój! - spojrzał na mnie wściekły, na co zirytowany chwyciłem go trochę mocno za włosy, unosząc przy tym jego głowę do góry.
- Słuchaj... Jesteś tylko jakąś beznadziejną podróbką wilkołaka. Twój organizm nie przemienił się w to co chciałeś czyż nie? Co za rozczarowanie, pewnie sam musiałem być rozczarowany sobą, hmm? - wymruczałem, nie puszczając ani na moment jego włosów, chcąc utrzymać z nim kontakt wzrokowy jak najdłużej. - Jesteś zwykłym potworem, którego sam stworzyłeś. Myślisz, że panujesz nad kanimą, ale to kanima kontroluje ciebie. Z takim tokiem wydarzeń nie zdziw się, że niedługo trafisz do pierdla - puściłem go w końcu, odsuwając się od niego na pewną odległość. Jeśli będzie trzeba to będę go prześladował tak długo aż nie przejrzy na oczy, a gdy to nie nastąpi, to po prostu go wyeliminuję.
- Jeśli chcesz dalej żyć w niepewności i łudzić się że masz kontrolę nad wszystkim to proszę bardzo. Uciekaj ile tylko będziesz miał sił w nogach, z przyjemnością będę obserwował twoją powolną porażkę, kiedy twoje szaleństwo i brak panowania nad sobą pociągną cię prosto za kraty, a kto wie, może i do grobu - odparłem spokojnie, po czym nie dodając ani jednego słowa więcej, opuściłem piwnicę.

<Jackson? :3>
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz