20 lipca 2020

Od Zaca CD Denver

Szkoła. Wysysacz dobrych pomysłów, nadziei, szczęścia, czasu… mogę tak w nieskończoność. Czuję się wyprany i wyczerpany za każdym razem kiedy przekroczę próg tego przybytku niedoli. Co jest zabawne? Za każdym razem kiedy tylko wychodzę czuję, że siły i chęć do życia powracają. 
Ostatnia lekcja. Udawałem, że słucham w rzeczywistości bazgrząc coś w zeszycie. Szczerze mówiąc cały wypełniony był projektami tatuaży, które w przyszłości przeniosę na skórę. Dzwonek. W końcu wybawienie z bólu. 
- Zróbcie zadania ze strony czterdziestej! Jutro kartkówka! – jęki niezadowolonych uczniów wypełniły całą salę. Nikt nie protestował. Wszyscy, co do jednego z prędkością światła spakowali się i wybiegli na korytarz żeby broń Boże nauczycielka nie kazała im zostać dłużej. – Zac zostań na chwilę – i tego właśnie chciałem uniknąć. Głośno wzdychając zarzuciłem plecak na ramiona. 
- Co się stało? – oparłem się o ławkę stojącą najbliżej biurka nauczycielki i grzecznie czekałem na to co ma mi do powiedzenia. Rękę dam sobie uciąć, że chodzi o frekwencję albo oceny.
- Masz ledwo pięćdziesiąt procent obecności. Nie przepuszczę cię do następnej klasy jeśli będziesz miał mniej niż połowę – usiadła na krześle i zdjęła okulary. Rzuciła mi przeszywające spojrzenie czekając aż jej przytaknę.
- Pani profesor proszę się nie martwić. Do końca roku będę na każdych zajęciach – powiedział Zac po czym następne zajęcia spędził w skateparku. Sądząc po jej wyrazie twarzy raczej mi nie uwierzyła ale szczerze mówiąc średnio mnie to obchodziło. – Miłego weekendu – i nie czekając na jej rekcję wybiegłem z klasy. Z szafki wyciągnąłem deskę. Wskoczyłem na nią już na korytarzu ignorując krzyk woźnej. – Otwórz drzwi! – dziewczyna przy nich stojąca pomimo zestresowania wybiegła przed szkołę i umożliwiła mi wyjechanie na dziedziniec. – Dzięki! 

- Mogłem zwinąć się z wami. Polly znowu kazała mi zostać i obiecać, że będę chodził na zajęcia – siedzieliśmy w trójkę na starej, zniszczonej sofie w starym skateparku, który już praktycznie należał do nas. Od kiedy wybudowani nowy dzieciaki bujają się tam u nikt nam nie przeszkadza. 
- Komedia będzie jeśli faktycznie cię nie puści – podał mi końcówkę skręta. Dopaliłem go do końca.
- Wtedy będę musiał wycałować jej rączki i błagać o litość. Jeśli będę musiał spędzić rok dłużej w szkole przysięgam, że rzucę się pod samochód – podniosłem się. – Będę się zwijał. Obiecałem matce, że pomogę jej z zakupami – stanąłem na desce. – Widzimy się jutro – i wyjechałem w stronę ulicy. Założyłem słuchawki dzięki czemu mogłem odciąć się od wszystkiego co mnie otaczało.
Przejeżdżając przez mniejsze ulice zazwyczaj nie zatrzymywałem się żeby sprawdzić czy nic nie jedzie. Do tej pory zawsze miałem szczęście i udawało mi się ujść z życiem. Niestety los chciał żeby moja dobra passa się skończyła. Wyjechałem centralnie przed samochód. Swoją drogą bardzo ładny. Czarne Camaro, które z przyjemnością zaparkowałbym na podjeździe. 
Wracając do nieprzyjemnej sytuacji… Na moje szczęście auto nie jechało szybko. Nie zmienia to faktu, że i tak odepchnęło mnie przed siebie i przeturlałem się kilka metrów. 
- Kurwa mać – jęknąłem czując okropny ból w ręce. Był tak silny, że aż się z niego zwijałem. Oprócz tego twarz też sobie trochę poobijałem. Mimo wszystko najgorsza była ręka. Kiedy zobaczyłem spore wybrzuszenie w okolicy nadgarstka zaczęło boleć jeszcze bardziej. Ujmując to jednym słowem: KURWA.

<Denv?>
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz