9 lipca 2020

Od Gabriela CD Keiry

Poczułem wzrok dziewczyny na sobie, przez co musiałem niestety na to zareagować. Niechętnie odwróciłem głowę w stronę białowłosej, patrząc na nią bez jakiś szczególnych emocji. No cóż relacje między nami były dość napięte i gdybym tylko miał możliwość, to dokończyłbym naszą wcześniejszą walkę. Jednak teraz jestem pod uważnym wzrokiem mojego rodzica, dlatego nic nie mogę zrobić Keirze. Niestety...
- Zaraz podam wam jedzenie - oznajmił starszy mężczyzna, krzątając się tam i z powrotem przy blacie kuchennym. Mruknąłem cicho pod nosem, proponując pomoc mojemu rodzicowi, jednak ten mi odmówił, każąc odpoczywać. Moim zdaniem mogłem już spokojnie robić wokół siebie, ale nie będę się kłócił z własną mamą.
Tak czy siak po kilku minutach dostaliśmy posiłek pod sam nos. Danie składało się ze smażonej ryby, przypiekanych ziemniaczków i surówki. Na dodatek był jeszcze kompot z truskawek do picia. Aż przypomniały mi się dobre czasy z dzieciństwa, kiedy jeszcze ta wiedźma nie pojawiła się w naszym życiu i mój rodzic sam sobie ze wszystkim radził. 
- Smacznego - mruknąłem pod nosem, po czym przystąpiłem do spożywania tego co miałem na talerzu. Za plecami słyszałem śmiech tego małego gnojka, który najwyraźniej bawił się z psami. Dobrze, że Molly była w pracy, inaczej nie wyrobiłbym z tą dwójką w jednym pomieszczeniu. 
- Jak tylko zjecie, chciałbym z wami porozmawiać - odezwał się mężczyzna, a ja nawet nie miałem zamiaru się z nim sprzeczać. Dobrze wiedziałem, że prędzej czy później ta rozmowa będzie miała miejsce. 
- Znaczy się... O tym co się stało? - zapytała niepewnie dziewczyna, na co ja lekko poirytowany wywróciłem oczami.
- Tak, a o czym niby innym mielibyśmy rozmawiać, Sherlocku? - prychnąłem. Od razu poczułem na sobie surowe spojrzenie. Skuliłem się lekko na swoim miejscu udając, że jestem wielce zainteresowany nabiciem ziemniaczka na widelec.
- Gabe - usłyszałem chrząknięcie ze strony rodzica, wiedząc że jest to upomnienie. Jak na razie...
Nic już nie mówiąc, zjadłem w ciszy posiłek, choć w połowie dołączył do nas Walter, który zaczął zadawać więcej pytań niż powinien. Chciałem go uciszyć, a najlepiej to wygonić z pomieszczenia, ale nie mogłem tego zrobić przy starszym szatynie. 
Kiedy tylko skończyliśmy jedzenie, mój rodziciel odłożył brudne naczynia do zlewu, po czym zaprosił nas na kanapę, a on sam zajął miejsce w fotelu. Kazał młodemu iść do swojego pokoju, gdyż najwyraźniej nie chciał by ten słyszał tę rozmowę. 
- Chcę wiedzieć, czemu byłeś w postaci wendigo i na dodatek całkowicie straciłeś nad nią kontrolę - moja matka odezwała się surowym tonem. Spiąłem się lekko, nie lubiąc tego typu rozmów, gdyż nigdy nie chciałem zawieść najbliższej mi osoby, która poświęciła dla mnie aż tak wiele.
- To był wypadek - odpowiedziałem dość pokornie, spuszczając spojrzenie swoich oczu na dłonie. 
- Wypadek?! O mało nie zabiłeś tej biednej dziewczyny! - podniósł trochę głos, wbijając przy tym palce w oparcie fotela. Widziałem że jest zmęczony i zmartwiony. Pewnie znowu męczyły go koszmary, a ja jeszcze na dodatek dołożyłem mu kolejnego zmartwienia. 
- Poza tym postawiłeś mnie w sytuacji, w której musiałem strzelić do własnego syna - dodał szeptem, na co Keira siedząca obok mnie, jakby drgnęła. Mężczyzna przetarł swoimi przepracowanymi dłońmi twarz, a psy czując jego zdenerwowanie i stres, zbliżyły się do właściciela, kładąc się u jego nóg. Czułem się z tego powodu źle, ale tylko dlatego, że moja matka była w takim stanie przeze mnie.
- Przepraszam - odparłem całkowicie szczerze.
- Nie tylko mnie powinieneś przeprosić - westchnął ciężko, po czym przeniósł wzrok na białowłosą. - Za to jeśli chodzi o ciebie...

<Keira? :D>
Podliczone

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz